Czas alternatyw
Czy jesteśmy uwięzieni w status quo? Czy nowe lewicowe siły polityczne mogą popchnąć Europę do przodu? Czy możemy odzyskać kontrolę nad instytucjami publicznymi? Pytania te były podstawą żywych dyskusji na Zielonej Szkole Letniej w Białowieży.
Jak wobec zmian na europejskich scenach politycznych pozycjonują się formacje ekopolityczne? Przewodniczący polskiej Partii Zieloni, Adam Ostolski i Małgorzata Tracz, rozmawiali o tym z członkiem hiszpańskiej partii EQUO, Florentem Marcellesim.
Nowe barwy polityki
Gość szkoły letniej postanowił podzielić się swoimi spostrzeżeniami w sprawie odnoszącej w ostatnich miesiącach niemałe sukcesy partii Podemos. Nad Wisłą często uważana jest ona za przykład oddolnej, demokratycznej struktury, która stanowić powinna wzór prowadzenia nowej progresywnej polityki.
Obraz odmalowany przez Marcellesiego nie jest aż tak różowy. Jego zdaniem to formacja trzymana silną ręka przez jej lidera, charyzmatycznego eksprezentera telewizyjnego, Pablo Iglesiasa. Jego zdaniem sukces Podemos to pochodna dobrego momentu startu (przed wyborami europarlamentarnymi w zeszłym roku) oraz uznanie, że hegemonię zdobywa się w telewizji, a nie na ulicach.
– Syriza i Podemos to dwie różne formacje. Ta pierwsza jasno określa się jako lewicowa, ta druga takiej klasyfikacji się wymyka. Twierdzi, że walczy o nową hegemonię, jednocześnie maszerując do centrum. Jej wzrost ogranicza wewnętrzną demokrację i usztywnia hierarchię – objaśniał zgromadzonym.
Przypomniał również, że każda rewolucja rodzić może kontrę ze strony dotychczasowego establishmentu. Tak jest i w Hiszpanii, gdzie wsparcie biznesu oraz 15% w sondażach zdobywa uważana za bardziej prawicową, a zarazem również odwołująca się do poszerzania demokracji i walki z korupcją formacja Ciudadanos (Obywatele).
Zieloni w potrzasku?
Zdaniem Hiszpana EQUO z takim podejściem ma problem, preferując szersze, autonomiczne koalicje na modłę tych, które w niedawnych wyborach samorządowych zdobyły władze m.in. w Barcelonie i Madrycie. O ile Iglesias lubi stosować konfrontacyjną, niemal wojenną retorykę, o tyle w przekazie wspomnianych list lokalnych dominować miała… miłość.
Jego zdaniem wyzwaniem staje się lepsza komunikacja ważnych dla partii ekopolitycznych wątków – mówiąc np. o zmianach klimatu warto jego zdaniem odwoływać się do lokalnych przykładów. – Hiszpanów nie przekonają misie polarne, ale wizja tego, że za 30 lat nie będzie tu można uprawiać wina. – twierdzi. Kluczowe ma być portretowanie się nie jako formacja lewicowa, lecz ugrupowanie zainteresowane sprawiedliwością społeczną i ekologiczną.
Na ile hiszpańskie doświadczenia można przenieść na polski grunt? Zdaniem Ostolskiego także i u nas widać kryzys dotychczasowego systemu politycznego. Jego zdaniem przyszłością lewicowej polityki w Polsce są Zieloni oraz ruchy miejskie. – Najbliższe wybory parlamentarne będą niestety ogniskować się raczej wobec strachu przed zmianami na gorsze niż nadziei na lepszą przyszłość – przewiduje.
Tracz dodała z kolei, że Zieloni do dotychczasowego języka lewicowego dodają troskę o środowisko. Wyzwaniem na najbliższy okres pozostanie ich pozycjonowanie się na zmieniającej się polskiej scenie politycznej.
Fot. Robert Kielawski dla Fundacji Strefa Zieleni
Troska o przyszłość
Jedną z idei, która ma wyróżniać formacje ekopolityczne oraz dawać im polityczne paliwo jest koncepcja dóbr wspólnych (commons), o której również w Białowieży dyskutowano.
Specjalizujący się w niej Vedran Horvat tłumaczył, że obejmuje ona nie tylko dobra materialne, ale również praktyki i relacje społeczne. Stanowić ma alternatywę zarówno dla scentralizowanych, niepodlegających społecznej kontroli państwowych konglomeratów, jak i oddawaniu dóbr takich jak wodociągi w ręce prywatne. – Państwo zostało zdegradowane do roli usługodawcy wielkiego biznesu zamiast dostarczyciela usług publicznych – dodał.
To właśnie kontrola społeczna jest tu kluczem – nie chodzi o zrzucanie przez władze odpowiedzialności za usługi publiczne na organizacje pozarządowe, lecz o eksperymentowanie z nowymi pomysłami, takimi jak np. partnerstwa publiczno-społeczne czy zwiększenie społecznej kontroli, jak było w wypadku eksperymentu z zamianą formuły zarządzania wodociągami w Neapolu.
– Przerwijmy narrację o „nieefektywnym rządzie” i prywatyzacji jako jedynym rozwiązaniu problemów z zarządzaniem dobrami wspólnymi. Wymagają one nowej idei obywatelstwa, nowego poziomu społecznego zaangażowania i wrażliwości. Już dziś napędza m.in. kampanie na rzecz rekomunalizacji sieci wodociągowych w całej Europie, mobilizując lokalne społeczności, związki zawodowe oraz ruchy społeczne. Za współtworzeniem dóbr wspólnych musi powiadać się siła polityczna, która będzie ich bronić przed powrotem do status quo – apelował.
Zmiana nawyków
Grzegorz Piskalski z fundacji CentrumCSR.PL zaprezentował inny, praktyczny wymiar troski o dobra wspólne, a mianowicie zamówienia publiczne, realizowane przez polskie samorządy. Centrum, w ramach przeprowadzonego przez siebie monitoringu instytucji publicznych w 5 miastach wojewódzkich, chciało sprawdzić, jak często stosuje się w nich klauzule społeczne i ekologiczne, przyczyniające się do poprawy jakości życia czy generujące lokalne, godne zatrudnienie.
Niestety, jak dotąd w materii wychodzenia poza kryterium najniższej ceny stawiamy niezbyt śmiałe kroki. Nie ułatwia tego rozproszenie zamówień – dla przykładu poszczególne wydziały uczelni rozpisują własne przetargi.
Co ciekawe, wspomniane przed chwilą kryterium ceny nie zawsze musi oznaczać, że wybrana zostanie najtańsza oferta. Jak to możliwe? – Specyfikacje zamówienia mogą być bardzo szczegółowe. Urzędnicy mogą nie czuć tematu biodegradowalnych środków higienicznych, ale za to domagać się, by były one o zapachu lawendowym – mówił Piskalski.
Na szczęście jest nadzieja. W wyniku kontaktów z fundacją decydenci coraz częściej zaczynają rozumieć, o co chodzi w zrównoważonych zamówieniach publicznych. Korzystają z dostarczanej przez organizacje pozarządowe wiedzy, np. dotyczącej warunków, w jakich produkowany jest sprzęt komputerowy (CentrumCSR.PL współtworzy konsorcjum Electronics Watch). Lubią się również chwalić dobrymi praktykami, jakie udało im się wprowadzić. Niestety, lęk przed odwołaniami od wyników przetargu nadal spowalnia zmiany na lepsze.
Warto będzie zatem śledzić, czy w najbliższych latach zmiany w podejściu do zamówień publicznych nabiorą tempa.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.