Z życia „straconego pokolenia”
Mówią, że było gorzej
Zwiedzający Bilbao nie powinni zapominać o obowiązkowym spojrzeniu na czerwony dźwig Carola, pamiątkę po miejscowej stoczni. W latach 80., kiedy lokalny przemysł dogorywał, w wiadomościach z Kraju Basków stoczniowcy walczący z policją byli częstymi gośćmi. W 1988 r. zakłady ostatecznie skapitulowały. Bilans kilku lat walki obejmował m.in. wzrost bezrobocia do 22% (dla porównania, 10 lat wcześniej, w 1978 r., wskaźniki bezrobocia dla Kraju Basków sytuowały się w okolicach 6%), w tym 25% w prowincji Bizkaia. Aktywnie działała ETA i organizacje paramilitarne zwalczające ETA, pokroju GAL (Grupos Antiterroristas de Liberación), miasto wciąż liczyło straty po powodzi z 1984 r. Sytuacja polityczna była daleka od stabilizacji, zaledwie 6 lat wcześniej w Madrycie miała miejsce nieudana próba zamachu stanu.
„Ty sobie tego nie wyobrażasz” – powiedziała mi kiedyś P., rocznik 1960. – „Ja byłam z wyżu demograficznego. Kiedy kończyłam studia, w ogóle nie było pracy. Nawet na kurs komputerowy nie dało się dostać. Tylko bezpłatne praktyki. Musiałaś pracować za darmo całymi miesiącami. Potem, to było, zanim poznałam męża, pracowałam w szkole. Nie miałam nawet kontraktu. No wiesz, to była szkoła społeczna, dotowana przez państwo. Co miesiąc dostawałam czek, szłam do portierki i ona mi dawała kopertę z pieniędzmi”.
„Myślę, że w latach 80. było gorzej niż teraz” – podsumowała. Na to wygląda, chociaż nikt w stosunku do walczących stoczniowców nie używał określenia „stracone pokolenie”.
Bilbao się zmienia
Krajobraz miejski Bilbao uległ znaczącym przemianom w ostatnich 20 latach. Pojawiły się budynki znanych architektów i kajaki na rzece, z której zniknęła znaczna część zanieczyszczeń. Wczoraj stocznia, dziś Muzeum Guggeheima. Tylko nieliczni malkontenci oprowadzający wycieczki po dawnych hutach zwracają uwagę na niechronione kulturowe walory zabytków przemysłowych „Przemysł to ważna część naszej historii. Nie mamy innych zabytków niż te, w dodatku nie chronimy naszego dziedzictwa. W Manchesterze mają muzeum nauki i techniki w dawnej fabryce, a my największą stocznię w Europie rozebraliśmy tak, że został z niej tylko dźwig. I zbudowaliśmy Guggenheima, który wygląda tak samo, jak w muzea w Nowym Jorku czy w Londynie. To, co było unikatowe, zanika”.
Jedną z cech odróżniających Kraj Basków od reszty Hiszpanii jest – poza językiem, kulturą i historią – względna zamożność, która zapewnia regionowi pozycję prymusa w statystkach. Najniższe bezrobocie (16% w porównaniu do 26% w Hiszpanii) najwyższa średnia zarobków, najlepsze wyniki w matematyce (wg testów PISA).
Z drugiej strony kryzys ekonomiczny nie pozostał bez wpływu na nierówności pomiędzy hiszpańskimi regionami. Jak wskazują dane opublikowane przez „El Diario”, w 2008 r. PKB per capita Kraju Basków, najbogatszej wspólnoty autonomicznej wynosiło 129% PKB per capita w Hiszpanii, podczas gdy w najuboższej Estremadurze było to ledwie 69%. W 2012 proporcje te wyniosły odpowiednio 123 i 67%.
W drugiej połowie 2013 r. największe media w kraju systematycznie informowały o spadających z miesiąca na miesiąc wskaźnikach bezrobocia, co mogłoby wskazywać na koniec kryzysu. Radosne wiadomości były jednak przyjmowane ze sceptycyzmem, wynikającym z podejrzeń, że problem rozwiązano metodą „na Polskę”: „Spada, bo wszyscy wyjechali za granicę. Wszyscy moi znajomi, jak byli bezrobotni, tak dalej są”.
I rzeczywiście, kilka linijek pod nagłówkami można było przeczytać, że wraz ze spadkiem bezrobocia spada liczba zarejestrowanych w systemie ubezpieczeń społecznych, czyli oficjalnie zatrudnionych. Odnotować należy, że optymizm styczniowy nie przeżył nawet miesiąca: najnowsze dane (styczeń 2014) wskazują, że bezrobocie w całym kraju znów wzrosło, a procent zatrudnionych obniżył się do poziomu z 2002 r. Dziennik „El Pais” odkrył, że rozwój branży turystycznej mierzony wzrostem liczby odwiedzających nie przekłada się na wzrost zatrudnienia w Andaluzji, a „El Mundo” zasugerował wręcz, że w poprzednich latach kryzysu dodatnie PKB nie przekładało się na spadek bezrobocia. Nic zatem nie wskazywało na szybkie namnożenie nowych miejsc pracy.
„Ciężka sytuacja na rynku pracy dotknęła przede wszystkim ludzi młodych” – to zdanie było bez wątpienia najczęściej powtarzanym w ubiegłym roku w środkach masowego przekazu. W marcu 2012 r. bezrobocie wśród młodych ludzi przekroczyło pierwszy raz 50%. W styczniu 2014 r. wynosiło już 57,7%.
Zazwyczaj komunikaty tego rodzaju nie wychodzą poza deklaracje o publikacji cyfr. Dziennik „El Diario” poszedł jednak dalej i przyjrzał się kontraktom zawieranym przez młodych z przedziału wiekowego 25–29 lat. Znaczną większość (90%) kontraktów podpisanych w drugim trymestrze roku 2013 stanowiły umowy na czas określony. Bezrobocie jest dla młodych ludzi całkiem realną perspektywą, a sytuacja ekonomiczna w kraju jest dominującym tematem rozmów: niekończące się historie o znajomych bezskutecznie poszukujących pracy, zatrudnianych na umowy zlecenie lub na staże za 400 euro miesięcznie.
A także historie osobiste: „Nie wiem, co zrobię, jak mi nie przedłużą umowy. Nie wiem, co zrobię, jak mi nie zapłacą. Muszę iść do lekarza, znowu mnie boli. Chcę to załatwić, dopóki mam umowę”… Itd., itp.
Jak „terrorysta” z „faszystą”
W Kraju Basków, z uwagi na specyficzny kontekst, w dyskusjach kwestie ekonomiczne przecinają się z politycznymi. „Kurwa! Wszyscy narzekacie, że jest źle z gospodarką, tylko nic z tym nie robicie. Jak była demonstracja na rzecz więźniów z ETA, to było prawie sto tysięcy osób! Dlaczego tyle samo nie wyjdzie, żeby protestować przeciwko rządowi!” – „Nie! Na demonstracji było też o gospodarce, ale media tego nie pokazały, bo mają obsesję na punkcie terroryzmu. Media w tym kraju nie są wolne i ten kraj nie jest demokratyczny, tylko postrankistowski”.
Temat praw więźniów z ETA i polityki wobec osób związanych z ruchem na rzecz niepodległości Kraju Basków żywo mobilizuje społeczeństwo. „Najbogatszy region w kraju z najniższym bezrobociem, TAK BARDZO PRZEŚLADOWANI!” kpił znajomy znajomego w dyskusji na portalu społecznościowym, podczas jednej z rytualnych kłótni o „obrońcach terroryzmu” i „faszystach”.
Problem wykracza jednak poza kwestię niepodległości Kraju Basków i obejmuje też kwestię praw człowieka, związaną z bardzo szeroką interpretacją pojęcia terrorysty: „Ten chłopak, który umarł w więzieniu. Zamknęli go, jak miał 22 lata za kale borroka (walka uliczna). Dostał 13 lat więzienia za spalenie kontenera… Ja nie popieram terroryzmu, ani przemocy, w żadnym wypadku. Ale 13 lat za takie coś? W dodatku w wyroku było napisane, że nie należał do organizacji terrorystycznej, tylko że zakłócał spokój publiczny” – mówi V. „No, zostały mu 3 miesiące do wyjścia” – przypomina G. – „W dodatku w gazetach napisali, że się zabił, zanim jeszcze zrobiono autopsję”. „I to mnie wkurza! Znajomy kuzyna poszedł siedzieć na sześć lat za spalenie bankomatu…”.
I tak bezsilna złość sprawia, że hasła narodowe i ruch na rzecz uwolnienia więźniów motywują do wyjścia na ulicę.
Bezrobotni idą na studia
Na kursie o współpracy międzynarodowej na rzecz rozwoju wykonujemy ćwiczenia grupowe. Nie jesteśmy wprawdzie żadną próbą reprezentatywną (11 osób), jednak fakt, że większość z nas (wiek 23–38 lat) nie pracuje zawodowo, jest uderzający. Na prawo pracujące, w środku bezrobotne, na lewo studentki – zarządza prowadząca. Cztery na prawo, po trzy w środku i na lewo, jedna zdezorientowana pyta: „Ja studiuję, bo jestem bezrobotna, to gdzie mam stanąć?”.
Ze statystyk opublikowanych przez „El Diario” wynika, że w grupie wiekowej 25–29 podobną strategię wybrało 42,5% nieaktywnych zawodowo. Przyszłość po uzyskaniu dyplomu jest jednak raczej niepewna, bezrobocie najszybciej rośnie w grupie osób z najwyższym poziomem wykształcenia.
R i M, uchodźcy polityczni z Iranu, winę za ten rzeczy przypisują niewłaściwej organizacji studiów. „A wiesz, że tutaj nie da się wylecieć ze studiów? U nas w Iranie, to jakbyś nie zdała trzy razy, to wyrzuciliby Cię z uczelni. A oni tutaj po dziesięć lat studiują”.
„No i u nas wszyscy studiują inżynierię, a nie to co wy… socjologia. Przecież każdy widzi, jakie jest społeczeństwo, gdzie można po tym pracować”, mówi R. z wykształcenia inżynier, z zawodu kucharz.
Inny znajomy z Iranu twierdzi jednak, że ta strategia w Iranie nie jest skuteczna. „Mamy jakieś 40% bezrobocia, oficjalnie ze trzydzieści parę. Sankcje nas wykańczają. Wielu moich znajomych mieszka z rodzicami, nawet ci, którzy się wyprowadzili i założyli rodziny, wrócili. Teheran jest koszmarnie drogi”.
Nowe ćwiczenie, po prawej stronie stają osoby, które mieszkają z rodzicami, po lewej mieszkające samodzielnie. Mieszkających samodzielnie jest cztery W całym Kraju Basków, donosi „El Diario”, ponad 80% młodych poniżej 30. roku życia mieszka z rodzicami.
Zaczynamy zajęcia. Prowadząca mówi o cięciach środków budżetowych na pomoc rozwojową. W 2014 r. mają one wynieść 0,17% PKB (ok. 1,8 mld euro). Od 2008 r. środki przeznaczone na ten cel zmniejszono o 70%. Obcięcie funduszy o 75% odbije się też na działalności organizacji latynoamerykańskich, głównych odbiorców w hiszpańskiej pomocy, w tym oddolnych inicjatyw działających na rzecz poprawy sytuacji młodych ludzi.
Przyszłość w 3D
Mijamy dźwig Carola, schodzimy z mostu Euskalduna, jedziemy wzdłuż rzeki Nervion, w stronę dzielnicy Zorozaurre. Po dwóch kilometrach docieramy do dawnej fabryki ciastek. Tu co tydzień odbywają się otwarte warsztaty dla zainteresowanych techniką, prowadzone przez grupę entuzjastów ekonomii opartej na współpracy.
Motywem przewodnim jest drukarka 3D, która zdaniem prowadzącego ma zrewolucjonizować system produkcji, tak jak rozwój internetu zrewolucjonizował dziennikarstwo – umożliwi samodzielne produkowanie komponentów do maszyn. Nie wiadomo jednak, jak długo była fabryka ciastek będzie mogła gościć tego rodzaju inicjatywy. Plany rewitalizacji Zorozzaure przewidują przebudowę dzielnicy na biurowce według projektu Zahy Hadid. Niektórzy nazywają ten pomysł „budową drugiego Mahattanu”. Inni złośliwie mówią o naprawianiu konsekwencji jednej bańki na rynku nieruchomości za pomocą kolejnej.
Projekty alternatywne pojawiają się nie tylko w obszarach poprzemysłowych. Na wsi próbują połączyć siły producenci ekologiczni.
„Wcześniej cierpieliśmy wszyscy na tę samą chorobę – opóźnienia płatności. Nasz dostawca, który jest jedynym z głównych dostawców mleka w regionie, ciągle nie płacił za towar. Założyliśmy w końcu spółdzielnię. Próbujemy informować konsumentów o tym, jaki procent zysków trafia do producentów, ale nie możemy umieszczać tego na etykietkach, bo to jest nielegalne. Widzimy pierwsze zmiany, w mojej miejscowości małe sklepy zwiększyły zatrudnienie” – przekonywał przedstawiciel kooperatywy Esnetik na spotkaniu zorganizowanym przez Kolegium Baskijskich Ekonomistów.
„Ekonomia oparta na współpracy ma wiele zalet, ale też i wady, m.in. nie generuje zatrudnienia” – mówi zaproszona eskpertka. Pytanie, czy tradycyjna ekonomia wciąż jest je w stanie wygenerować, jakoś nie pada. Kiedyś ten kryzys musi się skończyć, powtarzamy jak mantrę, marząc o powrocie do czterdziestogodzinnych stabilnych tygodni pracy.
A jak nie musi, to nie musi, to nie wiemy.
Część cytatów pochodzi z bloga autorki – www.naobrzezach.blogspot.com
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.