Czy stać nas na oskładkowanie umów
Niemożliwe stało się możliwe. Premier ogłosił oskładkowanie umów cywilnoprawnych. Na początek umowy zlecenie, przy których zakres oskładkowania pozostanie poszerzony, potem umowy o dzieło. Jest o czym mówić – GUS ostatnio oszacował, że w 2012 r. 1,35 mln osób pracowało wyłącznie na podstawie umowy cywilnoprawnej.
Strona społeczna – centrale związkowe: OPZZ i NSZZ Solidarność proponowały takie rozwiązanie od dobrych kilku lat, poprzez odezwy, interpelacje poselskie, projekty ustaw i kampanie społeczne. „Śmieciowością” umów cywilnoprawnych, które stosuje się zamiast umów o pracę, zajmowało się też Porozumienie Kobiet 8 Marca podczas Manify w 2011 r. „Dość wyzysku – wymawiamy służbę”.
Jednym z podnoszonych przez wszystkie organizacje argumentów były straty dla budżetu państwa, powodowane nieoskładkowaniem. Wydaje się, że właśnie ten argument trafił w końcu premierowi do przekonania.
I w związku z tym decyzja rządu traktowana jest jako skok na pracowniczą kasę. „Oskładkują – mniej zarobisz, a pieniądze przepadną w bałaganie zwanym państwem” – mówią krytycy, powtarzając za organizacjami pracodawców, że przedsiębiorców nie stać na płacenie składek. Brzmi to jak znajomy refren, powtarzany od 200 lat. Przedsiębiorców wcześniej nie było stać na rezygnację z pracy dzieci, na 8-godzinny dzień pracy, na płatne zwolnienia chorobowe i na płacę minimalną też. Można zatem przypuszczać, że tak jak we wszystkich poprzednich przypadkach, system wzdrygnie się – i ruszy dalej.
Tyle że ponad sto lat temu powoli lecz nieustępliwie dążono w kierunku uprawnień pracowniczych i systemu państwa opiekuńczego. Teraz odnotowujemy stopniowe odchodzenie, widoczne w dyskursie przesunięcie z „uprawnień” na rzecz „przywilejów”. Jak dla mnie to przede wszystkim wyraz bezsilności wobec potęgi kapitału – przeświadczenia, że jeśli nie zgodzimy się na wszystko, kapitał przeniesie się gdzieś dalej, gdzie koszty są niższe, a zyski szybsze. Bezsilności wynikającej z doświadczania umiejętności kapitału do obchodzenia każdej propracowniczej regulacji, wyszukiwania prawnych nisz. Tak jak woda przesączająca się przez skałę – niby trwałą a jak się okazuje, pełną niewielkich dziur.
Nie bez kozery przywołuję tu wodne skojarzenia, w końcu zgodnie z neoliberalną maksymą, „przypływ podniesie wszystkie łodzie” – dajmy się innym bogacić i zatrzymywać jak najwięcej w kieszeni własnej, jak najmniej w budżecie państwa, to ostatecznie skapnie nam wszystkim, gdy kapitał przepływa jak woda. Od prawie 30 lat wiadomo, że to kompletnie nie działa i powoduje rosnące nierówności, ale teoria dobrodziejstw kapiącej wody nadal trzyma się mocno i tak będzie, dopóki rynek pracy będzie rynkiem pracodawcy.
Decyzja premiera o oskładkowaniu umów, bez innych działań wspierających pracowników, przyniesie tylko połowiczną poprawę. Priorytetowe powinno być jak największe ograniczenie zakresu stosowania umów cywilnoprawnych zamiast umów o pracę. Bez takiego działania oskładkowanie umów cywilnoprawnych będzie jedynie legitymizacją istniejącego, niekorzystnego systemu. Problemy osób na „śmieciówkach” nie kończą się bowiem na oskładkowaniu. Nie mają prawa do urlopu, nie interesuje się nimi Państwowa Inspekcja Pracy, nie mają reprezentacji związkowej. Na Facebooku furorę robi hasło #czekamnaprzelew i taka jest często rzeczywistość osób na zleceniach, które z problemem wiecznie opóźniających się płatności muszą sobie radzić indywidualnie, bo żadna organizacja nie ma umocowania prawnego, by występować w ich imieniu. Umów cywilnoprawnych nie obowiązują regulacje dotyczące minimalnego wynagrodzenia – co w przypadku utraty pracy może się przełożyć na brak zasiłku dla bezrobotnych. Odpowiednie oskładkowanie natomiast może uporządkować kwestię korzystania z urlopów macierzyńskich i ojcowskich w przypadku umów zlecenia.
Kluczową kwestią jest jednak to, by pracodawcy płacili składki oraz ponosili konsekwencje ich niepłacenia. Na razie zbyt często pracownicy dowiadują się o nieopłacaniu składek dopiero po fakcie. W ten sposób oszczędność wynikająca z niepłacenia składek ujawnia całą swą pozorność – bo generuje koszty społeczne przerzucane na system ochrony zdrowia i pomocy społecznej. Urlop wypoczynkowy, oczywistość ubezpieczenia chorobowego i minimalne wynagrodzenie zostały wymyślone, by te koszty społeczne ograniczać. Jakże łatwo się o tym zapomina.
Być może nie ma już powrotu do stabilizacji znanej z okresu kilkudziesięciu lat drugiej połowy XX w. – zresztą, nigdy nie była ona udziałem wszystkich. Nie znaczy to jednak, że lwią część ryzyka związanego z sytuacją na rynku ma się przerzucać na pracowników. Rosnąca elastyczność rodzi niepewność – a ta musi być równoważona bezpieczeństwem socjalnym.
Decyzja o oskładkowaniu umów cywilnoprawnych to ważna informacja dla związków zawodowych i ruchów społecznych – przecież to właśnie nasze postulaty zostały spełnione. My też możemy być wodą, która w końcu skruszy skałę.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.