Od „Prawdy” do Twittera: nowe media a demokracja
Czy powstanie nowych mediów pomogło wzmocnić demokrację w Turcji, gdzie wolność prasy od dawna jest krucha? A może nowe trendy, technologie i kanały zostały zaadaptowane przez władze do własnych celów, jako nowy instrument partii? Mimo potencjału nowych mediów wydarzenia, które nastąpiły po protestach w Turcji w 2013 r., nie dają powodów do optymizmu.
Zawsze, gdy mowa o nowych ruchach społecznych i aktywizmie w mediach społecznościowych, nieuchronnie znajdą się tacy, którzy zechcą poprzeć swoje opinie odniesieniami do przeszłości, jak gdyby teraźniejszość można było rozumieć jedynie w historycznych ramach. Ta potrzeba wynika zarówno z braku zrozumienia obecnego klimatu, jak i z lenistwa w interpretacji nowych zjawisk. To samo lenistwo pojawia się w badaniu punktów ogniskowych, które zagrażają nowym mediom, a zarazem z nich korzystają. Faktycznie, zarówno aktywizm w mediach społecznościowych, jak i optymizm dotyczący tworzonych przez nie możliwości, wypływają z tego samego źródła: z punktu widzenia, który jest w dużej mierze pozbawiony krytycyzmu wobec nowości i ignoruje aktualne doświadczenia.
Pesymistyczne wizje przyszłości i efektu nowych mediów prezentowane przez Malcolma Gladwella czy Evegeny Morozova, a także losy twórców najbardziej wolnościowych projektów internetowych, takich jak Julian Assange, pokazują, że nowe media tyleż stanowią dla państw zagrożenie, co są narzędziem, które może dość wygodnie służyć ich celom. Wieczny optymizm i punkty widzenia, które zwyczajnie przeniesiono z przeszłości w dzień dzisiejszy, nie mogą odpowiednio rozwikłać roli nowych mediów opartej na „wolności”.
W mojej opinii, którą dzielę ze wszystkimi tymi, którzy pesymistycznie patrzą na nowe media, ograniczanie dyskusji do problemu monopolu państwowego bądź komercyjnego jest zabiegiem wątpliwym. We współczesnym życiu jesteśmy bowiem na co dzień poddani także władzy mechanizmów spoza państwa i rynku: społeczności, rodzina, grupy znajomych, organizacje polityczne, grupy społeczeństwa obywatelskiego itd.
W 2013 r. w ramach moich badań przeprowadzałem na ten temat wywiady, zarówno przed, jak i po wydarzeniach w Parku Gezi. Ich wspólną cechą było to, że niezależnie od nakładanych przez państwo w tym czasie na nowe media restrykcji, wśród powodów anonimowego, prawie anonimowego bądź pół-anonimowego korzystania z mediów społecznościowych częściej wskazywano wpływ rodziny i innych instytucji. W swoim opisie władzy Michel Foucault wskazywał na jej transformacyjny efekt, twierdząc, że bardziej odpowiednie jest pojmowanie jej jako siły transformującej i regulującej, a nie jako mechanizmu rządzenia lub „represji”. Uwzględniając sprzeczne czynniki wpływające na aktywizm w serwisach społecznościowych, musimy zatem koniecznie wyliczyć niektóre kategorie sił regulacyjnych: rodzinę i przyjaciół, organizacje i społeczności, państwowe aparaty ideologiczne i represyjne. Wszystkie z nich stanowią część obrazu. Pod tym względem nie tylko państwo czy rynek wyznaczają kontekst tego, co nazywamy aktywizmem w serwisach społecznościowych.
Idąc dalej: są inne czynniki, które powodują, że jednostka czuje się zagrożona. Jeden z aktywistów, z którymi rozmawiałem, wyjaśnił, że zaczął używać pseudonimu dawno temu z powodu problemów z rodziną, źle przyjmującej wiadomości umieszczane przez niego w serwisach społecznościowych. Później ten sam aktywista dowiedział się, że jest pod obserwacją policji i zdał sobie sprawę, jak roztropna to była decyzja. Inny użytkownik był wielokrotnie napominany przez reprezentantów ruchu politycznego, do którego należał, w związku z tym, co pisał w internecie. Ostatecznie zaczął używać pseudonimu, tworząc treści i budując relacje bez ujawniania danych osobowych.
Oba przypadki pokazują jak relacje społeczne (rodzina, partner, znajomi itd.) i organizacje (NGO, partie polityczne, związki zawodowe itd.), które niechętnie postrzegamy jako represyjne, działają jako kolejny czynnik ograniczający w naszym życiu codziennym.
Nowe media i polityczna organizacja
W tym świetle warto spojrzeć na mikrorelacje władzy w kontekście nowych mediów, patrząc na nie przez pryzmat relacji społecznych i organizacji, raczej niż państwowego czy komercyjnego monopolu. Przyjrzymy się również wpływowi tych zjawisk na procesy politycznej samoorganizacji, szczególnie w Turcji.
Czy „Prawda” wciąż jest obowiązującym modelem? Gdy rozmawiałem z autorem książki „Tweets and Streets”, Paolo Gerbaudo, wyjaśnił on: „Uważam, że leninizm osiągnął swój kres już dawno temu. Mamy rok 2014, niemal sto lat po rosyjskiej rewolucji. Nie możemy dalej działać z użyciem wyobrażeniowych i organizacyjnych technik z początku XX wieku. Polityka Lenina nie tylko nie pasuje do obecnych warunków politycznych i struktury społecznej; jest także z wielu względów etycznie nie do przyjęcia”.
W istocie, gdy rozważamy te słowa pod kątem zasłony anonimowości stwarzanej przez serwisy społecznościowe i ich potencjału przejrzystości, równości i horyzontalizmu, są one szczególnie znaczące wobec upadku leninizmu. Istnieją tu poważne problemy, nie tylko z punktu widzenia politycznej organizacji, ale ze względu na historyczną funkcję leninowskiego podejścia w kształtowaniu modelu agitacji i propagandy prasowej w Turcji.
Patrząc głębiej, na polu tworzenia propagandy i modeli komunikacji nie ma w Turcji wielu alternatyw dla modelu „Prawdy”, poza pewnymi frakcjami islamistycznymi czy Partią Sprawiedliwości i Rozwoju w jej początkowym okresie. Dlatego warto przyjrzeć się modelowi „Prawdy” jako strategii komunikacyjnej w epoce nowych mediów.
„Prawdę” można uważać za jedną z realnych podwalin rewolucji 1917 roku. Początkowo wychodziła w Wiedniu w 1908 r. pod kierownictwem Lwa Trockiego i była szmuglowana do Rosji. Od 1912 r. wychodziła jako gazeta frakcji bolszewików. Później, po rewolucji październikowej stała się oficjalnym organem partii. Technicznie rzecz biorąc, taki opis mógłby wskazywać na głównie „rewolucyjną” i „progresywną” tubę; jednak status „Prawdy” w historii z czasem się zmieniał. Jako narzędzie ideologiczne państwa, jak każde inne medium partii, zmieniła się w publikację, która sztywno trzymała się ogólnej agendy partii, nawet w sposobie przedstawiania szczegółów świata zewnętrznego. Tragedią jest, że podobna choroba dotknęła obecnie Turcję. Gdy tylko którakolwiek partia polityczna lub ugrupowanie o określonej ideologii chce stworzyć dla siebie mechanizm informacji, prędzej czy później zmienia się on w nic innego jak „nadawanie partyjne” lub pada łupem partii aktualnie rządzącej.
Mimo stale rozwijających się systemów zarządzania treścią i rosnącej liczby treści generowanych przez nowe strony informacyjnie i portale opinii, w istocie nie stanowią one realnego postępu, ani ilościowo, ani jakościowo. Faktycznie nie pełnią żadnej demokratycznej funkcji, poza powtarzaniem stanowisk swoich twórców i podsuwaniem narzędzi do rozpleniania gotowych treści.
Co więcej, mimo prezentowania się jako alternatywne media, te nowe projekty medialne i gazety internetowe czerpią z tego samego źródła wiadomości i w większości mają podobną agendę do prasy mieszczańskiej. Nie dają żadnej realistycznej formuły pod względem używanego języka, zarządzania procesem generowania wiadomości czy adekwatnej rekompensaty za pracę umysłową.
Powstanie dyskursywnego klona
Oczywiście problemem nie jest tylko pojawienie się tych stron informacyjnych, działających pod etykietą „aktywizmu nowych mediów” i wyglądających jak własne klony. Jak pisałem, tradycyjny punkt widzenia, szczególnie dotyczący aktywizmu i politycznej propagandy uwikłany jest w odniesienia do czasów, które dawno minęły. Obserwując polityczne funkcje nowych mediów oraz ich użytkowników, odkryłem pewną wspólną płaszczyznę w procesach produkcji treści – gdzie używany język, źródła i współdzielone obrazy szeregowane były pod względem poziomu lojalności związanej z nimi frakcji i dostosowywane do grupy wiekowej i poziomu kompetencji członków ugrupowania. Jednak między frakcjami i partiami dostrzegłem też ważne różnice.
Poza codziennym powielaniem dyskursów, biegnących od środka zgniłego koła ku jego brzegom, niemal niemożliwe jest znalezienie jakiejkolwiek potencjalnej oryginalności w treściach produkowanych przez tych ludzi na serwisach społecznościowych. Podczas gdy internauci opłacani przez Partię Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP), popularnie zwani AK-trollami, są przedmiotem kpin, wielu użytkowników Twittera rozpleniających socjalistyczne newsy i opinie tak bardzo się od nich nie różni. Tweety są powielane w tysiącach różnych wersji przez różnych ludzi za pomocą techniki, którą niektórzy określają jako „salta” (termin zapożyczony z dziennikarstwa, mimo że model pracy i metoda nie są tu profesjonalne w prawdziwym tego słowa znaczeniu).
Jednak poważne analizy sieci pokazują jasno, że znaczna część treści na Twitterze, w tym ogólny temat Gezi, wpada w pewnego rodzaju pułapkę. Czasami powstają nowe interakcje spowodowane aktualnymi wydarzeniami. A jednak, gdy porównać Justina Biebera czy Lady Gagę z „naszymi męczennikami” czy „naszymi bohaterami”, widać wyraźnie, że mają oni znacznie szerszy odbiór w docelowej publiczności. Problem polega na tym, że ci, którzy wypełniają odcienie szarości między Lady Gagą i Alim Ismailem Korkmazem (19-latkiem pobitym na śmierć podczas antyrządowych protestów w 2013 r.) i są w orbicie obu obszarów, nie są zainteresowani śledzeniem tych, którzy na co dzień angażują się politycznie. To ogólny wynik głodu kreatywności spowodowanego sterylnym podejściem organizacji politycznych do nowych mediów, a także znużenia ciągłymi sporami frakcyjnymi, które po prostu przeniosły się na Twittera.
W dużej mierze nieskuteczne wysiłki grup socjalistów, aby zorganizować się po Ruchu Oporu Gezi, można wyjaśniać podobnie. Efekt podejmowanych przez organizację wysiłków na rzecz ograniczania, transformacji i utrzymania swych członków „w szeregu” paraliżuje potencjał użycia nowych mediów do stworzenia radykalnie demokratycznej platformy. I tu pojawia się pytanie: czy dla osób niezwiązanych z istniejącymi ugrupowaniami nowe media stanowią radykalną arenę wolności? I czy jest w ogóle możliwe stworzenie takiej przestrzeni? Chociaż postawienie tego pytania jest łatwe, to już stworzenie horyzontalnej i egalitarnej przestrzeni debaty i utrzymanie jej w bezpiecznej odległości od fanatyzmu frakcyjnych walk wydaje się o wiele, wiele trudniejsze.
Artykuł The New Media in Turkey: a Cloned Pravda or Democratic Medium? ukazał się w „Green European Journal” (Zielonym Magazynie Europejskim). Przeł. Tomasz Szustek. Tekst był pierwotnie opublikowany po turecku jako część zbioru esejów dla portalu Interaktivist przygotowanych przez turecką fundację Towarzystwo Zielonej Myśli.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.