ISSN 2657-9596

Dobra zmiana – edycja progresywna

Bartłomiej Kozek
31/08/2018

Sieć progresywnych burmistrzów chwali się swoimi osiągnięciami – od lokalnej demokracji po dostępne cenowo mieszkania na wynajem.

Cztery lata temu mieliśmy do czynienia z niemałymi przetasowaniami, będącymi wynikiem poprzednich wyborów samorządowych. Najbardziej zauważalnym tego przejawem były rozkwit i sukcesy ruchów miejskich, próbujących zaproponować elektoratowi nowoczesne spojrzenie na politykę lokalną. Jak wielokrotnie zauważał publicysta tygodnika „Polityka”, Edwin Bendyk, był to również czas wymiany sporej części prezydentów i burmistrzów – nierzadko rządzących przez długie lata.

W trend ten wpisywać się miała wygrana Roberta Biedronia w Słupsku. Jednym z jej efektów było stworzenie pod jego auspicjami sieci Progresywnych Burmistrzów, która służyć miała wymianie dobrych praktyk oraz poszerzania wiedzy o tym, w jaki sposób realizować ambitną politykę miejską poza największymi ośrodkami.

O ile bowiem duże metropolie przesiąkają duchem postępowych idei, o tyle małe i średnie miasta muszą mierzyć się z podwójnym wyzwaniem twórczej wdrażania i adaptacji dobrych pomysłów w sytuacji, gdy zmagać się muszą z problemami o nierzadko znacznie większym niż w wypadku dużych ośrodków natężeniu.

Martwy ciąg małych miast?

Wystarczy pokrótce wymienić największe z nich. Niedostateczne mechanizmy rozpraszania władzy oraz szans rozwojowych na terenie kraju sprawiają, że małym i średniakom ciężko o tworzenie atrakcyjnych miejsc pracy. Przyczynia się to do postępującej emigracji osób młodych w poszukiwaniu dobrego wykształcenia i solidnych zarobków. Zwiększa się udział osób starszych w ogóle populacji, co generować może dodatkowe koszty przy kurczącej się bazie podatkowej.

Wyzwań, jak widać, nie brakuje. Wszelkie inicjatywy lokalne, szczególnie zaś te związane z wydatkowaniem pieniędzy samorządowych, muszą liczyć się ze wspomnianymi trendami – w przeciwnym wypadku grozi im stanie się nieużytecznym rozwiązaniami, generującym jedynie dodatkowe koszty. Nowa droga czy remont rynku nie wystarczą do tego, by zbudować żywe miasto.

Włodarze, którzy przystąpili do sieci Progresywnych Burmistrzów, szczęśliwie nie postanowili zachować realizowanych w praktyce dobrych praktyk dla siebie. We współpracy z animującą ich współpracę Fundacją im. Friedricha Eberta przygotowali specjalną publikację, która może stać się inspiracją nie tylko dla miejskich aktywistek i aktywistów, ale również dla rozwiązywania problemów także i dużych miast.

Oddać głos, a nie oddawać głosy

Pod lupę weźmy trzy kwestie, w tym budżety partycypacyjne. W ostatnich latach – w najróżniejszych formach – upowszechniły się one w polskich miastach. Postulat, podnoszony niegdyś przez anarchistów czy radykalno-demokratyczne środowiska lewicowe wszedł do głównego nurtu.

Problem w tym, że proces ten nie obył się bez kontrowersji. Niskie budżety, nieprzemyślana struktura terytorialna (np. brak opcji ogólnodzielnicowych czy ogólnomiejskich), zwycięstwa inicjatyw w rodzaju remontów boisk szkolnych, które powinny być realizowane jako działania własne gmin, blokowanie zwycięskich projektów przez urzędy, przedłużające się terminy realizacji – to tylko część ze stawianych im zarzutów.

Można inaczej? Dąbrowa Górnicza przekonuje, że tak. Miasto postanowiło zmienić model własnego budżetu partycypacyjnego, zmniejszając rolę głosowania i przesuwając środek ciężkości na obywatelski dialog nad potrzebami dzielnic miasta. Na spotkaniach tych osoby w nich uczestniczące dyskutują nad najważniejszymi z ich punktu widzenia priorytetami, a dopiero po ich zmapowaniu opracowują konkretne propozycje, które mają zostać zrealizowane przez samorząd. Głosowanie jest tu ostatecznością, kiedy nie uda się osiągnąć konsensusu w trakcie lokalnych forów dialogu.

Rozwiązanie to może wydawać się z pozoru mniej demokratyczne niż powszechne głosowanie. Do rzetelnego udziału w pracach nad projektami potrzebny bywa niemały kapitał kulturowy i zasoby wolnego czasu. Z drugiej jednak strony argumentować można, że rzetelne głosowanie już dziś wymaga poświęcenia uwagi niemałej ilości propozycji, które koniec końców i tak wykuwają się głównie na etapie lokalnych spotkań.

W nowym modelu kluczowa staje się wymiana wiedzy – zarówno między mieszkańcami, jak i między nimi a gminą czy miastem. Jeśli samorząd rzetelnie przekazuje wiedzę na temat dotychczasowych osiągnięć budżetu partycypacyjnego, możliwości finansowych oraz danych, które posiada, wówczas znana priorytetów przy jego tworzeniu może przynieść pozytywne skutki, zamieniając rywalizację o głosy we współpracę nad projektami, które odpowiedzą na bolączki dzielnicy czy osiedla.

Zaspokajanie głodu mieszkaniowego

Niemal uniwersalną bolączką polskich miast jest niedobór przystępnego cenowo zasobu mieszkaniowego. Problem ten staje się szczególnie palący dla osób młodych, zaczynających swoją karierę zawodową i tym samym nierzadko mającym dość skromne zarobki. Brak własnych czterech kątów (niezależnie od tego, czy w formie własności, czy też stabilnego wynajmu) powoduje odkładanie decyzji o posiadaniu potomstwa czy zwiększaniu jego liczby.

Z problemem tym na skalę ogólnopolską mierzyć się miał rządowy program Mieszkanie+, który jednak okazał się generować czynsze droższe od obiecywanych na jego początku. Ograniczony wpływ na potencjalne zbijanie ich stawek rynkowych zrekompensowany ma być przez możliwość uzyskania dopłat do czynszu – nie da się jednak ukryć, że póki co program ten nie zapowiada się na marketingowy sukces obecnej ekipy rządzącej, o realnej zmianie na rynku mieszkaniowym nie wspominając.

W efekcie nadzieje po raz kolejny zaczynają przesuwać się na szczebel samorządowy. Jego problemem niewątpliwie pozostają jednak ograniczone możliwości finansowe. Tym ciekawiej obserwować udane przykłady, takie jak ten w Ostrowie Wielkopolskim, od kilku lat realizującym Ostrowski Przyjazny Program „Dla systematycznych”.

Skierowany jest on do osób do 40. roku życia, które mieszkają w mieście od co najmniej 5 lat i które wpadły w typową dla tego okresu życia pułapkę dochodów zbyt niskich na kredyt i zbyt wysokich na mieszkanie komunalne. Miejska spółka buduje im mieszkania, rezygnując z zysków na korzyść mieszkańców. Ci mogą liczyć na zwolnienie z czynszu na czas meblowanie nowego lokum (do 2 miesięcy), uzyskują również opcję dojścia do własności mieszkania po 15-30 latach.

Można rzecz jasna czepiać się, że skala planowanych inwestycji nie powala na kolana – docelowo 12 budynków wielorodzinnych to nie tak znowu dużo nawet w mniejszym ośrodku. Można również mieć wątpliwości co do mechanizmu, który może przyczyniać się do kurczenia zasobu mieszkaniowego, pozostającego do dyspozycji miasta. Z drugiej strony jednak, po latach zostawiania tej kwestii przede wszystkim w gestii niewidzialnej ręki rynku, wysiłki na rzecz odwrócenia tego trendu warte są odnotowania.

Wędka, ryba, akcja!

Z tego samego powodu warto zwrócić uwagę na samorządowe działania na rzecz tworzenia nowych miejsc pracy. Nie chodzi tu o przyciąganie inwestorów do specjalnych stref ekonomicznych, ale o połączenie ożywiania lokalnych rynków pracy z integracją grup zagrożonych wykluczeniem społecznym.

Takimi właśnie działaniami postanowiły się pochwalić władze Starachowic. Już kilka lat temu miasto wykorzystało fundusze europejskie do stworzenia Klubu Integracji Społecznej, udzielającego porad w znalezieniu zatrudnienia oraz zapewniających osobom niepełnosprawnym pomoc dedykowanych im asystentów – od podnoszenia kwalifikacji zawodowych po zagwarantowania dostępu do Internetu w Klubie.

W ostatnim roku pomoc ta uległa dalszemu poszerzeniu. Stworzona została strategia rozwoju lokalnego sektora usług społecznych, stwarzającego użyteczne dla lokalnej społeczności miejsca pracy dla osób mających problemy z wejściem i utrzymaniem się na rynku pracy. We współpracy z władzami powiatu założona została spółdzielnia socjalna, zajmująca się utrzymaniem czystości w mieście.

Warto wspomnieć, że podobne działania realizują również bardziej konserwatywni włodarze miast – tak jak w przypadku podłódzkich Brzezin, gdzie do rozwijania lokalnych podmiotów ekonomii społecznej wykorzystuje się zamówienia publiczne. Miejmy nadzieję, że trend ten utrzyma się również po najbliższych wyborach samorządowych.

Laboratoria innowacji

Wspomniane trzy dziedziny aktywności władz lokalnych nie wyczerpują rzecz jasna tematów, poruszanych w publikacji o progresywnych burmistrzach. Chwalą się w niej programami wymiany kotłów grzewczych w Wadowicach, wprowadzenie opcji bezpłatnej komunikacji zbiorowej w Wadowicach czy aktywne działania na rzecz ograniczenia chaosu reklamowego na ulicach Świdnicy to kolejne przykłady na to, że inna polityka lokalna jest możliwa.

Nie oznacza to oczywiście, że prezentującym pozytywne rozwiązania samorządowcom należy w związku z ich działaniami bezgranicznie zaufać. Każda z zaprezentowanych przez nich polityk wymaga kontrolowania przez lokalne społeczności, a w wypadku ich przenoszenia do innych miejscowości – uwzględniania lokalnego kontekstu.

Już za kilka tygodni przekonamy się, jak progresywną politykę miejską ocenią ci, którym ma ona służyć.

Zdj. Fragment okładki publikacji „Miasta progresywne. Jak to robimy”.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.