Fantastyka i aktywizm
Obserwując w mediach protesty Extinction Rebellion w Londynie, miałem wrażenie, że to wszystko już zostało opisane.
Czytałem już o innej rebelii przeciw katastrofie ekologicznej, choć nie klimatycznej – z hasłem „Przestańcie, przez was giniemy!” i symbolem czaszki, tak podobnymi do przekazu XR mówiącego wprost o wymieraniu. Rebelii również działającej poza prawem, trochę mniej pokojowo niż XR, ale mimo to posiadającej skryte poparcie społeczeństwa. Z tym że ten drugi bunt nie zdarzył się naprawdę. Opisał go w 1972 roku John Brunner w powieści „Ślepe stado”.
Od dawna siedzę w fantastyce, zwłaszcza w SF. Trochę krócej interesuję się klimatem, a jeszcze krócej próbuję jakoś w jego sprawie działać. Te dwa obszary są w moim przypadku ściśle powiązane. Za moje „klimatyczne nawrócenie” odpowiada w znacznym stopniu Peter Watts, mistrz twardego SF i pesymistycznych wizji przyszłości. Na swoim blogu umieścił on kiedyś link do artykułu „The Uninhabitable Earth” Wallace- -Wellsa, który pierwszy raz przeraził mnie perspektywą globalnego ocieplenia. Jestem więc dowodem na to, że literatura może być narzędziem służącym do przekazu proekologicznych treści, a wobec tego pisanie może być aktywizmem.
Fantastyka ma kilka zalet w porównaniu do tekstów naukowych czy publicystyki. Po pierwsze, zmiana klimatu jest na tyle złożona i wszechogarniająca, że bardzo trudno ją sobie wyobrazić – a literatura oferuje tę możliwość. Możemy przeczytać o suszach tak długotrwałych, że przeżycie wymaga odzyskiwania wody z własnego moczu, a miasta USA zaczynają walczyć ze sobą o wodę („Wodny nóż” Paola Bacigalupiego). Albo o tym, jak nasi potomkowie, wściekli na nas za sprowadzenie na nich katastrofy, postanawiają osądzić całe nasze pokolenie pod kątem śladu węglowego i skazują wiele osób na wymyślne kary typu uduszenie dwutlenkiem węgla w szklarni („Precedens” Seana McMullena). Takie obrazy zapadają w pamięć zdecydowanie bardziej niż naukowe prognozy na temat temperatur i ekstremalnych zjawisk pogodowych, choć przecież z tych prognoz wyrastają. Po drugie, literatura ma szansę przebić naszą lewicowo-wielkomiejską bańkę. Myślę, że dla wielu czytelników ważniejsze od poglądów politycznych autora są dobra fabuła czy światotwórstwo, w związku z tym proklimatyczny przekaz może trafić też do osób niezwiązanych z ruchami ekologicznymi. Oddziałując na nich na poziomie bardziej pierwotnym niż fakty, bo samo wczucie się w dobrze skonstruowany świat przesuwa okno Overtona określające, co w ogóle jest wyobrażalne, a co nie.
Ale kiedy już przerazimy się perspektywą klimatycznej zagłady – co dalej? Ci, którzy wcześniej nie mieli styczności z aktywizmem, mogą mieć problem z wyobrażeniem sobie siebie jako osoby działającej. Jeśli o mnie chodzi, tutaj również literatura była pewną inspiracją, prezentując jednostki, z którymi mogłem się identyfikować. Jako że na co dzień zajmuję się nauką, szczególnie trafiają do mnie postaci naukowców. Myślę tu o zaangażowanych badaczach z powieści Brunnera, w tym o Austinie Trainie, inspiratorze rebelii ze „Ślepego stada”. Ale także o Franku Vanderwalu z „Forty Signs of Rain” Kima Stanleya Robinsona, który swoim listem, napisanym trochę pod wpływem osobistego kryzysu, inicjuje bunt w amerykańskiej National Science Foundation, wskutek czego – wobec bierności polityków – organizacja bierze przeciwdziałanie zmianom klimatu w swoje ręce. Sporo postaci aktywistów dostarczają też opowiadania solarpunkowe, o których za chwilę.
Na tym obecność katastrofy klimatycznej w SF się nie kończy. Autorzy zastanawiają się np. nad rolą technologii w walce ze zmianami klimatu. Dla aktywistów ważniejsza jest chyba jednak inna kwestia: co chcemy osiągnąć naszym działaniem? Jakiego świata pragniemy? To może być równie trudne do wyobrażenia sobie jak sama katastrofa. Dlatego powstał solarpunk – podgatunek SF próbujący tworzyć pozytywne czy wręcz utopijne wizje przyszłości, gdzie niskoemisyjne technologie współgrają ze zmianami społecznymi. „Wyobraź sobie architektów permakultur planujących na dziesiątki lat i stulecia w przyszłość, niczym budowniczy katedr” – pisze Adam Flynn w tekście „Solarpunk. Notatki do manifestu” (tłum. Paweł Ngei). Solarpunk jest w tej chwili bardziej programem niż ugruntowanym gatunkiem. Niemniej jego możliwości zostały dostrzeżone przez Arizona State University, który wydał krótką antologię „The Weight of Light”, gdzie pisarze wspólnie z ekspertami rozważają różne warianty rozwoju energetyki słonecznej i ich konsekwencje dla społeczeństwa.
Mapy przyszłości szkicowane przez fantastykę składają się jednak wciąż przede wszystkim z białych plam. Zwłaszcza w Polsce, gdzie wątki klimatyczne – przynajmniej według mojej wiedzy – dopiero zaczynają się pojawiać w pojedynczych opowiadaniach. Dlatego tych, którzy posądzają siebie o zdolności literackie, zachęcam do spróbowania swoich sił w tym gatunku. Nie tylko po to, aby na chwilę odpocząć od aktywizmu.
Jeśli podoba Ci się to, co robimy, prosimy, rozważ możliwość wsparcia Zielonych Wiadomości. Tylko dzięki Twojej pomocy będziemy w stanie nadal prowadzić stronę i wydawać papierową wersję naszego pisma.
Jeżeli /chciałabyś/chciałbyś nam pomóc, kliknij tutaj: Chcę wesprzeć Zielone Wiadomości.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.