En garde!, albo dzień bez duchów
Antropocen to epoka skrajności, a jedna potrafi przejść w drugą nagle i natychmiastowo. Utopia i dystopia. Susza i powódź. Rozpacz i euforia.
W tym życiu I (kibuc Ervasti IV, listopad 2037)
– Jesteśmy systemowymi egzorcystami. – rzuciła Hafsa podczas kolacji, zupełnie od czapy, jak to miała w zwyczaju. Jaromir lubił te jej odpały, jej żarty polegające na tym, że nawet największe absurdy była w stanie traktować śmiertelnie poważnie i wyciągać z niego logiczne konsekwencje. Hafsa miała za sobą nieukończone studia z socjologii, ale w jego poprzednim życiu tego rodzaju humor był szczególnie popularny wśród fizyków. W momentach takich jak ten przypominały mu się dawne czasy. Uczelnia. Konferencje.
– Świat, który tworzymy w ramach Eutropii, a zwłaszcza tutaj, w Ogrodach Lintukoto, będzie rzadziej nawiedzany przez duchy. Wyzwalanie kolejnych obszarów życia z logiki rynkowej oznacza mniej chciwości i przywiązania do przedmiotów. Krótszy czas pracy plus dochód podstawowy równa się mniej stresu, mniej problemów psychicznych, mniej obsesji, mniej zaniedbanych relacji. Mniej dzieci i małżonków, dla których nie ma czasu, bo praca. Mniej narastających latami nieporozumień, których nawet nie ma się siły odkręcać. Ergo: mniej powodów, dla których duch miałby pozostać przywiązany do tego świata po śmierci. Oczywiście zawsze może się trafić jakiś ojciec Hamleta, który będzie domagał się zemsty zza grobu, tego nie przeskoczymy.
– Plus neutralność klimatyczna, czyli nie trzeba będzie po śmierci pokutować za spowodowanie apokalipsy. Te duchy niewysłuchanych klimatologów, które straszą na uczelniach, też będą mogły wreszcie odejść w spokoju. – dodała Lucille.
– Tak, jeśli egzorcyzmy, to tylko systemowe. – podsumował to Roberto – Indywidualne nic nie zmienią. Jeśli wypędzisz jednego ducha, przyjdzie siedem kolejnych, jako rzecze pismo.
– U mnie to nie działa. – zaprotestował Jaromir – Mnie wciąż nawiedzają duchy niedokończonych projektów. – rzucił Jaromir – Fizyka. To, że muszę zrobić użytek ze swojego wykształcenia. Inaczej ten węgiel, który został na to przepalony, się zmarnuje. I czuję, że ta robota wcale nie skończy się po śmierci.
– To dlatego ostatnio tak rzadko bywasz na regenie? – spytała Hafsa – Wiesz, zaczęliśmy się trochę martwić. Jako Strażniczka Kultury Rozkwitu w tym kibucu pozwolę sobie przywołać pewną standardową przypominajkę Strażniczki Kultury Rozkwitu: odpoczynek to forma oporu. Oraz jeszcze jedną: powołanie to bullshit.
Uśmiechnął się i uniósł w górę pięść w żartobliwym geście, choć wiedział, że wcale Hafsy nie posłucha. Choć pewnie miała rację. Tak jak wtedy, świeżo po jego przeprowadzce do Ervasti IV, kiedy wyznała mu, że zupełnie odcięła się od radia, telewizji, portali informacyjnych i wszystkich wiadomości z kraju i świata. Jako osoba odpowiedzialna za integrację nowoprzybyłych ze społecznością była wówczas jego przewodniczką po kibucu. Postanowił więc pójść za jej przykładem, i faktycznie poczuł się lepiej. Pole widzenia skurczyło się do rozmiarów osady. Poczuł, że tu jest jego miejsce, że już nie musi martwić się światem. W ogóle, wtedy na początku faktycznie starał się żyć zgodnie z praktykowaną przez część eutropian „kulturą rozkwitu”, z jej celebracją odpoczynku, relacji międzyludzkich i rzeczy pozornie niepotrzebnych. Ale z biegiem czasu duchy nieukończonych projektów coraz częściej dawały o sobie znać. Teraz prawie wszystkie wolne chwile (których zresztą wcale nie było tak dużo – Pionierów Projektu Lintukoto skrócony czas pracy nie dotyczył) poświęcał na próby wskrzeszenia swojej naukowej działalności. Albo chociaż pozostawania z rozwojem fizyki na bieżąco. Tak, Hafsa miała rację, tego nie da się ciągnąć wiecznie, kiedyś taki tryb życia go wykończy. Tylko co z tego? Niezależnie od tego, jak dobrze się czuł w Ervasti IV, nie wiedział, jak długo jeszcze będzie mógł tu zostać. I czy w ogóle da się jeszcze żyć poza kibucami Projektu Lintukoto, a tym bardziej poza Finlandią. Więc pracował, jakby jutra nie było.
Do stołu dosiadła się Harshini.
– Hej, Jaromir! – położyła na blacie biblioteczny tablet, który oddał chwilę przed kolacją – Zapomniałeś się wylogować z urzędowej apki. Jest wiadomość do ciebie.
Otworzył. „Podanie o fińskie obywatelstwo – szybka ścieżka dla Pionierów Projektu Lintukoto. Status: zaakceptowane”.
Spokój. Stabilność. Grunt pod nogami. Po tylu latach.
Garść nagłówków I (2025-2028)
Fala upałów: 15 tys. ofiar w Polsce, blackout w Czechach, płoną lasy w Finlandii i Szwecji.
Zajcew wybrany na prezydenta Rosji. „Putin, tylko bardziej.”
„Suszowe combo”. Ceny żywności znów rosną.
Stawka: kanał północnokrymski. W nowej wojnie na Ukrainie chodzi o wodę.
Zwycięstwo nacjonalistów we Francji. Kurs na frexit i zamknięcie granic?
Czemu brakuje nowych PlayStation? Zmiana klimatu, „rok bez monsunu” i zerwane łańcuchy dostaw.
„Panel obywatelski” w sprawie Turowa to farsa. „Ekspertami” m.in. ksiądz i naukowiec związany z PGE
“Wszystkimi drogami naraz”. Czym jest Eutropia, nowy fiński ruch klimatyczny?
W poprzednim życiu I (Wrocław, czerwiec 2028)
Strach spadł na Jaromira Gładyka pod postacią pyłowego wiru, który uformował się nad wrocławskim Placem Społecznym. Płoszącego ludzi z wesołego miasteczka i ogródka piwnego, porywającego parasole, przewracającego krzesła i stoły, a nawet toi-toie i stoisko z watą cukrową. Wyrzucającego wysoko w powietrze kurz, suchą trawę i śmieci. Miniatura tornada, huraganu. Miniatura końca cywilizacji. Było to na swój sposób mistyczne, jakby przed Jaromirem formowała się nowa oś świata. Wyobraził sobie, że wkracza w wir i zostaje zabrany do innej rzeczywistości. We’re not in Kansas anymore.
Co, jeśli całe to gadanie o klimatycznej apokalipsie to jednak nie przesada?
Nie miał pojęcia, dlaczego wcześniej nie przeszło mu to przez myśl. Przecież wszystkie karty leżały na stole od dawna. Ze świata dochodziły coraz to nowe wiadomości o niszczycielskich powodziach, suszach i huraganach. Śnieg we Wrocławiu można było zobaczyć co najwyżej w świątecznych reklamach i komediach romantycznych. Ceny warzyw potrafiły się wahać tak mocno, że można by nimi grać na giełdzie. Ale umysł Jaromira z jakiegoś powodu nie wykonał tej jednej, ostatecznej operacji, połączenia kropek, wysnucia wniosków. Aż do teraz.
Zaczął drążyć temat, czytać, oglądać filmy dokumentalne, słuchać wykładów. I im więcej wiedział, tym bardziej przerażony był. Strach szeptał mu na ucho: nikt nie powiedział, że twoja nisza ekologiczna będzie istniała wiecznie. Cywilizacja jest delikatna. A zwłaszcza cywilizacja, w której mogą żyć tacy jak ty. Nerdy. Aspołeczni. Niezaradni życiowo. Przewrażliwieni i pewnie nie do końca zdrowi psychicznie.
Nie trzeba wiele. Weźmy na przykład instytucję obowiązkowej służby wojskowej. To kiedyś był twój koszmar. Twoi rówieśnicy ekscytowali się horrorami, oglądanymi po nocach na telefonach w tajemnicy przed rodzicami, a ty nieopatrznie w wieku 13 lat zobaczyłeś Full Metal Jacket i pewne scen nie mogłeś już zapomnieć, choć bardzo chciałeś. Wizja tego, że mieliby cię kiedyś wziąć do wojska, wydawała się znacznie bardziej przerażająca, niż wszystkie ksenomorfy, zombiaki i demony razem wzięte. Bo realna, bo bliższa. Przecież gdybyś urodził się raptem kilkanaście lat wcześniej, jeszcze byś się załapał. Może zresztą miałeś jeszcze szansę, wystarczy, żeby komuś u władzy się odwidziało. A wtedy… Nie musiałeś nawet sięgać do scen z filmu. Wystarczyło wziąć całe to gówno, którego doświadczałeś w szkole – hierarchie, gnojenie, bicie, wuefy – i ekstrapolować. Pomnożyć przez pięćdziesiąt, odciąć wszelkie drogi ucieczki, odebrać wszelką prywatność, usunąć psychologa, a zamiast nauczycieli, którzy chociaż udają, że patrzą, wstawić swoich najgorszych oprawców.
Wiedziałeś, że wolałbyś umrzeć niż znaleźć się w takiej sytuacji. Wyobrażałeś sobie, że pierwszą rzeczą, jaką zrobisz, kiedy dostaniesz list z WKU, będzie pojechanie do Castoramy po sznur.
Kiedy poszedłeś na studia, lęki ucichły. Świat wynormalniał, nagle okazało się, że nikt w twoim otoczeniu nie chce ci zrobić krzywdy. Inne rzeczy zaprzątały ci teraz myśli. Miałeś problemy jak każdy student: znaleźć mieszkanie, wiązać koniec z końcem, zdać egzaminy. Zakochiwałeś się i próbowałeś jakoś wpasować to w twoją aspołeczność. Nowe zainteresowania rozpalały się w twojej głowie jak pożary i równie szybko gasły, żeby dać miejsce kolejnym: transhumanizm, algorytmiczna poezja, psychogeografia, astrofotografia, sztuczne języki… Było też to jedno, które płonęło ciągle: fizyka, twoje życiowe powołanie.
Czasem zdarzał ci się jakiś koszmarny sen o wojsku. A czasem ktoś na social mediach: polityk, dziennikarz, ksiądz, czy, o zgrozo, nawet ktoś z twoich rówieśników, ogłaszał, że chciałby przywrócenia poboru, sugerując że to doskonałe remedium na rzekomy kryzys męskości, protestującą młodzież, epidemię otyłości, roszczeniowych pracowników, niską dzietność czy co tam akurat wpadło mu do głowy. W takich momentach nie mogłeś się opanować w komentarzach. Następował niekontrolowany wybuch gniewu, pisałeś tej osobie wprost: chcesz mojej śmierci. Ale w końcu uspokajałeś się, kasowałeś wypowiedź, mówiłeś sobie, że to tylko żywe skamieliny, że ich poglądy już dawno wyleciały na śmietnik historii. Chciałeś wierzyć w postęp. Wydawało ci się, że dzisiejsze społeczeństwo przepełnione jest tolerancją, troską o słabszych, wstrętem przed przemocą i dbałością o zdrowie psychiczne współobywateli, że dla każdej straumatyzowanej osoby znajdzie się safe space.
Ale teraz dotarło do ciebie: postęp może się odwrócić. Wystarczy cofnąć suwak o te kilkanaście lat wstecz, i już nie żyjesz.
Ile lat zostało, zanim pobór wróci? Dwadzieścia? Dziesięć? Pięć? A nawet jeśli jakimś cudem to przeżyjesz, to później będzie tylko gorzej. Dużo, dużo gorzej.
Zresztą, w zasadzie powiesić się należało już teraz. To najpewniejszy sposób na redukcję emisji. Najbardziej etyczny wybór. System w którym żyjesz, i dzięki któremu żyjesz, jest maszyną zbudowaną na trupach i trupami się żywiącą. Zabijasz samym swoim istnieniem: ogrzewaniem mieszkania, praniem, oglądaniem filmów, kupowaniem jedzenia.
Jeśli mimo to chcesz żyć i twoje życie ma być warte wyemitowanego CO2, musisz zrobić coś, żeby tę maszynę zatrzymać.
Tylko jak? Chodzenie na demonstracje to za mało. A na obywatelskie nieposłuszeństwo w stylu przypinania się u-lockiem do drzwi kancelarii premiera Jaromir się nie pisał. Nie wiedział, czy wytrzymałby psychicznie zatrzymanie przez policję, i czy nie zablokowałoby ono jego akademickiej kariery. A innej przyszłości dla siebie nie widział.
Ale czy to właśnie nie nauka ma do odegrania szczególną rolę? Ileż w końcu jest sposobów, w jakie fizyk może uratować świat: modelowanie klimatu, geoinżynieria, konstruowanie coraz wydajniejszych paneli słonecznych i baterii, kombinowanie nad wychwytem CO2 z atmosfery…
OK, tylko fizyka fizyce nierówna. W tej chwili Jaromir robił doktorat z fizyki ciała stałego. Formalnie badał (teoretycznie i za pomocą komputerowych symulacji) zachowanie elektronów wewnątrz dwuwymiarowych kryształów – grafenu, silicenu i tym podobnych. Ale tak naprawdę związek tego, co robił, z rzeczywistością, z prawdziwymi materiałami, prawdziwymi eksperymentami, prawdziwymi technologiami, był mglisty czy wręcz życzeniowy. Jaromira ciągnęło do abstrakcji. Obchodziły go tylko maksymalnie uproszczone modele – ot, wyimaginowana, teoretyczna cząstka skacząca między węzłami wyimaginowanej, teoretycznej krystalicznej sieci. Z takich elementów, jak z klocków, tworzył złożone budowle. Fascynowały go skomplikowane matematyczne struktury, których można było użyć przy ich opisie. Ładunki topologiczne, niezmienniki węzłowe, grupy warkoczowe, skyrmiony – to wszystko brzmiało, jak nazwy jakichś starożytnych, dawno zaginionych miast, obiecujących skarby, wciąż czekających na odkrycie.
Ale teraz uświadamiał sobie, że kosztowności te są w istocie nic nie warte. Wszystko, co dotychczas osiągnął, było sztuką dla sztuki. Nie pomagało ratować świata. Stanowiło tylko marnotrawstwem zasobów.
Teraz miał ochotę rzucić te swoje badania w cholerę i zacząć od zera zgłębiać jakiś nowy, bardziej pożyteczny temat, czy nawet zupełnie zmienić dziedzinę. Tylko że to tak nie działa. Nie wyobrażał sobie porzucenia doktoratu, nad którym siedział od dwóch lat. Środowisko naukowe wydawało mu się wciąż tkwić w mentalności feudalnej: tak naprawdę wszystko zależy od woli jaśniepana profesora, a więc od koneksji, dobrego wrażenia i klepania się nawzajem po pleckach. Zrazisz promotora – być może zamkniesz przed sobą drzwi także u wszystkich jego znajomych. A szlachcic może poczytać za urazę nawet najmniejszą głupotę w stylu zaczęcia maila od „witam” – co dopiero rezygnację z doktoratu z powodów, które najpewniej uzna za niepoważne. A nawet jeśli nie, to jaki promotor przyjąłby zupełnie „zielonego” studenta, pozbawionego choćby śladowej wiedzy o tym, o czym ma się zająć?
Nie, przejście musi się dziać stopniowo, od wierzchołka do wierzchołka grafu, od węzła do węzła sieci. Na szybie okna, jak w „Pięknym Umyśle”, Jaromir rozrysował sobie mapę relacji między dziedzinami. Problem polegał na tym, że pomiędzy kropką oznaczoną „tu jesteś” a czymkolwiek użytecznym znajdował się szereg punktów pośrednich – trzeba było się nauczyć porządnie chemii, materiałoznawstwa, termodynamiki, spektroskopii, może pomiarów elektrycznych – tego wszystkiego, co na studiach olewał, bo wydawało się niezbyt ciekawe.
Najbliższym sensownym celem wydawała się informatyka kwantowa. Może niezwiązana bezpośrednio z klimatem – ale posiadanie komputera kwantowego lepszego niż obecne „Noisy and Intermediate Scale Quantum Computers” zmieniłoby wiele. Udostępniłoby niemal nieograniczoną moc obliczeniową. 2O ile dokładniejsze byłyby wtedy klimatyczne modele! O ile szybciej można by szukać nowych, interesujących syntetycznych materiałów, chociażby aby budować z nich panele słoneczne!
Zaczął czytać prace z tego zakresu. Na okiennej mapie dorysowywał kolejne detale. Wkrótce jego oczom ukazał się skrót. Sieci optyczne. Elektron to dość mała cząstka, więc czasem trudno nią operować. Weźmy coś większego – na przykład całe atomy – i każmy im udawać elektrony wewnątrz jakiegoś materiału (rzeczywistego albo tylko wyobrażonego). No dobrze, ale z czego w takim razie zrobimy sam kryształ? Na przykład ze stojącej fali świetlnej, powstałej skrzyżowanych promieni lasera. Tymi laserami możemy się bawić na różne sposoby, kontrolując kształt sieci, siłę, z jaką odpychają się „elektrony”, i prawdopodobieństwa, z jakimi przeskakują między danymi „atomami”. I nagle okazuje się, że proste „klocki” Jaromira zaczynają istnieć naprawdę. Nie musimy dostosowywać modelu do rzeczywistości, jeśli możemy dostosować rzeczywistość do modelu. Jeśli będziemy umieli to robić wystarczająco dobrze, to nawet abstrakcyjne, teoretyczne architektury komputerów kwantowych staną się rzeczywistością.
Tak, to właśnie jest droga, to musi być następny krok.
Antropocen to epoka skrajności, a jedna potrafi przejść w drugą nagle i natychmiastowo. Utopia i dystopia. Susza i powódź. Rozpacz i euforia. Nastrój Jaromira w jednej chwili zmienił się o 180 stopni. Wciąż czuł się, jakby miał przeciwko sobie cały świat – ale teraz był to pojedynek równego z równym.
En garde!
Owoce drzewa konsensusu I (The Guardian, 21.08.2035)
„Populacja Finlandii to pięć i pół miliona mózgów” – mówiła Eeva-Liisa Sinisalo, aktywistka Eutropii. w wywiadzie kilka lat temu, jeszcze przed Buntem Pszczół – „Jedenaście milionów rąk. Ogromna moc obliczeniowa. Ogromna siła. Ale ile z nich faktycznie pracuje nad ratowaniem świata, a ile przesuwa przysłowiowe tabelki w Excelu, wymyśla reklamy, pisze bezużyteczne aplikacje, gra na giełdzie – a może po prostu próbuje przetrwać z dnia na dzień? Musimy uwolnić ten potencjał, zaktywizować każdą, każdego z nich”.
W tym życiu II (kibuc Ervasti IV, grudzień 2037)
Jaromir był dumny z tego eksperymentu. Był dumny z tego, że w ogóle potrafił jakikolwiek eksperyment przeprowadzić, bo kiedy na studiach doktoranckich kazali mu prowadzić laboratoria, studenci radzili sobie z obsługą sprzętu lepiej niż on sam.
Skołował skądś szklaną płytkę, którą osmalił sadzą i zrobił na niej dwie równoległe rysy. Wskaźnik laserowy był na wyposażeniu sali lekcyjnej. I voliá, mamy prążki interferencyjne.
Zapalił światło i przestawił kamerę, tak żeby uczniowie łączący się zdalnie mogli zobaczyć tablicę. Szkoła była rozproszona pomiędzy kilka kibuców. Dzieci i młodzież z Ervasti IV również miały część przedmiotów online.
– Co oznacza obraz, który przed chwilą widzieliśmy? – spytał retorycznie Jaromir – Przypomnijmy sobie nasz niedawny eksperyment z falami na wodzie.
Zaczął szkicować analogię, przypominając wprowadzone na poprzedniej lekcji pojęcia superpozycji, dyfrakcji i interferencji. Disha, córka Harshini, podniosła rękę.
– Ale fale na wodzie faktycznie… falowały. A te prążki cały czas pozostają tak samo jasne. Dlaczego?
Jaromir trafił szczęśliwie. Nigdy nie planował uczyć w szkole, zgodził się na to tylko dlatego, że inaczej nie dostałby się do Ervasti IV. Kurs pedagogiczny na doktoracie zrobił tak na wszelki wypadek. Jeśli już musiał kogoś uczyć, wolałby, żeby to byli studenci. Oni, kiedy nie byli zainteresowani, po prostu spali albo więcej nie przychodzili. A dzieci i młodzież potrafiły być okrutne, w czysty, bezinteresowny sposób. Ale tutejsi uczniowie byli inni. Najwyraźniej ich rodzice (którzy, jak wszyscy w kibucu Ervasti IV, byli wcześniej aktywistami Eutropii) skutecznie wpajali im ideały bezprzemocowości. Jedyne co groziło mu z ich strony to trudne pytania. I, oczywiście, brak zainteresowania.
Wystąpienia publiczne nigdy nie były mocną stroną Jaromira. Dlatego do każdej lekcji drobiazgowo się przygotowywał, obracał ją wielokrotnie w myślach, a ostatecznie szedł do lasu i ćwiczył co trudniejsze fragmenty, wygłaszając je drzewom. Chyba działało. Chyba udawało mu się w ten sposób wykrzesać z siebie choćby odrobinę talentu pedagogicznego.
Pytanie Dishy zabiło mu ćwieka – jak dokładnie działają fotoreceptory w oku? Jakie tam zachodzą procesy absorpcji? To by chyba trzeba wytłumaczyć fotony, dualizm korpuskularno falowy… Nie, to jeszcze za wcześnie, to tylko zamiesza.
– To skomplikowane – spróbował wybrnąć – Ale część odpowiedzi jest taka, że światło zwyczajnie faluje za szybko, żebyśmy byli w stanie to uchwycić.
Ostatecznie, pytanie Dishy okazało się więc być mu na rękę, bo teraz musiał przypomnieć, co to jest częstotliwość i długość fali. Płynnie przeszedł więc do następnego punktu lekcji – matematycznego opisu fal i ich interferencji.
– A tak przy okazji – zrobił dygresję – widzicie, że dwa zupełnie różne zjawiska, jak światło i drgania powierzchni wody, są posłuszne w zasadzie tym samym równaniom. To dość częste w fizyce. Czasem można to wykorzystać. Na przykład, czarną dziurę… część z was pewnie wie, co to jest, kosmiczny obiekt, z którego nie może uciec nawet światło… raczej trudno by było stworzyć na Ziemi, zresztą byłoby to niebezpieczne. Ale można stworzyć analog czarnej dziury, coś, co zamiast światła pochłania dźwięk. Bo dźwięk to również fala. I w ten sposób można nauczyć się czegoś o prawdziwych czarnych dziurach.
„Kiedyś pracowałem w instytucie, który się zajmował takimi rzeczami.” – chciał powiedzieć Jaromir – „Nazywano to „analogiką.” Ale ugryzł się w język. Czasem rzucał jakąś ciekawostką, mając nadzieję na rozbudzenie zainteresowania u uczniów, ale szczegóły jego życia raczej nikogo by nie obchodziły.
– A czy może też pochłaniać fale na wodzie? – zapytała Disha.
– Taką pewnie też można zbudować – wyjaśnił – ale to chyba by trzeba sprawdzić na Overstandzie. Nigdy o czymś takim nie słyszałem. A jeśli nikt wcześniej o tym nie pomyślał, może ty kiedyś wpadniesz na to, jak to zrobić?
Garść nagłówków II (2028-2032)
Caritas ostrzega przed epidemią niedożywienia wśród dzieci.
Zajcew: „Ekologizm to ideologia wymierzona w rosyjski przemysł gazowy. Jej propagatorów traktujemy jak wrogów ojczyzny”.
„Dust Bowl 2: Electric Boogaloo”. Kolejny rok suszy w USA.
Rosja. Kolonizacja tajającej Syberii rękami opozycjonistów zesłanych do obozów pracy.
Kryzys migracyjny. Dania, Czechy i Polska tymczasowo zamykają granice wewnątrz UE.
Militarna retoryka i wyzwanie rzucone Chinom. Co napędza popularność Zajcewa?
Bunt Pszczół. Premier Rautavaara negocjuje z aktywistami Eutropii.
W poprzednim życiu II (Lipsk, luty 2032)
– Una cerveza por favor – powiedział Skulli Vernharðsson z Uniwersytetu w Reykjaviku. Po czym sam poszedł po piwo, z własnej lodówki. Konferencja miała w nazwie pirenejską miejscowość Benasque, ale już od lat, od pandemii, odbywała się zdalnie. I słusznie, wymiana idei nie wymaga emitowania ton CO2 po to żeby transportować „worki mięsa” tam i z powrotem przez pół świata. Wystarczy, no cóż, transportować same idee.
Jaromir prezentował tu wyniki ostatnich półtora roku pracy. Po doktoracie dostał zatrudnienie w Instytucie Maxa Plancka Badań Analogistycznych w Lipsku. Kiedy natrafił na ogłoszenie i zdecydował się wysłać tam CV, liczył na pracę przy sieciach optycznych. Ale okazało się że to tylko wierzchołek góry lodowej zwanej „analogiką”. W instytucie badano także między innymi akustyczne czarne dziury, optykę transformacyjną, gdzie współczynnik załamania udawał grawitację, czy tzw. wędrujące krople, które utrzymywały się na powierzchni wibrującej cieczy i udawały cząstki w (niepotwierdzonej) teorii de Brogile’a-Bohma. Na okiennej mapie – narysowanej od nowa na oknie wynajętej lipskiej kawalerki – pojawiły się nowe punkty i nowe ścieżki. Ostatecznie Jaromir trafił do projektu, którego istotę wczoraj wyjaśniał tak:
„Splątanie, ten dziwny efekt, który Einstein nazwał upiornym oddziaływaniem na odległość, i który umożliwia prześcignięcie klasycznych komputerów, wynika wprost z algebraicznej struktury mechaniki kwantowej. Struktury, którą do pewnego stopnia możemy odtworzyć przy użyciu makroskopowych obiektów, jak na przykład światła, które, kiedy mamy wystarczająco dużo fotonów, zachowuje się przecież zupełnie klasycznie. Są ograniczenia, oczywiście, i to poważne: nie ma nielokalności, nie da się więc w ten sposób splątać dwóch oddalonych od siebie układów, co najwyżej dwie własności tego samego zjawiska, jak na przykład polaryzację i rozkład fazy. Odpada nam “na odległość”, co w zasadzie wyklucza informatykę kwantową, ale jednak część “upiorności” pozostaje. Ta resztka, ta pseudokwantowość, wciąż może okazać się użyteczna, wciąż może zostać wykorzystana, aby przyspieszyć klasyczne, nie-kwantowe obliczenia…”
To jednak było wczoraj. Teraz miał wolne, nie musiał dopracowywać prezentacji, ćwiczyć wystąpienia, antycypować pytań z widowni i stresować się tym, jak mu pójdzie. Mógł w spokoju słuchać wykładów, a potem – socjalizować się i prowadzić do nocy długie dyskusje przy piwie. Aspołeczność nie oznaczała, że nie potrzebował międzyludzkich interakcji. Potrzebował ich po prostu mniej niż statystyczny homo sapiens, i niekoniecznie w formie głębokich relacji. Sytuacje takie jak ta były dobrą okazją, by spotkać się z innymi, być może podobnymi do siebie osobami – zwłaszcza że było mu dużo łatwej, kiedy kontakty te były wpisane w jakąś jasno określoną strukturę, jak na przykład konferencja.
– To co, bitwa raperów? – sptytała Cristina Ocampo z Międzynarodowego Centrum Fizyki Teoretycznej w Trieście.
– Mogę zacząć. – powiedziała Émile Ott z Princeton. – Weźmy całą wiedzę ludzkości. Zapiszmy ją jako ciąg zer i jedynek, albo lepiej – jako ciąg cyfr od 0 do 9. Ten ciąg jest rozwinięciem dziesiętnym pewnego ułamka. Bierzemy kijek, o długości dajmy na to metra, i zaznaczamy na nim nasz ułamek. No i mamy Kijaszek Prawdy, patyk, na którym skompresowaliśmy cały intelektualny dorobek naszego gatunku.
– Zapisany w możliwie najmniej stabilny sposób. – skomentował to Skulli, który zdążył już wrócić z kuchni z piwem – Ruszysz linię o jeden atom w górę czy dół i wszystko trafia szlag.
– Ćśś, nie psuj zabawy – zganiła go Cristina.
– Mam coś lepszego. – powiedział Jaromir. W tak małym gronie i przy pewnej dawce piwa stres związany z mówieniem do ludzi zniknął zupełnie. Zwłaszcza, że być może już nigdy więcej nie spotka tych ludzi, więc nawet jeśli powie coś głupiego czy niezręcznego, nie będzie musiał się potem tego wstydzić przez całe życie. Dlatego lubił tego typu sytuacje, i dlatego jego sieć społeczna byłą szeroka, ale płytka: wiele osób kojarzył i rozpoznawał, praktycznie nikogo nie znał tak naprawdę.
– A gdyby tak postawić całą koncepcję analogiki na głowie? Analogika to właściwie specyficzny rodzaj informatyki. Budujemy sieci optyczne na przykład po to, żeby określić właściwości jakiegoś matematycznego modelu kryształu, który, mimo że jest bardzo prosty do zdefiniowania równaniem, to jednocześnie jest bardzo trudny do symulacji na zwykłych laptopach czy nawet klastrach. Sieć taka jest więc komputerem, bardzo wyspecjalizowanym, stworzonym do rozwiązania konkretnego problemu, niemniej jednak wciąż komputerem. Ale przecież każdy proces fizyczny jest jakimś obliczeniem, natura cały czas przetwarza informacje. Gdyby spytać nie „jak zbudować analog danego procesu”, tylko „czego analogiem jest dany proces”? Zamiast znaleźć odpowiedź na pytanie, znaleźć pytanie na odpowiedź? Popatrzeć na, nie wiem, ruch chmur, formowanie się huraganu, rozpuszczanie się cukru w herbacie, powstawanie płatków śniegu, i wydobyć z tych procesów tajemną wiedzę? Mam nawet na to nazwę: informatyka odwrotna, inverse computing.
– Twój rodak Lem wymyślił raz coś podobnego. – odpowiedział mu Skulli – Nazywało się „demon drugiego rodzaju”, potrafiło wyodrębniać sensowne informacje z czystego szumu, i oczywiście nie istniało, tak jak „demon pierwszego rodzaju”, czyli demon Maxwella. Z inverse computing pewnie również będzie problem. Samo znalezienie, który element świata wykona potrzebne obliczenia, albo które z potrzebnych ludzkości obliczeń wykonuje dany element świata, to też zadanie obliczeniowe. Nie zdziwię się, jeśli trudniejsze, niż to wyjściowe.
Jak jest po angielsku „pan maruda, niszczyciel dobrej zabawy i uśmiechów dzieci”?
Zresztą, nieważne. Ważne, że Jaromirowi brakowało takich rozmów. Humoru, swobody, odrobiny szaleństwa. Sztuki dla sztuki. Ciągłe myślenie o ratowaniu świata zrobiło z niego utylitarystę. A ta „bitwa raperów” przypomniała mu, czego się w ten sposób pozbawił.
Zmiany klimatu zabiorą ci nawet rzeczy, co do których nie zdawałeś sobie sprawy, że je posiadasz.
Nie trzeba pana marudy, kiedy mamy prawdziwą apokalipsę.
Owoce drzewa konsensusu II (The Guardian, 21.08.2035)
Zmiany indywidualne czy systemowe? Obywatelskie nieposłuszeństwo, legalne demonstracje, pertraktacje z politykami czy samodzielne budowanie alternatyw? Nacisk na energetykę, ekonomię czy rolnictwo? A może na badania naukowe i opracowywanie nowych technologii? Ratowanie świata czy przygotowywanie się na nieuchronny koniec? Przed ruchami ekologicznymi od zawsze stały takie dylematy. Ale kiedy już zmobilizujemy wystarczająco dużo ludzi – co udało się Eutropii – te problemy znikają. „Nie stać nas na zaufanie jednej drodze. Musimy iść wszystkimi ścieżkami naraz.” – mówiła Eeva-Liisa Sinisalo we wspomnianym wywiadzie. Teraz ta wizja się spełnia.
Być może nie byłoby Eutropii gdyby nie skrócenie tygodnia pracy, przegłosowane sześć lat temu przez fiński rząd. Bo to właśnie dzięki temu rozwiązaniu tak wielu ludzi mogło zaangażować się w cokolwiek poza zarabianiem na własne utrzymanie.
W tym życiu III (kibuc Ervasti IV, styczeń 2037)
Biblioteka kibucu zawierała nie tylko książki, ale wszystko, czym (z punktu widzenia efektywności i zużytych zasobów) lepiej było się dzielić, niż mieć osobną kopię dla każdego. W tym niektóre narzędzia, urządzenia elektroniczne i komputery. Do tych ostatnich – które występowały w zawrotnej liczbie dwóch – wieczorami czasem trudno było o dostęp. Za to poranne godziny na liście rezerwacji były zazwyczaj wolne. Tak jak teraz.
Po otrzymaniu obywatelstwa Jaromir postanowił wprawdzie pójść za radą Hafsy i odstawić na chwilę swoje naukowe poszukiwania, ale ta chwila kończyła się właśnie teraz. Czuł się wystarczająco wypoczęty, żeby wrócić do pracy z nową energią. A raczej czułby się, gdyby przez te dwa miesiące przerwy nie odzwyczaił się od wstawania o tak nieludzkiej godzinie. Teraz niewyspanie wykrzywiało mu percepcję. Teraz czuł się obco w tym miejscu, w Ervasti IV, a może na świecie w ogóle – jakby zupełnie nie widział skąd się tu wziął. A jego ambitne plany wydawały się nie mieć żadnego sensu. Nie chodzi ci wcale o ratowanie świata. Pragniesz być lepszy od innych. Zapisać się w historii. Chcesz sławy, może nie Nobla, bez przesady, ale żeby chociaż nazwisko zapamiętali… Nie potrafisz się pogodzić z tym, że nie masz żadnego wpływu na świat. Żadnej kontroli, żadnej władzy.
Ale czy to źle, skoro przy okazji robi coś dobrego?
Zalał kawę zbożową (najnowsze dzieło kibucu Elokapina II, genetycznie zmodyfikowane zboże wytwarzające kofeinę) i wszedł na Overstanda. Czekała na niego tona powiadomień – nowe hasła, które warto przeczytać, i aktualizacje tych już istniejących o świeże wyniki obliczeń i eksperymentów. Ale jedno z nich było szczególne: ktoś, publikując swoje badania, postanowił podziękować jemu, Jaromirowi Gładykowi. Który nie miał bladego pojęcia, kto to mógłby być.
Sprawdził. Skulli Vernharðsson. Nazwisko znajome… a, tak, poznał go na konferencji w Benasque. Wyglądało na to, że Skulli siedział teraz w Kanadzie, gdzie wciąż wydawano pieniądze na takie luksusy jak fizyka teoretyczna. „Nie możemy sobie pozwolić na porzucenie badań podstawowych” – pisał zresztą kiedyś na jakimś portalu społecznościowym, którego Jaromir już od lat nie sprawdzał – „Fiksacja na punkcie użyteczności to ślepa uliczka. Ogólna teoria względności została opublikowana w 1916. Do momentu, kiedy trzeba było wziąć relatywistyczną poprawkę w systemie GPS, nie miała żadnych praktycznych zastosowań. Nigdy nie wiadomo, czy i kiedy dane odkrycie okaże się przydatne.”
Tylko że pieniądze od kanadyjskiego rządu były splamione krwią, bo pochodziły z wydobycia ropy z piasków bitumicznych. Ale niektórym najwyraźniej to nie przeszkadzało. Zresztą, tą drogą poszedł nie tylko Islandczyk – po tym, jak przy finansowaniu niemieckiej nauki wprowadzono Wagi Użyteczności Klimatycznej, a Instytut Badań Analogistycznych został zamknięty, część profesorów również zwiała do Kanady. Dawny szef Jaromira akurat został w Niemczech, projekt związany z pseudokwantowymi komputerami poszedł więc w cholerę, ale w sumie pewnie i tak nic by z niego nie wyszło – każda kolejna praca na ten temat coraz silniej sugerowała, że to ślepa uliczka.
Teraz Skulli wrzucił na Overstanda wyniki swoich ostatnich badań. Chodziło o wyznaczanie punktu przejścia fazowego – nagłej zmiany sposobu uporządkowania – w pewnym matematycznym modelu z zakresu fizyki ciała stałego. Modelu, którego nie imały się ani symulacje komputerowe (zbytnia złożoność), ani analogizowanie sieciami optycznymi (zbyt dziwne oddziaływania między cząstkami). Jednak Skulli wymyślił pewien trik. Znalazł odpowiedniość między tzw. powierzchnią Fermiego a gwiazdą neutronową, a w konsekwencji – między wspomnianym przejściem fazowym a wybuchem supernowej. Następnie po prostu wziął dane z obserwacji astronomicznych i podstawił do swoich równań. I to za nakierowanie na ten pomysł Skulli dziękował Jaromirowi.
Inverse computing, które miało być tylko wyrafinowanym żartem, zadziałało naprawdę – i to jak! Skulli dosłownie zbudował komputer z tysiąca gwiazd. Na chwilę nadał naszej cywilizacji kosmiczny sens – bo na miliardy lat przed tym, jak pewna małpa postanowiła zacząć chodzić na dwóch nogach, gwiazdy już powstawały po to, aby dokonywać dla nas obliczenia. Na moment wyniósł cywilizację o oczko wyżej na skali Kardaszewa, uczynił nas gatunkiem międzygwiezdnym.
Antropocen to epoka skrajności, a jedna potrafi przejść w drugą nagle i natychmiastowo. Zachwyt Jaromira wkrótce stał się wątpliwością, otrzeźwieniem, które uderzyło go niemal fizycznie. Zaraz. Powiedz to jeszcze raz, posłuchaj sam siebie. Brzmisz jak szur od „wolnej energii”. Naprawdę wierzysz, że twój stary żart zmieni świat?
I, oczywiście, Jaromir nie wierzył, choć chciałby. Jeśli raz pojedziesz do pracy rowerem, praktycznie nie zmieni to twojego śladu węglowego, liczy się tylko to, co robisz regularnie. Tak samo, jeśli inverse computing zadziałało tylko raz, to jakby nie działało w ogóle. Prawdziwą rewolucją byłoby dopiero zbudowanie Demona Drugiego Rodzaju. Tylko czy to w ogóle możliwe? Czy nie oznaczałoby to przeciwstawienia się najbardziej podstawowymi prawom termodynamiki i teorii informacji?
Potencjalną ścieżkę ku odpowiedzi odnalazł szybko, przyszła mu do głowy kilka dni później o drugiej w nocy, kiedy podekscytowanie tą sytuacją na zmianę ze zwątpieniem w sens poszukiwań kolejny raz nie dawało mu zasnąć. Overstand. Skoro system potrafi zakodować w uniwersalny sposób struktury matematyczne, na których oparte są odległe dziedziny nauki, musi dawać możliwość szukania podobieństw między nimi i znajdowania analogów danego problemu.
Trzeba wgryźć się w overstandowe bebechy, zrozumieć, jak ten system działa. Czyli trzeba umieć naprawdę dobrze programować na prounach. Brak tej umiejętności – między innymi – dwa lata temu kosztował Jaromira pracę na uczelni. I szczerze mówiąc, Jaromir dalej nie czuł się w tym zbyt dobry.
Oby gdzieś na Featheration był ktoś, kto zna się bardziej i ma trochę czasu.
Owoce drzewa konsensusu III (The Guardian, 21.08.2035)
Eutropia nie ma jednej ideologii. Znajdziemy tu zarówno paramonastyczne wspólnoty prawosławne, post-preppersów, jak i poliamoryczne mikrokomuny. Jedyne, co je łączy, to Pierwotny Konsensus – kilka wspólnych założeń, wartości i celów. Z niego, na podobieństwo drzewa – każda gałąź dodaje nowe zasady lub ukonkretnia te pochodzące z macierzystego konaru – „wyrastają” konsensusy poszczególnych grup, zakodowane w postaci prounów: cyfrowych reprezentacji idei, pojęć, znaczeń. Współpraca odbywa się na zasadzie pełnej dobrowolności. Zresztą, tam gdzie się da, zadania są crowdsource’owane – na Featheration, internetowej platformie Eutropii, codziennie lądują tysiące ogłoszeń, dotyczących spraw małych i wielkich, a aktywiści angażują się w nie na tyle, na ile chcą.
W podobnie zdecentralizowany sposób Eutropia akumuluje wiedzę, zapisując ją w instancji Overstanda. To coś rodzaju Wikipedii na sterydach, w której poszczególne hasła nie tylko się do siebie odnoszą, ale się nawzajem rozumieją i mogą się czytelnikowi „rozwinąć” w tekst na dowolnym poziomie szczegółowości, interaktywne wykresy albo mapę procesu rozumowania. Platforma ta ma rozproszony, federacyjny charakter – eutropijna encyklopedia jest więc elementem większej całości, złożonej z wielu instancji, należących między innymi do uniwersytetów (a przynajmniej tych z nich, które chcą się z Eutropią stowarzyszać).
Na Overstandzie lądują nie tylko wyniki badań naukowych czy plany urządzeń, ale też praktyczne obserwacje z permakultur czy na przykład wnioski po wdrożeniu nowego systemu podejmowania decyzji w grupie. W Eutropii wszystko jest eksperymentem.
Garść nagłówków III (2032-2036)
Żywność to nowy gaz. Jak Rosja gra zbożem.
Geopolityka zmian klimatu. USA chwieje się w posadach, Chiny walczą z tajfunami, Rosja zyskuje.
Finlandia w przebudowie. Chce się stać „ekologiczną potęgą”.
„Città fantasma”. Włoscy rolnicy masowo migrują do miast. „Uprawa stała się hazardem”.
To koniec Traktatu z Schengen? „I tak jest już martwy”.
„Powinniśmy poważnie rozważyć scenariusz konfliktu militarnego” – ostrzega były doradca fińskiego Ministra Obrony
„Odporność na rozpacz”. Jakie cechy charakteru są dziś pożądane przez pracodawców?
Eutropia w Szwecji i Norwegii. Czy powtórzy sukces fińskiego odłamu?
Arktyka wolna od lodu. Pierwsze takie lato.
W poprzednim życiu III (Maarianhamina, lipiec 2036)
Żeby zobaczyć przyszłość, wystarczyło spojrzeć przez szklane drzwi biura po drugiej stronie uczelnianego korytarza. Wystarczyło obserwować fizyków z grupy Niekonwencjonalnej Fotowoltaiki, odzianych w skóry haptyczne i hełmy wirtualnej rzeczywistości, wpiętych w uprzęże VR. Byli całkowicie zanurzeni w światach idei, w światach zbudowanych z prounów. Prounami myśleli, na prounach programowali, prounami operowali wykonując ruchy całym ciałem – czasem z taneczną gracją, czasem chaotycznie, drgawkowo. Transhumanizm light. Zespolenie z komputerem tylko o tyle, o ile „stawanie się jednym ciałem” jest dobrą metaforą na seks. Ale to tylko filozoficzne szczegóły, ważne że działa. Że ułatwia ludziom myślenie twórcze i abstrakcyjne.
Jaromir nie potrafił tak dogadać się z maszyną. Jego umiejętności posługiwania się prounami ograniczały się do wrzucania haseł na Overstanda. To absolutna podstawa. Nie miał czasu nauczyć się więcej.
Przyjechał do Finlandii z wielkimi nadziejami. Po pierwsze, nadziejami naukowymi, bo jego nowa szefowa, prof. Krista Pasanen z Uniwersytetu Helsińskiego, dostała grant na opracowywanie metody tworzenia silnie splątanych, neuromorficznych stanów kwantowych w sieciach optycznych – które mogłyby się przydać w tzw. jednokierunkowych komputerach kwantowych. Obiecujący kierunek, spory projekt, we współpracy z doświadczalnikami, którzy mieli z niego kupić dużo nowego sprzętu.
Po drugie, nadziejami aktywistycznymi – bo Jaromir chciał włączyć się w ruch eutropiański. A w zasadzie, włączyć bardziej – bo już przed przyjazdem był jego członkiem. Międzynarodowa część Featheration posługiwała się angielskim, było tam wiele osób z całego świata, realizujących zadania niewymagające fizycznej obecności w Skandynawii, na przykład związane z programowaniem czy projektami badawczymi citizen science. Przez ogłoszenie na platformie dołączył do jednego takiego przedsięwzięcia – socjofizyka, komputerowe modelowanie procesu decyzji w panelach obywatelskich, optymalizacja pod kątem inkluzywności. Po godzinach pisał programy do obliczeń, czując się znów jak na studiach – rozumiał swój kod, ale nie znał szerszego kontekstu: co konkretnie liczył, dlaczego i skąd to wynika. Ale to wystarczało. Robił coś potrzebnego tu i teraz.
Last but not least, przyjechał tu ze zwyczajną, egoistyczną nadzieją na przeżycie. Bo jeśli gdzieś będzie bezpiecznie, to tylko na północy.
Ale ta sama Eutropia, która Jaromira tak fascynowała, zabiła grant Pasanen. Panel obywatelski, obradujący w sposób ciągły od Buntu Pszczół, wymusił modyfikacje finansowania nauki, premiujące badania mogące przyłożyć się do ratowania świata przed katastrofą klimatyczną. Zmiany dotknęły nawet grantów już przyznanych. W końcu nie ma czasu, trzeba działać teraz. Jaromirowi trudno było się z takim uzasadnieniem nie zgodzić, ale skutkiem ubocznym było to, że kurek z pieniędzmi został zakręcony z dnia na dzień, bez odwołania.
A potem było już tylko gorzej. W odpowiedzi na zmiany zarządzone przez panel, Pasanen postanowiła odgrzebać swoje dawne badania nad adsorpcją gazów na nanostrukturach, licząc że uda się to jakoś podciągnąć pod wychwyt CO2 z powietrza. To oznaczało budowanie grupy od nowa. Dla Jaromira nie było tam już miejsca. Przewegetował kolejne dwa lata na Alandzkim Uniwersytecie Nauk Stosowanych, ale teraz uczelnia dała mu do zrozumienia, że jego dorobek raczej nie wystarczy, aby przedłużyć umowę. Bo faktycznie, ów dorobek, pomnożony przez wagi Użyteczności Klimatycznej, wyglądał słabo. Co prawda zaczęto brać pod uwagę Overstanda – platforma ta zyskiwała popularność na całym świecie, teraz każda szanująca się uczelnia miała swoją instancję, a hasła zaczęły powoli zastępować publikacje w czasopismach – Jaromir dostał więc dodatkowe punkty za swoją socjofizykę, a obliczenia dla Eutropii mógł oficjalnie robić w godzinach pracy. Wciąż nie były to jednak rzeczy godne samodzielnego pracownika naukowego, wciąż to samo mógłby robić magistrant albo doktorant.
Wisienka na torcie: kobieta z Działu Kadr powiedziała mu, że teraz przy rekrutacji – także jeśli chodzi o ponowne zatrudnienie na tym samym stanowisku – obowiązkowy będzie test z operowania prounami. Alandzki Uniwersytet Nauk Stosowanych nie był tu zresztą ewenementem, podobne wymaganie wprowadziło wiele innych uczelni.
Jaromir nie wiedział, co dalej. Czy w ogóle jest coś dalej. Postwzrostowe reformy obecnego rządu, w tym dochód podstawowy, dotyczyły tylko fińskich obywateli. Polityka migracyjna za to wciąż się zaostrzała – dla imigranta brak pracy równał się zakończeniu przygody z Finlandią.
Nikt nie mówił, że twoja nisza ekologiczna będzie istnieć wiecznie.
Nie miał już szans w nauce. A czy poza akademią istnieje w ogóle życie? Powinien zacząć przeglądać ogłoszenia, albo przynajmniej nabierać orientacji w lokalnym rynku pracy.
Nie, nie będę tego robił, zostawcie mnie, nie jestem w stanie.
Jednym z powodów, dla których Jaromir został na uczelni był fakt, że perspektywa szukania tzw. normalnej pracy od zawsze go przerażała. Te wszystkie rytuały CV i rozmów kwalifikacyjnych, te bezsensowne komplikacje, niczym piętnaście rodzajów widelców na stole arystokraty. Te piętrowe szyfry i ukryte, niepojęte znaczenia koloru krawata czy pozornie prostych pytań. Trzeba by skończyć osobny kierunek studiów, żeby zrozumieć te mechanizmy i umieć się w nich odnaleźć. Już nawet ten feudalizm na polskich uczelniach był lepszy.
Jasne, dla tzw. normalnych ludzi Jaromir przypominał księżniczkę na ziarnku grochu. Jego problemy musiały zdawać im się wydumane. Ale co to miało za znaczenie? Dla niego były realne, i nie miał najmniejszej ochoty się z nimi zmagać.
Odkąd zaczął myśleć w kategoriach ratowania ludzkości, w każdej nieprzyjemnej sytuacji w jego głowie odbywał się nad nią sąd: czy naprawdę jest tego ratowania warta? Teraz przychodziły mu do głowy wszystkie niesprawiedliwości świata, zarówno te, których doznał sam, jak i tych znacznie gorszych, których gdzieś na świecie, niekoniecznie daleko, doznawali inni (a on wolałby się zabić niż ich doświadczać). W tej chwili każda z nich miała dla niego tę samą wagę – każda była zbyt wielka. Sorry, cywilizacjo, ratuj się sama.
Znów zawiesił wzrok na postaciach z biura naprzeciwko, tańczących z prounami. Potem zebrał się w sobie i wrócił do przetwarzania swoich starych artykułów na hasła na Overstandzie. Nic więcej już nie wniesie w naukę, więc niech chociaż jego dorobek stanie się częścią tej nowej bazy wiedzy ludzkości. Nie żeby to miało jakiekolwiek znaczenie. Ale znajoma monotonia pracy pozwalała uciec od myślenia o przyszłości.
Po jakimś czasie, w ramach przerwy, wszedł zobaczyć co słychać na Featheration. Jego uwagę przykuło ogłoszenie na głównym kanale po angielsku. Szukano ochotników do kibucu Projektu Lintukoto. Jednego z pierwszych, który mają zamieszkiwać wyłącznie imigranci – choć wciąż mowa jeszcze o pionierach, budowniczych nowej rzeczywistości, a nie tym „kwiecie przyszłej Finlandii”, który ma przyjechać na gotowe i opromieniać nas swym blaskiem w zamian za stabilność i bezpieczeństwo.
W głowie Jaromira znów zaczęła się tlić nadzieja. Jak by nie patrzeć, przeprowadzka do kibucu oznaczałaby zerowy ślad węglowy. A więc koniec z wrażeniem, że żyje się na czyjś koszt, zużywa cudze zasoby, że lepiej gdyby zamiast tego żył ktoś inny. Tylko po cholerę miałby tam być potrzebny fizyk?
No cóż, formularz zgłoszeniowy można wypełnić. Spróbować nie zaszkodzi.
Owoce drzewa konsensusu IV (The Guardian, 21.08.2035)
Mimo braku hierarchicznej struktury, ruch eutropiański realizuje projekty, które oszałamiają skalą i ambicją. Przykładem są Ogrody Lintukoto. W ostatnich latach przez Skandynawię przetoczyła się fala pożarów lasów. Nieprzypadkowo – przez globalne ocieplenie ich macierzysta strefa klimatyczna „uciekła” na północ. Ich odbudowa nie ma więc sensu, w tych miejscach trzeba stworzyć coś innego – nowy, zaprojektowany od podstaw ekosystem, którego częścią będzie człowiek. Powstaną tam osady, w których będą mogli zamieszkać uchodźcy klimatyczni. Będą one zaopatrywały się w żywność lokalnie, z agroleśnictwa i permakultury. I, oczywiście, ich ślad węglowy będzie zerowy. Albo wręcz ujemny, bo przynajmniej w części będą czerpać energię z biomasy spalanej do biocharu – węgla drzewnego, który będzie potem użyźniał ubogie północne gleby, jednocześnie sekwestrując atomy węgla w gruncie. Już w tej chwili istnieje blisko pięćdziesiąt kibuców Eutropii, pracujących przy realizacji tej wizji. Na mocy tzw. Porozumienia Eutropia-Rautavaara, rząd dał im całkowicie wolną rękę jeśli chodzi o użytkowanie pogorzelisk.
Garść nagłówków IV (2036-2038)
„Cios dla słabnącego NATO bez uruchomienia Artykułu 5.”. Czy Rosja faktycznie jest zagrożeniem dla Finlandii?
Australia. Wheat Belt „praktycznie przestał istnieć”.
Zamach podczas spotkania Karelskiego Regionalnego Panelu Obywatelskiego. Dron z bombą unieszkodliwiony w ostatniej chwili.
Rekordowy tajfun Xikun. Średnica prawie jak z Brazylii do Afryki.
Militarystyczna obsesja. Komu zależy na podsycaniu strachu przed Rosją?
Ostatni szczyt klimatyczny. Epitafium dla Porozumienia Paryskiego.
Kryzys emerytalny w Kanadzie. Policja pacyfikuje protesty seniorów.
Panika w Helsinkach. Nieznani sprawcy skazili ujęcie wody.
Czy Francja sfinansowała ludobójstwo w Gabonie? Znany polityk: „problem uchodźców klimatycznych trzeba rozwiązać u źródła”.
W tym życiu IV (kibuc Ervasti IV, marzec 2038)
Antropocen to epoka skrajności, a jedna potrafi przejść w drugą nagle i natychmiastowo. Jednego dnia myślisz, że jesteś bezpieczny już do końca życia, a główną kwestią zaprzątającą twoją głowę jest to, jak zmienić cały Wszechświat w ogromny komputer. Drugiego dnia następuje koniec wszystkiego. Jaromir nie spodziewał się, że jego życie może rozpaść się tak nagle. Nie tutaj. Nie teraz.
Pokazał urzędową apkę Roberto, pierwszej osobie, którą spotkał na korytarzu. Nie wierzył w to, co tam zobaczył. To musiał być błąd.
Powołanie do wojska? Kurwa, seriously?
– Jesteś obywatelem Nowej Finlandii. – wyjaśnił Robert – To pociąga za sobą obowiązki. Automatycznie trafiłeś do rezerwy. Może nie zwróciłeś uwagi, bo system sam pobrał twoje dane medyczne i przypisał kategorię.
– Zwróciłem. – odpowiedział Jaromir, zirytowany jego protekcjonalnym tonem – Ale myślałem, że to czysta formalność. Nigdy nie słyszałem, żeby jakikolwiek Pionier Projektu Lintukoto musiał iść do wojska. Robimy już swoją robotę dla kraju. Tutaj.
Robert spojrzał na niego jak na idiotę, któremu trzeba tłumaczyć oczywistości.
– Tylko że do dzisiaj rosyjskie wojska nie przekraczały fińskiej granicy.
Kurwa, co?
Jaromir wklepał na tablecie adres pierwszego lepszego portalu informacyjnego. Tak, rosyjskie oddziały przekroczyły fińską granicę ponad godzinę temu. Jaromir nie miałby szans o tym nie usłyszeć… gdyby tylko w tym czasie był w kibucu, a nie w lesie, ćwicząc lekcje na jutro.
To nie tak, że nikt się nie spodziewał. Gdyby Jaromir nie posłuchał Hafsy i śledził media, docierałyby do niego kolejne niepokojące wiadomości. Gdyby chociaż przez te ostatnie miesiące, w swojej inversecomputingowej gorączce, nie ograniczył kontaktów z ludźmi do absolutnego minimum, część z tych wiadomości dotarłaby do niego przez zwyczajne rozmowy – ale niestety, niejasne aluzje i strzępki konwersacji zrozumiał dopiero teraz, patrząc wstecz.
Wydawało mu się, że może zapomnieć o świecie poza kibucem. Teraz jednak ten świat upomniał się o niego. Jaromir miał się stawić następnego dnia w jednostce w Kuopio, razem z kilkoma innymi mieszkańcami Ervasti IV.
Nie no, ludzie, trzeba coś zrobić. Jakiś protest. Obywatelskie nieposłuszeństwo. My tu budujemy utopię, to się nie może tak skończyć!
Jakby mówił do ściany. Nikt nie był zainteresowany. „Sam sobie protestuj”. „Mamy w konsensusie współpracę z rządem”. „Gdybym chciał się bawić w takie rzeczy, to byłbym we Frakcji Wyważonej Bramy, a nie tu”. Albo jeszcze gorzej: „Naprawdę wierzysz w tę utopię, skoro nie chcesz jej bronić?”
Nikt nie mówił, że twoja nisza ekologiczna będzie istnieć wiecznie.
Utopia nie istnieje. Pod spodem wciąż jest maszyna żywiąca się krwią. Maszyna, która spowodowała zmiany klimatu, ale która istniała już wcześniej. Istniała zawsze. Zanim pojawiły się paliwa kopalne, była już krew. Jaromir mógłby to zobaczyć już dawno, ale odwracał wzrok. Teraz już się nie dało.
Każdy, kto ujrzał to i żyje, staje się współwinnym.
Tablet zawibrował sygnałem wiadomości. Przypominajka z biblioteki, powinien oddać to urządzenie, kolejna osoba z listy miała je dostać już cztery minuty temu. Oby chociaż któryś komputer był teraz wolny.
Oba były zajęte.
– Potrzebujesz wejść teraz? – spytała Hafsa, siedząca przy jednym z nich. Nie czekając na jego odpowiedź zwolniła miejsce i czym prędzej udała się do wyjścia. Jakby chciała uniknąć kontaktu z Jaromirem. I ty, Brutusie? Teraz, kiedy potrzebna jest już nawet nie tyle Strażniczka Kultury Rozkwitu, ale strażniczka ludzkiego życia?
A najgorsze, że oni wszyscy mieli rację. Jaromir sam nie postawiłby się systemowi w ich obronie, nie przypiąłby się u-lockiem do bramy Ministerstwa Obrony, czemu więc miałby oczekiwać tego od nich? Wszedł na kanał grupy badawczej od inverse computing. Która zresztą sama nie wiedziała, że jest grupą od inverse computing. Jaromir bał się, że ta idea jest zbyt szalona i będzie odstraszała potencjalnych chętnych do współpracy. Dlatego wymyślił, że zespół ma stworzyć Connection Explorera – nakładkę na Overstanda, która wyszukiwałaby podobieństwa między strukturami matematycznymi różnych problemów i wskazywała w ten sposób kierunki potencjalnej współpracy między naukowcami z różnych dziedzin. Ale to przecież tylko krok od „informatyki odwrotnej” – jeśli grupie udałoby się zrealizować ten plan, Jaromir wreszcie mógłby podzielić się swoją ideą ze światem.
Jednak w obecnej sytuacji nie mógł już dłużej czekać. Dalej nie wiedział, czy nie jest to tylko bełkot nawiedzonego szura, desperacko pragnącego nadać swojemu życiu znaczenie. Ale wystarczyło niezerowe prawdopodobieństwo, że nie jest.
Spisał na kanale całą koncepcję, wszystko, co przychodziło mu do głowy na jej temat, porządkując myśli na ile to możliwe. Najpierw podstawowa idea. Potem – jak należałoby rozwinąć Connection Explorera, żeby wykorzystać go w inverse computing. Później – pytania bez odpowiedzi i kierunki dalszych badań. Na samym końcu – spekulacje, z podkategorią „dzikie spekulacje”, gdzie znalazły się luźne pomysły, zwariowane, absurdalne, a może po prostu nieprzemyślane. Niezapisane przepadłyby. Świat musiał poznać je wszystkie – choćby tylko po to, żeby to od razu odrzucić. Wszak sam Niels Bohr zastanawiał się nie czy dana teoria jest zbyt szalona, tylko czy jest wystarczająco szalona, aby być prawdziwa.
W tej ostatniej kategorii znalazło się pytanie, które wpadło mu do głowy parę dni temu. Nie traktował go wtedy serio, teraz jednak wydało mu się kwestią niezwykle ważną, wręcz ostateczną – i dla „odwróconej informatyki”, i całej ludzkości.
Jeśli świat jest ogromnym komputerem, to co oblicza podprogram zwany „zmianą klimatu”?
Owoce drzewa konsensusu V (The Guardian, 21.08.2035)
Utopia? Niekoniecznie. Społeczeństwo Nowej Finlandii będzie wprawdzie skonstruowane tak, jak tego chcą Eutropianie, ale to, kto będzie wchodził w jego skład, określi Urząd Imigracji. Zgodnie z Porozumieniem Eutropia-Rautavaara, to właśnie ta instytucja będzie decydowała, komu pozwolić zamieszkać w Ogrodach Lintukoto, i kogo w tym celu wpuścić do Finlandii.
„Bezpieczeństwo staje się towarem deficytowym” – tłumaczył niedawno premier – „I tak właśnie je traktujemy. Jako towar. Nowe osady siłą rzeczy będą miały ograniczoną liczbę mieszkańców. Kiedy więc zakończy się okres przejściowy i cała infrastruktura Ogrodów Lintukoto będzie gotowa, priorytet będzie przyznawany osobom, które najbardziej przysłużą się krajowi. Inżynierom, przedsiębiorcom, naukowcom, czy po prostu osobom o odpowiednim profilu psychologicznym. Ci ludzie pomogą nam budować silną, szczęśliwą, ekologiczną Finlandię. Projekt Lintukoto to inwestycja – długofalowa, a zyski nie będą liczone w pieniądzach – ale wciąż inwestycja”.
W tym życiu V (kibuc Ervasti IV, marzec 2038)
Niedaleko Ervasti IV znajdowało się jezioro. Z pierwszymi dniami wiosny lód robił się coraz cieńszy. W niektórych miejscach wciąż był wystarczająco gruby, aby utrzymać ciężar Jaromira i pozwolić mu wyjść na środek akwenu. W niektórych wystarczająco cienki, aby się pod tym ciężarem załamać i sprawić, że Jaromir utonie w lodowatej wodzie. Dokładnie tak, jak chciał.
Jednak jego ostatnia spójna myśl była niezgodą na śmierć, irracjonalną modlitwą skierowaną do nie wiadomo kogo.
Pozwólcie mi skończyć moje badania.
Owoce drzewa konsensusu VI (The Guardian, 21.08.2035)
Ilu z Eutropian chce ostrej selekcji imigrantów, a ilu zgadza się na nią niechętnie, jako cenę, którą trzeba było zapłacić w negocjacjach z rządem? Trudno powiedzieć. Są jednak tacy, którzy wyrażają zdecydowany sprzeciw. Odcięli się od ruchu eutropiańskiego, nazywając się Frakcją Wyważonej Bramy, i deklarując, że Bunt Pszczół wcale się nie skończył. Wciąż robią akcje, regularnie przyklejają się do drzwi budynków państwowych inwestycji czy organizują blokady ulic. Domagają się przyjmowania wszystkich migrantów klimatycznych. Uważają, że bogate kraje są im to winne. Na transparentach widnieje motto Frakcji: „Życie dla wszystkich”.
– W dążeniu do utopii trzeba kiedyś się zatrzymać. – mówi Eino Linnankoski z kibucu Patamäki II – Bez kompromisów niczego nie osiągniemy. W pewnym momencie trzeba przestać krzyczeć, a zacząć pracować. Zabrać się za budowę czegoś realnego.
– To ile trupów uznajemy za akceptowalny kompromis?” – pyta Laura Vainio z Frakcji Wyważonej Bramy.
W przyszłym życiu (wszędzie, wieczność)
Jeśli istnieją duchy, duch Jaromira Gładyka będzie obserwował, jak jego naukowy testament zostaje zignorowany. Ciężko będzie nawet powiedzieć, czy ktokolwiek go przeczytał – ludzie będą mieli na głowie dużo ważniejsze sprawy niż sprawdzanie Featheration i pisanie nakładek na Overstanda. Kibuce opustoszeją, albo wręcz przeciwnie – przyjmą uciekinierów z terenów objętych walkami. Projekty badawcze zostaną zarzucone. Fabryki paneli słonecznych, turbin wiatrowych, autobusów elektrycznych przestawią się na produkcję broni i wojskowego sprzętu. Społeczności dotychczas zaangażowane w Eutropię zaczną wymieniać się instrukcjami syntezowania materiałów wybuchowych i produkcji karabinów w drukarkach 3D. Będą nawet krążyły pogłoski o tym, że ex-eutropiańscy biohakerzy pracują nad bronią biologiczną, która miałaby zostać rozpylona w głębi Rosji z autonomicznych, stratosferycznych dronów-sterowców (niektórzy będą mówili, że po cichu wspiera ich rząd, niektórzy że to zupełnie oddolna inicjatywa).
A większość ludzi, cóż, będzie próbowała po prostu przeżyć.
Ale poza Finlandią ruch eutropiański wciąż będzie istniał. Wciąż będzie się rozwijał, rozprzestrzeniając na coraz to nowe kraje. Rok po rosyjskim ataku, kanał grupy od inverse computing odnajdą programiści z Peru. Uda im się dokończyć Connection Explorera, ale idea odwrotnej informatyki w ogóle nie będzie ich obchodziła
Duch Jaromira będzie więc błąkał się po zaświatach, szukając odpowiedzi na jego ostatnie, ostateczne pytanie: czy zmiany klimatu coś obliczają? To jest jego prywatny, ostateczny sąd nad światem. Sąd, który musi się odbyć, choć nikt nigdy nie pozna wyroku. Jeśli istnieje zadanie obliczeniowe odpowiadające globalnemu ociepleniu, to przynajmniej to wszystko – życie Jaromira Gładyka, fizyka, cywilizacja i gatunek ludzki w ogóle – miało jakiś sens. Choćby śladowy. Choćby nawet wyznaczaną wielkością był optymalny czas gotowania jajka na twardo albo prędkość mikrometeorytu, który dnia 28.12.2033 spłonął niezauważony w atmosferze Marsa ponad Olympus Mons, przynajmniej można by powiedzieć, że istnieliśmy po coś.
To zupełnie arbitralne postawienie problemu. Ale nie oszukujmy się – czy będzie to gorsza odpowiedź, niż te dawane przez religie i mitologie? Grzech pierworodny, zły Demiurg tworzący materię, puszka Pandory – czy to naprawdę satysfakcjonujące wyjaśnia sensu cierpienia?
Duch będzie więc szukał, nawiedzał biblioteki i centra obliczeniowe, wypytywał świeżo zmarłych naukowców, wertował kronikę Akaszy. Będzie musiał szukać, obsesja wdrukowała mu się na zawsze w momencie śmierci.
A jeśli kiedykolwiek natrafi na dowód, że zmiany klimatu nie obliczają nic, nie zaakceptuje tego faktu. Będzie szukał dalej. Całą wieczność.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.