Hej, kto nie wszech-Polak – na Manifę!
Na manify chodzić… no właśnie. Trzeba? Można? Wolno? Należy? Dla tych, którzy choć razy byli, sprawa jest oczywista. Manifa to zajęcie super przyjemne. Czasami ekstatyczne, czasami zaledwie bardzo fajne, ale nikt nigdy nie żałował, że się wybrał. Ani nie żałowała. Nawet, jeśli było zimno i bez rewelacji,
Manifa pozostawia w nas wyjątkowo przyjemne poczucie spełnionego obowiązku. Owszem, psiego obowiązku, bo pies strasznie lubi, kiedy jego stado jest w komplecie. Radość manifowa to psia radość obywatelska. Manifa sensu stricto to feministyczna demonstracja na 8 marca, zapoczątkowana w Warszawie już 10 lat temu, a dziś gromadząca tysiące ludzi w całym kraju. W szerokim, potocznym sensie Manifą jest wszystko, co łączy środowiska wolnościowe, obywatelskie i pracownicze. Manifa głosi równość, tolerancję, troskę o przyrodę, sprawiedliwość społeczną i prawa człowieka. Oczywiście, są Manify bardziej bitewne i bardziej rozrywkowe. Siermiężne, teatralne, pracownicze albo odlotowe. Ale zasady gromadzenia się ludzi są mniej więcej takie same, czy to na poznańskim Marszu Równości spacyfikowany przez policję w 2005 roku czy na pierwszych warszawskich Manifach składających się z ciągu ulicznych happeningów. Marsze Tolerancji w Krakowie tradycyjnie są polem pozycyjnej wojny z neonazilstwem kibolskim, Niezapomniana Pierwsza Śląska Manifa w 2006 była fenomenalnym ulicznym teatrem. Walcząc o ochronę doliny Rospudy warszawscy demonstranci zawiesili wielką zieloną wstęgę na pomniku marszałka Piłsudskiego – w ten sposób powstała wizja przyrody niepodległej
Po Manifie czujemy miłe spełnienie, towarzyskie rozluźnienie, lekkie dotlenienie. A w trakcie? Manifa jest ruchomym świętem. Wyjściem z domu na spacer. Balangą na świeżym powietrzu. Manifa jest miejscem szczęśliwości, obserwacji, pracy nie wymagającej żadnego wysiłku i nieustannym wpadaniem na znajomych. Jeśli jednak widzisz wokół same znajome twarze – niedobrze! Jesteś na Manifi e zbyt małej, smutnej jak rodzina nuklearna w latach 50-ych. Tylko (nasza) obecność może temu zapobiec. Grupa niezliczona, ciągnąca się ulicą długo, długo, tłum zapełniający cały plac – to lubię! Twoi przyjaciele, znajomi i rodzina przewijają się w tej wielkiej społeczności, ale widzisz – ku swojemu zdziwieniu i euforii – że jest nas więcej. Jeśli w ogóle nie masz znajomych – teraz już ich masz! Myślących mniej więcej tak samo albo na to samo wkurzonych. Traktujących pokojowe, publiczne demonstrowanie potrzeb, poglądów i postulatów jako coś równie normalnego jak chodzenie na imprezy. Albo do lasu. Albo do sklepu. Albo na cmentarz.
Żyj swobodą, Polsko, żyj! I manifuj póki czas. I póki ci jeszcze sił do tej swobody zostało.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.