Zwrot ku odnawialnej Japonii
Tego dnia właśnie miałem zaczynać w moim berlińskim mieszkaniu pakowanie: za dziewięć dni miałem wracać do do Japonii. Ale jedyne co mogłem robić, to śledzić na kanale japońskiej publicznej telewizji NHK wieści napływające z kraju i wymieniać z NGO-sami zajmującymi się ekologią maile z życzeniami, by skutki kataklizmu okazały się jak najlżejsze.
Natychmiast przypomniały mi się straszne chwile sprzed szesnastu lat, kiedy niedaleko miejscowości, gdzie mieszkam, miało miejsce trzęsienie ziemi. Zginęło wówczas sześć tysięcy ludzi. Jednak wtedy trzęsieniu nie towarzyszyło tsunami ani kryzys nuklearny. Natychmiast zrozumiałem, że to właśnie te zjawiska sprawią, iż sytuacja w Japonii będzie tym razem skrajnie trudna.
Mój lot został najpierw odwołany, ale w końcu się udało i wylądowałem na międzynarodowym lotnisku Narita. Miałem wrażenie, że przybyłem nie do Japonii, ale do jakiegoś innego kraju. Żaden pociąg nie kursował zgodnie z rozkładem. Windy na dworcach nie działały przez awarie sieci elektrycznej. Mieszkańców Tokio i ludzi pracujących tu nękały ciągłe niespodziewane wyłączenia prądu. Bezlitośnie uświadamiało to nam rzeczywisty stan japońskiej energetyki.
Dotychczasowe promowanie energetyki jądrowej w Japonii wiązało się z fundamentalnymi sprzecznościami. Na przykład Ministerstwo Gospodarki, Handlu i Przemysłu (METI) pełniło równolegle dwie role: regulatora i promotora. W długoterminowym krajowym programie energetycznym postawiono na atom jako główne źródło energii, choć niemal każdej budowie nowej elektrowni towarzyszyły liczne problemy i sprzeciw lokalnej społeczności. Rząd i służby publiczne uporczywie twierdziły, iż jest atom niezwykle ważny – nie tylko ze względu na bezpieczeństwo energetyczne, ale także z uwagi na konieczność ochrony klimatu. Rozpowszechniano też przekonanie, iż japońskie siłownie jądrowe są bezpieczne ze względu na starannie przemyślaną lokalizację i wyrafinowany mechanizm zabezpieczeń. Część ludzi wierzyła tym zapewnieniom, a większość po prostu zachowywała się obojętnie. Jednak problem atomu nie dawał spać ekologicznym NGO-som i lokalnym społecznościom. Zwłaszcza działacze ekologiczni często wskazywali na słabość EJ wobec zagrożenia trzęsieniami ziemi i tsunami, jak również na hermetyczność kultury „społeczności” ludzi pracujących w branży jądrowej. Katastrofa w Fukushimie ujawniła potwierdziła wiele z tych obaw nie tylko mieszkańcom Japonii, ale także całemu światu.
Jak długo jeszcze potrwa kryzys wokół elektrowni Fukushima Daiichi? Pierwsze wypowiedzi rządu i Tokio Electric Power Company (TEPCO) robiły wrażenie zasadniczo błędnych i opartych na dezinformacji, a wobec tego media i ludzie po prostu nie ufali im. Później TEPCO dowiodło, iż nie jest w stanie poradzić sobie z problemem. Firma zdecydowała, że tego lata wprowadzi ograniczenia w dostawie prądu dla największych odbiorców. Może upłynąć kilka lat, zanim sytuacja stanie się stabilna. Dopiero wtedy rozpocznie się wygaszanie reaktorów. Ziemia w pobliżu elektrowni pozostanie skażona na bardzo długo.
Wpływ zdarzenia na politykę energetyczną jest dość poważny. Tuż po trzęsieniu ziemi wicedyrektor Agencji Bezpieczeństwa Nuklearnego i Przemysłowego, agendy podległej METI, oświadczył, że Japonia nadal potrzebuje elektrowni jądrowych. O dziwo, badanie przeprowadzone przez NHK wykazało, że 52 procent uchodźców także wyraziło opinię, iż energia atomowa nadal jest niezbędna. Z drugiej strony, rząd stwierdził, że należy zrewidować politykę energetyczną pod kątem odnawialnych źródeł energii. Ponadto wielu lokalnych burmistrzów żąda od władz rewizji planów budowy nowych elektrowni jądrowych. Wpłynie to na wyniki wyborów samorządowych w całym kraju w kwietniu i maju tego roku. Trzeba gruntownie przyjrzeć się polityce energetycznej i instytucjom zajmującym się atomem, choć są i tacy, którzy trywializują problem sprowadzając go do kwestii technicznych.
Japońskie organizacje ekologiczne mają w tym momencie dwa kluczowe zadania.
- Pierwsze – to pomoc ofiarom. Fotowoltaika oraz kolektory słoneczne i rozwiązania wykorzystujące biomasę mogą niezależnie od sieci dostarczać elektryczności i ciepłej wody. Wdrożyliśmy nowy projekt w tym zakresie.
- Po drugie – NGO-sy muszą zaproponować inną politykę energetyczną – bez atomu, opartą na kompleksowości podejścia. Instytut na rzecz Zrównoważonej Polityki Energetycznej (ISEP) opublikował dokument zatytułowany „Strategia Energetyczna po marcu 2011: od niekontrolowanych wyłączeń prądu do zmiany energetycznej strategii”. Dokument wskazuje, jak poradzić sobie z brakami w dostawie prądu tego lata oraz jak zmienić średnio- i długoterminową politykę energetyczną w kierunku oparcia jej na źródłach odnawialnych. Pora, aby to NGO-sy zaproponowały drogę alternatywną.
To będzie dla Japonii ważny punkt zwrotny. Wierzę, że wybierzemy zrównoważoną politykę energetyczną opartą na odnawialnych źródłach energii.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.