Zielona wyspa czy czarna plama?
21 marca koncern energetyczny Tauron organizuje w Katowicach 5. finał kampanii „Zielona wyspa Śląsk”. Organizator pisze na stronie internetowej kampanii, że jest to tytuł „nieco przewrotny”. Chodzi oczywiście o nawiązanie do lansowanego przez Tuska wizerunku Polski jako zielonej wyspy na morzu europejskiego kryzysu gospodarczego. Niestety, jest to kampania równie obłudna, jak koloryzowanie sytuacji społeczno-gospodarczej w kraju przez polski rząd.
Marketingowy majstersztyk
Organizatorzy deklarują, że chcą przekazywać dzieciom i młodzieży ekologiczne postawy i wprowadzać ekologię do naszych domów. Na ulicy Mariackiej w Katowicach zaplanowano ekofestyn. Wśród atrakcji są rowery produkujące prąd, który zostanie później wykorzystany do nagłośnienia występu muzyków. Festyn firmuje lokalna grupa muzyczna Carrantouhill, inspirująca się dźwięki z prawdziwie „zielonej wyspy”: Irlandii. Ponadto na scenie pojawi się m.in. aktor Olgierd Łukasiewicz, który angażował się ostatnio w protesty przeciw wycince drzew w Warszawie.
Trzeba przyznać, że kampania jest marketingowym majstersztykiem. Nieuświadomieni obywatele mogą odnieść wrażenie, że biorą udział w wydarzeniu organizowanym przez zatroskanych o stan środowiska naturalnego społeczników. Wystarczy przywołać kilka faktów, by cała ta misternie skonstruowana prośrodowiskowa narracja rozleciała się na naszych oczach.
Czyste powietrze?
Tauron chwali się na przykład, że na Śląsku oddycha się coraz czystszym powietrzem – podczas gdy tak naprawdę każdej zimy media informują mieszkańców regionu, że zanieczyszczenie powietrza kilkakrotnie przekracza dopuszczalne w normy. Głośna stała się sprawa mieszkańca Rybnika, który za rokroczne niespełnianie norm postanowił pozwać do sądu Skarb Państwa.
Jeszcze bardziej oburza fakt, że kampanię „Zielona wyspa Śląsk” wspierają NSZZ Solidarność i Lasy Państwowe. Te dwie organizacje znalazły wraz z koncernami energetycznymi doskonały sposób na pozorowanie działań w zakresie ochrony klimatu i korzystanie z rządowego wsparcia w postaci tzw. „zielonych certyfikatów”. Jest nim współspalanie węgla i biomasy w niewydajnych energetycznie elektrociepłowniach. Korzystające na tym procederze organizacje mydlą społeczeństwu oczy, że pozyskują w ten sposób „zieloną energię”. Z ekologią wycinanie polskich lasów i sprowadzanie biośmieci z najdalszych zakątków świata nie ma jednak nic wspólnego.
Zielona energetyka?
Cierpi na tym także rozwój nowoczesnej, rozproszonej energetyki odnawialnej, w tym prawdziwie ekologicznej biomasy, która pochodziłaby od polskich rolników i była spalana w biokotłowniach i biogazowniach. Tauron lubi kreować się przed swoimi klientami na firmę inwestującą w odnawialne źródła energii (OZE). W swojej ofercie posiada taryfę „zieloną”, przeznaczoną dla odbiorców, którzy chcieliby mieć w gniazdku „czystą” energię. Niestety, współspalania węgla i biomasy za taką uznać nie można. Poza tym możliwe jest, że dostawca „zielonej” energii w ogóle nie będzie jej produkował, tylko zakupi ją „na papierze” od innego producenta, niekoniecznie polskiego. Odbiorcy przeświadczeni, że wspierają rozwój instalacji OZE w swoim regionie czy kraju, są w ten sposób nabijani w butelkę.
Udział związkowców z Solidarności w „ekologicznej” kampanii Taurona to kolejny bezwstydny przykład „greenwashingu”. Solidarność pozostaje nieprzejednanym oponentem unijnej polityki energetyczno-klimatycznej, przedkładając swoje branżowe interesy nie tylko ponad wyzwanie o charakterze globalnym, jakim są zmiany klimatyczne, ale także ponad transformację polskiej gospodarki w kierunku niskoemisyjnym i niskowęglowym. Nieodpowiedzialna i cyniczna gra związkowych przywódców stawia pod znakiem zapytania rozwój zielonych miejsc pracy, powstanie zdecentralizowanej, prosumenckiej energetyki odnawialnej, poprawę efektywności energetycznej – słowem, skok w „trzecią rewolucję przemysłową”.
Która nowoczesność?
Pozostanie na poziomie XX-wiecznego rozumienia nowoczesności – o czym przesądziłoby dodatkowo pójście w stronę energetyki jądrowej i gazu łupkowego – trwale ulokowałoby Polskę na europejskich peryferiach. Zaś postawa Solidarności w tej kwestii grozi utratą społecznego zaufania wobec związków zawodowych, na odbudowaniu którego powinno im zależeć. Szkoda, że Solidarność staje dzisiaj po stronie koncernów energetycznych, a nie społeczeństwa, które – jak wynika z sondaży – chce rozwoju zielonej energetyki.
Można by jeszcze zrozumieć, że koncerny energetyczne, środowiska górnicze i Lasy Państwowe stawiają na pierwszym miejscu ochronę swoich partykularnych interesów. Wyjątkowo oburzające natomiast jest „zazielenianie” swojego wizerunku przy pomocy kłamliwych kampanii. Ekolodzy mają jednak powody do satysfakcji: sam fakt, że druga strona zdecydowała się stroić w zielone piórka obrońców klimatu i czystego powietrza oraz producentów zielonej energii, jest najlepszym dowodem na to, że ma ona świadomość, że polskie społeczeństwo chce włączyć się w zieloną transformację Europy. Z organizatorami kampanii „Zielona wyspa Śląsk” daleko jednak nie dojdzie, o czym trzeba mówić głośno i wyraźnie. Grozi nam bowiem, że nie tylko Śląsk, ale cała Polska pozostanie czarną plamą na zazieleniającej się energetycznej mapie Europy.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.