ISSN 2657-9596

Komu będzie służyć zielona gospodarka

Artur Jagódka
05/06/2012

Przyszłość gospodarki będzie zielona – to pewne. Ale czy to znaczy, że możemy już spać spokojnie? Zielona modernizacja oznacza nie tylko nowe szanse, lecz także zagrożenia.

Dyskusja o tym, czy klimat naprawdę się niebezpiecznie ociepla wskutek działalności człowieka, schodzi na margines publicznej debaty, zarezerwowany dla stacji takich jak Fox News czy konserwatywnych organizacji pokroju Heartland Institute. Naukowy konsensus w tej kwestii nie pozostawia złudzeń: musimy działać, aby tego procesu nie pogłębiać. Zdają sobie z tego sprawę już nie tylko ekolodzy, nie tylko rządy i organizacje międzynarodowe, ale również korporacje.

Dla konsumentów „zielona” tendencja w gospodarce oznacza np. możliwość kupienia ulubionej kawy czy sprzętu elektronicznego z adnotacją, sugerującą ekologiczność produktu. Porozumienia międzynarodowe nakładają na poszczególne kraje limity emisji CO2. Tak więc mamy z jednej strony działania legislacyjne, z drugiej oddolne ruchy społeczne i konsumenckie, kierujące naszą cywilizację na bardziej ekologiczne tory. Ale ta mobilizacja niesie za sobą również pewne niebezpieczeństwa.

Rynek pod kontrolą korporacji

Raport publikowany w grudniu zeszłego roku przez organizację ETC Group (Erosion, Technology, Concentration – międzynarodowa organizacja działająca na rzecz ekologii, zrównoważonego rozwoju i praw człowieka) wkłada kij w mrowisko optymistycznych wizji rozwoju zielonych technologii. „Who Will Control the Green Economy” to dokument, przedstawiający twarde dane o największych i najpotężniejszych graczach, kontrolujących 25 sektorów „realnego rynku”.

Zawartość raportu obejmuje po 10 wiodących korporacji działających w 18 sektorach bezpośrednio powiązanych z „zielonym rozwojem”: woda, energia, nasiona, rybołóstwo i gospodarka wodna, handel i przetwórstwo, chemikalia, przemysł wydobywczy, farmacja, pestycydy, biotechnologia oraz handel zbożem. Dodatkowo raport obejmuje również zupełnie nowe gałęzie gospodarki, takie jak biologia syntetyczna, „Big Data” (przemysł informatyczny, przechowujący, obrabiający i zabezpieczający bazy danych dotyczące genomów), produkcja glonów i alg, a także genetyka zwierząt hodowlanych.

Raport wskazuje na tendencję do monopolizacji w tych sektorach. Np. 10 największych multikorporacji działających na rynku nasion kontroluje dziś 73% rynku (w 1995 roku było to 37%). Z kolei 10 największych megakorporacji pestycydowych kontroluje 90% tego 44-miliardowego (licząc w dolarach) rynku. Zaś 10 najpotężniejszych firm produkujących farmaceutyki dla zwierząt kontroluje 76% rynku.

Lwia część działalności korporacji działających na polu energii odnawialnych to produkcja i wykorzystanie biomasy. Jest to szczególnie niepokojące w kontekście ekspansji upraw roślin energetycznych (często genetycznie modyfikowanych) kosztem upraw spożywczych, nierzadko również kosztem lokalnych gospodarek i ludności. Wykorzystanie tego surowca staje się motorem i głównym celem „zielonej ekonomii”.

Zielona oligarchia?

Rozwój inżynierii genetycznej w latach 90. otworzył drogę korporacjom takim jak Monsanto czy Novartis do zupełnie nowego postrzegania i zagospodarowania rynku nasion, agrochemikaliów i farmaceutyków.

Możliwości przemysłowej produkcji naturalnych dotąd płodów roślinnych otwierają nową furtkę do zawłaszczania i patentowania surowców naturalnych przez wielkie korporacje. Zapotrzebowanie na tanie i odporne wytwory biologii syntetycznej na rynku obejmującym wykorzystanie biomasy zainicjowało współpracę firm chemicznych i energetycznych takich jak BP, Shell, Exxon, Chevron, DuPont czy Dow z gigantami przemysłu nasion, zboża czy lasów jak: ADM, Weyerhaeuser, Bunge, Cargill czy wspomniane Monsanto.

Ponieważ 71% całej powierzchni ziemskiej to biomasy występujące w środowiskach wodnych (w tym oceanicznych), firmy takie jak DSM, Exxon, Mitsubishi, Monsanto, Chevron, DuPont czy Statoil poszukują dzikich, mokrych rejonów, aby rozwijać swoją bioekonomię. Próbują eksplorować na ogromną skalę jeziora, rzeki i wybrzeża bogate w algi, glony, ryby i całą wodną biomasę. Słowem, największe firmy chemiczne i energetyczne przygotowują się już do epoki po wyczerpaniu się ropy, budując zręby oligarchicznej kontroli w kluczowych, coraz bardziej ze sobą powiązanych sektorach: spożywczym, energetycznym, farmaceutycznym.

Raport na poparcie tych tez prezentuje również fakty dotyczące korporacyjnych inwestycji w nowe technologie umożliwiające transformacje cukrów roślinnych w produkty przemysłowe, głównie biopaliwa. Aby być świadomym dominacji kilku ogromnych graczy, np. na przykładzie produktów spożywczych, które już teraz leżą na naszych sklepowych półkach, wystarczy spojrzeć, kto jest właścicielem ongiś lokalnych firm. Wybierając herbatę w lokalnym sklepie, łatwo trafić na popularną Sagę, należącą do Unilever, który z kolei jest partnerem kalifornijskiej korporacji Solazyme, działającej na obszarach paliw, chemikaliów, odżywek, specjalizującej się w zamienianiu tanich roślin cukrowych w wysokowartościowe oleje odnawialne. Du Pont, drugi co do wielkości producent nasion, pestycydów, bioplastiku, etanolu celulozowego w joint venture z BP dąży do komercjalizacji paliw pozyskiwanych z wodorostów. Inni znani producenci, z których usług wielu z nas korzysta: Procter & Gamble, Chevron, Total, Shell, Michelin (opony), współpracują w „strategicznej siatce biznesowej” z inną kalifornijską korporacją – Amyris, specjalizującą się w syntetycznej biologii. Przykłady można mnożyć niemal bez końca.

Rio+20

W czerwcu b.r. odbędzie się Szczyt Ziemi (Rio+20), w którym udział wezmą przedstawiciele rządów, organizacji pozarządowych oraz świata biznesu. Nowa „zielona gospodarka”, oparta na wykorzystaniu biomasy (pozyskiwanej z siewów żywnościowych i włókienniczych, zasobów leśnych, alg, roślin oleistych itp.) pojawi się w dyskusji jako główna, wspierana przede wszystkim przez reprezentantów wielkiego biznesu, alternatywa dla tradycyjnej formy gospodarki energetycznej, opartej na paliwach kopalnych.

Perspektywa całkowitego uzależnienia gospodarki od biomasy, tak jak do tej pory od ropy, gazu i węgla, niesie ze sobą groźne konsekwencje. Choć może to oznaczać mniejsze szkody z punktu widzenia emisji gazów cieplarnianych do atmosfery, byłoby zarazem niebezpieczne dla zasobów żywności, środowiska wodnego, lasów i ludzi. Szczególnie zagrożone będzie globalne Południe, posiadające w dalszym ciągu największe zasoby potencjalnie pożądane przez wschodzący rynek biomasy. Już w tej chwili legalna grabież zasobów mniej zamożnej części globu sprawia, że ludzie żyjący na terenach zasobnych w żywność umierają z głodu. Wyobraźmy sobie skalę tego zjawiska, gdy popyt na biomasę wzrośnie analogicznie do obecnego zapotrzebowania na ropę, węgiel i gaz.

Koncentracja na biopaliwach może pociągać za sobą takie skutki, jak :

– uzależnienie od panującego źródła energii, wytwarzanego przez dominujących na rynku graczy;
– zagrożenie dla lokalnych ludności i gospodarek, będących przedmiotem agresywnej polityki agrokorporacji zainteresowanych ich zasobami naturalnymi czy też potencjałem upraw;
– degradacja lokalnych ekosystemów (masowa uprawa GMO, karczowanie lasów, eksploracja obszarów wodnych i bagiennych);
– zagrożenie bezpieczeństwa żywnościowego (poprzez poświęcenie dużej części areału uprawnego oraz samych upraw na rzecz bioenergetyki).

Jedynym sposobem, aby uniknąć zdominowania zielonej przyszłości przez korporacyjną chciwość, jest zrównoważony rozwój czystych, przyjaznych dla środowiska technologi. Potrzebna jest nam zdecentralizowana, zorientowana na lokalny potencjał polityka energetyczna, wykorzystująca możliwie czyste technologie, jak ogniwa słoneczne, wiatraki czy sieci geotermalne. Taka droga oznacza nie tylko większe bezpieczeństwo energetyczne i ekonomiczne, ale także zwiększa szansę ochrony zasobów naturalnych naszej planety.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.