Kopać i spalać węgiel – wizja Tuska na XXI wiek
Komisja Europejska pod koniec stycznia 2014 r. opublikowała Białą Księgę dotyczącą polityki energetyczno-klimatycznej. Zawarto w niej dwa cele, które mają zostać osiągnięte do 2030 r.: redukcja CO2 do 40% oraz wzrost udziału OZE w rynku energii do 27% w stosunku do poziomu z 1990 r. Warto przypomnieć, że rząd Polski – poprzez trzykrotne zgłoszenie weta – przyczynił się do opublikowania dokumentu w obecnym kształcie. Dokumentu, który pierwotnie był proponowany jako „Mapa drogowa” do 2050 r.
W dyskusji zabrała głos Koalicja Klimatyczna, związek 23 znaczących polskich organizacji ekologicznych, wskazując, że te cele Komisji Europejskiej i tak są bardzo mało ambitne. Koalicja wskazuje na dane pochodzące od samej Komisji, mówiące, że w sytuacji kontynuowania już przyjętych rozwiązań w Europie w 2030 r. udział OZE będzie wynosił 24%. To oznacza, że Komisja poprzez wdrożenie nowych działań proponuje zwiększenie udziału OZE o zaledwie 3 punkty proc. To raczej niewiele! Podobnie wygląda sytuacja redukcji CO2. Utrzymanie obecnego trendu gospodarki i polityki energetyczno-klimatycznej w Europie przyniesie w 2030 r. redukcję dwutlenku węgla o 32% w stosunku do 1990 r. Zatem Komisja proponuje efektywne, dodatkowe działania oznaczające redukcję CO2 o następne 8 punktów proc. Taki postęp wydaje się dość skromny.
Stać nas na więcej
Koalicja Klimatyczna proponowała podniesienie powyższych wielkości do 55%, jeśli chodzi o redukcję CO2, oraz 45% w przypadku udziału OZE. Dodatkowo sugerowała, aby Unia przyjęła wiążący cel dotyczący efektywności energetycznej, określający jej poprawę o 40% (podwojenie tego, co planujemy na 2020 r.).
Podkreślić tu należy, ze względu na nasze doświadczenia, sformułowanie „cel wiążący”. Polska ustawa o efektywności energetycznej, która pełni obecnie funkcję wyłącznie edukacyjną, jest martwa, jeśli chodzi o konkretne rozwiązania. Nie przynosi żadnego postępu w kraju, którego energochłonność gospodarki jest niemal cztery razy większa niż Niemiec i dwa razy większa w stosunku do pierwszych 15 państw członkowskich UE. Kraju, którego rząd nie tak dawno zadeklarował wsparcie budowy węglowej elektrowni Opole oraz pierwszej elektrowni atomowej ze środków podatników!
Proponowane przez Komisję i naszą Koalicję cele stanowią średnie wielkości dla całej UE. To oznacza, że w rzeczywistości jedne kraje przyjmą i uzyskają lepsze, a inne gorsze rezultaty. Związane to będzie np. ze strukturą energetyczną danego kraju, jego zamożnością i możliwościami wsparcia ze wspólnego unijnego budżetu.
W oparciu o dostępne ekspertyzy naukowe Koalicja Klimatyczna wyliczyła, jakie są realne cele dla Polski na 2030 r. Warto zauważyć, że ani rząd, zgłaszając weto wobec unijnej polityki klimatycznej, ani niektórzy naukowcy i publicyści, apelujący o jego zgłoszenie, nigdy nie pokazują podobnych wyliczeń, mówiąc jedynie, że taka polityka „jest dla nas nierealna”.
Otóż w odniesieniu do redukcji emisji CO2 i innych gazów cieplarnianych badania wykonane przez Instytut Badań Strukturalnych wykazały, że Polska do 2030 r. może zmniejszyć emisję do poziomu 210 Mt CO2eq, co oznacza ograniczenie emisji o 53% w stosunku do roku 1990. W odniesieniu do rozwoju OZE w perspektywie 2030 r. możliwe jest natomiast osiągnięcie 28,4-procentowego udziału OZE w zużyciu energii finalnej.
Jeśli chodzi o poprawę efektywności, to – według szacunków Fundacji Efektywnego Wykorzystania Energii – do 2030 r. można osiągnąć zmniejszenie zużycia energii finalnej o 25%, i to bez wprowadzania dodatkowych działań, a jedynie kontynuując obecną politykę w tym zakresie.
Te dane świadczą, iż spokojnie możemy się włączyć we wspólną politykę klimatyczną UE, bo redukcje i tak mają miejsce. Możemy negocjować i wynegocjować wielkości tych redukcji. Po co nam samotne weto i skazywanie się na rolę „skamieliny” w UE?
Kto naprawdę stawia na efektywność?
Warto w tym miejscu skomentować raport Climate Strategies, zarejestrowanej w Londynie organizacji pozarządowej skupiającej ekspertów z różnych krajów, zajmujących się ekonomiczną i polityczną analizą europejskiej i światowej polityki klimatycznej. W raporcie stwierdzono, że to innowacyjność i efektywność energetyczna, a nie ceny energii decydują o konkurencyjności Unii Europejskiej.
Autorzy zauważają, że w 2013 r. już w 66 państwach świata funkcjonowały taryfy gwarantowane na sprzedaż prądu z energii odnawialnej (coś, co przeraża nasz rząd i państwowe monopole energetyczne), tj. sprawdzony sposób dający stabilne podstawy do rozwoju tego sektora. W niektórych krajach zaczął się boom w przemianie gospodarki na niskowęglową.
Przykładowo Indie, Tajlandia czy Chiny stały się liderami w zmniejszaniu energochłonności produkcji cementu, która w skali świata odpowiada aż za 5% emisji CO2. W 2012 r. aż 70% nowych mocy w elektrowniach wiatrowych zainstalowano poza Unią. Liderami w sprzedaży samochodów elektrycznych są Stany Zjednoczone, Japonia i Chiny.
Wydatki na energię w stosunku do PKB są w Europie na podobnym poziomie co w Stanach Zjednoczonych czy w innych gospodarkach będących głównymi konkurentami UE. W przypadku Niemiec dla 92% przedsiębiorstw koszty energii stanowią średnio tylko 1,6% wszystkich kosztów. W Polsce te koszty są niewątpliwie większe, bo nasz „liberalny” rząd, w przeciwieństwie do Niemiec, podtrzymuje swoich monopolistów energetycznych.
Dlatego straszenie biznesu wzrostem cen energii w Polsce to straszenie samych siebie. Podtrzymujemy monopol węglowy i terytorialny czterech koncernów, mamy drogie (nie)bezpieczeństwo energetyczne i nie dopuszczamy dopłat do OZE, bo wzrosną nam ceny energii. Ta logika jest bałamutna, szczególnie w kontekście sankcjonowania tzw. współspalania węgla i biomasy przez państwowych monopolistów. W ostatnich latach podatnicy zasponsorowali im dotacje w wysokości 12 mld zł w formie „zielonych certyfikatów”.
Nie uchwalamy ustawy o OZE, nie rozwijamy tego sektora, który wszędzie dookoła już się rozwija, ale wspieramy państwowe monopole węglowe w aferalnym procederze współspalania. To kwintesencja polityki klimatycznej rządu, która ma być kontynuowana. W nowej ustawie o OZE zręcznie podtrzymuje się współspalanie – polski „wynalazek”, niestosowany nigdzie indziej w Europie.
Tymczasem eksperci Climate Strategies przekonują, że Unia powinna nadal przodować w walce ze zmianami klimatu, gdyż zwiększy to jej bezpieczeństwo energetyczne, przyciągnie długofalowe inwestycje i zapewni wzrost innowacyjności, która z kolei przełoży się m.in. na wzrost zatrudnienia.
Jest lipiec 2014…
Rząd nie powiedział otwarcie „Nie” celom UE. Ale nie zmienił też ani trochę swojej polityki energetycznej. Gorzej – premier oficjalnie mówi o subwencjonowaniu z kieszeni podatników górnictwa i budowy elektrowni węglowych. W strategii solidarności energetycznej, którą lansuje Tusk w Europie, nie istnieją odnawialne źródła energii. Kopać węgiel z narażeniem życia górników na głębokości 1000 m i spalać go – dobrze, korzystać z bezpłatnych, nieograniczonych zasobów słońca i wiatru – źle. Można zadawać sobie pytanie: czy to głupota, czy sabotaż?
Ponownie pojawia się kwestia, jak długo rząd RP może prowadzić swoją politykę energetyczną dyktowaną przez monopole energetyczne, opartą na węglu, a jednocześnie blokować lub pozorować działania na rzecz oszczędzania energii, uchwalenia ustawy o OZE oraz polityki klimatyczno-energetycznej W ten sposób zaczniemy coraz bardziej odstawać, stając się skansenem i tracąc konkurencyjność. Kiedy władza to usłyszy?
Artykuł pierwotnie opublikowany w „Przeglądzie Komunalnym” w kwietniu 2014 r. Wersja zaktualizowana.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.