ISSN 2657-9596

Klimat na miejsca pracy

Bartłomiej Kozek
30/09/2011

W ferworze zapewnień o energii z elektrowni jądrowych oraz emeryturach z gazu łupkowego żadna partia polityczna nie zająknęła się o potencjale miejsc pracy, które mogą powstać w wyniku zmiany kursu i przejścia na odnawialne źródła energii (OZE). Dobrze, że możemy liczyć na Greenpeace…

Jeszcze w 2008 r. Greenpeace opublikował dokument „[R]ewolucja energetyczna dla Polski”. Wskazywał w nim, że dzięki inwestycjom w efektywność energetyczną, oszczędzanie energii oraz OZE możemy nie tylko znacząco zmniejszyć emisje gazów cieplarnianych, ale też do r. 2050 pokryć większość naszego zapotrzebowania energetycznego za pomocą krajowych zasobów, takich jak wiatr, woda, słońce, biomasa czy geotermia. W tym zaś roku na bazie projekcji ze wspomnianego dokumentu Greenpeace przygotował raport „Pracując dla klimatu. Zielone miejsca pracy w Polsce”.

Zawarte w nim projekcje dotyczące samej tylko energetyki, uzyskane za pomocą metodologii dostosowanej do polskich realiów (np. wyższej pracochłonności, szczególnie w rolnictwie) dają bardzo obiecujące wyniki, zwłaszcza w porównaniu z oficjalną rządową projekcją rozwoju systemu energetycznego w naszym kraju do r. 2030. Przygotowanemu przez rząd PO-PSL dokumentowi zdecydowanie brakuje wizji. Pozostaje zamknięty w modelu modernizacji imitacyjnej, wpatrzonej w rozwój państw zachodnich i gotowej powtarzać wszystkie ich błędy. Mamy tu zatem założenie o ciągłym wzroście zapotrzebowania na energię (aż kłuje w oczy bezrefleksyjna akceptacja faktu, że energochłonność polskiej gospodarki jest 2,5 razy większa niż unijna średnia) oraz dominację pozyskiwania energii z węgla, przy jednoczesnym wprowadzaniu do miksu energetycznego energii jądrowej.

Scenariusz Greenpeace opiera się na innych założeniach. Chodzi o stopniowe uniezależnianie się od węgla oraz o inwestowania w źródła odnawialne, w szczególności zaś w biomasę oraz energetykę wiatrową. Nie są to zresztą mrzonki. Już dziś w Stoczni Gdańskiej tworzone są miejsca pracy przy produkcji wież wiatrowych, a w Sosnowcu – w wytwórni kolektorów słonecznych. Zamiast rozwoju biopaliw, szczególnie tych pierwszej generacji, o nienajlepszym wpływie na środowisko, ekolodzy za priorytet uznają redukcję zapotrzebowania energetycznego w transporcie (poprzez wspieranie transportu zbiorowego), a także rozwój pojazdów napędzanych energią elektryczną ze źródeł odnawialnych. W ciepłownictwie preferują znacznie szybsze zwiększanie udziału energii z biomasy (w tym przetwarzanej na biogaz). Wszystkie te działania zostały przebadane pod kątem technologicznych możliwości ich wprowadzenia, a także ich ekonomicznej opłacalności. W 2030 r. mogą zaspokoić aż 46,6% zapotrzebowania naszego kraju na energię elektryczną. Warto zaznaczyc, że zbliżoną wielkość 44% podał jakiś czas temu w swojej prognozie Instytut na Rzecz Ekorozwoju.

Jak taka zmiana w energetyce wpłynie na polski rynek pracy? Greenpeace szacuje, że do r. 2030 może powstać aż do 386 tys. nowych miejsc pracy. To, jak ile ich faktycznie powstanie, zależy od tempa wdrażania zmian, a także tego, czy Polska zamierza importować niezbędne w tej energetycznej [r]ewolucji technologie, czy też będzie zwiększała rodzimą produkcję instalacji, takich jak ogniwa fotowoltaiczne czy turbiny wiatrowe. Wybór zielonej ścieżki rozwoju oznaczałby powstanie w ciągu najbliższych 19 lat aż o 187 tys. więcej miejsc pracy niż w przypadku węglowo-jądrowego scenariusza PO-PSL (i to uwzględniając zmniejszenie zatrudnienia w górnictwie węglowym oraz energetyce opartej na tym surowcu). Dynamiczny rozwój nowych miejsc pracy w tak różnorodnych dziedzinach, jak produkcja sprzętu, jego montaż i konserwacja, a także produkcja biomasy ciepłowniczej pomógłby w płynnym przejściu górników do bardziej bezpiecznego sektora energii odnawialnej. Ubytek w zatrudnieniu w górnictwie mógłby być nawet mniejszy, niż szacowane 50 tys. miejsc pracy do r. 2030 – analiza wyszła bowiem z założenia, że zaspokajamy 100% swojego zapotrzebowania na węgiel z krajowego surowca, podczas gdy obecnie więcej go importujemy. Skupienie się w pierwszej kolejności na substytucji tego importu przez inwestycje w energetykę odnawialną dałoby nam sporo czasu na rozpoczęcie zielonej transformacji, wolnej od „szokowego” charakteru, który pamiętamy z transformacji roku 1989.

W spotach wyborczych PO zarzeka się, że najskuteczniej ze wszystkich partii będzie zabiegać o 300 mld złotych dla Polski z unijnego budżetu. Warto spytać starającego się o reelekcję premiera Donalda Tuska, jak duża część z tych środków przeznaczona będzie na rozwój energetyki odnawialnej. Bo patrząc na energetyczne priorytety w programie PO można mieć wątpliwości, czy będą to znaczne sumy. Warto również spytać, czy będzie postulował powołanie przez Unię Europejską ERENE – Europejskiej Agencji Energetyki Odnawialnej, która pomagałaby finansować inwestycje w rodzaju transgranicznych sieci przesyłowych, umożliwiających powstanie europejskiego rynku energii ze źródeł odnawialnych. Do tej pory rząd PO-PSL ignorował takie pomysły – a szkoda, bo rozproszona energetyka odnawialna daje dużą szansę na ożywienie rynków pracy w miejscach długotrwałego, strukturalnego bezrobocia, pozostających na uboczu modernizacji w naszym kraju.

Skoro rozliczni politycy i publicyści lubią sugerować, że sceptycyzm środowisk ekologicznych wobec energetyki jądrowej i eksploatacji gazu łupkowego inspirowany jest przez Rosję, można odwrócić to pytanie i spytać, kto inspiruje polityków głównych polskich partii politycznych do tego, by przegapić wielką szansę na unowocześnienie gospodarki i na godne życie dla setek tysięcy ludzi i pozostawać w okowach myślenia o energetyce rodem z XIX-wiecznej rewolucji przemysłowej?

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.