Finansujemy ukraiński przemysł atomowy
Jak wygląda sytuacja energetyki atomowej u naszych wschodnich sąsiadów? Jak Ukraińcy poradzili sobie ze skutkami szoku po Czarnobylu? Z Piotrem Trzaskowskim rozmawia Beata Nowak (kwiecień 2011).
Beata Nowak: Jak się ma ukraiński przemysł atomowy 25 lat po Czarnobylu?
Piotr Trzaskowski: Wiele zagrożeń, które niesie za sobą rozwój energetyki atomowej na Ukrainie, jest nadal aktualnych. Nadal brakuje m.in. planu zabezpieczenia odpadów radioaktywnych i zużytego paliwa. Proces sprzątania po przemyśle atomowym jest niezwykle drogi. Zabezpieczenie zużytego paliwa z czterech reaktorów elektrowni w Czarnobylu i odbudowa sarkofagu nad feralnym czwartym blokiem pochłonęła od połowy lat 90. już 1,2 mld euro. W najbliższych latach na ten cel potrzeba dodatkowych 740 mln. Tu chodzi zaledwie o cztery reaktory, ale na Ukrainie do 2020 r. zamkniętych powinno zostać kolejnych dziesięć. Składowiska paliwa mają zresztą wystarczyć na 100 lat, a tymczasem część odpadów będzie niebezpieczna przez 100 000 lat.
W Czarnobylu doszło do wybuchu. Czy to nie dlatego koszty są tak wysokie?
W dwóch blokach litewskiej elektrowni atomowej Ignalina nigdy nie doszło do wybuchu, a rachunek za ich zamknięcie jest jeszcze wyższy. Od 1999 r. przeznaczono na ten cel 1,6 mld euro, a mówi się o potrzebie znalezienia dodatkowego miliarda do 2014 r.
Jakie plany ma rząd Ukrainy w kwestii energetyki atomowej?
Władze Ukrainy grają na czas. To niebezpieczna gra. Podczas gdy w następstwie awarii w elektrowni Fukushima, Niemcy wyłączyli najstarsze reaktory, władze w Kijowie decydują o wydłużeniu pracy najstarszych ukraińskich bloków. W grudniu z 30 do 50 lat wydłużono okres użytkowania pierwszego bloku elektrowni Równe, który zgodnie z planem miał być zamknięty w 2010 r. Towarzyszyły temu inwestycje w poprawę niezawodności instalacji warte 200 mln euro. Już 2 miesiące później uszkodzeniu uległ element turbiny w tym reaktorze. Jednostkę trzeba było częściowo zamknąć. Władze twierdzą, że tym razem do żadnego wycieku nie doszło. Jednak możemy spodziewać się kolejnych awarii. Nie ma cudów. Z każdym rokiem te przestarzałe instalacje będą coraz większym zagrożeniem. Co więcej, Ukraina ma w planach budowę kolejnych 22 reaktorów.
Po co im aż tyle elektrowni?
Poza zaspokojeniem własnych potrzeb, Kijów planuje zwiększenie eksportu. Zgodnie z rządową Strategią Energetyczną do 2030 r. za 20 lat Ukraina ma eksportować 25 TWh energii elektrycznej. To tyle, ile dziś produkuje Słowacja.
Czy to realistyczne? Kto sfinansuje te inwestycje?
Między innymi, my, podatnicy w Unii Europejskiej. Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju oraz Europejski Bank Inwestycyjny od 2005 r. zainwestowały 650 mln euro w ukraińskie linie wysokiego napięcia. Linie te są nieodłączną częścią programu ekspansji przemysłu atomowego. Do każdego reaktora trzeba wybudować setki kilometrów sieci wysokiego napięcia. To znaczna część kosztów całej inwestycji.
Wspierane przez europejskie banki linie przesyłowe projektuje się w taki sposób, by mogły przesyłać więcej niż skala dzisiejszej produkcji, zostawiając miejsce na energię z planowanych reaktorów.
Zaraz, zaraz, ale gdzie tu rola europejskiego podatnika i naszych pieniędzy?
Oba banki, EBOiR i EBI, zarządzają publicznymi pieniędzmi. Na początku ich istnienia rządy wpłaciły składki, którymi dziś instytucje obracają, pomnażając je i przekazując klientom w formie pożyczek. To przedstawiciele rządów, również polskiego, zasiadają w radach dyrektorów obu instytucji i decydują, jakie inwestycje otrzymają wsparcie.
A jest o co walczyć. Pożyczki często udzielane są na preferencyjnych warunkach, z niższymi niż rynkowe oprocentowaniem i dłuższym okresem spłaty. Do tego czasem dochodzi wsparcie techniczne ekspertów pracujących w banku. Dlatego to „łatwe” pieniądze. W przypadku rozbudowy sieci transmisyjnych na Ukrainie pożyczkom towarzyszyła bezzwrotna pomocy w ramach Polityki Sąsiedztwa Unii Europejskiej. Zresztą kraje członkowskie UE kontrolują też rady nadzorcze obu banków.
Co na to rządy państw antyatomowych, jak np. Austria?
Po Czarnobylu i Fukushimie żadna z europejskich instytucji nie odważy się otwarcie sfinansować budowy nowych reaktorów na Ukrainie. W następstwie katastrofy w Japonii negatywny wpływ tej technologii na ludzi i środowisko naturalne jest szeroko komentowany w mediach, więc finansowanie atomu z pieniędzy europejskiego podatnika wzbudziłoby zbyt dużą opozycję. Jednak pośrednie subsydia dla przemysłu atomowego, ukryte pod postacią rozbudowy linii wysokiego napięcia czy też zwiększenia bezpieczeństwa starych rektorów, łatwiej przeoczyć. Bankwatch i inne tego typu organizacje starają się do tego nie dopuścić.
Czy są jakieś alternatywy dla inwestycji w ukraiński atom? Co powinna wspierać UE w tym kraju?
Jeśli europejskie banki publiczne oraz Unia Europejska dalej chcą wspierać ukraińską energetykę i naprawdę zależy im na jakości życia mieszkańców tego kraju, powinny przeznaczać nasze pieniądze, którymi zarządzają, na inne inwestycje.
Priorytetem powinno być zmniejszenie marnotrawstwa energii. Gospodarka Ukrainy potrzebuje do wytworzenia dóbr o tej samej wartości niemal cztery razy więcej energii niż gospodarka Niemiecka. Inwestycje w poprawę efektywności energetycznej zmniejszą zapotrzebowanie na energię, także tę niebezpieczną z atomu.
Piotr Trzaskowski zajmuje się problematyką energii i klimatu w organizacji pozarządowej CEE Bankwatch Network. Misją Bankwatch jest zapobieganie negatywnym konsekwencjom środowiskowym i społecznym projektów finansowanych przez międzynarodowe instytucje publiczne oraz propagowanie rozwiązań alternatywnych i rozwoju społecznego.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.