ISSN 2657-9596

Czarnoshima po polsku. Satyra nuklearna

Bartosz Lotarewicz
19/01/2012

Bardzo długo i intensywnie debatowano z opinią publiczną, naukowcami, ekspertkami i samorządami o lokalizacjach elektrowni atomowych. Od samego początku społeczeństwo było od A do Z informowane zarówno o zaletach, jak i rzekomych wadach atomu. Wystarczy spytać kogokolwiek na ulicy: każdy i każda już doskonale wie, że atomy są dobre! I dajcie im w końcu spokój, przecież nigdy nikomu nic złego nie zrobiły! Czarnobyl, Fukushima?! To nie u nas, w Polsce będzie Czarnoshima! W referendum ogólnopolskim aż 99,85% społeczeństwa opowiedziało się za atomówką. No więc jak najbardziej całe społeczeństwo mogło się wypowiedzieć i nikt nawet nie ma prawa marudzić, że osobiście nie został zapytany. I mówię tu w szczególności o prawie moralnym, bo to z jakiegoś powodu dość często używany argument. Polacy i Polki czekają w zaciszach swoich domów, aż w końcu zacznie nas wszystkich ogrzewać przesympatyczna energia atomowa.

Dlaczego jednak nikt się mnie nie spytał? Ja też jestem za budową elektrowni atomowych. Ale pod następującymi warunkami.

Elektrownie powinny być budowane w centrach dużych miast. Warszawa wydaje się doskonałą lokalizacją, a najlepiej okolice Sejmu. Myślę, że z perspektywy celów zagospodarowania przestrzennego nie powinno być zastrzeżeń. Sejm i nowa elektrownia, pomalowana oczywiście na biało, nie będą się optycznie „gryzły”. A może pan Prezydent by się zgodził na atomówkę w swoim ogrodzie lub sąsiedztwie? Zapytać nic nie kosztuje. Ostatecznie, ale to już naprawdę ostatecznie, zgodziłbym się na budowę elektrowni tuż przy pasie startowym Okęcia. To przecież takie bezpieczne miejsce dla tak bezpiecznej technologii.

Można też rozważyć centrum Wrocławia, a może jeszcze Poznania. Chwalebne, bo poszerzające cele ekonomiczno-duchowe, wydaje się umieszczenie elektrowni w pobliżu toruńskiej rozgłośni. Ks. Rydzyk nie musiałby za głęboko wiercić w poszukiwaniu wód termalnych. Poza tym z odpowiednimi święceniami można empirycznie wykluczyć jakąkolwiek możliwość awarii! Kraków też byłby niezłą opcją! Najlepiej tuż obok Wawelu, bo niedaleko do rzeki. Z tym, że tutaj należałoby koniecznie pomalować elektrownię na brązowo-szaro, by się za bardzo nie gryzła z Wawelem.

Zupełnie nie rozumiem, dlaczego nowe elektrownie miałyby być chowane gdzieś w nieznanych okolicach. Jednym z symboli komunizmu były dymiące kominy przemysłowe. Bądźmy zatem konsekwentni! Niech symbolem „rewolucji energetycznej” w Polsce będą elektrownie atomowe w centrach miast. Czego mamy się wstydzić albo bać? Program Polskiej Energetyki Jądrowej zapewnia, że w razie czego wystarczy podać ludziom w okolicy tabletki jodowe i po sprawie. Że też Japończycy na to nie wpadli! A ponoć taki mądry naród!

Odpady atomowe powinny być składowane w piwnicach budynków publicznych. Jeśli chodzi o Warszawę, proponuję piwnice sejmu. Poza tym piwnice Pałacu Prezydenckiego, kancelarii Premiera, ministerstw i jak się głębiej zastanowię, to jeszcze Pałacu Kultury. Jak uczy bowiem doświadczenie z Niemiec, beczki z odpadami są bardzo bezpiecznie zamknięte, ale nie powinny być zasypywane w starych kopalniach solnych. Niestety zasada solna przeżera beczki i coś świecącego wycieka do wód gruntowych. Choć wody w Sejmie leją dużo, to przynajmniej podejrzewam, że piwnice są suche. Jak wiadomo, beczki z odpadami są jeszcze przez wiele lat ciepłe, można by nawet wykorzystywać to ciepełko do ogrzewania sali posiedzeń! Jakaż by to była oszczędność!

W innych miejscowościach wchodzą w grę piwnice sejmików, urzędów państwowych oraz dworce. Niech każdy i każda z nas coś z tego ma!

Zaletą takiego składowania odpadów jest też fakt, że skróci to transport. Gdyby elektrownia była zaraz przy Sejmie, to tylko rzut beretem do piwnic sejmowych! Nawet gdyby odpady miały być składowane u Prezydenta lub w Pałacu Kultury, to przecież nikomu nie zaszkodzi, jak transporter postoi trochę w warszawskim korku. Choć z drugiej strony może lepiej i bardziej ekologicznie byłoby transportować odpady po torach tramwajowych? Tu jeszcze jestem otwarty na argumenty.

Uważam, że spełnienie powyższych warunków byłoby bardzo ważnym znakiem dla tych wszystkich, którzy mają jakieś bezpodstawne zastrzeżenia. Chodzi bardziej o taki symboliczny gest: „Patrzcie, my się nie boimy. Koło Sejmu stoi elektrownia, odpady u nas w piwnicy!”. Tak na wypadek, gdyby ktoś nie chciał mieszkać w sąsiedztwie elektrowni lub składu odpadów. Ba, gdyby jeszcze zaczął demonstrować!

A jakby jakiejś posłance lub posłowi po latach miały powypadać włosy lub zęby, to czym się przejmować? I tak kiedyś wypadną! A czy to za 20-30 lat, czy za 2 lata… mniejsza o szczegóły. A jak komuś wyrośnie trzecia ręka lub noga, a może druga głowa, to tym lepiej! Co dwie głowy, to nie jedna!

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.