Atom: mit bezpieczeństwa
W tym roku mija 25 rocznica katastrofy czarnobylskiej, tymczasem opinia publiczna jest nadal karmiona mitami o „nieznacznych skutkach ekologicznych i zdrowotnych” tej katastrofy. Kłamstwom i przemilczeniom odpowiedzialnych instytucji przeciwstawiają się od lat niezależni naukowcy. Z „Zielonymi Wiadomościami” rozmawia wybitny rosyjski biolog i ekolog, profesor ALEKSIEJ W. JABŁOKOW
REDAKCJA „ZW”: Panie profesorze: skąd u Pana – biologa i ekologa – zainteresowanie dziedziną energetyki jądrowej?
Prof. ALEKSIEJ W. JABŁOKOW: Moje zainteresowanie problemami energetyki jądrowej zaczęło się w 1988 roku. Byłem wtedy członkiem państwowej komisji ekspertów do spraw Południowoukraińskiej Elektrowni Atomowej i mogłem szczegółowo zapoznać się z budową i działaniem elektrowni jądrowych. Potem, już jako wiceprzewodniczący Komitetu d.s. Ekologii Rady Najwyższej ZSRR, miałem dostęp do wielu materiałów; zrozumiałem wtedy, że skażenie promieniotwórcze jest jednym z najboleśniejszych problemów Związku Radzieckiego. Jako doradca Prezydenta do spraw ekologii i ochrony zdrowia miałem możliwość odwiedzić wszystkie ważniejsze zakłady atomowe w Rosji. Na początku lat dziewięćdziesiątych byłem przewodniczącym komisji rządowej, zajmującej się skutkami usuwania odpadów radioaktywnych do rosyjskich mórz, przewodniczyłem również niewielkiej komisji Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej do spraw awarii jądrowej w Tomsku-7. Jako przewodniczący państwowej komisji do spraw bezpieczeństwa ekologicznego przy Radzie Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej zajmowałem się wieloma problemami związanymi z energetyką jądrową, w tym także skutkami katastrofy w Czarnobylu.
W toku tej działalności poznałem wielu zwolenników energii atomowej. Często się z nimi spierałem. W końcu napisałem długi artykuł w miesięczniku „Nowyj Mir” („Nowy Świat”), który zatytułowałem: Mitologia atomowa. To było chyba w 1993 roku. Ten artykuł przedrukował potem niemiecki „Der Spiegel”. Wówczas Aleksander Janszyn, wiceprzewodniczący Rosyjskiej Akademii Nauk zaproponował mi, żebym dokładniej przedstawił moje podejście do problemu energetyki jądrowej. Na początku były to prace komisji Rosyjskiej Akademii Nauk, zajmującej się dziedzictwem Władimira Wiernadskiego, po dwóch latach w Moskwie, w wydawnictwie Nauka, została wydana książka Mitologia atomowa (1997). Centrum Polityki Ekologicznej Rosji, którego byłem wtedy prezesem, wydało jeden z rozdziałów tej książki w rozszerzonej wersji jako Mit o niewielkim znaczeniu skutków katastrofy w Czarnobylu (Moskwa, 2001). Jeszcze wcześniej, na dziesięciolecie katastrofy, byłem pomysłodawcą i redaktorem dwóch tomów Konsekwencje katastrofy w Czarnobylu (Zdrowie środowiska i Zdrowie człowieka, Moskwa, 1996). Dwa razy przemawiałem w Kongresie USA na tematy jądrowe. W latach 2002 – 2003 byłem jednym z założycieli Europejskiego Komitetu do spraw Ryzyka Radiacyjnego.
Niedawno w Nowym Jorku ukazała się książka pańskiego współautorstwa: Czarnobyl. Skutki katastrofy dla ludzi i środowiska. Jak doszło do napisania tej książki?
Bezpośrednią przyczyną naszej książki była wcześniejsza publikacja IAEA i WHO („Forum Czarnobylskie”, 2005), w której prawdę o katastrofie wypaczono do takiego stopnia, że wraz z profesorem Wasilijem Nesterenko z Mińska, byłym dyrektorem Instytutu Energetyki Jądrowej, który po katastrofie w Czarnobylu w całości poświęcił się ratowaniu białoruskich dzieci, postanowiliśmy zebrać w jednej publikacji naukowe dowody mówiące o prawdziwych skutkach katastrofy. Podstawą książki była analiza około pięciu tysięcy publikacji, wydawanych przede wszystkim w językach słowiańskich, mało lub w ogóle nieznanych na Zachodzie.
Czy książka Czarnobyl. Skutki katastrofy dla ludzi i środowiska była publikowana w krajach najbardziej dotkniętych: na Białorusi, Ukrainie, w Rosji?
Początkowo książka została wydana w Sankt Petersburgu w wydawnictwie Nauka. Jest szeroko dostępna, można ją ściągnąć z różnych stron internetowych. 26 kwietnia w Kijowie wyjdzie trzecie, poszerzone wydanie.
Jak ocenia Pan skutki zdrowotne katastrofy w Czarnobylu. Na czym one polegają i jakie to są schorzenia?
Łatwiej jest mi powiedzieć, jakie choroby nie są związane z katastrofą. W wyniku Czarnobyla znacznie wzrosły zachorowania na choroby układu krążenia, układu nerwowego, pokarmowego i oddechowego, a także na choroby układu moczowego. Częstsze stały się choroby endokrynologiczne i onkologiczne, zaburzenia układu odpornościowego, i rzecz jasna – zaburzenia genetyczne. Dynamika zachorowań na poszczególne choroby jest różna. Niektóre z tych chorób były szczególnie widoczne w ciągu pierwszych 10 – 15 lat, potem liczba zachorowań zmalała; liczba zachorowań na inne schorzenia wciąż rośnie.
Jakie będą skutki zdrowotne napromieniowania dla następnych pokoleń? Jak to się odbiło na zdrowiu reprodukcyjnym?
Na razie możemy mówić tylko o pierwszych, początkowych skutkach, ponieważ radionuklidy (cez, stront, pluton i ameryk) jeszcze znajdują się w ekosystemach. Genetyczne konsekwencje pierwszego wybuchu w 1986 roku (wtedy napromieniowane radionuklidami z Czarnobyla w Europie było tysiąc razy większe) będą widoczne w ciągu kilku pokoleń. Oczywiście liczba ofiar będzie zmniejszać się wraz z upływem czasu.
Dane dotyczące liczby ofiar śmiertelnych katastrofy są bardzo rozbieżne w zależności od źródeł. Według dostępnych w Polsce oficjalnych danych zginęło tylko ok. 100 osób. Jaka jest rzeczywista liczba ofiar według pana badań?
Ogólna liczba ofiar w ciągu 25 lat od katastrofy na całym świecie przewyższyła milion. Nie wliczam w to poronień i narodzin martwych dzieci (a to będzie jeszcze kilkaset tysięcy, jak uważa niemiecki badacz H. Scherb).
Sto osób a milion, to szokująca rozbieżność: 10 tysięcy razy! Na czym polega różnica pomiędzy metodologią stosowaną przez Pana do oceny skutków zdrowotnych Czarnobyla, a np. metodologią autorów raportu Chernobyl Legacy (WHO, IAEA)? Chcielibyśmy, aby nasi czytelnicy mogli wyrobić sobie zdanie co do wiarygodności obu metod.
Oficjalna metodologia oszacowania liczby ofiar opiera się na dosyć umownej, indywidualnej dawce promieniowania (która jest wyliczana na podstawie ogromnej liczby założeń, np. ile człowiek mógł wypić skażonego mleka, ile czasu znajdował się poza pomieszczeniem itp.). Poza tym koeficjenty, które wykorzystuje się do wyliczenia ryzyka napromieniowania są bardzo niepewne (bazują na mało wiarygodnych danych o skutkach Hiroszimy i Nagasaki).
My wybraliśmy inne podejście badawcze. Porównaliśmy zachorowania i śmiertelność na silnie i słabo skażonych terenach, które według wszystkich innych wskaźników, z wyjątkiem stopnia skażenia promieniowaniem, są do siebie podobne. Takie wyliczenia są dostępne dla Rosji, Białorusi, Ukrainy, a także dla Szwecji i Norwegii. Okazało się, że w ciągu pierwszych 15 – 20 lat po katastrofie poziom śmiertelności na silnie skażonych terenach jest większy o około 4%. Opierając się na tych wynikach, można oszacować przybliżoną liczbę ofiar.
Jak ocenia Pan skutki zdrowotne Czarnobyla w Polsce?
Według różnych wyliczeń do Polski dotarło około 1% szkodliwych substancji z Czarnobyla (jeśli wziąć pod uwagę cez-137). W niewielkim stopniu był skażony cały kraj, największe skażenie objęło około 3 - 4 tys. kilometrów kwadratowych. Skażenie to ma charakter plamisty i jakieś plamy obejmujące dziesiątki kilometrów kwadratowych mogły być niewykryte. Jestem pewien, że jeśli przeanalizowalibyśmy statystyki dotyczące martwych urodzeń, poronień, zespołu Downa, śmiertelności noworodków – ślad po Czarnobylu będzie widoczny również w Polsce. Na niektórych terenach w znacznym stopniu wzrosła liczba problemów z tarczycą.
A’ propos, nie znalazłem map skażenia Polski innymi radionuklidami, oprócz cezu-137. A takie skażenie, krótko żyjącymi radionuklidami: jodem-131, tellurem-132, cezem-134 i innymi było. Według prognoz M. Malko ogólna liczba zachorowań na raka tarczycy w Polsce w wyniku katastrofy wyniesie więcej niż 3200 przypadków (w tym około 900 śmiertelnych), białaczki – około 170 (w tym 120 śmiertelnych), innych typów raka – ponad 1700 (około 1000 śmiertelnych). A trzeba wiedzieć, że rak nie jest główną przyczyną zwiększenia się „poczarnobylskiej” śmiertelności.
O stopniu skażenia radioaktywnego w Polsce znacząco i obrazowo mówi pewne zdarzenie: w czerwcu 1987 roku Bangladesz zwrócił Polsce 1600 ton mleka w proszku ze względu na jego niebezpieczną radioaktywność.
Jakie były społeczne skutki katastrofy, co obecnie dzieje się z ewakuowana ludnością, czy mają pracę lub inne środki do życia, czy pomoc medyczna jest zabezpieczona?
Nie będę mówił o problemach społecznych, jestem biologiem i ekologiem. Przypomnę tylko, że koszty poniesione przez kraje dotknięte katastrofą w celu minimalizacji jej skutków są ogromne. Białoruś w niektórych latach traciła do 25% całego budżetu „na Czarnobyl”, Ukraina – do 5%, Rosja – do 1%. W sumie, „czarnobylskie” wydatki tylko tych krajów wyniosły ponad 550 miliardów dolarów w ciągu 25 lat. A przecież Niemcy, Szwecja, Norwegia, Wielka Brytania i inne kraje do dzisiaj jeszcze wydają ogromne sumy.
Co sądzi Pan na temat propozycji autorów raportu Chernobyl legacy, aby odebrać ludziom zasiłki i przeznaczyć je na inwestycje we wspieranie lokalnej przedsiębiorczości i biznesu?
Uważają oni, że „czarnobylskie” choroby są skutkiem radiofobii i strachu, a nie promieniowania. Jednak poziom radiofobii na skażonych terenach spada, a liczba zachorowań rośnie. I jaka może być radiofobia u myszy i żab, u których spotykamy takie same choroby jak u ludzi, żyjących na skażonych terenach?
Co sadzi Pan na temat skutków zdrowotnych obecnej katastrofy w Fukushimie?
Katastrofa w Fukushimie jeszcze się nie skończyła, cały czas następuje tam wyciek radionuklidów. W gorszym wypadku skutki tej katastrofy mogą być cięższe niż w Czarnobylu. Wyliczenia prof. Chrisa Busby według stanu sprzed dwóch tygodni informują o możliwości pojawienia się w ciągu następnych 50 lat do 420 tysięcy dodatkowych zachorowań na raka (połowa z nich w pierwszym dziesięcioleciu).
A jak ocenia pan skutki tej katastrofy dla rolnictwa?
Na kilku tysiącach kilometrów kwadratowych nie można będzie, jak dawniej, zajmować się rolnictwem – trzeba będzie zmieniać życie milionów ludzi. Będzie zniszczone lokalne rybołówstwo (do stu kilometrów od Fukushimy).
Czy skażenie morza będzie postępowało dalej – na razie nie wiadomo. Jednak może rozszerzyć się i do tysiąca kilometrów (bez względu na zmniejszenie się koncentracji dalej od źródła, może mieć miejsce biokoncentracja i bioakumulacja radionuklidów, w związku z którą w organizmach żywych koncentracja radionuklidów może być większa dziesiątki tysięcy razy).
Czy na skażonych terenach istnieje monitoring dzikiej przyrody? Czy mógłby pan coś na ten temat powiedzieć?
Zamknięcie tych terenów (trzydziestokilometrowa strefa) przyciąga wiele zwierząt, ponieważ nie ma tam presji antropogenicznej. Jednak badania pokazują w strefie wysoki poziom mutacji, możemy też obserwować inne negatywne skutki silnego napromieniowania. Z zewnątrz wszystko wygląda w porządku, jednak w rzeczywistości strefa – to „czarna dziura”, mieląca pule genowe. Mikroewolucyjne skutki katastrofy jeszcze czekają na wyjaśnienie.
Był Pan kilka dni temu gościem kongresu w Berlinie na temat 25-lecia katastrofy w Czarnobylu. Czy może się Pan podzielić z naszymi czytelnikami wrażeniami z tej konferencji?
To była inicjatywaruchu „Lekarze przeciw wojnie nuklearnej” (IPPNW), którzy w swoim czasie otrzymali Pokojową Nagrodę Nobla. W Berlinie w zasadzie odbyły się dwie konferencje – jedna oficjalna, na której wygłoszono rozmaite wykłady, i druga – publiczna, informacyjno-emocjonalna. Obie były na swój sposób ważne. 26 kwietnia w Kijowie będą miały miejsce również dwie konferencje. Jedna – oficjalna i druga – publiczna. Konflikt prawdy z półprawdami nadal będzie aktualny. Przypomnę, że już czwarty rok w Genewie, która jest siedzibą Światowej Organizacji Zdrowia ma miejsce bezterminowy protest: codziennie od rana do wieczora dwoje, troje ludzi z plakatami: „Powiedzcie prawdę o Czarnobylu!”, „Przypomnijcie sobie przysięgę Hipokratesa!”, „Koniec niegodnemu porozumieniu z IAEA z 1959 r.”
W jaką energię radzi Pan zainwestować polskiemu rządowi i dlaczego? Czy ma pan rady dla polskiego rządu?
Nawet część środków, które Polska planuje wydać na budowę pierwszej elektrowni atomowej (3-4 miliardy euro) starczyłaby na przekształcenie nieekologicznych .elektrowni węglowych w bardziej czyste. W Polsce (tak jak w każdym kraju świata) są niekończące się źródła niskotemperaturowej energii geotermalnej – w dowolnym miejscu można wywiercić dziurę w ziemi i na głębokości 1-2 kilometrów otrzymać wodę o temperaturze około 100 stopni. To zupełnie wystarczy dla dzisiejszych sposobów otrzymania energii elektrycznej. Energia atomowa w Polsce sprawi wiele kłopotów – ekologicznych, ekonomicznych i politycznych.
Ciągła zależność od dostaw paliwa jądrowego, nierozwiązane nigdzie na świecie ogromne problemy z przechowywaniem odpadów radioaktywnych i, oczywiście, nieunikniony wpływ nawet najmniejszych wycieków z elektrowni atomowej na zdrowie ludzi, nie mówiąc już o ryzyku nowego Czarnobyla czy Fukushimy – ponieważ nie ma bezpiecznych reaktorów atomowych, co by nie mówili na ten temat zwolennicy energii atomowej. Taniość energii jądrowej to jeszcze jedno wielkie kłamstwo jej protagonistów.
Dziękujemy serdecznie!
Redakcja: Katarzyna Dmochowska, przekład z rosyjskiego: Anna Laszuk; DZIĘKUJEMY!
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.