A uran jest relatywnie tani…
Czy Polska zamierza uczestniczyć w neokolonialnej polityce Francji?
Motto: WYZYSK to występek polegający na wykorzystaniu sytuacji czyjejś zależności do zawarcia z nim umowy nakładającej na niego obowiązek świadczenia nieproporcjonalnie dużego w stosunku do świadczenia wzajemnego.
„Bezpieczeństwo, które się opłaca” to hasło rządowej kampanii promującej atom w Polsce. Zostawmy na chwilę kwestię nieszczęsnego „bezpieczeństwa” i skupmy się na owej „opłacalności”; elementarna uczciwość każe zadać pytanie: KOMU opłaca się atomowy przemysł?
Łatwo wskazać potencjalne podmioty, które na atomowym biznesie skorzystają bezpośrednio: inwestorów, operatorów i dystrybutorów energii z elektrowni jądrowych, producentów reaktorów oraz dostawców paliwa. Wizja promowana w kampanii – gdyby nawet założyć na chwilę, że jest prawdziwa – byłaby prawomocna tylko w ramach neoliberalnego sposobu myślenia o gospodarce, który mierzy jej jakość wysokością obrotów a nie dobrobytem społeczeństwa. Nawet mityczna niska cena prądu z elektrowni atomowych przestaje smakować, gdy nasze sumienie obciążą koszty ponoszone przez tych, którzy są na marginesie podziału korzyści.
W Polsce wyrzuca się ten temat poza nawias debaty, a „odcisk” śladu procesu produkcji atomu jest niewidoczny z perspektywy zawężonej do granic kraju. Tymczasem wprowadzenie energetyki jądrowej w Polsce będzie wiązało się z nowymi relacjami zależności i wyzysku wobec innych społeczeństw.
Niger: przykład wart przemyślenia
Doskonałym przykładem takich relacji wyzysku jest dzisiejsza neokolonialna relacja między Francją a Nigrem.
Ciekawym punktem wyjścia może być wypowiedź zamieszczona na stronie Instytutu Energii Atomowej POLATOM. W sekcji pytań i odpowiedzi na temat aspektów ekonomicznych i politycznych technologii nuklearnej powtarza się teza o „stabilności politycznej” dostawców uranu bez jakiejkolwiek refleksji na temat warunków wydobycia uranu i wpływu kopalni na życie ludzkie i środowisko. Stabilność polityczna, w rozumieniu autorów wypowiedzi, oznacza jedynie gwarancję stabilność dostaw i niskie ceny wydobycia.
Przypadek Nigru, który jest jednym z największych wydobywców uranu na świecie, dobrze ilustruje przerzucanie kosztów społecznych i ekologicznych na słabszego partnera w ramach zależności gospodarczej, w której zarówno zyski, jaki koszty są bardzo nierównomiernie rozłożone. Złoża uranu w Nigrze – byłej kolonii francuskiej – są eksploatowane przez Francuzów od 40 lat, sprzedaż uranu stanowi 70 % eksportu Nigru. Choć biznes nuklearny jest podobno bardzo dochodowy, o czym proatomowe lobby mówi nieustannie, Niger jest jednym z najsłabiej rozwiniętych i najbiedniejszych krajów świata.
Największym wydobywcą w tym regionie jest francuska firma AREVA. Koncern jest jednym z głównych kandydatów na producenta polskich reaktorów, jak również na dostawcę paliwa do polskiej elektrowni. Tym samym – o czym nie wspomina się w cytowanych wyżej wypowiedziach – Polska stanie się częścią globalnego łańcucha gospodarczego i – w przynależnej jej części – stanie się współodpowiedzialna za działania tej spółki.
Dwie największe kopalnie w Nigrze są zarządzane przez Compagnie Minière d’Akouta (COMINAK) oraz Société des Mines de l’aïr (SOMAIR). Obie należą do wielkich międzynarodowych spółek, przede wszystkim francuskiej AREVY. Rząd Nigru posiada jedynie 31 proc. udziałów w pierwszej kopalni i 36 proc. w drugiej. Jeżeli jacyś mieszkańcy Nigru czerpią zyski z kopalń, to jest to establishment w stolicy kraju Niamey, oddalonej setki kilometrów od miejsc wydobycia uranu. Ludność Nigru ma ograniczony dostęp do najbardziej podstawowych dóbr, które są powszechne we Francji i Polsce: wody zdatnej do picia i produkcji żywności, opieki zdrowotnej czy wreszcie elektryczności: w Nigrze poza stolicą praktycznie nie istnieje sieć energetyczna. Francja, która jest zasilana głównie elektrowniami atomowymi, czerpie zasoby uranu z północnego Nigru. Chociaż na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że w ten sposób Francja jest uzależniona od tego afrykańskiego kraju, jest dokładnie na odwrót. Korzyści Francji są olbrzymie, natomiast korzyści Nigru niemal żadne, bo umowa francusko- nigeryjska z 1961 roku dała Francji prawo dość swobodnego decydowania o eksploatacji złóż w Nigrze. Do 2006 roku wydobyto 100 tys. ton uranu, co przy średniej cenie wolnorynkowej za kg: 25 tys. CFA (frank afrykański) daje sumę 2,5 bln. CFA. Ale z danych opublikowanych w 2007 roku przez administratorów SOMAIR i COMINANK wynika, że począwszy od 1971 roku Niger otrzymał za eksportowany surowiec jedynie 283 mld. CFA, a więc… 11,32 proc. jego rynkowej wartości.
Chcą pieniędzy? Tym gorzej dla nich
Za czasów Pierwszej Republiki przemysł wydobywczy Nigru przynosił bardzo niskie dochody, np. 1,3 mld CFA w 1973 i 1,7 mld CFA w 1974 roku. Z tego powodu ówczesny prezydent Nigru Hamani Diori rozpoczął z władzami francuskimi spór i domagał się rewaloryzacji kontraktu niekorzystnego dla jego kraju.
Co zrobili Francuzi? Zamiast renegocjować kontrakt i płacić wyższą cenę, wybrali tańsze wyjście: zainspirowali wojskowy zamach stanu i pozbyli się niewygodnego prezydenta, doprowadzając do przejęcia władzy przez juntę. Warto pamiętać: właśnie to kryje się pod enigmatycznym określeniem: „stabilne politycznie”. Jeśli chce się kupować tanio uran, nie można tolerować demokracji i wolności, bo wolni ludzie zażądają swojego udziału w zyskach.
Za czasów junty zyski budżetu Nigru ze sprzedaży uranu znacznie wzrosły, lecz nie wynikało to ze zmiany ceny, tylko ze zwiększenia produkcji po otwarciu drugiej kopalni. W 1980 roku spadek cen doprowadził do masowego zadłużenia państwa i głębokiego kryzysu humanitarnego. Od tego czasu zyski z wydobycia spadały: w 2002 sprzedaż uranu stanowiła jedynie 3,3 % dochodów budżetu. Rozpoczęty w latach 70-tych ambitny program budowy infrastruktury legł w gruzach.
Na przestrzeni lat zmieniły się również warunki zatrudnienia w kopalniach. Liczba górników spadła z 3000 w 1980 do 1600 obecnie. Operatorzy kopalń, w ramach obniżania kosztów, nie chcą zatrudniać pracowników na stałe umowy oraz uciekają się coraz częściej do podwykonawstwa, co oznacza niższe zarobki dla górników i jeszcze mniejszą stabilność zatrudnienia. Oto druga strona „stabilności politycznej i ekonomicznej” dostaw paliwa nuklearnego: neokolonialna relacja władzy powodująca wyzysk ludzi i natury.
Kosztem zdrowia i środowiska
Społeczeństwo Nigru musi ponosić również – nie do końca znane ze względu na blokadę informacji – koszty zdrowotne i środowiskowe. Przez długi czas jedynym podmiotem, który mógł wykonywać badania w rejonach kopalni, był koncern AREVA. Firma była wielokrotnie pozywana o zaniżanie wskaźników promieniowania w tych lokalizacjach. Co więcej, do końca lat 80-tych pracownicy nie byli w ogóle informowani o radioaktywności. Dopiero niezależne badania wykazały, że w okolicach kopalń dawki promieniowania znacznie przekraczają normy. Byli pracownicy koncernu oskarżają go o zaniedbywanie ryzyka radiologicznego i nie podejmowanie żadnych działań na rzecz ochrony zdrowia ludzi i środowiska. Robotnicy w badanej kopalni nie mają odpowiednich zabezpieczeń przeciw pyłom radioaktywnym, rozprzestrzeniającym się daleko poza sam obszar kopalni. Osiedla mieszkaniowe górników są skażone materiałami promieniotwórczymi.
Szereg doniesień wskazuje na ogromne szkody środowiskowe wpływające na jakość życia społeczności lokalnej (w szczególności plemienia Tuaregów z północy Nigru). Rudy uranu są wydobywane metodą odkrywkową, co – oprócz dewastacji krajobrazu – zaburza stosunki wodne w rozległej okolicy. Woda, tak deficytowa w Nigrze, jest też wykorzystywana jest w ogromnych ilościach do procesu przetwarzania rudy uranowej na tzw. Yellowcake („Żółte ciastko”: potoczna nazwa sproszkowanego produktu ługowania rud uranu; przyp. red.).
W Nigrze powstają nowe kopalnie uranu, a w planach są następne. Nie można liczyć na to, że zagraniczni operatorzy kopalń będą wrażliwi na problemy lokalnej społeczności i ekosystemu, wtedy bowiem wydobycie byłoby nieopłacalne. Takie neokolonialne podejście jest powszechną praktyką dużych międzynarodowych przedsiębiorstw w branży wydobywczej: przenoszą one koszty zdrowotne na społeczności lokalne a ekologiczne – na lokalne ekosystemy. Wiedzą, że w krajach słabych ekonomicznie i politycznie prawo nie będzie wystarczająco chronić ludzi ani przyrody, a niska cena paliwa zależy właśnie od ich wyzysku.
Gdy Polska rozpocznie budowę elektrowni atomowej, wejdzie w globalny łańcuch produkcji energii jądrowej i będzie także współodpowiedzialna za tę sytuację. Dzisiejsza debata wokół atomu nie podejmuje jednak tego zagadnienia.
Może refleksja nad sytuacją Nigru pomoże nam spojrzeć na plany budowy w Polsce energetyki jądrowej jako na pomysł bezbrzeżnie egoistyczny? Mówiąc wprost: postanowiliśmy zasilać nasz telewizor kosztem odebrania komuś innemu podstaw do życia: wody, przestrzeni i niezależności.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.