Szlachetni idealiści i przeciwnicy przeciwników
Czy uprawy GMO mają w ogóle zwolenników? Pytanie tylko z pozoru absurdalne; dyskusja od dawna już nie toczy się między zwolennikami i przeciwnikami GMO, lecz między przeciwnikami GMO i przeciwnikami owych przeciwników.
Racjonalna, merytoryczna argumentacja to rzecz żmudna i trudna. Nic dziwnego, że istnieje pokusa, by nie zawracać sobie nią głowy. Zamiast przekonywać, wystarczy przecież ośmieszyć. Metodę tę od dawna stosują spece od kampanii wyborczych, którzy nie raz udowodnili, iż wystarczy dziadek z Wermachtu, by do końca kampanii nie martwić się debatą polityczną czy gospodarczą. Strategię tę odkryli także przeciwnicy przeciwników GMO. Porzuciwszy trudną ścieżkę dialogu i argumentacji, całą energię kierują w znieważanie swoich oponentów. Trudno nie odnieść wrażenia, że ich wypowiedzi straciły przy tym na naukowości. Koncentrując się na nazywaniu swych adwersarzy „ciemnogrodem”, wkładając w ich usta nawiedzone hasła w stylu „GMO to dzieło szatana”, przeciwnicy przeciwników odwracają uwagę od faktu, iż nie są w stanie wykazać realnych korzyści przemawiających za wprowadzeniem upraw GMO do polskiego rolnictwa.
Zacofanie, zaściankowość i fanatyzm – to najczęstsze zarzuty stawiane przeciwnikom GMO przez ich przeciwników. O ile można zrozumieć takie epitety padające z ust dziennikarzy (w końcu obiektywizm i rzetelność to ostatnio towary deficytowe), o tyle nic nie usprawiedliwia naukowców.
Zapraszając na wykład przygotowany dla Uniwersytetu Warszawskiego pt. „Straszliwe GMO” (sic!) prof. Piotr Węgleński, tak przedstawił toczącą się w Polsce debatę: „z jednej strony uczeni, specjaliści od danej technologii, z drugiej niekompetentni – ale pełni zapału i szlachetnych intencji – działacze rozmaitych organizacji pozarządowych i partii politycznych, protestujący przeciwko wprowadzaniu w życie technologii, które – ich zdaniem – zagrażają człowiekowi i środowisku. Kto w tym sporze zwycięży? Racjonaliści czy idealiści?”.
Drodzy racjonaliści, drodzy przeciwnicy przeciwników GMO, chciałabym spytać, czy pytania, które stawiamy, waszym zdaniem naprawdę świadczą jedynie o pełnym zapału i szlachetnych intencji idealizmie?
Czy o idealizmie i braku kompetencji świadczy pytanie o potencjalną utratę rynków zbytu na polskie towary? A może to w zarzutach dotyczących uwarunkowań prawnych i systemu znakowania produktów GMO widzicie tylko szlachetny i naiwny idealizm?
Czy to pytania o kompetencje i konflikt interesów, o powiązania nauki z biznesem rodzą podejrzenia o naiwność? Czy jeśli najzwyczajniej w świecie pytam o wszystkie konsekwencje wprowadzenia nowej technologii, to jestem niekompetentnym, ale pełnym zapału i szlachetnych intencji idealistą?
Drodzy przeciwnicy przeciwników, czy przyszło wam na myśl, że mamy tyle wątpliwości, bo wy nie macie żadnych? Bo naukowcy, których rolą powinno być stawianie pytań i poddawanie w wątpliwość przyjętych dogmatów, w tym przypadku nie spełniają właściwie swojej roli? Trudno się zresztą dziwić, GMO to problem wielowymiarowy: społeczny, ekonomiczny, ekologiczny. Jego analiza dalece wykracza poza kompetencje biotechnologów.
A może obawiacie się, że przyznając, iż osoby protestujące przeciw GMO to nie wichrzyciele czy szaleńcy, a zwykli obywatele, konsumenci polskiej żywności, musielibyście odpowiedzieć na stawiane wam pytania? Dlatego zanim znów nazwiecie nas niekompetentnymi fanatykami, proszę najpierw na nie odpowiedzieć. Bo jeśli naukowcy nie rozumieją, albo nie chcą przyznać, że GMO to nie tylko kwestia naukowa, ale też realne pytanie o rynki zbytu, przyszłość naszego rolnictwa, własność intelektualną, wolność konsumencką czy monopolizację rynku, to proszę się nie dziwić, że – jak przyznał podczas wspomnianego wykładu prof. Węgleński – „uczeni cieszą się tak małym zaufaniem”.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.