Recepta na lepsze zdrowie
Odsunięcie przez Prawo i Sprawiedliwość reformy bądź zniesienia NFZ na swą ewentualną drugą kadencję daje chwilę wytchnienia, w trakcie której progresywne siły polityczne mogą przemyśleć swoją wizję ochrony zdrowia.
By nie skończyła się ona punktowym łataniem mających charakter systemowy dziur powinno się pamiętać, że ochrona zdrowia to nie tylko dzielenie pieniędzy między poszczególne procedury medyczne, ale pamiętanie na przykład o powiązaniach między kwestiami ekologicznymi a zdrowiem publicznym.
Uwikłania i powikłania
Budząca niemałe kontrowersje budowa sieci szpitali, mających gwarantowane stabilne finansowanie ze źródeł publicznych, darmowe leki dla seniorów (o – dodajmy – ograniczonym charakterze) czy działania na rzecz powszechnego dostępu do podstawowej opieki zdrowotnej – to pokrótce mówiąc najważniejsze działania rządu Beaty Szydło w dziedzinie zdrowia.
Na nasz dobrostan wpływają również inne decyzje polityczne, takie jak choćby dość mało ambitna polityka antysmogowa, napędzana dużo bardziej oddolnymi protestami i działaniami sejmików niż tymi na szczeblu centralnym.
Zbliżający się wielkimi krokami sezon grzewczy po raz kolejny przypomni nam o skutkach przyzwolenia na dominację samochodów na drogach czy węgla w systemie energetycznym.
Już to krótkie zestawienie (do którego należałoby jeszcze dorzucić choćby niezadowalające od lat wynagrodzenie pielęgniarek czy protesty lekarzy rezydentów w tej samej sprawie) pokazuje jak szerokim tematem jest zdrowie. Jeśli komuś zdarzyło się odwlec lekturę „Zdrowia. Przewodnika Krytyki Politycznej” ma szansę sprawdzić, co jeszcze do tej listy można dorzucić.
A jest tego niemało – i nie wszystko da się w prosty sposób załatwić podnoszeniem wydatków na ochronę zdrowia (choć taki przyrost byłby nader mile widziany), jak i równie popularne nawoływanie do zdrowszego trybu życia i dbania o profilaktykę.
Społeczeństwo jest niemiłe
Jak w swych tekstach zwraca uwagę Rafał Halik nierówności zdrowotne wiążą się nie tylko z kwestiami finansowania systemu ochrony zdrowia, ale też z szerszym kształtem przyjętego w danym rejonie świata modelu społeczno-gospodarczego. Nierówności społeczne mają przemożny tu przemożny wpływ, czego najlepszym dowodem kilkunastoletnia luka w oczekiwanej długości życia między zamożnym Wilanowem a trapionej kłopotami Pragi Północ – dzielnic, leżących w obrębie tej samej stolicy niemałego, środkowoeuropejskiego kraju.
Badacz zwraca zresztą uwagę na fakt, że badania profilaktyczne – nawet jeśli pożądane – są dziś bardzo często skonstruowane tak, że trafiają do i tak bardziej dbającej o swoje zdrowie klasy średniej niż do osób z grup zagrożonych wykluczeniem społecznym, których to wykluczenie może przyjąć formę problemów zdrowotnych.
Jeśli jednak zakładamy, że wspomniana klasa średnia niejako z automatu stanie się „zdrowym trzonem narodu” możemy przeżyć niemałe zaskoczenie. Jej (i nie tylko jej) reprezentanci mogą się okazać przeciwnikami szczepionek, preferującymi dla swych dzieci „ospa party” nad ukłucie specyfikiem, podejrzewanym o powodowanie autyzmu.
Z tym właśnie zjawiskiem mierzy się w swym przekroju historycznym Ewa Krawczyk, prezentując chociażby informacje o rycinach przedstawiających ludzi, którym po zaszczepieniu na ospę miały wyrastać krowie głowy, aż po kontrowersje związane z podważanymi w środowisku naukowymi wynikami badań, mającymi być dla ruchu dowodem na spisek lobby farmaceutycznego.
Choć kwestia ta została lekko zarysowana to szkoda, że nie udało się mocniej pociągnąć ważnego w tym kontekście wątku – na ile do niewiary w kompetencje lekarzy przyczynia się rozwój „alternatywnych faktów”, na ile zaś poczucia niedostępności usług medycznych czy niezadowolenia z ich jakości, symbolizowanej przez długie kolejki do specjalistycznych procedur.
Pacjenci czy petenci?
Brak zaufania w kontaktach między lekarzem a pacjentem przewija się w materiałach na temat lekarzy rodzinnych. Kinga Dunin przypomina Jackowi Żakowskiemu, że lekarz rodzinny ma w Polsce dość niewielkie uprawnienia, co już może budzić frustrację wśród osób udających się po poradę zdrowotną. Poczucie to rośnie, gdy dolegliwości nie ustępują, a kolejni lekarze oferują różniące się od siebie diagnozy.
Sam system ochrony zdrowia skontruowany jest zresztą w sposób, który poważnie utrudnia okazywanie środowiskowej solidarności, np. w konfliktach płacowych.
Maciej Biardzki wspomina, w jaki sposób specjaliści mają za złe, że dostęp do pacjentów ograniczają im (traktowani z lekceważeniem) lekarze rodzinni. Kiepsko opłacane pielęgniarki, o których pisze Julia Kubisa mogłyby mieć znacznie więcej do powiedzenia w systemie ochrony zdrowia – gdyby tylko komuś zależało na rozwijaniu medycyny środowiskowej zamiast czekaniu na konieczność opłacenia drogiej hospitalizacji.
Systemowe frustracje przelewają się na pacjentów – szczególnie tych starszych, których oskarża się o nadużywanie systemu i zajmowanie miejsca w kolejce. Rzadko kiedy zwraca się – jak robi to Rafał Bakalarczyk – na konieczność stworzenia sieci usług społecznych, mogących zaspokajać potrzeby seniorek i seniorów i odciążać system opieki zdrowotnej.
Okazuje się też, że starzejące się społeczeństwo będzie potrzebować większej ilości geriatrów, czego zdaje się nie rozumieć aktualny minister zdrowia, niechętnie wpisujący oddziały tego typu do sieci szpitali.
W efekcie wszyscy zdają się mieć pretensje do wszystkich o wszystko. Nic więc dziwnego, że na poziomie makro jako receptę pojawiają się pomysły na różnego rodzaju urynkowienie usług (opisywane szczegółowo przez Cristopha Hermanna), na poziomie mikro z kolei popularność święci różnego rodzaju alternatywna medycyna.
Od diagnozy po leczenie
Może jednak stać nas na postawienie innej diagnozy? Takiej, w której widzi się powiązania między warunkami pracy i płacy a stanem naszego zdrowia? Albo takiej, w której problemy ze smogiem nie są uznawane za fanaberie średnioklasowego mieszczaństwa ale za coś, za co wszyscy płacimy rachunek? Albo taką, w której widzimy wyższy koszt leczenia chorego trafiającego do systemu w stanie zagrażającym życiu, a nie w skorzystaniu przez niego z leczenia na wczesnym etapie bez strachu, że eWUŚ nie wykryje jego czy jej numeru PESEL w bazie ubezpieczonych?
Byłoby miło – sęk w tym, że tego typu holistyczne podejście trudno wdrażać w „silosowej” wizji podziału ludzkiego życia na poszczególne segmenty. Utrudniałoby również decydentom przekucie go w namacalne (czytaj – materialne) dowody na sukces prowadzonej polityki, którymi można pochwalić się w kampanii wyborczej. Dużo łatwiej pokazać bowiem kupiony z unijnym dofinansowaniem drogi sprzęt niż stwierdzić, że w wyniku poprawy jakości powietrza zmalała ilość przedwczesnych zgonów na choroby krążenia czy nowotwory.
A może jednak warto zmienić optykę? Tematów do debaty publicznej, jak widać, nie brakuje.
Jak odpowiadać na potrzeby zdrowotne osób z różnych względów (finansowych, kulturowych, lęku przed chorobą) wizyt lekarskich? Jak wzmocnić pozycję lekarza rodzinnego? Czy powinien on mieć większą rolę również w wypadku dzieci, czy może raczej powinniśmy w tym wypadku stawiać na opiekę lekarską w szkołach? Czy powinniśmy utrzymać system składkowy czy może powinniśmy przejść na finansowanie bezpośrednio z podatków? Czy jesteśmy gotowi na podwyżki tych danin w celu zapewnienia lepszej jakości usług?
Brak realnej debaty publicznej na te tematy (debaty, a nie tylko przychodzenia przez kolejne ekipy rządzące z własnymi pomysłami i ich wdrażania bądź trwania w inercji) uderza w nas wszystkich rykoszetem. Podobnie, jak trwanie w wizji zdrowia ograniczonej do bądź to indywidualnej odpowiedzialności (diety, ćwiczeń fizycznych), bądź do kwestii wyposażenia szpitali. Wszystko to, choć ważne, nabiera wagi dopiero wtedy, gdy zdajemy sobie sprawę ze wzajemnych powiązań między poszczególnymi elementami tej zdrowotnej układanki.
Układanki, której zrozumienie lektura przewodnika Krytyki Politycznej może znacząco ułatwić. Warto ją nadrobić.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.