Kto korzysta z gospodarki?
W jaki sposób możemy skonfigurować nowoczesne technologie, aby pomóc nam lepiej rozdzielać bogactwo?
Na dobry początek powinniśmy przestać myśleć o ekonomii jako o czymś brudnym.
Pewien członek australijskich Zielonych zwierzył mi się niedawno, że uważa ekonomię jako taką za coś równie złego jak sprzedanie swojej babci. Niewykluczone że wiele osób myśli podobnie – i stara się o niej nie myśleć.
Tymczasem nic bardziej mylnego! Ekonomia to po prostu nauka o tym, w jaki sposób dzielimy się “owocami współpracy”, jak w roku 1999 w swej książce „Teoria sprawiedliwości” określił ją teoretyk John Rawls. Korzyści te mogą być dzielone w sposób uczciwy bądź nie – co zależy od nas.
Najpierw jednak powinniśmy zrozumieć korzyści z współpracy z innymi ludźmi.
Każdy sobie rzepkę skrobie
Gdyby współpraca ta nagle się skończyła, to wówczas każda i każdy z nas musiałby samodzielnie gromadzić i przygotowywać jedzenie, szyć sobie ubrania czy budować dach nad głową.
To wizja świata oferowana nam przez Donalda Trumpa i jemu podobnych – ich zdaniem nikt nigdy w niczym im nie pomógł, oni zatem również nie muszą.
Rzecz jasna oszukują sami siebie. Nawet nauka troszczenia się o siebie wymaga współpracy z tymi, którzy troszczyli się o nas za młodu. Zbliżając się do końca żywota zaczynamy w zupełności polegać na współpracy z tymi dookoła nas. Ciężko sobie wyobrazić co stałoby się ze społeczeństwem w którym zwyciężyłby egoistyczny interes Trumpa – ale pewnie nic dobrego.
Zamiast tego typu społecznej dystopii żyjemy w społeczeństwach, w których podział pracy pozwala nam na korzystanie z olbrzymich ekonomii skali, generujących olbrzymie bogactwo. Jest ono jednak tworzone dynamicznie, będąc skutkiem miliardów zachodzących równocześnie działań opartych na współpracy, korzystających z owoców dawnych wysiłków tego typu (np. kapitału zgromadzonego czy to w formie maszynerii, czy to nagromadzonej wiedzy) dla podtrzymania gospodarki przy życiu.
Indywidualiści mają nawyk lekceważenia skali, w jakiej ich bogactwo zależne jest na współpracy z innymi. Przypisują sobie samym swą zamożność, pomijając fakt, że strukturalne aspekty gospodarki w której żyją przypieczętowały ich taki, a nie inny los.
Wielka idea
Prostym sposobem na opisanie aktualnej struktury gospodarki (opartej na szeregu nierzadko wchodzących ze sobą w konflikt struktur prawnych, technologicznych oraz fizycznych, jak również konwencjach społecznych) jest spostrzeżenie, że zdominowana jest ona przez hierarchiczne organizacje (firmy), w których posiadacze kapitału organizują innych do produkcji sprzedawanych dla zysku dóbr.
Oto “sfera ekonomiczna” która, jak zauważył były minister finansów Grecji, Yanis Warufakis, wydaje się odrębna od “sfery politycznej”, w której każda osoba powinna mieć swój głos.
Warto zachęcić w tym miejscu do obejrzenia wystąpienia Warufakisa w ramach TED Talks, w którym przekonująco wskazuje w jaki sposób połączyć wątki marksowskie, keynesowskie i libertariańskie w celu ponownego połączenia sfery ekonomicznej i politycznej, mającego na celu skończenie z olbrzymim marnotrawstwem ludzkich zdolności produkcyjnych, z którym mamy obecnie do czynienia.
Wskazuje np. na fakt, że olbrzymiemu długowi, jaki nawarstwił się przez lata na świecie, towarzyszy olbrzymia ilość „wolnych” pieniędzy, które znajdują się w dyspozycji inwestorów i których boją się wydawać z powodu zmniejszonego popytu (spowodowanego przez politykę cięć i zaciskania pasa). Inne zawodności rynku to zmiany klimatu, utrata bioróżnorodności, bieda, cykle ożywienia i załamania – przykłady można mnożyć.
Olbrzymi bałagan wydaje się być spowodowany szeregiem problemów, w szczególności zaś brakiem czy też niedostateczną polityczną wolą do ich rozwiązania przez instytucje publiczne. Porozumienie w kwestii potrzebnych do podjęcia działań i ich skoordynowanie brzmią jak pieśń przyszłości.
Ekonomia dzielenia się
Zwróćmy jednak również uwagę na imponującą skalę międzyludzkiej współpracy. Wiele niepoliczony i niezmierzonych fragmentów gospodarki przyczynia się do naszego dobrobytu – jak choćby wtedy, gdy sąsiedzi podwożą nam dzieci, dajemy sobie prezenty albo czyścimy mieszkanie, które dzielimy z innymi. Wszelkie tego typu działania tworzą kapitał społeczny i pomagają społeczeństwu w rozwoju.
W chwili obecnej tego typu procesy zachodzą głównie na niewielką, prywatną skalę – uważam jednak, że współczesne technologie mogą być dostosowane do pomagania nam w lepszym dzieleniu się owocami naszej współpracy. Dzięki temu moglibyśmy być w stanie rozwiązać wiele problemów, istniejących z powodu zawodności rynku.
W swoim przemówieniu Warufakis zauważa, że gdyby ludzie potrafili organizować się do pracy ze względu na kapitał, a nie place, można by było zamknąć lukę, występującą w każdej organizacji między posiadającymi kapitał niepracującymi a pracownikami i pracownikami, którzy nie kontrolują kapitału firmy. Musielibyśmy wówczas znaleźć sposób organizacji pracy zapewniający, że wytworzony w ramach danej instytucji kapitał byłby dzielony między wszystkie osoby, zaangażowane w jego wytworzenie i który mogłyby brać ze sobą, gdy zmieniałyby miejsce pracy.
W systemie tym nie istniałaby praca oparta na płacy – zamiast tego każda osoba pracująca stałaby się przedsiębiorcą społecznym. Choć brzmi to na ideę trudną do zrealizowania w praktyce, to organizacje takie jak Uber już dziś wymagają wniesienia do interesu swojego kapitału (w tym wypadku samochodu), z kolei oprogramowanie takie jak Xero już dziś umożliwia małemu biznesowi trzymanie ręki na pulsie bardzo skomplikowanych przepływów finansowych. Dodajmy do tego media społecznościowe, takie jak LinkedIn, i już jesteśmy prawie na miejscu! Czas wspólnego budowania kapitału społecznego właśnie się zaczął.
Artykuł “Who Benefits From the Economy?” ukazał się na łamach australijskiego Green Magazine. Tłum. Bartłomiej Kozek.
Zdj. El Desperttador na licencji CC BY 3.0
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.