Czy dwukadencyjność ma sens?
Ważą się losy przepisu, który ograniczał przekształcanie miast i gmin w księstwa udzielne różnych „włodarzy”. Chodzi o dwukadencyjność, czyli zakaz sprawowania funkcji wójta, burmistrza, czy prezydenta miasta dłużej niż przez dwie kadencje.
W Sejmie właśnie toczy się dyskusja nad zniesieniem tych ograniczeń, które wprowadzono w 2018 roku, a które mają zacząć obowiązywać od najbliższych wyborów. Organizacje samorządowe zrzeszające wójtów, burmistrzów i prezydentów walczą o możliwość sprawowania tych urzędów dłużej.
Dlaczego te ograniczenia mają sens?
Nie dlatego, że rozwiążą wszystkie problemy lokalnego samorządu, także nie dlatego, że przywrócą zamierającą demokrację miejską i gminną.
Są ważne bo przetną tworzące się z latami sieci powiązań i układów. Te oplatające każdy urząd struktury w połączeniu z monstrualnie rozbudowanymi kompetencjami wójta, burmistrza i prezydenta stanowią piorunującą mieszankę. Trzeba mieć wyjątkowe samozaparcie, by sprawując podobny urząd w takich warunkach ciągle liczyć się z mieszkańcami. Wiemy, że są tacy „włodarze” ale nie mówimy o heroicznych jednostkach, tylko o systemie.
W obecnych realiach kontrola wójta, burmistrza czy prezydenta przez radę jest fikcją. Decydujący głos wspólnoty samorządowej, czyli wszystkich mieszkańców, jest fikcją.
A wybory co pięć lat? Sprytny „włodarz” ma tyle narzędzi wpływu, że może przekonać wyborców o swym geniuszu, nawet jeśli zrobił połowę tego, co mogliby na jego miejscu zrobić inni.
Tak, macie rację, demokracja lokalna w Polsce przestała działać.
Tak, potrzebna jest gruntowna reforma samorządu.
Dlatego mówimy stanowczo: póki ta reforma nie nastąpi, dwukadencyjność jest potrzebna.
Jest jedynym „leżącym na stole” narzędziem ograniczenia dominacji „włodarzy” nad tymi, którzy teoretycznie mieli ich kontrolować. Czy to nie skrzywdzi dobrych wójtów, burmistrzów i prezydentów?
Być może. Ale chodzi o system. Przecież nie dlatego usuwa się z półki przeterminowany towar, że każdy z nich jest na pewno zepsuty, ale dlatego, że stwarza on takie niebezpieczeństwo i systemowo opłaca się ponieść koszt wyeliminowania czegoś w pełni przydatnego.
Czy Sejm podejmie wyzwanie?
Niebawem rozstrzygnie się, czy Sejm podejmie wyzwanie Kongresu Ruchów Miejskich i zorganizuje wysłuchanie publiczne. Do tej pory ograniczał się do wysłuchania opinii organizacji zrzeszających samych zainteresowanych, czyli wójtów, burmistrzów i prezydentów.
W środowisku eksperckim oraz organizacji pozarządowych jest dostatecznie dużo opracowań pokazujących jak bardzo potrzebne jest przewietrzenie zabetonowanych struktur samorządu.
Takie zdanie zaprezentowała też większość odpowiadających na ankietę konsultacyjną Sejmu.
78,6% z 2,5 tysiąca odpowiedzi zdecydowanie przeciwstawiła się próbie zniesienia dwukadencyjności.
Jak więc widać argumentów i społecznego poparcia nie brakuje dla utrzymania tych ograniczeń. Czy polski Parlament weźmie je pod uwagę, czy też przeważą głosy parlamentarzystów blisko współpracujących z „włodarzami”?
Do duża próba w walce elit władzy z oczekiwaniami mieszkańców.
Witold Gawda, Kongres Ruchów Miejskich, współautor książki: „O pustyni samorządności i jej rewitalizacji” (link do pobrania)
Treść listu otwartego: Do Posłanek i Posłów Rzeczypospolitej Polskiej.
Kongres Ruchów Miejskich, to długoterminowe, oddolne i dobrowolne porozumienie kilkudziesięciu lokalnych organizacji społecznych z ponad dwudziestu polskich miast. Działamy na rzecz dobrego życia w mieście, miasta zielonego, demokratycznie zarządzanego i sprawiedliwego. To jakie są, i mogą być nasze miasta nie zależy jednak tylko od działań lokalnych władz i mieszkańców. W wielu dziedzinach to ogólnokrajowe regulacje prawne, prowadzone polityki, funkcjonujące instytucje utrudniają zrównoważony rozwój miast, prospołeczny i sprawiedliwy. Zorganizowaliśmy się więc po to, by takie bariery wspólnie przezwyciężać.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.