ISSN 2657-9596

Bliska przyszłość miast?

Bartłomiej Kozek
01/07/2016

Bartłomiej Kozek odkurza publikację o życiu w metropoliach w 2030 roku. Czy zbliżamy się do spełnienia zapisanych w niej wizji?

Jedni deweloperzy budują wzorcowe, energooszczędne mieszkania. Inni przy okazji je grodzą. Jeszcze inni – odpuszczając już nawet kwestie wizerunkowe, potrafią zdecydować się na inwestycje zagrażające obszarom przyrodniczo cennym, niewiele myśląc na temat zrównoważonego rozwoju.

Myślenie o mieście czy budownictwie w jego obrębie nieustannie ewoluuje, rozwija się i przekłada się na nowe, innowacyjne pomysły – tak jak i towarzysząca mu od wielu lat koncepcja trwałego rozwoju.

Okazją do zapoznania się z tą ewolucją może być lektura „Urban Futures 2030” Fundacji Heinricha Boella, powstałej z materiałów konferencyjnych wydarzenia o tym samym tytule.

Tekstów jest tu całkiem sporo, okraszone są mnóstwem danych statystycznych oraz ilustracji trwałej, nowoczesnej architektury i planowania przestrzennego. Jednocześnie są dość krótkie, przez co lektura nie zajmie nam wiele czasu.

W zgodzie z naturą

Bardzo ciekawie jest zaobserwować zmieniające się trendy. Dla przykładu – do XIX wieku warunki mieszkalne były mocno uzależnione od warunków przyrodniczych w danym rejonie.

Następnie, w wyniku postępu technologicznego, zaczęto na siłę budować w oderwaniu od tego kontekstu. Problemy zdrowotne, związane z tworzeniem dość nienaturalnych i nie korespondujących z warunkami zewnętrznymi mikroklimatów (np. w klimatyzowanych biurach), pokazały, że nie tędy droga.

Nie chodzi rzecz jasna o to, by rezygnować z komfortu życia. Wręcz przeciwnie – zmiana polega na tym, by budynki mieszkalne i biurowe budowane były tak, by wykorzystywały siły natury do sprawnego działania.

Pasywne domy, czerpanie energii ze źródeł odnawialnych czy miejskie ogrodnictwo na dachach budynków, pełniące funkcję naturalnej klimatyzacji – wszystko to służy poprawie naszego komfortu i jakości życia.

Nowe spichlerze

Przejdźmy chociażby do przykładu z miejskim rolnictwem.

W najbliższych latach aż 60% ludzkości żyć będzie w miastach. Będzie to powodowało rosnący nacisk na środowisko. Wydłużać się będą łańcuchy dostaw żywnościowych, co powodować może wyższe emisje gazów cieplarnianych do atmosfery.

Miejskie dachy mogą, jak pokazuje w swym tekście Ted Caplow, stać się świetnymi miejscami rozwoju miejskiego rolnictwa szklarniowego.

Nie tylko zresztą szklarniowego – można spodziewać się bowiem, że w wyniku wzrostu znaczenia transportu zbiorowego i ograniczenia ruchu samochodowego (połączonego z ich przejściem na napęd elektryczny) jakość powietrza powinna ulec znaczącej poprawie.

Wystarczy przytoczyć badania. Pokrycie dachów Nowego Jorku siecią szklarni byłoby w stanie zaspokoić potrzeby żywnościowe aż 30 milionów ludzi. W wypadku Barcelony wystarczyłoby przeznaczenie do 3% ich ogólnej powierzchni w mieście, by zapewnić stolicy Katalonii niezależność żywnościową.

Upowszechnienie tego typu upraw mogłoby spowodować zmniejszenie wydatków na żywność oraz rozwój inicjatyw sąsiedzkich, jak np. kooperatywy spożywcze.

Wspólny dach nad głową

Kooperatywy mogą przyjąć też formę spółdzielni mieszkaniowych. Wystarczy spojrzeć na ambitny projekt KraftWerk1 ze szwajcarskiego Berna.

W wyniku rewitalizacji postindustrialnego terenu fabrycznego powstała tam spółdzielnia, kierująca się zasadami efektywności energetycznej i inkluzji społecznej – część mieszkań jest zarezerwowanych dla wielodzietnych rodzin imigranckich oraz dla osób z niepełnosprawnościami, co zapobiegać ma segregacji przestrzennej.

Poza panelami słonecznymi osiedle ma też własny program dzielenia się samochodami w celu ograniczania zapotrzebowania na kupno własnych czterech kółek. Jego społeczność chętnie organizuje sąsiedzkie imprezy i wzajemną opiekę, np. nad dziećmi.

Wiele spośród tego typu inicjatyw nie rozwinie się na szeroką skalę bez wsparcia władz publicznych – unijnych, krajowych bądź lokalnych.

Lokalne przywództwo

Ten ostatni przypadek dobrze ilustruje przykład Tuebingen – niemieckiego miasteczka, którego burmistrz zdecydował się na kompleksowy program zachęcania władz publicznych i osób prywatnych do przechodzenia na bardziej zielony tryb życia.

Objął on m.in. instalację paneli słonecznych na dachach miejskich szkół, rabaty dla osób kupujących elektryczne rowery, bezpłatny miesięczny bilet komunikacyjny dla osób inwestujących w odnawialne źródła energii – i wiele, wiele więcej, o czym przeczytać można w tekście Ulli Schreiber.

Efekty są zachęcające. W ciągu 2 lat czterokrotnie zwiększyła się ilość osób korzystających z energetyki odnawialnej.

Ilość energii pozyskiwanej za pomocą fotowoltaiki wzrosła z 1,2 do 2,8 MW, a użytkowniczek i użytkowników systemu wypożyczalni samochodów – z 900 do 1.200 osób, otrzymujących 50-procentową ulgę komunikacyjną przy korzystaniu z miejskiego transportu zbiorowego.

Bogaci w energię?

To nie tylko kwestie ważne dla „bogatej Północy” – podobne tendencje w myśleniu o miastach zaczynają kiełkować także w Chinach, których potrzeby względem mieszkalnictwa rosną w imponującym tempie.

Wystarczy wspomnieć, że w roku 1990 w miastach mieszkało jedynie 26,4% populacji tego kraju, a w 2008 – już 45,7%.

Problemem, jak pisze Weiding Long, staje się dewastacja ekologiczna, rosnące zapotrzebowanie na energię przy nadal dość skromnych warunkach życia wielu osób.

By nie pozostać gołosłownym – osoby o niskich dochodach w Szanghaju płacą za nią nawet 26% swoich dochodów. Mimo tego w wielu mieszkaniach temperatury w zimie spadają do 14 stopni Celsjusza, w lecie zaś wzrastają do 29.

Katalog inspiracji

Jak widać, modernizacja ekologiczna to w wielu wypadkach także kwestia poprawy komfortu życia. Warto o tym pamiętać za każdym razem, gdy ktoś straszy nas, że „Polski nie stać na ekologię”.

Polskę nie stać przede wszystkim na brak myślenia o zrównoważonym rozwoju. W globalnym wyścigu odstawanie w tej dziedzinie będzie nas sporo kosztować.

Tekst jest zaktualizowaną wersją wpisu z bloga Zielona Warszawa.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.