Europa dla mrówkojadów?
Książka Verhofstadta i Cohn-Bendita ma mocne punkty. Szkopuł w tym, że każdy, kto chce zjednoczonej Europy, musi dziś umieć powiedzieć, czy ma to być Europa dla mrówek, czy dla mrówkojadów.
Powstań, Europo! – apelują we wspólnej książce Daniel Cohn-Bendit i Guy Verhofstadt. Verhofstadt jest liderem frakcji liberałów w Parlamencie Europejskim i byłym premierem Belgii. Cohn-Bendit jest współliderem frakcji Zielonych, a do niedawna był członkiem francuskiej partii Europa Ekologia – Zieloni. Zawiesił członkostwo w momencie, gdy partia postanowiła opowiedzieć się przeciw paktowi fiskalnemu („To już nie jest Europa Ekologia”, stwierdził z wyrzutem, „teraz to są po prostu Zieloni”). Książka, opatrzona podtytułem „manifest na rzecz postnarodowej rewolucji w Europie”, to diagnoza obecnego kryzysu i zbiór propozycji naprawy sytuacji, niesie też pewną dozę pocieszenia oraz wezwanie do działania. „Kryzys strefy euro w żadnym razie nie oznacza, że wprowadzenie wspólnej waluty było błędem. Albo że Unia Europejska skazana jest na upadek” – przekonują autorzy. Wskazują na „egzystencjalny kryzys” Europy – „ekonomiczny, demograficzny, ekologiczny, polityczny i instytucjonalny jednocześnie”. Wzywają, by „bezpośrednio uderzyć w realną przyczynę tego kryzysu: niechęć państw narodowych do stworzenia autentycznie zjednoczonej i federalnej Europy”.
Odpowiedź wydaje się więc prosta: musimy tę Europę zbudować. Teraz albo nigdy! Wezwanie do działania skierowane jest do obywatelek i obywateli: chodzi o to, aby w najbliższych eurowyborach głosować na siły proeuropejskie i federalistyczne. Po wygranych wyborach przekształcą one Parlament Europejski w Konstytuantę, która opracuje nową federalną konstytucję, przepędzając ostatecznie widma nacjonalizmu, konserwatyzmu i populizmu.
Można odetchnąć z ulgą, że tak złożony kryzys ma rozwiązanie tak proste, jak oddanie głosu na Zielonych lub liberałów… Jednak czytelnik podejrzliwy wobec prostych rozwiązań odniesie z lektury tej książeczki większy pożytek. Manifest Cohn-Bendita i Verhofstadta to przede wszystkim świadectwo tego, jak wyobrażają sobie Europę przedstawiciele starszego pokolenia federalistów. Jak na dłoni widać tu zarówno mocne, jak i słabe strony tego podejścia. Uważna lektura pozwala też zrozumieć, dlaczego ten sposób jednoczenia Europy okazał się ślepym zaułkiem.
Manowce starego federalizmu
Jedną z uderzających cech tego „starego” federalizmu jest dogmat o wyższości podziału na tle stosunku do integracji europejskiej nad podziałem na lewicę i prawicę. Wielki proeuropejski obóz złożony z chadecji, socjaldemokracji, liberałów i Zielonych odsuwa na margines nie tylko eurosceptyczną prawicę, lecz także lewicę, która niekoniecznie musi być wroga Europie, ale miałaby wobec niej wyższe oczekiwania. Prawicowi federaliści mogą więc pisać kolejne traktaty wedle uznania, wiedząc, że mogą liczyć na lojalność lewicowych federalistów, którzy stawiają dalszą integrację wyżej niż reprezentowane przez siebie wartości, i w efekcie nigdy nie będą zdolni postawić twardych warunków. W momencie, gdy kierunkiem dalszej integracji kontynentu stała się konstytucjonalizacja polityki zaciskania pasa (od której odcina się już nawet Międzynarodowy Fundusz Walutowy), rachunek za tę zawinioną słabość lewicy płacą miliony zwykłych Europejek i Europejczyków.
Cohn-Bendit i Verhofstadt wskazują dwóch głównych wrogów swojego projektu zjednoczonej Europy: egoizm państw narodowych, które zazdrośnie strzegą swojej suwerenności, oraz ruchy nacjonalistyczne, populistyczne i konserwatywne. Szczególną wagę przywiązują do krytyki nacjonalizmu (nota bene nie oszczędzając przy tym ruchów etnoregionalistycznych, które tworzą z Zielonymi w Parlamencie Europejskim wspólną frakcję). Dla Cohn-Bendita i Verhofstadta nacjonalizm jest po prostu projektem tożsamościowym, a jego źródła biją w głowach ludzi. Nie dostrzegają, że forsowana przez europejską prawicę i technokratów polityka zaciskania pasa powoduje wzrost sentymentów nacjonalistycznych o podłożu redystrybucyjnym. Opowieści o „leniwych” i „skorumpowanych” mieszkańcach południa Europy, krążące w krajach na północy kontynentu, antyniemieckie resentymenty w Grecji, deportacje Romów przez prawicowe rządy Francji i Szwecji, narastająca w wielu krajach, zwłaszcza w Grecji i Holandii niechęć do imigrantów – to nie są upiory jakiejś odległej przeszłości, lecz owoce integracji europejskiej w jej dzisiejszym kształcie. Główne czynniki odpowiadające za wzrost nacjonalizmu w dzisiejszej Europie mają właśnie europejski charakter: Trojka, pakt fiskalny, podpisywane z zadłużonymi krajami memoranda… Szkoda, że zamiast przyjrzeć się temu problemowi, autorzy wolą rozwodzić się nad tym, jak to różne narody bezsensownie celebrują rocznice dawnych bitew.
Jeśli polityka zaciskania pasa i nowy nacjonalizm są bliźniakami, to ich rodzicem jest… stary poczciwy federalizm. Nie tylko dlatego, że niedokończona konstrukcja strefy euro w dużej części odpowiada za aktualny kryzys. Na oczywisty kontrargument, że trudno obwiniać federalistów za to, że ich pomysły zrealizowano tylko połowicznie, odpowiedź jest następująca. Stary federalizm to nie tyle pewna wizja zjednoczonej Europy, co przede wszystkim pewna metoda dochodzenia do wyznaczonego celu: metodą „stopy w drzwiach”, odgórnie, ponad głowami obywatelek i obywateli, jeśli to możliwe – bez pytania ich o zdanie, a przynajmniej bez liczenia się z nim. Dokładnie ta sama metoda stosowana jest dziś przy narzucaniu polityki „antykryzysowej”.
Problem z propozycją Cohn-Bendita i Verhofstadta polega na tym, że nie kwestionują tej logiki, a w gruncie rzeczy chcą ją poprowadzić krok dalej. Mimo że krytykują jednostronność polityki zaciskania pasa i mimo wszystkich ozdobników dotyczących demokracji, partycypacji obywateli, oddolnej integracji itd. itp. ich wizja pozostaje elitystyczna. Można wręcz odnieść wrażenie, że ich książka to federalistyczna wersja „doktryny szoku”. „Kryzysy otwierają nowe możliwości” – deklaruje Verhofstadt. „Niestety, partie polityczne mają skłonność do kierowania się głosem opinii publicznej” – ubolewa Cohn-Bendit. W tym momencie chciałoby się nimi potrząsnąć i powiedzieć: Panowie! To pięknie, że chcecie Europy zjednoczonej i wielokulturowej. Ale, na miłość boską, nie tędy droga!
Alterfederalizm u bram
Każdy, kto myśli o przebudowie porządku politycznego, musi postawić sobie dwa pytania: o podmiot, który urzeczywistni oczekiwaną zmianę oraz o społeczno-ekonomiczne podstawy nowego ładu. Odpowiedź starego federalizmu jest znana: zmianę wprowadzą elity polityczne (przy przyzwoleniu mas), zaś gospodarczą podstawą zjednoczonej Europy będzie jednolity rynek i wspólna waluta. Podążanie tą drogą skutkuje sytuacją, w której jedyną alternatywą dla dezintegracji przez nacjonalizm wydaje się integracja przez zaciskanie pasa – mimo że są to w istocie dwie strony tej samej monety.
Czy jednak istnieje alternatywa? Tak – od lat formułują ją ruchy społeczne takie jak Attac (warto tu przypomnieć „10 zasad Attac dla demokratycznej i socjalnej konstytucji” z 2007 r.), a ostatnio najsilniej dochodzi ona do głosu w ruchu Oburzonych. Nowy federalizm, który można też nazwać alterfederalizmem, charakteryzuje przede wszystkim oddolny charakter. Ruchy protestujące przeciw polityce zaciskania pasa to dziś najżywszy przejaw procesów integracyjnych: tym, czego żądają, jest przecież właśnie europejska solidarność. Co ważne, w praktyce przekraczają one pozorną opozycję między poziomem narodowym a europejskim, atakując jednocześnie europejskich technokratów i polityczny establishment w poszczególnych państwach. Ruchy te dowodzą, że to nie mityczny „egoizm państw narodowych” stoi na przeszkodzie europejskiej solidarności, ale władza, jaką nad ludzkim życiem sprawuje kapitał, wykorzystujący państwa narodowe i europejskie instytucje jako swoje narzędzia.
Fakt, że Cohn-Bendit i Verhofstadt nie poświęcają w swojej książce ruchowi Oburzonych ani jednej linijki, dowodzi, jak bardzo przywiązani są do starego świata z jego dogmatami. Nawet wtedy, gdy proponują rozwiązania odważne, jak zwiększenie unijnego budżetu do 10% PKB czy wprowadzenie euroobligacji. Radykalizm kończy się jednak, gdy pojawia się kwestia długu. Guy Verhofstadt: „Musimy wykorzystać dynamikę kryzysu do stworzenia unii politycznej. Jest oczywiste, co trzeba zrobić, i rynki wiedzą to już od dawna: musimy zbudować europejskie Państwo. […] Musimy mieć jasno zdefiniowaną władzę, zdolną wzbudzić zaufanie rynków i zagwarantować, że inwestorzy, którzy udzielili pożyczek, dostaną swoje pieniądze z powrotem”. Daniel Cohn-Bendit: „Całkowicie się zgadzam”.
Warto przyjrzeć się bliżej tej krótkiej wymianie. (Na marginesie odnotujmy bałamutny opis, sprowadzający problem długu do „inwestorów, którzy udzielili pożyczek”, pomijając jego sztuczne pompowanie przez spekulację i błędy konstrukcyjne strefy euro). Można tu odnieść wrażenie, że celem, w imię którego Europa ma być zjednoczona, jest zaspokojenie żarłoczności rynków finansowych. Jest to z gruntu nierealistyczne. Żarłoczności rynków nie da się zaspokoić, a wszelki projekt nowego urządzenia Europy musi przyjąć za swój punkt wyjścia reformę sektora finansowego. Częścią tej reformy musi być zdecydowane rozwiązanie problemu długu. Eksperci z New Economics Foundation wskazują, że nie da się wydobyć Europy z kryzysu bez wyzerowania długu peryferyjnych gospodarek. Z kolei ruchy społeczne podnoszą żądanie przeprowadzonego z udziałem obywatelek i obywateli publicznego audytu zadłużenia i anulowania tej części długu, która okaże się w efekcie bezprawna.
Dochodzi do tego wymiar ekologiczny. Idea, że Europa musi wrócić na ścieżkę wzrostu po to, aby spłacić długi, to stawianie sprawy na głowie. Wzrost gospodarczy bywa potrzebny i pożyteczny – gdy służy wydobywaniu ludzi z ubóstwa albo gdy towarzyszy zwiększonym inwestycjom w sektory niezbędne dla zielonej modernizacji. Ale wzrost dla samego wzrostu to niepotrzebne nadużywanie zasobów planety. Tym bardziej wzrost nastawiony na spłatę nagromadzonych dziś długów: nawet gdyby było to wykonalne, to jedynie kosztem zniszczenia podstaw życia na Ziemi.
Zasady nowego federalizmu
Propozycja Cohn-Bendita i Verhofstadta ma swoje atuty. Przywiązanie do wielokulturowości, postulat zdecydowanego zwiększenia unijnego budżetu i wprowadzenia europejskich podatków, pomysły na demokratyzację procesów decyzyjnych w unijnych instytucjach – to idee stanowiące pomost między starym a nowym federalizmem.
Pozostają jednak fundamentalne różnice. Stary federalizm jest federalizmem strachu – przed wojną, przed nacjonalizmem, przed słabnącą geopolityczną rolą Europy… Nowy federalizm jest federalizmem gniewu i odwagi – wiąże się z obietnicą solidarności i pewną wizją czy przeczuciem dobrego życia. Stary federalizm jest projektem elit politycznych, zabiegających jedynie o przyzwolenie ze strony mas. Nowy federalizm jest procesem oddolnym, dzieje się tu i teraz, nie czekając na wyniki kolejnych szczytów. Stary federalizm wyrasta ze szlachetnych marzeń, ale odżegnuje się od odpowiedzi na zasadnicze pytanie. Każdy, kto chce zjednoczonej Europy, musi dziś umieć powiedzieć, czy ma to być Europa dla mrówek, czy dla mrówkojadów.
Jak wyglądałaby Europa, gdyby budować ją z punktu widzenia „mrówek”? Wydaje się, że można ją zawrzeć w dziesięciu zasadach:
1. Podstawą trwałego pokoju są cztery wolności zawarte w Karcie Atlantyckiej: wolność słowa, wolność sumienia, wolność od lęku i wolność od niedostatku. Zjednoczona Europa musi ucieleśniać te wolności i stać na ich straży.
2. Warunkiem głębszej integracji nie jest napisanie nowego traktatu, lecz odzyskanie obywatelstwa we wszystkich jego wymiarach – cywilnym, politycznym i socjalnym. Poziom demokracji instytucji wspólnotowych nie może być niższy niż ten, który osiągnęły w XX wieku państwa narodowe. Należy też zdefiniować obywatelstwo socjalne na poziomie europejskim – zestaw praw socjalnych przysługujących każdemu mieszkańcowi i każdej mieszkance kontynentu.
3. Podstawą naszej jedności, obok pamięci o II wojnie światowej, musi być świadomość wyzwań związanych z kryzysem klimatycznym. Federalizm klimatyczny oznacza solidarność energetyczną, wspólne inwestycje w ekologiczną transformację gospodarki, budowę nowej demokratycznej energetyki rozproszonej i odnawialnej, uniezależnienie jakości życia od wzrostu gospodarczego. Kraje, które np. z powodu większej zależności od węgla mogą mieć trudność w szybkim przejściu na gospodarkę niskowęglową, powinny otrzymywać szczególne wsparcie.
4. Europa potrzebuje większego budżetu finansowanego z prawdziwie europejskich podatków. Aby zagwarantować stabilność wspólnoty i odpowiedni poziom redystrybucji między regionami, budżet powinien wynosić 10–20% PKB. Środki te powinny być wydawane przede wszystkim na: a) zapewnienie wszystkim europejskiego minimum praw socjalnych, b) badania naukowe, zwłaszcza poszukiwanie nowych leków i rozwijanie technologii uzyskiwania energii ze źródeł odnawialnych i rozproszonych, c) sprawiedliwą transformację w stronę gospodarki niskowęglowej.
5. Zjednoczenie Europy wymaga gruntownej reformy sektora finansowego. Sektor finansowy musi służyć realnej gospodarce, nie odwrotnie, zaś gospodarka musi służyć potrzebom ludzi, nie odwrotnie. Konieczne jest wyzerowanie lub przeprowadzony z udziałem obywatelek i obywateli publiczny audyt zadłużenia w krajach dotkniętych kryzysem zadłużenia. Europejski Bank Centralny należy zreformować: w radzie decydującej o polityce pieniężnej obok finansistów powinni zasiadać przedstawiciele i przedstawicielki związków zawodowych oraz eksperci i ekspertki od ekologii. Utrzymywanie niskiej inflacji za wszelką cenę nie może być jedynym celem EBC, do jego zadań powinna należeć troska o „sprawiedliwość ekonomiczną, pełne zatrudnienie i bezpieczeństwo socjalne dla wszystkich obywateli europejskich” („10 zasad Attac dla demokratycznej i socjalnej Konstytucji”), a także o trwały i zrównoważony rozwój Europy.
6. Europa może być kontynentem wielu walut: obok euro jest miejsce na waluty lokalne, regionalne i narodowe. Musimy wyzwolić naszą wyobraźnię! W projektowaniu systemu walutowego powinny obowiązywać zasady demokracji, różnorodności i subsydiarności. Różnorodność zwiększa odporność na wstrząsy. Subsydiarność sprzyja demokracji. Należy prowadzić politykę sprzyjającą oddolnemu tworzeniu walut przez społeczności lokalne, o lokalnym zasięgu, co sprzyja rozwojowi lokalnych rynków i gospodarki. Państwa członkowskie powinny same wybierać, czy chcą zachować własną walutę (bądź wrócić do niej), czy wolą używać euro jako swej waluty podstawowej. Nie wolno tworzyć odrębnych instytucji dla krajów strefy euro, poza tymi, które są technicznie niezbędne.
7. Konstrukcja wspólnego obszaru gospodarczego w Europie powinna sprzyjać lokalizacji produkcji i wymiany. Europa nie powinna wspierać dumpingu socjalnego i ekologicznego ani utowarowienia usług publicznych, lecz tworzyć instrumenty sprzyjające równaniu do góry pod względem standardów socjalnych i ekologicznych. W negocjacjach międzynarodowych zamiast „wolnego handlu” Europa powinna wspierać sprawiedliwy handel, zgodnie z zasadami Karty Atlantyckiej.
8. Europa powinna wspierać suwerenność żywnościową oraz ochronę krajobrazu i przyrody poszczególnych krajów, regionów i społeczności lokalnych. Te wymogi spełniają zamiast przemysłowego rolnictwa – mniejsze, ale za to ekologiczne gospodarstwa. Europa powinna być kontynentem wolnym od upraw roślin modyfikowanych genetycznie (GMO). Wspólną Politykę Rolną należy zreformować zgodnie ze wskazówkami zawartymi w deklaracji Europejskiego Ruchu na rzecz Suwerenności Żywnościowej Nyéléni (www.nyelenieurope.net).
9. Wolność słowa to w dzisiejszych czasach także otwarta kultura, wolne oprogramowanie, szeroki, niereglamentowany dostęp do internetu i prawo patentowe nastawione na dobro wspólne, a nie na prywatne zyski wielkich korporacji.
10. Europa nie może zamykać się na imigrantki i imigrantów, zwłaszcza tych, którzy uciekają przed prześladowaniami czy skutkami zmian klimatycznych.
Projekt odgórnego jednoczenia Europy doszedł do ściany. Podczas gdy unijne instytucje zajmują się „dyscyplinowaniem” Europejczyków i Europejek w interesie sektora finansowego, w społeczeństwach rośnie rozczarowanie i sentymenty nacjonalistyczne. Pora na nową wizję Europy, oddolną i demokratyczną. Przedstawione wyżej zasady to propozycja tego, jak taki projekt może wyglądać – oraz zaproszenie do dyskusji.
Artykuł ukazał się w książce „Gra o Europę” wydanej przez fundację Strefa Zieleni pod patronatem „Zielonych Wiadomości”.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.