Czy europejski model społeczny się skończył?
Jak kryzys gospodarczy w Europie przekłada się na kształt polityki społecznej w państwach członkowskich Unii Europejskiej? Na to pytanie starają się odpowiedzieć autorzy raportu zleconego przez Europejski Instytut Związków Zawodowych (European Trade Union Institute). Do jakich konkluzji dochodzą i jakie zalecenia formułują? Komentuje Łukasz Moll.
Autorzy dokumentu „Kryzys waluty euro i jego wpływ na narodowe i europejskie polityki społeczne” (The euro crisis and its impact on national and European social policies) – Christophe Degryse, Maria Jepsen i Philippe Pochet – formułują tezę, że pod wpływem globalnego kryzysu gospodarczego, rządy państw członkowskich i instytucje europejskie obrały kurs, w wyniku którego unia gospodarcza i walutowa zmieniła swój kształt.
Unia Europejska pod rządami centroprawicy i oportunistycznej centrolewicy nie zmierza w kierunku zacieśnienia unii politycznej i zawiązania zrębów unii socjalnej opartej na zasadach solidarności między państwami członkowskimi, lecz wchodzi w fazę nowego systemu zarządzania integracją europejską. W efekcie kwestie związane z pracą czy polityką społeczną znajdą się pod jeszcze większą presją instytucjonalną, która zagrozi przyszłości uszczuplanego w wyniku pokryzysowych polityk „europejskiego modelu społecznego”.
Między unią walutową a polityczną
Zdaniem autorów obecne problemy strukturalne strefy euro, jakie dały o sobie znać przy okazji kryzysu gospodarczego, wynikają ze specyficznego trybu, w jakim została stworzona unia walutowa. Od samego początku założono, iż unia polityczna jest rozwiązaniem zbyt daleko idącym, kłopotliwym – jeśli nie wręcz niepożądanym – dlatego unię walutową należy budować w sposób, który pozwoli niejako ominąć polityczne konflikty między państwami członkowskimi.
Stąd zdecydowano się powierzyć odpowiedzialność za politykę monetarną strefy euro „niezależnym ekspertom”, których utożsamiono z Europejskim Bankiem Centralnym. Wobec braku integracji gospodarczej i społecznej zdecydowano się promować deregulację polityk społecznych na poziomie narodowym (np. „poluzowanie” prawa pracy) oraz wdrożyć obowiązujące dla wszystkich państw członkowskich wskaźniki w zakresie inflacji, dyscypliny budżetowej czy długu publicznego. Miały one ujednolić „zasady gry” dla wszystkich graczy, ignorując występujące między nimi bardzo istotne różnice w zakresie potencjałów gospodarczych czy wypracowanych na przestrzeni lat rozwiązań społeczno-ekonomicznych.
Rozpoczynanie od unii walutowej po to, by osiągnąć stopniowo pułap integracji politycznej i społecznej, miałoby sens – to druga ścieżka integracji, o jakiej wspominają autorzy raportu. Jednak, aby mogła ona zostać wydeptana, w ślad za podjętymi dostosowaniami w zakresie zadłużenia czy inflacji w odpowiednim momencie musiałyby podążyć kolejne, np. pokaźny europejski budżet, euroobligacje, unia transferowa czy inne mechanizmy solidarnościowe.
Odpowiedni moment na ten ambitny krok pojawił się właśnie przy okazji kryzysu strefy euro. Ale elity polityczne postąpiły w myśl pierwszego modelu, niwecząc szanse na to, by unia walutowa stała się naturalnym motorem napędowym unii politycznej i socjalnej. Dzisiaj przekonujemy się, że okazuje się ona przeszkodą.
Za późno, by coś zmienić?
Autorzy raportu wiążą nadzieję z alternatywnym, trzecim modelem, których ich zdaniem pozostaje ciągle dostępną opcją działania. W modelu tym porządek chronologiczny zostaje odwrócony: to unia walutowa jest wynikiem unii politycznej, nie zaś odwrotnie. Model ten zakłada, że państwa członkowskie, które chcą być złączone wspólną walutą, decydują się „dostroić” do siebie nawzajem swoje potencjały gospodarcze, koordynują ze sobą polityki płacowe i społeczne, dzięki czemu budują realną unię polityczną, połączoną zasadami solidarności, które stwarza dopiero przesłanki do zawiązania unii walutowej.
Pierwsze przymiarki zawiązania we wspólnocie europejskiej unii walutowej zostały poczynione w latach 70. Zakładano w nich, że wspólna waluta zrodzi się w wyniku zawiązania unii politycznej. Sprawy przybrały jednak inny obrót. Traktatem z Maastricht (1992) zadekretowano ścisłą integrację polityki monetarnej, ale luźną w odniesieniu do pozostałych polityk składających się na politykę gospodarczą. Kwestie te podejmowano wprawdzie w ramach debaty, która doprowadziła do powstania projektu „Konstytucji dla Europy”, ale wraz z jego referendalnym fiaskiem zrezygnowano z nich na rzecz rynkowo regulowanej konwergencji polityk w ramach unii walutowej.
W optyce autorów raportu było to rozczarowujące odstąpienie od wypracowanych zwłaszcza w drugiej połowie lat 90. mechanizmów koordynacji gospodarczej. W tym okresie nie tylko na poziomie narodowym udało się podpisać pakty społeczne. Koordynacja przekraczała granice narodowe, w czym niemała była zasługa europejskich związków zawodowych – koordynowano np. politykę płacową. Autorzy mówią wręcz o „złotym wieku” europejskiego dialogu społecznego, który przekładał się na kształt unijnych dyrektyw dotyczących kwestii społecznych.
Zejście z tej obiecującej ścieżki autorzy wiążą ze zmianą krajobrazu wyborczego, która nastąpiła w połowie pierwszej dekady XXI w. W większości państw członkowskich stery objęła centroprawica, a na czele Komisji Europejskiej stanął José Manuel Barroso. Pod nowym przywództwem politycznym odstępowano od narodowych paktów społecznych, a Unia Europejska mniejszą wagę zaczęła przywiązywać do koordynacji polityk gospodarczych – ufając, że to rynek będzie sprawnie korygował nierównowagi między państwami strefy euro.
W pewnym sensie tak się stało. Autorzy przytaczają wypowiedzi prominentnych polityków i ekonomistów europejskich, którzy od początku widzieli w unii walutowej szansę nie na zabezpieczenie europejskiego modelu społecznego w instytucjach unijnych, lecz na… jego demontaż. Jak pokazał kryzys, rynek odegrał pokładaną w nim nadzieję: doprowadził do restrukturyzacji niewydolnych państw dobrobytu, stymulował reformy rynków pracy, umożliwił kapitałowi lokowanie w inwestycji w państwach, które będą grały pod jego dyktando. Wygrał model pierwszy: unia walutowa bez politycznej, w którym wspólne zarządzanie gospodarcze stosuje się, gdy jego brak da się już we znaki (tak jak to było na fali kryzysu).
Demontaż pewnego modelu
Kryzys wykorzystano jako pretekst do demontażu europejskiego modelu społecznego. Uznano, że społeczeństwa żyły „ponad stan”, a państwa były rozrzutne – model społeczny okazał się więc niewydolny. Tyle, że w tej opowieści zupełnie zignorowano weryfikowalny empirycznie fakt, że kryzys zadłużenia publicznego jest konsekwencją krachu na rynkach finansowych, nie zaś jego przyczyną! Kluczowe źródło kryzysu zdiagnozowano zatem nie tam, gdzie trzeba. Zastosowano na obywatelach zjednoczonej Europy bolesne zaciskanie pasa, chociaż wcale nie było ono konieczne. Właściwa przyczyna kryzysu, wykształcenie się spekulacyjnego kapitalizmu, pozostała nietknięta.
W wyniku przyjętej polityki cięć wydatków – którą zastosowano na państwach borykających się z zadłużeniem – nie tylko wymuszono na ludności kolosalne wyrzeczenia (poprzez zwolnienia w sektorze publicznym, obniżki płac i emerytur, wydłużenie wieku emerytalnego, oszczędności na służbie zdrowia i edukacji itp.), ale wpędzono gospodarki tych państw w recesję, w konsekwencji czego zadłużenie publiczne wprost eksplodowało. O ile u progu kryzysu – w roku 2008 – bezrobocie wynosiło 11% w Hiszpanii, a 7,5% w Grecji, to w roku 2012 sięga już odpowiednio 22,5% i 18%.
Niestety, ta sama filozofia działania przyświeca Komisji Europejskiej w formułowanych przez nią wobec państw członkowskich zindywidualizowanych rekomendacjach. Ich celem stają się takie rozwiązania jak automatyczna indeksacja płac o inflację, „zbyt daleko” idąca ochrona zatrudnienia, „zbyt niski” wiek emerytalny czy „zbyt hojne” świadczenia socjalne.
Z kolei powstała w ostatnich miesiącach nowa infrastruktura finansowa („sześciopak”, pakt Euro Plus, traktat o stabilności, koordynacji i zarządzaniu) jest, zdaniem autorów raportu, kontynuacją kierunku budowania unii walutowej w oparciu o politykę cięć – co czyni perspektywy dla alternatywnej polityki mglistymi. Równowaga budżetowa wzięła górę nad dbałością o dobrostan społeczny. W obliczu braku mechanizmów koordynacji polityk gospodarczych państw członkowskich, trwać będzie konkurencja między państwami na to, kto bardziej obniży płace, podatki czy osłabi wpływ związków zawodowych na gospodarkę („wyścig na dno”).
Przed europejską lewicą tytaniczne zadanie wyjścia poza krytykę skompromitowanych neoliberalnych rozwiązań i ogólnikowe wzmianki o kierunkach alternatywnych w stronę rozbudowanych propozycji.
Jak konkretnie miałaby wyglądać koordynacja polityk gospodarczych w Unii Europejskiej? Jaki kształt mogłaby przyjąć wspólna polityka społeczna? Czy wystarczy przenieść sprawdzone na poziomie narodowym rozwiązania socjaldemokratyczne na poziom europejski? Czy w erze postindustrialnej, ze starzejącymi się, heterogenicznymi społeczeństwami, innymi wyznacznikami dobrobytu, kurczącymi się zasobami i wyzwaniami klimatycznymi – nie trącą one myszką? Kryzys trwa, a Europa wciąż podąża starymi koleinami, które ją w niego wplątały…
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.