Budżet ma płeć
Budżet miejski rzadko bywa sexy, ale zawsze jest gender. Jest płciowy w tym znaczeniu, że definiuje szanse ludzi każdej z płci. I na razie najczęściej definiuje je bardzo nierówno, wręcz pogłębia istniejące różnice.
Nierówne traktowanie w wydatkach budżetów samorządowych potrzeb kobiet i mężczyzn jest praktyką o tyle powszechną, co trudną do zaobserwowania. Żadne przepisy prawa nie różnicują przecież dostępu kobiet i mężczyzn do usług czy obiektów publicznych a więc pozornie wydatki budżetu są „płciowo neutralne”. Tymczasem dokładniejsze badanie budżetu pod kątem uwzględniania w nich potrzeb każdej z płci pokazuje inny obraz.
Przeanalizujmy prosty przykład: W naszym mieście postanowiono ułatwić dojazd mieszkańców do Urzędu Miasta. Zadanie polega na wybudowaniu parkingu za półtora miliona zł oraz na przeniesieniu przystanku autobusowego przed siedzibę Urzędu (to z kolei będzie kosztować czterysta tysięcy zł). Gdzie tu nierówność płci? Sprawdźmy: badanie prowadzone w ciągu trzech miesięcy wykazuje że: wśród klientów dojeżdżających do urzędu samochodem osobowym 72% to mężczyźni, a 28% kobiety. Wobec tego inwestycja w parking będzie w 72% zaspokajała potrzeby mężczyzn a 28% potrzeby kobiet. Z kolei osoby dojeżdżające autobusem miejskim, to 59% kobiety i 41% mężczyźni, a więc inwestycja w przeniesienie przystanku autobusowego przed Urząd w 41% działa na rzecz mężczyzn i 59% na rzecz kobiet. Teraz podliczmy.
- Razem na rzecz mężczyzn będzie wydane: 1 080 tys. + 164 tys. = 1 244 tys. zł.
- Natomiast na rzecz kobiet będzie wydane: 420 tys. + 236 tys. = 656 tys. zł
Skąd wzięła się w tym przypadku taka (zapewne niezamierzona!) nierówność w traktowaniu potrzeb każdej z płci? Wyjaśnienie jest dość proste: to utrwalony stereotyp społeczny sprawia, że te sprawy, w których częściej uczestniczą mężczyźni, wydają się „ważniejsze”, „istotniejsze”. Mają one pozór wyższej rangi, większej powagi. Toteż te dziedziny życia społecznego i te elementy infrastruktury, z których intensywniej korzystają mężczyźni, są przez decydentów samorządowych zwyczajowo lub nawykowo lepiej finansowane. Nie ma co zresztą zganiać wszystkiego na polityków: jak głęboko tkwi w nas ten stereotyp, widać w wielu naszych budżetach domowych. Czy nie jest tak, że w naszym budżecie domowym bez dyskusji umieszcza się spory wydatek na kolejny gadżet dla faceta, ale w tym samym miesiącu kolejny raz odkłada się na później wydatek na usprawnienie kuchni? Tradycyjne podziały ról przekładają się na tradycyjne hierarchie ważności wydatków: GPS do samochodu, którym pan domu dojeżdża do pracy na sąsiedniej ulicy, jest stokroć ważniejszy, niż naprawa zepsutej zmywarki.
Nie dziwmy się więc, że tę głupawą zasadę przenoszą decydenci z domu do budżetów publicznych: ze stu dyscyplin sportu, jakie mogliby uprawiać i jakim mogliby kibicować mieszkańcy naszego miasta, decydenci wybierają oczywiście piłkę nożną, tę najbardziej zdominowaną przez mężczyzn dyscyplinę – przytulne gniazdo skorumpowanych działaczy i faszystowskich kiboli. Na to pójdą wszystkie pieniądze na sport. Bo „każdy facet musi obejrzeć mecz”.
Przełamywaniu tego absurdalnego stereotypu służy właśnie gender budgeting: analizowanie wydatków budżetowych pod kątem zaspokajania potrzeb każdej z płci. Planując wydatki warto po prostu sprawdzać, na kogo wydajemy ile pieniędzy.
Potrzebne jest jeszcze istotne wyjaśnienie: może się wydawać, że opisywana metoda gender budgeting zakłada w sposób nieuprawniony trwałość podziału ról społecznych pomiędzy kobiety i mężczyzn (a nawet konserwuje ten podział). Np. skoro kobiety obecnie częściej są obciążone opieką nad małymi dziećmi, to wydatki na przedszkole uzna się w tej metodzie za inwestycję w potrzeby kobiet (co byłoby przecież nieprawdą).
Odpowiedź jest następująca: praktyka pokazuje, że zdecydowane dofinansowanie dziedzin, które dotychczas były głównie obszarami aktywności kobiet, podnosi atrakcyjność tych dziedzin, ich prestiż. I wówczas rośnie szansa, że częściej będą pojawiać się w nich mężczyźni. Na świetnie wyposażonym placu zabaw z atrakcyjnymi grami i urządzeniami sportowymi, jakoś chętniej w roli opiekunów dzieci pojawiają się ojcowie. I bardzo dobrze! Właśnie o to chodzi, żeby budżet sprawiedliwszy płciowo wpływał następnie na równiejsze zaangażowanie kobiet i mężczyzn w poszczególne dziedziny życia.
Sam budżet nie jest przecież magicznym narzędziem zmieniającym postawy i poglądy ludzi. On tylko tworzy zachętę do zmiany postaw. A żeby taka zmiana następowała, budżetowi genderowemu musi towarzyszyć cała lokalna polityka prorównościowa.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.