Rehabilitujemy blokowiska
Przed wojną były spółdzielnie, wspólnoty zawodowe, mieszkania zakładowe, teraz tylko rynek deweloperski. O blokowiskach, architekturze i utopii, a także o akcji M4_Rakowiec opowiada Marlena Happach, architektka i urbanistka, w rozmowie z Magdaleną Mosiewicz.
Magdalena Mosiewicz: Rok temu na warszawskim Służewie (akcja M3), w tym roku na Rakowcu (M4) postawiliście tymczasowe pawilony, wokół których toczą są wystawy, spotkania, „potańcówki”, warsztaty, np. sadzenia ziół czy obserwacji robaków. Jako że stowarzyszenie tworzą architekci, konsultujecie plany przebudowy mieszkań, dzieci uczycie myślenia o organizacji przestrzeni. Gdybym, miała w jednym zdaniu powiedzieć, co robi Stowarzyszenie Odblokuj, to powiedziałabym, ze rehabilitujecie ideę osiedla – zwanego dziś blokowiskiem. Zgadza się?
Marlena Happach: Zajmujemy się też podwórkami w zabudowie historycznej, na Pradze i na Targówku. Zawsze jednak jest to środowisko mieszkalne, na takich miejscach najbardziej nam zależy. Ale przede wszystkim chcieliśmy się zająć osiedlami – tymi przestrzeniami, o których mówi się bardzo niewiele. A nawet jeśli się mówi, to się tam nie bywa. Chcieliśmy zwrócić uwagę na to, że Warszawa w 2/3 składa się z osiedli. Tu mieszka większość warszawiaków. Tutaj śpimy, ale życie odbywa się gdzie indziej. Po to, żeby zaznać rozrywki, kultury, życia towarzyskiego, nawet kupić cos więcej niż mleko i pieczywo musimy pojechać do „miasta”. A wydaje mi się, że Warszawa mogłaby być ośrodkiem policentrycznym i to staramy się pokazać organizując na osiedlach wiele wydarzeń małym kosztem.
MM: Co się stało, że idea funkcjonalnego osiedla jest dzisiaj tak poniewierana?
MH: W naszej świadomości osiedla zlewają się w jedną szarą masę. Jeżeli pada słowo „blokowisko”, to wiadomo, że ono jest z gruntu złe. A tak naprawdę jest wiele osiedli, które te pierwotne idee spełniały i nadal spełniają. Jesteśmy w tym roku na Rakowcu, bo szukaliśmy miejsca, które mogłoby służyć jako wzorzec. Na pocztówce, która promuje akcję M4, zadaliśmy kilka pytań, m.in. „Czy Rakowiec to blokowisko?” i kolejne osoby przychodzą tu do pawilonu oburzone, jak można było w ogóle o to pytać. Te projekty mają przypomnieć mieszkańcom, jaka jest historia tego miejsca, kim byli architekci, jakie ono ma walory. Ale chcemy też, żeby ludzie z innych dzielnic przyjechali tutaj, często po raz pierwszy, i zobaczyli miejsce dobre do życia.
MM: Czyli jakie to są walory, możesz je wymienić?
MH: To jest żywe muzeum warszawskiej architektury mieszkaniowej. Początki to lata 30., kiedy Syrkusowie realizowali idee Minimum Existenz, czyli mieszkania były małe i tanie, półtora izby i toaleta, a kąpiel, pranie, pilnowanie dzieci odbywało się w przestrzeni wspólnej, w domu społecznym – dzisiaj funkcjonującym jako dom kultury.
MM: Był też wspólny staw rybny i wspólne uprawy, tak?
MH: Staw dla mieszkańców tak, ale pola uprawiał Agril, przedsiębiorstwo rolne, które prowadziło też sprzedaż. To nie mieszkańcy tych bloków razem uprawiali kapustę, choć rzeczywiście kapusta rosła tutaj do lat 60-tych. Szybko założono też rakowieckie ogródki działkowe. Ryby łowi się tutaj cały czas, chyba są jadalne, chociaż staw został – jak to nazwano – „zrewitalizowany”. Brzegi zostały wybetonowane. Kiedyś staw służył też jako kąpielisko, była plaża. A zimą lodowisko. Coś z tego ducha zostało, kiedy przyjechaliśmy tu zimą, w parku było mnóstwo ludzi i widać było, że nawet przy -20 stopniach miejsce cały czas żyje. Ale jeździć na łyżwach już nie wolno.
MM: Gdyby podsumować te przedwojenne rozwiązania, widać, że bardzo ważna jest wspólnota.
MH: Bardzo ważna jest wspólnota, ale kiedy osiedle się rozwija w latach 60., zmienia się podejście: nie możemy traktować ludzi jak mrówki, trzeba umożliwić im dostosowanie miejsca życia do własnych potrzeb. Tutaj się pojawiają Hansenowie. Oni co prawda zaprojektowali tylko dwa bloki, ale współpracowali przy koncepcji przestrzennej całego osiedla, za którą odpowiedzialny był Zasław Malicki. Hansenowie projektowali każde mieszkanie pod potrzeby przyszłych, konkretnych użytkowników. Niestety mieszkania nie zawsze zostały potem przyznane tym, dla których były tworzone.
MM: Czyli z ideą osiedla jest jak z ideą socjalizmu. Na sztandarach równość, sprawiedliwość, godność, a praktycznie powstawała jakaś niedoróbka.
MH: Ale co wobec tego powiedzieć o naszym kapitalizmie? Jeżeli głównym celem jest sprzedaż, to liczy się tylko powierzchnia mieszkaniowa i parkingi kosztem obcięcia wszelkich innych potrzeb. Nie ma przestrzeni wspólnych, terenów zielonych, terenów edukacji i aktywizacji, a nawet usług. Bo nawet usługi komercyjne nie przynoszą natychmiastowego zysku.
Wracając do roli architekta – teraz mamy po prostu rysować, dbać o urodę elewacji. A popatrzmy na działalność twórców Rakowca: wywiady, współpraca z socjologami, myślenie o tym, jak ludzie spędzają czas. Tereny między blokami oni nazywali „terenem wczasów dziennych”. Oczywiście ten rozmach ma związek ze zniszczeniami wojennymi, kiedy architekci naprawdę budowali świat od nowa.
MM: Dzisiaj, w czasach nowego chaosu, wraca zainteresowanie modernizmem. Pojawiają się przewodniki po osiedlach, wycieczki, wychodzą albumy fotograficzne. Centrum Architektury organizuje Rok Le Corbusiera. Z tej okazji wydali broszurę, w której Joanna Kusiak pisze: „Modernizm był paternalistycznym systemem […] niczym nadopiekuńczy rodzic […] Jeśli zgadzamy się, że modernizm był społeczną dystopią, należy uzupełnić ten komentarz o twierdzenie, że obecnie również żyjemy w dystopii, tyle że sprytniejszej. Jako że nigdzie nie opublikowała swojego zbioru zasad, nie musi tłumaczyć się z ich niepowodzenia.” Skończyły się utopie, skończył się czas manifestów, dyskusji…
MH: Bardzo mi tych dyskusji brakuje, tego wspólnego myślenia. Bywają wprawdzie kongresy, konferencje…
MM: …pisma?
MH: Owszem, są pisma. Ale one idą w stronę autoprezentacji. Pisma bazują na ilustracjach, bardziej się teraz ogląda architekturę niż o niej czyta. I to jest pułapka. Architektura może doskonale wyglądać na zdjęciach, ale nie działać.
Najgorsze jest to, że teraz trudno jest nawet badać, co się buduje. Cały rynek analiz się skomercjalizował.
MM: Podczas inauguracji Roku Le Corbusiera na osiedlu Za Żelazną Bramą przemawiał jeden z jego projektantów. Mówił, że budowali małe mieszkania, bo takie były wytyczne polityczne. Niemoralne było mieć za dużo metrów kwadratowych na głowę…
MH: W sytuacji kiedy w kolejce czeka następnych 10 tysięcy potrzebujących…
MM: I dodał, że teraz nie ma politycznych zakazów, a on cały czas projektuje małe mieszkania, bo ludzi nie stać na inne.
MH: Tak, tyle wiemy na pewno: najlepiej sprzedają się małe mieszkania nawet nie poza centrum, ale poza miastem. Próg ekonomiczny jest tak trudny do przeskoczenia. Ale problemem jest nie tylko metraż, ale brak alternatywnych modeli. Przed wojną były spółdzielnie, wspólnoty zawodowe, mieszkania zakładowe, teraz tylko rynek deweloperski.
MM: Jak to się stało, że o tym się nie mówi? Wydaje się, że praca i mieszkanie to podstawowe problemy. O rynku pracy, bezrobociu słyszymy codziennie. O polityce mieszkaniowej – czy raczej jej braku – w ogóle. A architekci „dbają o urodę elewacji” i tracą z oczu szerszy horyzont.
MH: To jest pytanie nie tylko do architektów, ale do Ministerstwa Infrastruktury, samorządów, inwestorów i potencjalnych mieszkańców. To nie może być dyskusja architektów, wszyscy się muszą włączyć.
Od piątku 14 września, godz. 16.00 do niedzieli – ostatni weekend festiwalu M4 Rakowiec. Zapraszamy!
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.