Kulturalne atrakcje w grodzie Kraka
Kultura w służbie modernizacji i kultura wobec kapitału – takim szlakiem tematycznym można tego lata urozmaicić swoje wędrówki po ulicach stolicy Małopolski.
Korzystając z kilku dni urlopu, na przekór deszczowej pogodzie, postanowiłem udać się na południe kraju. Kraków z wielu względów wydał mi się idealnym miejscem odpoczynku: prawdziwie środkowoeuropejskie miasto, pełne zabytkowych kamienic, po dziś dzień pełne pamiątek XIX-wiecznego kursu na nowoczesność. Dodajmy do tego fakt, że było ono składową imperium austro-węgierskiego i jako jedyny dzisiejszy wielki ośrodek miejski zaznało choć odrobiny samodzielności w przełomowej dla kształtowania się współczesnych demokracji oraz państw narodowych II połowie XIX w.
Choć Galicja, jak już kiedyś pisałem, nie była krainą mlekiem i miodem płynącą, a sam Kraków przez lata dusił się w obrębie austriackiej twierdzy – to jednak, paradoksalnie, bycie „polskim Piemontem” wiązało się nie tylko z autonomią językową czy też obsadzaniem publicznych urzędów przez Polaków. Kraków, którego tkankę miejską oszczędziły dwie wojny światowe, pozostał miejscem, gdzie historii doświadcza się niemal na każdym kroku. Dla części polskich modernizatorów, jak chociażby Stanisława Brzozowskiego, fakt ten wiązał się z intelektualną duchotą i zasklepieniem w przeszłości.
A gdyby na Kraków epoki pary i elektryczności spojrzeć zupełnie inaczej – jako na przestrzeń, w której ludzie na własnej skórze korzystali z udogodnień dostępu i najbardziej niezależnie (rzecz jasna nadal w granicach wyznaczonych przez bycie peryferyjną, autonomiczną prowincją obcego imperium) w ową nowoczesność wchodzili? Przez ten pryzmat czytać można dwie wystawy – jedną czasową i jedną stałą – z którymi możemy zapoznać się w muzeach tego miasta.
Pamiątki
Na początek warto zajrzeć na Kazimierz, do Starej Parowozowni, gdzie kiedyś swą bazę miały miejskie tramwaje, dziś zaś – Muzeum Inżynierii Miejskiej w Krakowie. Do 23 czerwca obejrzeć tam można wystawę poświęconą historii krakowskiego Muzeum Techniczno-Przemysłowego, założonego przez Adriana Baranieckiego. Ten powstaniec styczniowy, zmuszony po jego klęsce do emigracji, w Europie Zachodniej na własne oczy zobaczył, jak bardzo technologiczna rewolucja zmienia ludzkie życie – i jak bardzo dotrzymanie jej kroku przez ziemie polskie staje się niezbędne dla ich dobrobytu. Z zapałem kolekcjonował tysiące mniejszych i większych obiektów, które postanowił zaprezentować ludności Krakowa. W 1868 r., dzięki uchwale Rady Miasta, jego udostępniona szerokiej publiczności kolekcja została zorganizowana w najstarsze krakowskie muzeum. Wkrótce potem miasto wzbogaci się między innymi o udostępnioną kolekcję dzieł sztuki rodziny Czartoryskich, a także o ulokowane w Sukiennicach Muzeum Narodowe.
Kolekcja Muzeum Techniczno-Przemysłowego, zaprezentowana w MIMK, współczesnym zwiedzającym może wydać się nieco dziwaczna. W jednym miejscu znajdziemy unikalne eksponaty techniczne, jak egzemplarz maszyny liczącej opatentowanej przez dziadka Antoniego Słonimskiego, komplety zastawy stołowej, zasuszone ziarna i owoce z różnych stron świata oraz ludowe stroje z Polski. Umknąć nam może pionierska rola instytucji, która na samym początku swego funkcjonowania gnieździła się w kilku pokojach udostępnionych przez franciszkanów w należącym do nich budynku.
Sam Baraniecki uważał ją za „muzeum cywilizacji”, stawiające sobie za cel zaprezentowanie ludności niegdysiejszej stolicy Polski szerokiego spektrum osiągnięć rodzaju ludzkiego. W końcówce XIX w. oznaczało to zakupywanie przedmiotów wystawianych na światowych wystawach w Paryżu czy w Wiedniu, ale też podczas rodzimej wystawy przemysłowej we Lwowie. To tutaj, na bieżąco, prezentowane były również kolejne obiekty przysyłane z Kamerunu z elektryzującej ludność miasta wyprawy podróżniczej Stefana Szolca-Rogozińskiego, która o mały włos skończyłaby się wojną między roszczącymi sobie prawa do jego terytorium Niemcami a Wielką Brytanią, w imieniu której badacz zajmował kolejne wioski rdzennej ludności.
W późniejszym czasie, kiedy poprawiły się warunki lokalowe, muzeum dorobiło się własnej drukarni i pracowni rzemieślniczych, odtwarzających zabytkowe detale architektoniczne czy bogactwo ludowych strojów. Przez lata prowadzono tu również specjalne kursy kształceniowe dla kobiet, dające im szansę na edukację w sytuacji, gdy uniwersytet pozostawał dla nich zamknięty. Koniec placówki nastąpił wraz z Polską Ludową, która zdecydowała o jej nacjonalizacji i włączeniu zasadniczej części zbiorów do kolekcji Muzeum Narodowego w Krakowie.
Klisze
Kiedy już zapoznamy się z historią zasłużonej dla polskiej kultury i rzemiosła placówki, warto wydać się na dłuższy spacer do Muzeum Historii Fotografii.
Jego wystawa stała nie ogranicza się jedynie do suchej prezentacji – niekiedy bardzo pięknych dla naszego przyzwyczajonego do tanich aparatów cyfrowych oka – urządzeń służących do fotografowania czy technik robienia zdjęć, ale także społecznego kontekstu fotografii. Na własne oczy można zobaczyć, jak służyła ona dokumentowaniu technologicznego postępu (np. budowy wielkiego mostu w okolicach Stanisławowa, dzisiejszego ukraińskiego Iwano-Frankiwska), militarnych działań w trakcie I wojny światowej czy patriotycznych uroczystości w rodzaju obchodów rocznicy uchwalenia konstytucji 3 maja w Krakowie w 1919 r. czy też złożenia Józefa Piłsudskiego na Wawelu w 1935 r. Poza wielkimi historycznymi wydarzeniami będziemy mogli zobaczyć również sposoby reklamowania zakładów fotograficznych czy też metody urozmaicania zdjęć klientek i klientów – od podkolorowywania wywołanych zdjęć po ekskluzywne albumy rodzinne.
Do końca września wystawę uzupełnia również „Moda patriotyczna”. To przypomnienie o czasie żałoby narodowej w latach 60. XIX w., kiedy to – niezależnie od zaborów – opłakiwano ofiary niepodległościowych zmagań z Imperium Rosyjskim. To przypomnienie o tym, że gdy na zachodzie kontynentu rosła fascynacja techniką, w Europie Środkowej coraz bardziej istotną sprawą stawały się napięcia między wielkimi mocarstwami (Prusami, a później Niemcami, Austro-Węgrami, Rosją oraz słabnącą Turcją) a walczącymi o niepodległość narodami regionu.
Gdy zatem technologia w kapitalistycznym centrum mogła służyć pokazywaniu zarówno postępu całej ludzkości, jak i własnej wysokiej pozycji w wyścigu o dominację już nie tylko nad Europą, ale wręcz nad światem, na ziemiach polskich (i nie tylko) stawała się – jeśli jak warszawskie wodociągi nie była wpisywana w „żydowski spisek” albo uznawana za niekompatybilną z „rodzimą kulturą” – narzędziem podtrzymywania własnej tożsamości. Dzięki temu po dziś dzień możemy podziwiać czarne suknie żałobne i białe dodatki do nich, które to stroje władze carskie starały się zwalczać jako wyraz oporu przeciwko swej władzy.
Towary
Również do września można zapoznać się z kolejną ważną, przekrojową wystawą Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie, „Ekonomia w sztuce”. O tymże projekcie trudno mi właściwie napisać coś więcej – choćby z powodu jego wielowątkowości, nieporównywalnej z poprzednio omówionymi przeze mnie ekspozycjami.
Ograniczę się zatem do stwierdzenia, że wybrać się na nią zdecydowanie warto. Kwestia powiązań kultury i ekonomii jest analizowana z najróżniejszych perspektyw – od pytania o to, po ilu transakcjach walutowych koszty transakcyjne pochłoną całość należącej do nas kwoty tysiąca dolarów, przez próby sprzedania przez Oskara Dawickiego współczesnego obrazu za pomocą telezakupowej parodii, po dzieła wykonane kredą lub też przedstawione za pomocą neonów, jak w wypadku instalacji Alfredo Jaara. Uczciwie muszę przyznać, że krakowski MOCAK stał się podczas moich pobytów w tym mieście jednym z obowiązkowych punktów programu.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.