Sto lat, Manifo!
Jakiś czas temu zaproszono mnie do dyskusji o literaturze polskiej. Już na miejscu dowiedziałam się, że jestem trochę zapchaj dziurą, zastępstwem za młodszą i ładniejszą krytyczkę, której rodzinne kłopoty uniemożliwiły udział. Starałam się, jak mogłam, a nawet wydawało mi się, że fajnie gadam.
Wydawało. Dopóki nie dotarł do mnie komentarz: „Dunin mogła sobie brylować, bo nie było tej młodszej i ładniejszej”. No tak, w pewnym wieku już nie ma fajnie, można co najwyżej wykorzystać szansę, po którą nikt inny się nie schylił. Czas machnąć ręką na walkę o prawo do legalnej aborcji i zająć się prawem do eutanazji. Bardziej chyba potrzebnej kobietom niż mężczyznom, bo to one żyją dłużej, to im bardziej grozi śmierć w samotności.
Czy zatem życzenie stu lat Manifie nie zakrawa na ironię? Czy nie lepiej byłoby życzyć jej, żeby za kilka lat była już niepotrzebna? Czyżby Manifa miała dożyć nędznej emerytury, a potem przetoczyć się przez warszawskie ulice na wózkach i chodzikach?
Życzę jej zupełnie innych stu lat. Stu lat sukcesów i tego, aby protest zamienił się w radosne święto. I żeby było to święto wszystkich kobiet – młodych i starych. I bogatych, bo biednych już nie będzie.
Sto lat, Manifo!
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.