Inwazja na Ukrainę to dzwonek alarmowy
24 lutego świat obiegła wiadomość o pełnowymiarowej rosyjskiej inwazji na Ukrainę. W szeregu miejsc na granicy z Rosją i Białorusią – jak również z okupowanych przez Rosję terytoriów – doszło do wtargnięcia sił lądowych. Trwają bombardowania celów wojskowych oraz centrów miast.
To najbardziej rażący akt agresji w Europie od czasów II wojny światowej – a także jawne pogwałcenie prawa międzynarodowego. Stanowi on potwierdzenie doniesień, które od końca zeszłego roku prezentowały zachodnie agencje wywiadowcze.
W obliczu obecnego kryzysu solidarność z Ukrainkami i Ukraińcami, stojącymi naprzeciw obcej inwazji, stanowić musi fundament naszej odpowiedzi.
Jedne z najmocniejszych słów, które padły na drodze do wybuchu tego konfliktu, wypowiedziane zostały po uznaniu przez Rosję separatystycznych regionów – Doniecka i Ługańska – które miało miejsce 20 lutego. Ambasador Kenii przy ONZ, Martin Kimani, w trakcie posiedzenia Rady Bezpieczeństwa ostrzegł przed próbami kreślenia na nowo granic państwowych, opierających się na wstecznej, zasilanej „niebezpieczną nostalgią” wizji historii.
Jasno sprzeciwiając się „irredencie i ekspansji” wezwał on Rosję to poszanowania spójności terytorialnej Ukrainy. Ostrzegł też, że konsekwencjami prób opierania państwowości na „jednolitości etnicznej, rasowej czy religijnej” są jedynie dominacja i krwawe wojny.
Oświadczenie to stanowiło przekonujące przypomnienie o podstawowych wartościach, stojących za opartym na regułach ładzie międzynarodowym. Niezależnie od tego, jak dane państwo odczytuje swoją historię wojna nie może być tu odpowiedzią. Daje ono niepodważalne podstawy do stania po stronie Ukrainy oraz pokojowego, multilateralnego porządku.
W wypadku Europy odwołanie się do wspomnianych argumentów nie jest jednak wystarczające. Stanęła ona w obliczu konfliktu i pokazu twardej siły. Europejskie państwa zbyt długo usiłowały odstawić geopolitykę na boczny tor. Bieżące wydarzenia po raz kolejny pokazują, że świat wszedł w nową epokę geopolityczną. Nie wystarczy, by kontynent nauczył się mówić językiem mocy – musi nauczyć się działać. Jego odpowiedź na działania imperialistycznej, gotowej do wojny potęgi wytyczy jego przeszłe losy.
Bieżące wydarzenia po raz kolejny pokazują, że świat wszedł w nową epokę geopolityczną.
Punktem wyjścia musi być solidarność z Ukrainą – zdecydowane, wspólne działania, które przejawiać się będą w materialnym wsparciu. Ogłoszone jeszcze przed inwazją europejskie sankcje muszą być wzmacniane, uwzględniając tak system finansowy, jak i powiązania energetyczne. Efektem musi być jak największa presja na rosyjskie państwo i jego elity.
Solidarność musi oznaczać coś więcej niż tylko słowa. Unia Europejska musi być gotowa do wsparcia stojących dziś w obliczu inwazji mieszkanek i mieszkańców Ukrainy. Oznaczać to musi wszelkie możliwe wsparcie dla ukraińskiej obrony, szeroko zakrojone wsparcie humanitarne oraz gotowość do ugoszczenia uciekających przed wojną ludzi.
Europa musi odrobić tę lekcję. Europa musi się obudzić.
Już w przemówieniu Władimira Putina, które wygłosił w roku 2007 w trakcie Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, usłyszeliśmy o jego aspiracjach co do przywrócenia rosyjskiej potęgi do poziomów znanych z apogeum zimnej wojny. Od tego momentu Rosja stawała się coraz bardziej asertywna na arenie międzynarodowej.
Wkrótce po rozpoczęciu inwazji odważni demonstrujący w Rosji ryzykowali aresztem i prześladowaniami za protestowanie przeciwko działaniom niedemokratycznego, putinowskiego reżimu. Przypomina to nam o tym, że to nie zwykli ludzie rozpoczęli tę wojnę – zrobił to rządzący nimi kleptokrata.
Za słowami Putina poszły czyny. Europie trudno to zrozumieć. Kraje na wschodzie kontynentu nie miały tego typu wątpliwości. Sęk w tym, że priorytety elit i biznesu – od londyńskiego City po fabrykantów we Włoszech i Niemczech – często górowały nad obawami geopolitycznymi. Tak dalej być nie może. Zerwanie z takim podejściem wiązać się będzie z kosztami gospodarczymi i społecznymi. Europejscy liderzy muszą być gotowi do wytłumaczenia tego, dlaczego warto zapłacić tę cenę.
Priorytety elit i biznesu – od londyńskiego City po fabrykantów we Włoszech i Niemczech – często górowały nad obawami geopolitycznymi. Tak dalej być nie może.
Refleksji wymagają również inne kwestie. Skoro wróciliśmy do zimnej wojny, to jaka logika ma nią kierować? Rosja pozostaje potęgą jądrową – czy zatem wracamy do doktryny MAD, wzajemnie zagwarantowanego zniszczenia? Jeśli tak, to co oznaczać to ma dla szeregu krajów w przestrzeni postsowieckiej, których nie obejmuje ochronny parasol NATO? Europa nie ma dziś odpowiedzi na te trudne pytania z zakresu obronności. Nie oznacza to jednak, że może je zignorować.
Na inwazję na Ukrainę nie powinniśmy się patrzeć w oderwaniu od szerszego kontekstu. Europa otoczona jest dziś przez strefy konfliktu. Na nowo próbuje się kreślić granice na Kaukazie, Bliskim Wschodzie czy w Afryce Północnej. Rosną napięcia na Bałkanach, czego przykładem jest dziś potencjalna secesja Republiki Serbskiej z Bośni i Hercegowiny. Ciągnący się przez Sahel łuk niestabilności przecina kontynent afrykański. Rosja, Turcja i inni mniejsi gracze pokazują, że gotowi są działać metodą faktów dokonanych. W wielu tych miejscach Europa pozostaje jedynie biernym obserwatorem.
Wracając do dziejącego się na naszych oczach kryzysu w Ukrainie widać wyraźnie, że zagrożone są dziś zasady prawa międzynarodowego, suwerenności i wolności. Europa musi na to zagrożenie odpowiedzieć solidarnie i z pełną determinacją. Pilnie.
Artykuł „The Invasion of Ukraine is a Wake-up Call” ukazał się na łamach magazynu Green European Journal. Dziękujemy za zgodę na przedruk materiału.
Tłumaczenie: Bartłomiej Kozek
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.