Gaz łupkowy? Nie, dziękujemy! Za duże ryzyko
Refleksje z podróży studyjnej „Marcellus Shale study tour” zorganizowanej przez warszawskie i waszyngtońskie biura Fundacji im. Heinricha Bölla.
Rewolucja przemysłowa i stały wzrost gospodarczy oparty na zużyciu paliw kopalnych niszczą nasz świat, powodując zagrażające życiu na ziemi zmiany klimatu, wielkie wymieranie gatunków i wyczerpywanie się zasobów naturalnych. Biorąc pod lupę rozwijający się od ponad dekady sektor wydobycia gazu łupkowego, mamy to wszystko w pigułce, i jeszcze więcej…
Przypomnijmy, że wydobywanie gazu lub ropy z łupków (ale też z piaskowców, tzw. tight gas) nie ma nic wspólnego z wydobywaniem gazu ziemnego konwencjonalnego. Tutaj nie uwalniamy gazu obecnego w zbiorniku podziemnym, tylko musimy wydobyć mikroskopijne bąbelki gazu uwięzione równomiernie w samej skale, którą trzeba pod ziemią rozkruszyć. Odwiert jest najpierw pionowy, a potem poziomy ‒ na kilka kilometrów od pionu w kilku kierunkach. Następnie się „stymuluje złoże”, czyli dokonuje tzw. szczelinowania hydraulicznego (ang. fracking), zatłaczając pod ziemię pod wielkim ciśnieniem ogromne ilości płynu szczelinującego, złożonego z wody, piasku i mieszanki wielu chemikaliów. Płyn szczelinujący, po wypłukaniu z rozkruszonej skały zawartych w niej substancji, z którymi wchodzi w niekontrolowane reakcje chemiczne, częściowo pozostaje na zawsze pod ziemią. Nie jesteśmy w stanie dziś przewidzieć, jakie będą tego konsekwencje w przyszłości.
Kiedy nasze pokolenie zużyje wydobyty gaz, następne pokolenia będą sobie radziły (lub nie) z „bąbelkującym” spod ziemi metanem i chemikaliami.
Pozostała część zwrotnego płynu szczelinującego (od 20 do 40%) wraca na powierzchnię wraz z wydostającym się spod ziemi gazem i jako wysoce toksyczny odpad lub ściek musi być odpowiednio zutylizowana. Od 3 do 8% wydobytego ze złoża gazu uwalnia się do atmosfery, powodując, wraz z oparami używanych substancji chemicznych, zanieczyszczenie powietrza. Ze względu na błędy ludzkie i technologiczne (najwięcej w fazie cementowania odwiertu), na brak możliwości pełnej kontroli nad podziemnym procesem szczelinowania oraz na problemy z utylizacją ogromnych ilości odpadów i ścieków, zbyt często dochodzi do zanieczyszczenia wód podziemnych lub naziemnych lub do zanieczyszczenia gleby.
Stały wzrost – więcej, więcej, szybciej, szybciej…
Wydobycie gazu łupkowego jest znakomitą ilustracją choroby naszych czasów, czyli gospodarki podaży i stałego wzrostu gospodarczego – konsumujemy wciąż więcej i coraz szybciej, zużywając coraz więcej zasobów i tworząc coraz więcej odpadów i zanieczyszczeń. Wydobycie gazu łupkowego wymaga bowiem rosnących ilości odwiertów, aby rentownie wyeksploatować całość złoża.
W konkurencyjnej gospodarce wolnorynkowej, gdzie nie zarządza się długoterminowo cennym zasobem, tylko „rzuca na rynek” wszystko co się wydobywa, gwałtowny wzrost podaży gazu prowadzi do spadku jego ceny. Produkcja gazu z każdego odwiertu jest przy tym wysoka w pierwszym roku lub dwóch, po czym gwałtownie spada i pozostaje przez dalszy okres eksploatacji na niskim poziomie. Dlatego, aby utrzymać wysoki poziom produkcji i przychodów, trzeba wciąż wiercić nowe otwory, w tempie rosnącym wraz ze spadkiem cen gazu na rynku. Im więcej odwiertów, tym więcej gazu na rynku, tym niższe ceny gazu, tym więcej odwiertów…
W Polsce złoża łupkowe pokrywają prawie jedną trzecią kraju. Trudno sobie wyobrazić, jak wielką ilość odwiertów trzeba by zrobić, aby je wyeksploatować. Gdyby intensywność odwiertów była zbliżona do tej, jaką mamy na Marcellus Shale w Pensylwanii, byłoby to co najmniej kilkaset tysięcy odwiertów.
Zmiany klimatu – czy gaz łupkowy jest na pewno dobrym „paliwem pomostowym”?
Ponieważ gaz naturalny jest paliwem czystszym od węgla i podczas spalania wydziela mniej gazów cieplarnianych, miałby on być „paliwem pomostowym” w przejściu od węgla do energii odnawialnych, doprowadzając w szybkim czasie do znacznej obniżki emisji CO2, jako jeden z instrumentów zapobiegania zmianom klimatu.
Jednakże niektórzy uczeni wykazują, że gaz łupkowy to „pomost donikąd”, ze względu na ulatnianie się dużej ilości metanu. Wątpliwe jest czy narzucony w USA od 2015 roku wymóg stosowania na głowicy odwiertu technologii „green completion” (zielonego spalania) w pełni zniweluje ten efekt. W Polsce w każdym razie nikt o potrzebie stosowania takiej technologii nawet nie wspomina ‒ z lęku, iż mogło by to „zrazić inwestorów”.
Przyroda ofiarą ludzkiej pogoni za energią i zyskiem
Odwierty w pobliżu domostw budzą uzasadnione protesty mieszkańców, szczególnie gdy jeden sąsiad oddaje swoją ziemię w leasing i czerpie z tego zyski finansowe (czasem znaczące), a na jego ziemi, pod nosem drugiego sąsiada, powstaje odwiert, stwarzający poważne niedogodności: hałas wiertni, hałas i pył spowodowany intensywnym ruchem ciężarówek, śliskie niebezpieczne drogi z powodu rozpryskiwanych na drogach ścieków poprodukcyjnych, jaskrawe intensywne światło (dzień i noc) z powodu palącej się „flary” i oświetlenia wiertni. Odwierty stwarzają też z czasem zagrożenie dla zdrowia sąsiadujących ludzi, z powodu zanieczyszczonego powietrza i wody.
Dlatego dynamicznie rozwija się wydobycie w lasach i na oddalonych od domostw polach, kosztem ekosystemów i dzikiej przyrody. Wobec nacisku władz wspierających przemysł wydobywczy, podległe im władze lasów publicznych i stref przyrodniczo-chronionych mają niewielkie pole manewru, aby oprzeć się presji potężnych i wpływowych korporacji wydobywczych. A mieszkańcy trudno mobilizują się w ochronie zagrożonej przyrody. Raczej oddychają z ulgą, że odwierty są oddalone od ich własnego podwórka, nie zdając sobie sprawy, że to tylko odroczony na krótko wyrok.
Tempo i rozmiar przekształceń, zniszczenia dziedzictwa przyrodniczego, spadek atrakcyjności regionu, upadek turystyki i spadek wartości nieruchomości zaskakują wszystkich.
Bardzo szybko powstają bowiem rozsiane po lasach pola wydobywcze, na każdym polu od pięciu do dziewięciu odwiertów. Do nich zostają doprowadzone naziemne lub podziemne gazociągi. Aby płynął przez nie gaz, powstają potężne instalacje stacji kompresji. Dla zapewnienia wody do szczelinowania hydraulicznego buduje się sztuczne zbiorniki i pojemniki na wodę oraz sieć podziemnych lub naziemnych wodociągów, a jeżeli przepisy tego nie zabraniają, powstają również otwarte baseny na toksyczne płyny zwrotne.
Wycina się miliony drzew, co ma wszechstronne, bardzo głębokie konsekwencje, prowadzi do erozji gleby i spływu do rzek osadów i topniejących wód, powodując powodzie. Masowe przecinki na szosy dojazdowe, gazociągi i wodociągi oraz pola wydobywcze wpływają ponadto na przyrodę – do przerzedzonego lasu dostają się gatunki, które uprzednio pozostawały na obrzeżach, gatunki płochliwe, potrzebujące ciszy i spokoju przemieszczają się w głąb lasu lub giną.
Z dokumentu „Shale-Gas Monitoring Report” opracowanego przez Departament Konserwacji i Zasobów Naturalnych Pensylwanii wynika, że leśnicy borykają się jeszcze z innym problemem: inwazją obcych gatunków. Maszyny i pojazdy używane do budowy dróg, wiertni i innych instalacji wędrują między regionami, tak jak używane do utwardzania i izolacji kamienie i żwiry. Wraz z nimi „wędrują” rośliny, insekty i mikroby, które bardzo szybko rozwijają się wzdłuż przecinek na szosy i gazociągi, atakując następnie dalsze części lasu. W lasach Pensylwanii, tam gdzie rozwinął się przemysł gazowy, leśnicy z wielkim trudem i dużym nakładem kosztów i chemii walczą z 88 obcymi inwazyjnymi gatunkami, na wielkich przestrzeniach. Co prawda przed rozwojem wydobycia gazu łupkowego również pojawiały się inwazje obcych gatunków, ale teraz skala zjawiska i zaburzenia ekosystemów są nieporównywalnie większe.
Te lekcje powinny służyć wszystkim krajom: odwierty powinny być całkowicie zakazane w strefach przyrodniczo chronionych.
A jednak bardzo trudno jest aktywistom ekologicznym i mieszkańcom zagrożonych terenów dotrzeć do świadomości decydentów politycznych i mainstreamowych mediów. W Polsce lasy i obszary przyrodniczo chronione są coraz bardziej zagrożone. Najbardziej sztandarowym przykładem jest Roztocze, jeden z najpiękniejszych i najbogatszych przyrodniczo regionów Polski, który po wielu wysiłkach i wydanych na dokumentację środkach powinien otrzymać w tym roku status rezerwatu biosfery UNESCO. Inicjatywę podjęło parę lat temu Ministerstwo Środowiska, dziś to samo ministerstwo chce przekształcić piękne leśno-rolniczo-turystyczne Roztocze w rejon górniczy wydobycia gazu łupkowego.
Najwartościowszy zasób naturalny Ziemi to woda
Wszyscy wiemy, że najważniejszym zasobem potrzebnym do życia jest woda. Aby się nadawała do spożycia i nie powodowała groźnych chorób, woda musi być poza tym czysta. Wydobycie gazu łupkowego na wielką skalę jest zagrożeniem dla zasobów wody, gdyż do jednego zabiegu szczelinowania hydraulicznego potrzeba ok. 20 tys. m3 wody, czyli w polskich warunkach 1000 cystern. A złoże trzeba stymulować wielokrotnie, używa się do tego mieszanki wody, piasku i wielu różnych chemikaliów.
Niby jest ich procentowo niewiele, bo od 0,5% do 2,5%, ale jest ich wystarczająco dużo, aby wracający płyn szczelinujący był silnie toksycznym odpadem lub ściekiem, niemożliwym do doprowadzenia do stanu wody pitnej. W Pensylwanii podczyszczony płyn używa się do ponownego szczelinowania, ale też polewa się nim drogi leśne, aby je chronić przed kurzem, od czego drogi stają się śliskie i niebezpieczne, a opary zatruwają powietrze.
W regionach masowej produkcji gazu zużywa się gigantyczne ilości wody. Przed każdym polem wiertniczym, których wiele obejrzeliśmy w Pensylwanii, stoi tablica informująca, kto dostarcza na odwiert wodę i na jak duży pobór wody ze środowiska ma pozwolenie. Wielkości wahają się od 1,8 do 4,5 miliona galonów dziennie (1 galon am. = ok. 3,785 litrów). Aby ograniczyć transport wody cysternami, buduje się wkopane w ziemię wodociągi, sztuczne jeziora i metalowe zbiorniki, wyłącznie na potrzeby przemysłu wydobywczego.
W procesie wydobycia gazu łupkowego dochodzi do zanieczyszczenia wód pitnych.
W Pensylwanii w październiku 2014 r. były zarejestrowane 234 przypadki zanieczyszczenia wody, o czym poinformował nas przedstawiciel Departamentu ds. Ochrony Środowiska, pan Kurt Klapkowski. Mimo to w Polsce, na oficjalnych konferencjach, publiczność regularnie dowiaduje się od wszechobecnego „geologa łupkowego” pana Pawła Poprawy, że „w USA nie odnotowano do tej pory ani jednego udokumentowanego przypadku zanieczyszczenia wody z powodu wydobycia gazu łupkowego; był co prawda jeden przypadek w stanie Wyoming, ale tam były bardzo specyficzne warunki geologiczne…”. A zanieczyszczenia są, jest ich bardzo wiele i są powszechnie komunikowane. Ludzie mieszkający w okolicach odwiertów mają czasem w wodzie płynącej z kranu gaz lub smak i zapach węglowodorów. Rzeki i strumienie potrafią być zatrute wraz z żyjącymi w nich rybami i innymi gatunkami, stawy i jeziora również.
Mimo to w Polsce wydaje się zezwolenia na odwierty poszukiwawcze tam, gdzie w przestrzeni pomiędzy wiertnią a złożem łupkowym leżą Główne Zbiorniki Wód Podziemnych. Nawet gdy są to ogromne zbiorniki wyjątkowo czystej wody, jak to ma miejsce na Roztoczu, leżącym na ogromnym GZWP nr 407, który powinien podlegać ścisłej ochronie. A wciąż nie podlega.
A przecież już samo przewiercenie się przez zbiornik wody zanieczyszcza go, gdyż płuczka wiertnicza zawierająca chemikalia musi wejść w kontakt z wodą zbiornika. Potem odwiert jest ocementowany i orurowany na poziomie wód podziemnych, jednakże, jak nam zwracał uwagę szef wiertni Ron Kaler, z którym długo rozmawialiśmy w Pensylwanii, trzeba bardzo uważać na jakość cementu i wyprofilowanie odwiertu. „To firma Halliburton, która potem szczelinuje, dostarcza nam gotowy cement, ale proponuje nam najpierw dokładny jego skład i uzgadniamy go razem”, powiedział. Dowiedzieliśmy się też, że na odwiercie jest niezależny kontroler wynajęty przez głównego inwestora PGE (Pennsylvania General Energy), który wraz z ekspertem PGE obserwuje wiercenie, a potem przeprowadza weryfikację odwiertu.
Odwiert i cementowanie to delikatna operacja, warunki za każdym razem są inne i łatwo o błąd.
Z raportu firmy Schlumberger wynika, że szczelność odwiertów nie wytrzymuje próby czasu i o ile w trakcie odwiertów dochodzi do ok. 5% incydentów z powodu błędów ocementowania, o tyle po 20-30 latach już ok. 60% odwiertów jest nieszczelnych wskutek korozji rur i starzenia się cementu.
Jak wielkie będą długofalowe szkody z tego powodu i koszty ich eliminacji, nikt nie potrafi dziś powiedzieć. Już dziś mamy do czynienia z porzucaniem wyeksploatowanych pól produkcyjnych gazu łupkowego, ze względu na spadki cen gazu na rynku i związanej z tym zbyt niskiej rentowności wydobycia dla małych firm, które plajtują. W Pensylwanii, mimo że władze stanowe wciąż nie poradziły sobie do końca z degradacją środowiska po dekadach wydobycia węgla, teraz bezkrytycznie wspierają łupkowy biznes.
Zagrożona demokracja
To wszystko dzieje się kosztem społeczności lokalnych i mieszkańców. W USA, gdzie właściciel gruntu jest właścicielem minerałów zalegających pod ziemią, łatwo było firmom znaleźć chętnych do oddania w leasing swoich ziem w zamian za wysokie wynagrodzenia i udziały w zyskach z wydobytego gazu. Profesjonalny negocjator bez trudu potrafi zjednać i przekonać właścicieli, i tylko nieliczni, najbardziej uświadomieni potrafią się oprzeć. Umowy są tak formułowane, aby właściciele gruntu nie mogli ich zerwać ani ujawnić, dlatego konflikty wewnątrz społeczności, a nawet rodzin są na porządku dziennym.
Do tego dochodzi ryzyko korupcji, konflikty interesów, kupione media i poddane presji „Big Oil” władze lokalne i stanowe. Jak nam powiedziała w stanie Nowy Jork jedna z lokalnych aktywistek anty-łupkowych: „Łupki w ciągu zaledwie dekady zabiły w Ameryce demokrację”.
W Polsce, mimo manipulacji informacją (np. przedstawiającą gaz łupkowy jako „energię odnawialną” na dofinansowanych przez NFOŚiGW warsztatach i szkoleniach) i braku otwartej debaty publicznej, jak dotąd udało się uniknąć aktów przemocy i aresztowań w stosunku do osób zwalczających rozwój tego przemysłu. Ale atak na demokrację rośnie, gdyż wobec wycofywania się z Polski zagranicznych inwestorów łupkowych rząd postanowił rozwinąć czerwony dywan przed inwestorami w wydobycie węglowodorów kosztem własnych obywateli. W tym celu Minister Skarbu Państwa opracował specjalną ustawę, tzw. „specustawę węglowodorową”, która ma trafić do Sejmu jeszcze w pierwszym kwartale 2015 r.
Specustawa węglowodorowa wyłącza poszukiwanie, rozpoznawanie, wydobywanie i transport węglowodorów spod większości regulacji prawnych i łamie wszystkie zdobycze demokracji.
Ustawa ta oddaje pełną władzę rządowi i wojewodom (czyli regionalnym przedstawicielom państwa), odbierając jakiekolwiek prawo głosu obywatelom, samorządom lokalnym, a nawet organom państwa i instytucjom państwowym w zakresie ich kompetencji.
Jeżeli ustawa wejdzie w życie, wiercić będzie można praktycznie wszędzie, procedury będą tak skrócone, że de facto ocena oddziaływania na środowisko przestanie być elementem procedury, konsultacje społeczne znikną, a organizacje ekologiczne stracą uprawnienia do uczestnictwa w postępowaniach administracyjnych. Minister Zdrowia straci prawo ochrony przed ekspansją przemysłu wydobywczego w uzdrowiskach, dyrektorzy parków narodowych w parkach, dyrekcja Lasów Państwowych w lasach, konserwatorzy zabytków w miejscach stanowiących narodowe dziedzictwo historyczne.
Jednoosobowa decyzyjność wojewodów, sprzeczna z zasadami demokracji, stworzy pole do korupcji, konfliktu interesów i nadużywania władzy.
Ustawa ta przypomina Artykuł 13 z Pensylwanii, wyjmujący odwierty spod przepisów zagospodarowania przestrzennego, w związku z czym w zastraszającym tempie rozprzestrzeniły się odwierty na terenach oznaczonych w lokalnych planach zagospodarowania przestrzennego jako przyrodnicze, rolnicze czy mieszkalne. Pomimo pozbawienia przepisu mocy przez Sąd Najwyższy, nikt tych odwiertów nie zlikwidował i nadal są źródłem konfliktów lokalnych i przedmiotem bitew sądowniczych lokalnych aktywistów.
Ze względu na import gazu z Rosji, w Polsce dla promocji wydobycia gazu łupkowego wykorzystuje się sytuację geopolityczną, konflikt rosyjsko-ukraiński i historyczną niechęć do Rosji. Aby zdyskredytować ruch antyłupkowy, oskarża się aktywistów, że są wspierani przez Rosję i Gazprom, czego nigdy nikomu nie udowodniono. Dziwne dlaczego nie głosi się „zdrady interesów narodowych” wobec zwolenników autostrad i rozwoju motoryzacji, mimo, że importujemy z Rosji 97% używanej ropy, znacznie więcej niż gazu, a ropa stanowi 25% w bilansie zużywanej energii, znacznie więcej niż gaz.
W USA aktywiści i zdrowy rozsądek zwyciężają w niektórych stanach: dzięki ogromnej aktywności mieszkańców i samorządów lokalnych, w stanie Nowy York w grudniu 2014 r. gubernator Andrew Cuomo podjął decyzję o całkowitym zakazie „frackingu”, w miejsce obowiązującego od dwóch lat moratorium.
Konkluzja: potrzebny „okrągły stół energetyczny” i moratorium
Decyzja gubernatora Cuomo oparła się na dwóch przesłankach: po pierwsze na braku dowodów na to, iż istnieją regulacje i system kontroli wydobycia gazu łupkowego, które mogłyby zagwarantować bezpieczeństwo dla ludzi i środowiska, po drugie na możliwych zagrożeniach tej technologii dla klimatu.
Aby uratować przyszłe pokolenia od katastrofy klimatycznej, profesor Anthony Ingraffea z Cornell University zaleca jak najszybsze odchodzenie ludzkości od paliw kopalnych, przechodzenie na gospodarkę niskoenergetyczną i niskoemisyjną i przeznaczenie środków wydawanych dziś na wydobywanie węglowodorów na badania i rozwój budownictwa niskoenergetycznego i energii ze źródeł odnawialnych.
Być może Polacy zaczynają to rozumieć: z sondażu wynika, że 70% Polaków wspiera energie odnawialne, a tylko mniej niż 20% widzi przyszłość w paliwach kopalnych. Dlatego potrzebny jest nam prawdziwy „okrągły stół energetyczny”, przy którym usiądą władze, eksperci, związki zawodowe, samorządy i organizacje ekologiczne i społeczne. Potrzebna jest otwarta i uczciwa debata publiczna o energii, w tym o wydobyciu gazu z łupków i innych węglowodorów niekonwencjonalnych. Być może doprowadziłaby ona – jak w stanie New York – do zakazu szczelinowania hydraulicznego.
Warto podpisać petycję wzywającą do wprowadzenia w Polsce moratorium na poszukiwanie i wydobycie gazu łupkowego, do czasu przeprowadzenia rzetelnych konsultacji społecznych. Wystarczy wejść w tym celu na stronę ObywateleKontroluja.pl.
Przeczytaj także: Gaz łupkowy: 3 pytania do naukowców
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.