Kilka słów o strasznym barszczu
Barszcz Sosnowskiego – ta nazwa pojawia się w mediach co najmniej kilka razy w roku, najczęściej latem. Zwykle chodzi o oparzenia i niebezpieczeństwo, jakie niesie kontakt z barszczem. Co to właściwie za roślina, skąd się wzięła, na czym polega niebezpieczeństwo, jak rozwiązać problem?
Barszcz Sosnowskiego (Heracleum sosnowskyi), zwany też barszczem kaukaskim, wygląda trochę jak z kosmosu i robi wrażenie. Białe, rozłożyste baldachy dorastają na wysokość nawet 5 metrów, zwykle 2-3 metry. Łodygi to grube rury o średnicy do 10 cm. Liście o długości nawet do 3 metrów tworzą bujne, gęste zarośla. Lubi miejsca żyzne i ciepłe, brzegi strumieni, wąwozy, skarpy. Najczęściej rośnie w pobliżu byłych PGRów, gdzie ze względu na szybki przyrost masy i niewielkie wymagania był uprawiany jako roślina pastewna. Dla polskiej flory jest rośliną obcą, pochodzi – jak wskazuje nazwa – z Kaukazu. Obecnie nie jest już hodowany, jednak zdziczałe rośliny wciąż spotyka się na terenie całego kraju, szczególnie licznie w Beskidach. Zalicza się go do roślin ekspansywnych.
Czy rzeczywiście jest niebezpieczny? Jeśli w chłodny, pochmurny dzień dotkniemy liścia czy łodygi, nic nam się nie stanie. Barszcz Sosnowskiego ma właściwości fototoksyczne – oznacza to, że parzące właściwości wydzielanych przez niego furanokumaryn uaktywniają się pod wpływem słońca. Najczęściej „ofiarami” padają ludzie zbierający paszę dla zwierząt lub dzieciaki bawiące się w słoneczny dzień wśród wielkich, atrakcyjnych liści, świetnych na kryjówkę czy labirynt. Barszcz jest o tyle „zdradliwy”, że przy kontakcie z rośliną często nie czuje się nic (jak to ma miejsce np. w przypadku pokrzywy). Jeśli jednak toksyczne substancje znajdą się na skórze, która następnie będzie przez jakiś czas eksponowana na słońce, poważne, głębokie oparzenie gotowe. Jeszcze gorzej, jeśli sok z barszczu dostanie się do oka, w okolice warg lub błon śluzowych.
Barszcz Sosnowskiego jest zagrożeniem nie tylko dla ludzi, ale również dla cennych przyrodniczo ekosystemów, chronionych prawem polskim i europejskim, jak murawy kserotermiczne, łąki świeże oraz ziołorośla górskie. W cieniu wielkich liści rozwija się niewiele roślin, ekspansywny barszcz wypiera inne gatunki, tworząc w miejscu łąk i muraw zwarte, wysokie zarośla.
Do tej pory nie wypracowano w Polsce rozwiązań umożliwiających kompleksowe zwalczanie ekspansywnych, obcych gatunków roślin, stanowiących zagrożenie dla ludzi i przyrody. Obowiązek ten spoczywa na gminach, które zwykle nie mają wiedzy ani środków, żeby zająć się problemem, dlatego coraz częściej zajmują się nim organizacje społeczne. W malowniczej gminie Santok koło Gorzowa Wielkopolskiego, położonej na stokach doliny Warty i Noteci, wyjątkowo zarośniętej barszczem, powstała w ostatnich latach fundacja „Palący Problem – Heracleum”, zajmująca się nie tylko edukowaniem władz i społeczeństwa na temat tej rośliny, ale także opracowywaniem i wypróbowywaniem skutecznych metod jej zwalczania. Fundacja wykonała m.in. dokładną inwentaryzację wraz z mapą rozmieszczenia barszczu w gminie. Na razie najskuteczniejszą metodą walki z „palącym problemem” wydaje się regularne wykaszanie, a także smarowanie odrostów tzw. mazakiem herbicydowym. W okolicach Santoka robią to sami mieszkańcy w obrębie swoich posesji czy łąk, jednak barszcz nie respektuje szczególnie granic działek i jako roślina ekspansywna łatwo przenosi się między nimi. Dlatego potrzebne są programy kompleksowe, obejmujące co najmniej całą gminę.
Oprócz barszczu kaukaskiego w Polsce rośnie też rodzimy, dużo mniejszy barszcz pospolity. Występuje głównie na łąkach. To właśnie od niego pochodzi nazwa zupy, niegdyś nie mającej nic wspólnego z burakami. Barszcz pospolity był jedną z podstawowych roślin jedzonych przez Słowian – ugotowany jest bardzo smaczny, lekko marchewkowy w smaku. Ponieważ również zawiera niewielkie ilości furanokumaryn, podobno może powodować u wrażliwych osób podrażnienia i wysypkę – w większych ilościach lepiej zbierać go w rękawiczkach.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.