ISSN 2657-9596

Wędrujemy po wsi

Monika Kostera , Julia Witeńska
02/12/2024

Monika Kostera i Julia Witeńska: Dwugłos o wędrowaniu.

M: Jest takie piękne stare wiejskie słówko: powsinoga. Bardzo dobrze oddaje to, jak często się czuję – ktoś, kto zbyt długo nie wysiedzi w domu, kogo ciągnie „w pola”, czyli wcale nie koniecznie „dokądś”, „w jakimś celu”. Taki wiejski włóczykij. Ciągnie mnie „w miasto”, ale też ciągnie mnie „w pola”. Ta druga mania nadaje się raczej do bardziej systematycznego pielęgnowania w weekendy i w wakacje – bo dojazd z miasta nie jest zawsze prosty. Ale czasami po prostu muszę – szczególnie na wiosnę i jesienią, pola to moje rodzinne korzenie, pokolenia rolniczek i rolników. Widok kiełkującego zboża sprawia, że czuję się częścią jakiejś sensownej części świata. I uwielbiam zapach ziemi wiosną i jesienią, poza sezonem intensywnego nawożenia – wtedy wolę wąchać bzy miejskie.

A Ty – lubisz łazić po polach?

J: Powsinoga to wspaniałe słowo! Ja nie jestem z rodziny rolniczej i moim naturalnym środowiskiem jest miasto. Pamiętam, że kiedy byłam dzieckiem chyba pojechałam raz czy dwa na wieś i nie czułam się tam najlepiej – wszystko było dla mnie bardzo obce i nieuporządkowane, niesamowicie intensywne, ale to inna niż miejska intensywność. Myślę, że bałam się wtedy wsi.

W te wakacje miałam kilka okazji, żeby poszwendać się po polach i odkrywam to na nowo. Czuję, że jest w tym coś świetnego. Kolejna kwestia jest taka, że ze znajomymi często rozmawiamy o porzuceniu miejskiej rutyny, pracy żeby przeprowadzić się w pola i “mieć spokój”. Możliwe, że właśnie na wsi jest coś o czym marzymy, albo tęsknimy…?

M: No nie, moim naturalnym środowiskiem też jest miasto. Rolnicy zaczynają mi się kilka pokoleń wstecz. Moje poczucie więzi z wsią i polami jest typowo miastowe – przynajmniej tak mówiono w latach 1970, że miastowego ciągnie na wieś tyle, że nie jak wilka do lasu ale raczej jak psa do lasu. W lesie pies czuje się wilkiem – dopóki, rzecz jasna, nie pojawią się ślady prawdziwych wilków. Więc tak, dokładnie tak jak mówisz – na wsi jest coś o czym marzymy. Dla mnie to jest taka świadomość bycia w środku żywego kontekstu, ale gdzie człowiek jest względnie współpracującą z nim częścią. Pola są czymś takim – rolnik sieje zboże, zboże kiełkuje, rośnie, dojrzewa. Z tego zboża będzie chleb dla ludzi, ale tymczasem jest wielkie pole zieleni z owadami, ptakami, chwastami. Może to właśnie jest ten wyobrażony spokój – te przestrzenie zieleni.

Z drugiej strony, uwielbiam wiejskie ogródki przy domach, niemiejskie kwiatki, bardziej kolorowe, często niemodne (to dla mnie przerażające, że miasta mają swoje mody nawet na rośliny). Trawa krzywo strzyżona, w krzakach porzucone piłki w ciapki, miska dla psa na ścieżce. Te ogródki mniej się przebierają za coś, są bardziej na luzie. Może to właśnie jest ten spokój?

A Ty, czym dla Ciebie jest wiejski spokój?

J: Wiejski spokój jest dla mnie teraz – niestety – przede wszystkim fantazją. Pomimo tego, że naprawdę kocham miasta, to doświadczam coraz mocniej tego jak bardzo są męczące. Mieszkając w Warszawie zanieczyszczenie światłem i dźwiękiem bywa nokautujące. Po latach dochodzę do wniosku, że odpoczynek w stolicy potrafi być wyzwaniem. Na szali dostępności do pracy, kultury, “możliwości” po drugiej stronie leży się po prostu spokój. W Warszawie w środku nocy w moim pokoju jest “jasno”, a od samego rana głośno. Po wyjściu z domu można zmęczyć się samą podróżą do pracy, zanim się jeszcze do niej dotrze. Kiedy wieczorem gasisz światło na wsi najczęściej nie widzisz i nie słyszysz nic, bo jest ciemno i cicho. Poranki też wydają się bardziej łaskawe pod względem bogactwa bodźców. No i dostęp do pól, lasów, czasami jezior… Z drugiej strony nie wiem czy takie życie tak naprawdę byłoby dla mnie. Dużo o tym myślę.

Chciałabyś porzucić miasto na rzecz wsi?

M: Za nic w świecie! Miasto jest moi kokonem. Mogę się w nim męczyć, mogę go przeklinać za ohydne parkingi, psychopatyczne rządy deweloperów, śmieci z plastiku walające się na skwerku – ale miasto to mój ekosystem. Może dlatego aż tak bardzo serdecznie życzę neolibowej polityce miejskiej rychłego zapadnięcia się w otchłań nicości. Nawet Lucyfera mi żal na neolibskie porządki – ta grabież wszystkiego co wspólne, drobnomieszczańskie roślinki pod linijkę (rośliny z zasady nie są drobnomieszczańskie! – pewnie dlatego te skwerki i doniczki są tak mało trwałe), pełne finansowego blasku wieżowce – namioty ze stali i szkła, w których nikt nie czuje się jak w domu z wyjątkiem „pieniążków” dla których są tak naprawdę budowane. Ta jadowita nędza ducha powszechna w neolibowych miastach na razie nie włazi zbyt często do wsi. Wieś nadal jest zasadniczo wolna od tej estetyki, która nie jest nawet anty-estetyką, tylko dez-estetyką, jakiś zaprzeczeniem chęci życia. Więc oczywiście wbijam na wieś odpocząć, jak miasto mi da poważnie w kość. Zatrzymujemy się u rolnika, który razem z córeczką zbiera jabłka i produkuje sok. Nie ma telewizora, a komórka nie ma zasięgu. Dojrzewają pomidory i inne sympatyczne roślinki. Rolniczka piecze wielkie pachnące chleby z chrupiącą skórką. Pożyczamy od gospodarzy rowery i jedziemy w pola. Nasze płuca przypominają sobie na czym polega przyjemność z oddychania.

J: W takim razie chyba mamy podobnie – w mieście bywa ciężko, ale jednak jest dla nas dobrze znanym kokonem. Zgadzam się także z tym jak widzisz estetykę (dez-estetykę) miast. Wieś, chociaż jest spokojniejsza to rzeczywiście w jakiś inny sposób bardziej żywa, niż „tętniące życiem” metropolie. I tak jak mówisz – małe społeczności, bycie poza zasięgiem, natura i zdrowe jedzenie to coś o czym marzy coraz więcej osób, aż do tego stopnia, że ostatnio powstał (popularny!) termin judytowania – praktyki łączenia się z naturą, szukania i poznawania siebie. Słowo nawiązuje do Judyty z filmu „Nigdy w życiu”, w którym bohaterka Judyta opuszcza miasto, buduje dom pod Warszawą i zmienia kierunek swojego życia. Jeśli kolektywne judytowanie nie zazieleni miejskiej betonozy, to ja już nie wiem co.

W te wakacje odwiedziłam dwie polskie wsie z bliskimi mi osobami i muszę przyznać, że rzeczywiście takie otoczenie skłania do wykreowania alternatywnego przeżywania dni – spacerowania, drzemkowania, siedzenia na ganku, pływania w jeziorze (!), grania w planszówki i wspólnego przesiadywania na stogu siana. Coś świetnego, z chęcią bym tam wróciła.

Ja nie odwiedziłam niestety zbyt wielu wsi, ale wiem, że Ty dużo wędrujesz – masz jakieś ulubione, szczególnie dla Ciebie ważne miejsce?

M: O, nie znałam tego filmu – brzmi jak coś co bardzo chcę zobaczyć! W Szwecji ludzie namiętnie judytują na północ, począwszy od „troszkę na północ od Sztokholmu” po „full Lapland experience”. Mam znajomych we wszystkich tych kategoriach. Ale też sporo spośród nich mówi o tym, jak bardzo trzeba zazieleniać wielkie miasta i wywalać samochody, a przede wszystkim ciężarówki, poza obszary powietrza, którymi ktoś oddycha. Przynajmniej tam chyba działa bo jakieś postępy w tym programie są, nawet widoczne gołym okiem.

Moja ulubiona wieś znajduje się w Polsce, pod Łowiczem – pochodzi stamtąd część mojej rodziny i mieszka tam przyjaciółka malarka, którą czasem odwiedzam. Uwielbiam zapach ziemi w tej części świata, kolor światła filtrowanego przez drzewa w lesie. Moim największym wiejskim przeżyciem było, gdy Karolina – tak nazywa się przyjaciółka – zaprowadziła mnie w środek lasu, gdzie są jakieś zapomniane ule, a dalej po prostu kawałek łąki, gdzie obie usiadłyśmy w trawie i czułyśmy się naprawdę dobrze. Bez medytacji, bez opróżnienia umysłu – bez niczego, tak na żywca dobrze, że aż nie wiadomo jak to opisać.

Ty miewasz takie momenty wiejskie?

J: Bardzo, bardzo rzadko. Naturalnie kompensuję sobie ten niedobór parkami i lasami. Ostatnio byłam z moją przyjaciółką w Puszczy Kampinoskiej i było świetnie – drzewa, mech i w sumie to by było na tyle. Fantastyczna wycieczka. Poza tym czasami wyjeżdżam kolejką do podwarszawskich sympatycznych mieścinek i tam też można poszwendać się po lesie albo popływać w rzece, ale zdecydowanie nie jest to to samo uczucie, co bycie na wsi.

To chyba pora na full Lapland experience.


 

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.

Discover more from Zielone Wiadomości

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading