Rozwidlenie dróg
Francuskie słowo bifurquer oznacza zmienić drogę lub tor, drogi, które się rozwidlają, rozstaje. Gdy byłam mała babcia opowiadała mi bajki, gdzie na rozstajach dróg krył się diabeł i dokuczał ludziom, którzy wybierali się dokądś, albo próbowali wrócić do domu. Ale czasami te diabelskie dowcipy nie były złe – w łowickich bajkach diabeł, a właściwie diaboł, jest raczej tricksterem niż złoczyńcą. Bywało, że dzięki zawirowaniom, które sprawiał, człowiek znajdował przygodę, która bywała interesująca, pouczająca, budująca. Często w bajce chodziło o to, by wybrać właściwą drogę – tę mniej uczęszczaną.
Podobnie bywa w życiu bardzo złożonych systemów. Punkt przełomowy może oznaczać ich koniec, ale może też sprawić, że nastąpi przemiana, pojawi się całkiem nowa jakość. W języku podejścia systemowego, bifurkacja systemu dynamicznego to jakościowa zmiana jego dynamiki wywołana różnymi parametrami. System przestaje rozwijać się zgodnie z dotychczasową logiką. Zasadnicze zmiany w złożonych systemach następują skokowo, jakby nagle – lecz po tym, jak miały już miejsce wydają się nieuchronne lub przynajmniej dobrze zapowiadane przez wcześniejsze ciągi zdarzeń.
Jednak systemy społeczne nie są automatycznie sterowane, istnieje też element wyboru, sprawczość. Gdy pojawia się rozwidlenie, trzeba wybrać właściwą drogę. Pisze o tym francuski socjolog Edgar Morin, w swojej książce Changeons de voie: Les leçons du coronavirus, czyli Zmieńmy ścieżkę: Lekcje koronawirusa. Ludzkość została dotknięta pandemią jako całość gatunku i cywilizacji, od jednostki do państwa. Ten wszechogarniający kryzys jest momentem, gdy możemy spróbować zobaczyć alternatywę wobec naszego stylu życia i całości polityczno-ekonomiczno-społecznego systemu, w którym żyjemy i który na ogół przyjmujemy jako oczywistość. Ten kryzys może zapoczątkować głęboką jakościową zmianę w społeczeństwie, ponieważ umożliwia zobaczenie, co nie działa i refleksję nad tym, co chcielibyśmy zmienić. Morin proponuje zmianę drogi, a nie rewolucję – jego zdaniem rewolucje często powodowały ucisk sprzeczny z ich misją emancypacji. Nowa droga może emancypację umożliwić przy jednoczesnym poszanowaniu naszej wspólnej planety. Powinna być drogą syntezy dotychczasowych doświadczeń, łączyć globalizację i de-globalizację, silne struktury i instytucje społeczne z demokracją uczestniczącą, wzrost i post-wzrost. Nowa ścieżka pokazuje możliwość komplementarności, tak jak w przyrodzie, gdzie symbioza i różnorodność umożliwia rozwój biotopów, powstanie ekologicznej równowagi. By wybrać tę nową drogę, musimy wykazać się rozważnością i odwagą jednocześnie.
Ostatnia książka francuskiego filozofa Bernarda Stieglera (pisana wraz z kolektywem Internation), Bifurquer: Il n’y a pas d’alternative, czyli Bifurkacja: Nie ma alternatywy. Książka przedstawia radykalną zmianę dla świata – taką, która umożliwi nam zbiorowo odpowiedzieć na główne kryzysy ekologiczne, zdrowotne, społeczne i psychologiczne. Podobnie jak Morin, autorzy proponują połączenie pozornie rozbieżnych kierunków działania w postaci syntezy, jednak z wyraźnie odmienną własną dynamiką. Musimy zmienić model gospodarczy na sprzyjający życiu na Ziemi i zapobiegać procesom intensywnej entropii, zarządzać z uwzględnieniem lokalności i geograficznego kontekstu, który Francuzi nazywają terroir. Musimy przewartościować nasze podejście do pracy, umożliwić pracownikom większą autonomię i doskonalenie swoich umiejętności. Należy oddzielić obszary takie jak badania naukowe od interesów prywatnych, tak by służyły zbiorowościom i środowisku. Właśnie teraz jest ten jedyny, wyjątkowy moment do zmiany – rozwidlenie dróg pojawia się realnie jako efekt uboczny lockdownów, naszych przemyśleń i dyskusji w tym czasie, licznych naukowych i popularyzatorskich wizji i opracowań z jednej strony, a z drugiej – uporczywość i głębokość kryzysów sprawia, że ma miejsce zasadnicza nieciągłość. „Normalność” jako powrót do tego co było nie jest możliwa.
Złożone systemy do pewnego momentu rozwijają się liniowo. Można mniej więcej przewidzieć, w jakim kierunku będą podążać ich główne dynamiki. Natomiast w pewnej chwili pojawia się nowa jakość – rozwidlenie dróg. Możemy tego w ogóle nie widzieć, bo nie jesteśmy na to przygotowani. Nasz aparat poznawczy nie pozwala na dostrzeżenie takiej potencjalności, która jest odmienna od wszystkiego, co dotąd było i czego oczekiwaliśmy.
Bifurquer
Warszawa odzyskała
dostęp do morza.
W świąteczny poranek
stado mew
na tle lazurowego nieba.
Tymczasem na barykadach okien i balkonów
zatknięto chorągwie.
Nie wiem, która
strona zwycięża.
Oni sami nie wiedzą.
Podążam za miastem, które się wyłania.
Zapowiedź światła, może
latarni morskiej, która tutaj stanie.
Mój kompas który nigdy zbyt dobrze nie działał
teraz bezbłędnie wskazuje magnetyczną północ.
Od dawna wiem, że lepiej
z mądrym zgubić,
ale nigdy nie zdarzyła się dotąd
tak świetna okazja.
Znakomity tytuł książki1 Alexeia Yurchaka o upadku Związku Radzieckiego Everything was forever, until it was no more opisuje doświadczenie upadku systemu państwowego socjalizmu. Ja również doskonale pamiętam to paradoksalne doświadczenie z Polski, słowami Autora: Dla ludzi, którzy żyli w tym systemie, upadek wydawał się zarówno całkowicie niespodziewany, jak i zupełnie niezaskakujący. Teraz często pojawia się narracja jakoby wszyscy ten upadek przewidywali (co nie jest zgodne z moim doświadczeniem) i jakoby to, co przyszło potem – neoliberalna transformacja zwana terapią szokową – było nieuchronną koniecznością, opcją alternatywną dla której była katastrofa dziejowa i spadek do rangi krajów zwanych kiedyś nieładnie „trzecim światem”. A ja pamiętam wyraźnie, że alternatywa istniała i nie polegała ona na stoczeniu się przepaść. Pamiętam, bo miałam być częścią tej alternatywy, miałam poświęcić moje aktywne zawodowo życie jej budowaniu. To miał być model społecznej gospodarki rynkowej, typu skandynawskiego, z lokalnymi wariacjami, takimi jak społeczna nauka Kościoła Katolickiego. Istniały bardzo poważne postaci naukowe takie jak ekonomista Tadeusz Kowalik, historyk Karol Modzelewski, uczony zajmujący się naukami o zarządzaniu Witold Kieżun – którzy mieli dojrzałe pomysły i programy zmian systemowych biegnące w stronę społecznej gospodarki rynkowej. Były też bardzo sensowne oczekiwania, że tą drogą właśnie podążymy – bo wszak w Polsce zmianę wypracował i wywalczył ruch związków zawodowych i po prostu dla wielu z nas nie było do wyobrażenia, by perspektywa pracownicza miała został zignorowana. Wydawała się też technicznie możliwa do przeprowadzenia – jedyne sprawnie działające struktury i wartości sprzyjające procesom przemian miały swoje korzenie w ruchu związkowym. Druga strona – prywatyzatorzy – obiecała gigantyczne bogactwo po krótkim okresie kryzysu, tak zwany efekt J-curve. Obecnie nawet główny propagator tej idei, Jeffrey Sachs, nie tylko przyznaje, że ten model dramatycznie się nie sprawdził, ale wręcz wspomina, że oczekiwał, że Polacy nie zgodzą się na transformację typu neoliberalnego i będą się upierać przy jakiejś formie społecznej. Polscy architekci tego katastrofalnego eksperymentu społecznego twierdzą, że wszystko jest w porządku. Opinia publiczna koncentruje się na całkiem innych konfliktach i wygląda jakby przespała moment, gdy inna możliwość faktycznie istniała.
Uważajmy, żebyśmy teraz nie przegapili tego momentu.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.