Kochamy drzewa
Dwugłos o przyrodzie i miłości
Monika Kostera i Joanna Średnicka
M: Kocham drzewa, bo dają nam prawdziwie bezwarunkową miłość. Nie potrzebują nic, żadnego powodu, nawet więzów krwi, hormonów, żeby kochać. Wychowały mnie dwa piękne drzewa – orzech i dąb. Orzech rósł pod domem moich dziadków i stawiano pod nim mój wózek, a potem sama spędzałam pod nim całe dni. Żadne drzewo nie daje takiego światła jak orzech. Przez liście orzecha przepływa światło w kolorze czystej miłości. A dąb spotkałam, gdy byłam starsza. Rósł na górce i wychowywał mnie na dzielnego człowieka. Wchodziłam na jego gałęzie i patrzyłam bardzo daleko w dal, a on pomagał mi być wyższą i widzieć dużo. Żadnego z tych drzew dzisiaj już nie ma. Została po nich czysta miłość, bez Freuda, bez ambicji, po prostu coś, czego zawsze mogę dotknąć, kiedy jest ciemno i źle. A Ty, dlaczego kochasz drzewa?
J: No wiesz, że ja wszędzie widzę Romantyzm, więc i z miłością do drzew nie może być inaczej. Marcin Król napisał kiedyś, że nie może oprzeć się wrażeniu jaki robi na nim widok wierzby płaczącej wśród pól; też tak nam. Zawsze jak wracam do Polski ze świata, to one, wśród naszej ” fali łąk szumiących”, przypominają mi, że jestem w domu. I jarzębiny, obrastały wejście do domu w którym mieszkała babcia. Im dłużej o tym myślę, to w kwestii drzew jestem jednak ogromną tradycjonalistką. Uwielbiam te stare, lokalne gatunki, korzeniami wrośnięte głęboko, które pamiętam z dzieciństwa. Zabawne, prawda?
M: Tak, zabawne i wspaniałe! Czytam właśnie piękną książkę o Colette autorstwa Pauline Dreyfus. Tam jest dużo o roślinach, dużo o drzewach. Pisarka spędziła wśród drzew (i na drzewach) dobrą część swojego dzieciństwa. Myślałam o tym, jak niezwykle ważne są drzewa w opowieściach różnych pisarzy i poetów. Na przykład jeden z moich ulubionych, W.S. Merwin w wierszu „Native Trees”, czyli „rodzone drzewa”, pisze o tym jak w dzieciństwa pokazywał drzewa i pytał rodziców o ich imiona, ale one w ogóle nie umieli zobaczyć tego, co on im wskazywał. Czy tylko dzieci widzą drzewa naprawdę? Inny wspaniały przykład spotkania dziecka z drzewem to ostatnie sceny filmu „Himalaya” Erica Valli, gdzie mały chłopiec z tybetańskiego plemienia zamieszkującego tereny położone tak wysoko, że właściwie nic większego tam nie rośnie, po raz pierwszy spotyka drzewo i natychmiast wspina się na jego konary. Dzieci zdają się umieć odpowiadać drzewom spontanicznie, w sposób, jaki nie jest już dostępny dorosłym… Chyba, że spotykamy drzewa, które kojarzą nam się z dzieciństwem.
Czy zdarza Ci się teraz, gdy jesteś dorosła, mówić do drzewa? Ja mam tu w sąsiedztwie orzech, któremu zawsze mówię „dzień dobry”.
J: Mówić mi się chyba nie zdarza, ale słucham ich z uwagą. A dzieci i drzewa… Obserwowałam ostatnio nasze bliźniaki, mają teraz nieco ponad 4 lata, i dla nich drzewa są rzeczywiście najbardziej naturalnym miejscem do zabawy. Jak i dla psicy Zwrotki. Rozłożyste konary aż proszą by się na nie wspinać, a w upalny dzień skryć przed słońcem. No i czy jest ważniejsze zadanie człowieka niż rzucanie psu patyka, wygrzebanego ze sterty liści? Drzewa łączą gatunki i pokolenia. Gałęzie, szyszki, kasztany, kora, patyki, liście przeróżnych kształtów. Można z tego wyczarować coś wspaniałego do zabawy, co w nas dorosłych przywołuje wspomnienia z dzieciństwa i beztroskich wakacji u babci. Kto na widok kasztana nie myśli o jesiennym ludziku z nóżkami z zapałek? A propos zapałek. Zastanawiam się coraz częściej jak pogodzić tę moją coraz bardziej uświadomioną miłość do żywych drzew, z równie silną słabością do drewnianych wytworów?
M: Ja też to mam… myślę, że można – drzewa to część wspólnego dobra, o które powinniśmy nauczyć się znów dbać. Można pozyskiwać drewno w sposób, który pozwala na gospodarkę zrównoważoną, odnawialną. A drewno jest wspaniałym materiałem. Mam bardzo dużo drewnianych przedmiotów w domu. Między innymi wspaniały choć strasznie prosty wyrób z drzewa oliwkowego wytworzonych przez znaną postać, rzemieślnika z Polyrinii na Krecie. Nazywał się Giorgios Tsichlakis, był trochę stolarzem, trochę artystą i trochę filozofem. Umarł kilka tygodni temu. W tym bardzo zwykłym, domowym przedmiocie wykonanym przez niego – łopatka kuchenna – zawarta jest filozofia, rzemiosło i sztuka. I oprócz tego coś, czego w ogóle nie umiem nazwać, tekstura tego przedmiotu, coś co dzieje się w kontakcie palców ręki z gładkim drewnem. Taka radość ręki, coś jakby poczucie przynależności. Wiem, wielkie słowa do bardzo zwykłej rzeczy, ale powiedziałam, że nie wiem jak to wyrazić. A Ty, też tak masz?
J: No zdecydowanie! Radość ręki, ale i radość stopy w kontakcie z drewnianą podłogą. Uwielbiam. Lektura Poetyki Przestrzeni francuskiego filozofa Gastona Bachelarda, bardzo pomogła mi w zrozumieniu i intelektualnym przyjęciu tych dość niezwykłych doznań w kontakcie z przedmiotami z drewna. Już w samych słowach: drewniana szafa, łopatka kuchenna z drzewa oliwkowego, dębowa podłoga… jest wielowymiarowa głębia, poetyckie opowieści, które zjawiają się na samą myśl, a ożywają w fizycznym kontakcie. Weźmy szafę…”Szafa i jej półki, sekretera i jej szuflady, kufer z podwójnym dnem są – pisze Bachelard – prawdziwymi organami sekretnego życia psychicznego. Bez tych i paru innych, równie ważnych „przedmiotów” naszemu intymnemu życiu brakowałoby modelu intymności.” Myślę, że drewno tworzy tę intymność w szczególny sposób. Otoczeni bezfakturową, maszynową gładkością plastiku coraz bardziej chyba potrzebujemy chropowatych, drewnianych doznań.
M: Nic dziwnego, że kochamy drzewa…
_Drzewa_
Wzdłuż naszych dróg i domów
One wiedzą, kim jesteśmy
I skąd przybywamy
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.