Dziennik okrętowy znaleziony na tratwie. Odcinek 8: (Mikro-)polityka ostracyzmu
MOTTO
Nauka to nie są odkrycia ani wielcy, sławni ludzie, lecz bardzo złożony system powiązanych ze sobą elementów i często bardzo skomplikowanych relacji między nimi. Fala zmian i reform nauki przelewająca się od kilku leci przez świat jest falą tsunami, rozbijającą struktury właściwe dla instytucji i organizacji nauki, oferującą w zamian co najwyżej zestaw tratw. Podczas, gdy publiczność ze zgrozą i niejaką fascynacją obserwuje potworności jakie mają miejsce na tej Tratwie Meduzy, przyjrzyjmy się szczątkom okrętu.
Polska akademia opiera się na plotce. Jest jak wielki magiel, gdzie każda plotka nabiera znaczenia określającego prawdę i wartości. W tym świecie zwykli ludzie starają się przede wszystkim niczym nie wyróżniać. I tu już pojawia się pierwszy zasadniczy problem – nauka polega na wyróżnianiu się, a właściwie na wnoszeniu oryginalnego wkładu, w rygorystyczny i uporządkowany sposób.
W tym świecie działają drapieżniki. W każdym systemie będą działać, bo taka ich natura. Jednak w kulturze feudalnej przyjmują charakterystyczną postać Jagona. Zajmują się strategicznym nadawaniem plotek, tak by dosięgły właściwych uszu. Niektóre są wymyślone, nikt i tak nie sprawdza, a gdy raz się je przyjmie – koniec człowieka. Niektóre zawierają tak zwane ziarno tak zwanej prawdy. Wszyscy natychmiast pędzą tam, gdzie wskażą Jagonowie i zaczynają się ostracyzmy, marginalizacje, zorganizowane akcje wykluczenia.
Nikt nie patrzy na Jagonowy palec, ani na resztę samych Jagonów. A ci ludzie robią różne rzeczy: zajmują się grubym mobbingiem, sadystycznym, dobierają sobie służalcze dwory, poniżają regularnie innych ludzi, śpią z cudzymi mężami i żonami, tak dla sportu, śpią ze studentami – wcale nie z miłości, piją na umór – i nie jest to piękne. To, za co prześladują innych, wskazanych przez siebie, to na ogół zwykłe życie. To, co oni sami robią, jest grube. Ale to i tak nic, w porównaniu z tym, co robią nauce: plagiaty, słabe i złe badania, wprowadzanie w błąd młodszych (jest całe wielkie pokolenie polskich naukowców, które jest głęboko i święcie przekonane, że nauka polega na mierności i biurokratycznym języku, i że należy tę naukę robić – a nauka porządna i rzetelna jest nieprawidłowa i niebezpieczna), kupują i sprzedają awanse, recenzje (na ogół za władzę i dostęp do środków instytucji, np. w zamian za zobowiązania), stosują kryteria mikropolityczne, a nie naukowe przy decyzjach naukowych… and much, much more, jak mawiają bracia Anglosasi.
Pozostali milczą bo wstyd im straszliwie. Wstyd jest jednym z potężnych i dyscyplinujących uczuć społecznych. Jest potrzebny i pożyteczny, bo wytycza granice poza własnym nosem, poza ego. Używany jest przez wiele dynamik społecznych, między innymi przez dynamikę ostracyzmu.
Ostracyzm jest potężnym mechanizmem presji grupowej. Służy do eliminowania niepożądanych postaw i zachowań. Jest to mechanizm charakterystyczny dla wspólnot z silnymi zasadami oraz dla organizacji kolegialnych, które stosują go po to, by bronić się przed inwazją zewnętrznych dynamik, które mogą je zdestabilizować lub skolonizować. Polega na systematycznym marginalizowaniu osób, które łamią kluczowe zasady i zagrażają spójności – odsuwaniu ich od miejsc w strukturach, gdzie mieliby sprawczość, blokowaniu decyzyjności, minimalizowaniu i nie wykorzystywaniu efektów pracy. Te efekty osiągane są przy pomocy działań nieformalnych przez systematyczne ignorowanie, niewchodzenie w interakcje, koleżeńskie pomijanie.
W polskim środowisku naukowym ostracyzm stosowany jest często wobec osób, które popadły w niełaskę władz (formalnych lub nieformalnych) lub towarzyskich grup po to, by wykluczyć i dać przykład innym co się stanie jeśli będą się wyłamywać z systemu wzajemnych koncesji wzmacniającego władzę formalną lub nieformalną w społeczności. Mechanizm ostracyzmu nie powinien być stosowany w tym celu w akademii, jest to wręcz wbrew jego wspólnotowej roli. W starożytnej Grecji ostracyzm polegał na tym, że obywatele podejrzani o skłonność do tyranii byli poddawani wygnaniu z miasta. Niestety w patriarchalnym i „sfeudalizowanym” środowisku władza i jej kulturowe pochodne, takie jak zawiść, zazdrość, strach, staje się wewnętrzną normą. Jest to wielka patologia, z którą należy walczyć, ponieważ psuje wartości akademickie i może zagrażać dobru nauki.
Praca osoby ostracyzowanej jest minimalizowana lub wręcz staje się „niewidzialna”. Nie ma to związku z punktami, one wcale nie są tak obiektywne, jak niektórzy się spodziewali. We wszystkim co osoba ostracyzowana, robi znajdowane są błędy. Dostaje niezasłużenie krytyczne albo nawet negatywne recenzje za prace lepsze niż nagradzane prace nieostracyzowanych kolegów. Takie działania mogą poważnie utrudnić pracę. Często atakowani są też studenci (magistranci, doktoranci) tej osoby, nawet, jeśli zasługują na nagrodę. Atakowanie osób zależnych od osoby ostracyzowanej to jest wyższy, bardziej mroczny stopień tego zjawiska – niestety w polskiej akademii bardzo rozpowszechniony. Osoby, które ostracyzowana uważała za dobrych znajomych, nawet za przyjaciół, będą się od niej odwracać – niektórzy rozmawiają z nią w cztery oczy, ale już nie, jeśli pojawi się osoba trzecia. Może się też zdarzyć, że znajomi przerywają rozmowy z nią, nawet prowadzone na osobności. To są wyjątkowo trudne sytuacje.
Ostracyzm niesie straszne konsekwencje dla osób mu poddanych. Może zniszczyć człowieka. Nigdy nie zostawia osób nieporuszonymi. Gdy stosowany jest agresywnie, może wyrządzić wielkie szkody i bardzo trudno jest mu się oprzeć (być może jest to wręcz niemożliwe). Ostracyzm dlatego jest tak groźny, bo eroduje a nawet niszczy poczucie godności osobistej człowieka. Przekroczenie pewnych granic sprawia, że ludzie tracą chęć do życia, umiejętności społeczne, empatię. Te granice są różne dla różnych ludzi, ale groźba jest realna dla wszystkich, nawet najbardziej zaprawionych w boju starych dysydentów, którzy – bywa – są w stanie zobaczyć w sytuacji elementy ironiczne. Nikt nie jest odporny na ostracyzm, nawet socjopaci. Właśnie dlatego jest to mechanizm tak potężny – i tak skuteczny.
Teraz wyobraźmy sobie akademię, gdzie stosowany jest nie wobec dysydentów, tylko tak, jak w oryginalnym zamierzeniu – wobec podejrzanych o skłonność do tyranii…
———————-
Monika Kostera jest profesorem tytularnym nauk ekonomicznych i humanistycznych. Pracowała na licznych polskich, brytyjskich i szwedzkich uniwersytetach jako profesor nauk zarządzania. Zajmuje się m.in. badaniami wyobraźni organizacyjnej i organizatorskiej. Wszystkie wygłaszane tu opinie są oparte na jej doświadczeniu i nie reprezentują marki, strategii ani misji żadnej organizacji.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.