Polityczny come-back?
Za tydzień wybory parlamentarne w Irlandii. Czy Zieloni znów zasiądą w ławach tamtejszej izby niższej?
Ostatnie lata były dla irlandzkich Zielonych okresem lizania ran. Skutki decyzji o wejściu w roku 2007 do prawicowego, liberalnego ekonomicznie rządu z partią Fianna Fail oraz mniejszymi, Progresywnymi Demokratami nie były takie, jak się spodziewali. Kraj zmagać się musiał z lokalnymi skutkami globalnego kryzysu gospodarczego – pęknięciem bańki na od dawna przegrzanym rynku mieszkaniowym.
Na marginesie
Dalszy przebieg wypadków jest znany – pojawia się Trojka, rozpoczyna się polityka cięć i zaciskania pasa. Narasta gniew społeczny, który znajduje swe ujście w wyborach roku 2011. Ich wynik znacząco zmienia „zieloną wyspę”…
FF spada na trzecie miejsce, Zieloni wypadają z parlamentu, po drodze zaliczając rozłam w partii (część działaczy zakłada osobną partię – Fis Nua – która nie odnosi jednak żadnych sukcesów) i kampanię, podczas których za swój sukces wart wejścia w niewygodny układ polityczny uznawała między innymi… możliwość przewożenia rowerów w pociągach.
Odbudowa pozycji nie była sprawą łatwą. W ciągu 4 lat rządów wyborcze poparcie stopniało o ponad 60% – z 4,7 do 1,8%. Partie na lewo od centrum, którym Zieloni mogli podbierać wyborców, znacząco wzmocniły swoje poparcie.
Partia Pracy stała się drugą siłą polityczną w kraju, słupki poparcia wzrosły socjalistycznej Sinn Fein, a parlamentarną reprezentację zdołały jeszcze zdobyć 3 mniejsze formacje, będące od SF jeszcze bardziej na lewo.
Choć po wejściu w koalicję z chadekami z Fine Gael laburzyści zanotowali podobny spadek poparcia co niegdyś Zieloni (przedwyborcze sondaże wskazują, że z niegdysiejszych 19,4% poparcia może zostać 8-10), to jednak nie oznacza to, że ekopolityczkom i ekopolitykom będzie łatwo.
Bolesny proces wychodzenia z kryzysu gospodarczego wywindował notowania Sinn Fein. Bardziej centrolewicowy elektorat może z kolei zagłosować za Socjaldemokratami – nową formacją, która krytykuje alians Partii Pracy z chadekami i których sam lider Zielonych – Eamon Ryan – uznaje za programowo najbardziej podobnych do swojej partii.
Promyki nadzei
Pewne powody do optymizmu dawały za to wybory w roku 2014. W wyborach do Parlamentu Europejskiego udało im się zdobyć 4,9% głosów, a Ryan tylko minimalnie przegrał walkę o mandat europarlamentarzysty. W wyborach lokalnych z kolei udało się nieco poszerzyć liczbę zielonych radnych.
Dziś, choć sondaże ogólnokrajowe wskazują na poparcie rzędu 2-4%, to jednak ze względu na system pojedynczego głosu przechodniego (STV – w 40 okręgach w Irlandii wybiera się od 3 do 5 osób, szeregując je od najbardziej do najmniej lubianej) nie da się wykluczyć, że do parlamentu wrócą. Dotychczasowe prognozy rozkładu mandatów dawały im od 0 do 5 miejsc w 158-osobowej izbie niższej.
Ponieważ kampania wyborcza ogłoszona została na początku lutego, a wybory odbędą się już za tydzień (26-go), partie nie mają za dużo czasu, by przekonać do siebie elektorat. Zieloni mieli o tyle trudniej, że nie zostali zaproszeni do żadnej z telewizyjnych debat. W większości z nich udział wzięli reprezentanci jedynie czterech, największych formacji (Fine Gael, Partia Pracy, Fianna Fail oraz Sinn Fein), w największej dano głos siedmiu ugrupowaniom, które w momencie ogłoszenia wyborów miały co najmniej trzy mandaty parlamentarne.
Zielonych takie nastawienie irlandzkiego nadawcy publicznego siłą rzeczy nie usatysfakcjonowało. Choć skarga została odrzucona przez tamtejszego regulatora rynku medialnego, to wywołała na tyle dużo zainteresowania, że była ona czwartą najczęściej wspominaną na Twitterze formacji w trakcie „debaty siedmiostronnej”. Całkiem niezłe osiągnięcie jak na ugrupowanie, które nie brało w niej udziału…
Z czym do ludzi?
Dlaczego zdaniem Zielonych warto oddać na nich swój głos? Odpowiedzi szukać można w ich 60-stronnicowym programie wyborczym.
Najbardziej śmiałą propozycją wydaje się stworzenie Obywatelskiego Funduszu Powierniczego. Każda młoda osoba w Irlandii otrzymywałaby 5.000 euro na specjalny fundusz, z którego mogłaby pokrywać koszty swojej pracy wolontaryjnej, udziału w szkoleniach, wyjazdu na wymianę studencką czy założenia własnej firmy.
Partia domaga się również sporych zmian ustrojowych. Wśród nich: poszerzenie roli referendów, umożliwienie głosowania w wyborach już od 16. roku życia, wprowadzenie przeprowadzanych w systemie proporcjonalnym wyborów do Senatu czy regularna rewizja poziomu subwencji budżetowych dla partii politycznych pod kątem zmiany liczebności ich reprezentacji parlamentarnych (np. w wyniku secesji i utworzenia nowego ugrupowania).
Referendum w sprawie wpisania do konstytucji prawa do mieszkania, zapewnienie budowy 7.500 przystępnych cenowo mieszkań czynszowych rocznie, udział budownictwa pasywnego wśród wszystkich nowych budynkach na poziomie co najmniej 20%, ograniczenie możliwości podwyżek czynszów przez właścicieli mieszkań do poziomu 7% jego wysokości rocznie – to najważniejsze hasła z mieszkaniowej części programu.
Nie brak w nim również i tradycyjnych postulatów ekologicznych – systemu energetycznego wolnego od paliw kopalnych do roku 2050, referendum w sprawie wpisania do konstytucji prawa do wody oraz pozostania jej zasobów w publicznych rękach czy wprowadzenie dwutygodniowego wyjazdu na łono przyrody w szkołach – to tylko niektóre z postulatów, mieszczących się w tej kategorii.
W oczekiwaniu na werdykt
Nie jest niestety tak, że formacja raz skażona koniecznością „brudnych kompromisów” będzie w stanie bezproblemowo wrócić na drogę progresywnej polityki.
Widać to choćby w programie zdrowotnym, w którym z jednej strony pada (popularny w czasie tej kampanii) postulat stworzenia finansowanego bezpośrednio z podatków systemu ochrony zdrowia, wzorowanego na brytyjskim NHS, stawiającego na profilaktykę i leczenie pozaszpitalne, z drugiej zaś – postulat współpłacenia za każdą usługę medyczną w kraju, którego wydatki na zdrowie jako procent PKB są jednymi z najwyższych w OECD.
Za nieco ponad tydzień przekonamy się, czy irlandzkim Zielonym uda się sztuka powrotu z politycznego, pozaparlamentarnego czyśćca. Sukces mógłby pomóc poprawić nieco nastroje w europejskiej rodzinie, która ostatnimi czasy musiała przełknąć m.in. rozłam we Francji, fiasko projektu ORaH w Chorwacji czy kolejne symulacje podziału mandatów w Parlamencie Europejskim, które – gdyby wybory odbyłyby się dziś – wieszczą utratę niemal połowy zielonej reprezentacji w PE.
Być może w przyszły weekend przestałaby o tym na chwilę myśleć…
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.