Między pracą, opieką i wyzyskiem
Badaczki feministyczne biorą na warsztat tematy, o których w głównym nurcie często się zapomina. Na przykładzie najnowszych badań nad funkcjonowaniem Specjalnych Stref Ekonomicznych dobrze widać, jak łączą spojrzenie z lotu ptaka z uwzględnianiem perspektywy i doświadczenia jednostek.
W czwartek 9 lutego odbyła się w Warszawie konferencja „Feministyczna ekonomia polityczna – polskie badania i przegląd debat”, zorganizowana przez Think Tank Feministyczny oraz Instytut Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. Na moderowanej przez Sylwię Urbańską debacie badaczki i badacze z całej Polski dyskutowali na temat ekonomii i polityki społecznej, zwłaszcza w kontekście funkcjonowania Specjalnych Stref Ekonomicznych.
Specjalność normalnieje
Historię Specjalnych Stref Ekonomicznych opowiedziała Małgorzata Maciejewska z Uniwersytetu Wrocławskiego. Obecnie istnieje w Polsce 14 takich stref. Powstały one w połowie lat 90. XX w. – początkowo miały to być parki przemysłowe, kierujące swoją produkcję na eksport, następnie dopuszczono w ich obrębie również świadczenie usług. Ich tworzenie miało na celu poprawę sytuacji na rynku pracy na dawnych obszarach przemysłowych, zagrożonych biedą i bezrobociem w wyniku transformacji.
Firmom – w dużej mierze oddziałom globalnych koncernów – oddano w ręce uzbrojone tereny poprzemysłowe, zrzucając na barki samorządów koszty dalszej rozbudowy infrastruktury. Zachętą do osiadania firm na ich terenie są ulgi podatkowe, np. zwolnienie od podatków od nieruchomości czy zwolnienie od podatku dochodowego na poziomie 40 do 70% poniesionych kosztów inwestycyjnych. Z początku stanowiły one spójny terytorialnie obszar, z czasem jednak stały się swego rodzaju państwem w państwie, a status obszaru należącego do SSE otrzymywały tereny leżące na drugim końcu kraju. np. oddziały Tarnobrzeskiej SSE znaleźć można nie tylko w Stalowej Woli czy Przemyślu, ale również w podlaskich Łapach, położonym na Lubelszczyźnie Łukowie czy w Kobierzycach na Dolnym Śląsku.
Tymczasowość na stałe
Dążąc do maksymalizacji zysku, firmy inwestujące w Specjalnych Strefach Ekonomicznych często zatrudniają pracownice i pracowników za pośrednictwem agencji pracy tymczasowej. Badaczki Think Tanku Feministycznego sprawdzały warunki pracy w strefie wałbrzyskiej, łódzkiej i tarnobrzeskiej. W każdej z nich występowały podobne zjawiska – niskich pensji (w wysokości od 1.400 do 1.600 zł w jednym z położonych we Wrocławiu oddziałów strefy wałbrzyskiej), przepracowania pracownic, dużej ich rotacji (ze zwolnieniami z pracy tuż przed zmianą umowy na czas określony na umowę na czas nieokreślony, nierzadko w celu ponownego zawarcia kontraktu czasowego po krótkiej przerwie) czy długiego czasu podróży z i do zakładu pracy. SSE, które zgodnie z przepisami mają działać do 2020 r., stały się poważnymi aktorami życia ekonomicznego, społecznego i politycznego, walcząc o ustawowe wydłużenie czasu ich działalności.
Jak relacjonowała w swym wystąpieniu Judyta Śmiałek, strefa łódzka czynnie kreuje swój wizerunek podmiotu „społecznie odpowiedzialnego”, wspierając lokalną kulturę i organizując charytatywne akcje dla dzieci. Niskie płace (pojawiają się oferty pracy na kasie w supermarkecie w wysokości 6,40 zł brutto za godzinę), konieczność 40-minutowego dojazdu pracowników tymczasowych z centrum miasta do zakładów położonych w strefie, by pojawić się na pod bramą zakładu na 10 minut przed rozpoczęciem pracy po to, by w ogóle być do niej dopuszczoną, wysoka feminizacja nisko płatnych stanowisk – to wszystko rzeczywistość zakładu, w którym dla przeprowadzenia badań zatrudniła się Śmiałek. Lepsza organizacja miejsc pracy nie leży w obiekcie zainteresowania kadry zarządzającej – dla przykładu w obrębie zakładu zlokalizowano dużą ilość apteczek pierwszej pomocy, tyle że są one… puste i zamknięte na klucz, którego osoby odpowiedzialne za pierwszą pomoc nie mają. Praca kobiet zatrudnianych przez zewnętrzne agencje nie jest wysoko ceniona, w zakładowym slangu określane są mianem „podłogi”.
Bunt matek
Strefy ekonomiczne – jak pokazuje przykład Wałbrzycha – dalekie są od rozwiązania wszelkich trawiących lokalne społeczności problemów. Podczas konferencji obejrzeć było można film „Strajk matek”, o którym opowiadała jego twórczyni, Magda Malinowska. Dokument zespołu Szum TV, dostępny do darmowego obejrzenia w Internecie, opowiada losy kobiet, zmuszonych do zajmowania z biedy komunalnych pustostanów. Do wykonania tego drastycznego kroku zmusiła je rzeczywistość umów śmieciowych, możliwości zwolnienia z pracy z dnia na dzień, a także represywna polityka społeczna lokalnego samorządu.
Zajmując pustostany, były przygotowane do poniesienia konsekwencji – groźby karnego zapłacenia podwójnego czynszu, odcięcia mediów czy utraty prawa do ubiegania się o lokal socjalny. Przy eksmisjach przynoszone im przez sąsiadów meble czy sprzęt elektroniczny – mimo pełnej sprawności – trafiały na śmietnik. Oddolne inicjatywy, takie jak pomysł na zorganizowanie świetlicy dla dzieci w sytuacji, gdy miejskie przedszkola działały jedynie od 8.00 do 15.00, nie znalazły wsparcia władz lokalnych. Kobiety znalazły się w rozpaczliwej sytuacji, z jednej strony zmuszane do poszukiwania pracy, z drugiej – bez dostępu do infrastruktury opiekuńczej, która umożliwiłaby im zostawienie dzieci w bezpiecznych rękach i podjęcie stałej pracy zarobkowej.
Liczenie kosztów
Makroekonomiczną sytuację kobiet w Polsce zaprezentowała ekonomistka z Uniwersytetu Jagiellońskiego, Anna Zachorowska-Mazurkiewicz (jej raport na ten temat był już na łamach „ZW” omawiany). Dość wspomnieć, że w całym kraju dostępnych jest jedynie niecałe 400 placówek opieki żłobkowej, i choć sytuację mogą zmienić powstające Kluby Malucha, to statystyki pokazują, że Polska sytuuje się pod tym względem na szarym końcu europejskiej rankingu. Nic dziwnego, że 44% kobiet z dziećmi do lat 3 zmuszona jest do rezygnacji z pracy w celu zaopiekowania się dzieckiem – państwo nie bierze na siebie zagwarantowania opieki nad nimi, co przyczynia się do niskiej stopy zatrudnienia kobiet. Słaba dostępność opieki nad dziećmi (do przedszkoli uczęszcza jedynie 40% dzieci w wieku od 3 do 5 lat, w 555 gminach nie ma żadnej placówki świadczącej opiekę dla dzieci do lat 6) oraz jeszcze gorsza – opieki nad osobami starszymi – wypycha z rynku pracy także babcie pozostające w wieku produkcyjnym, które poświęcają się opiece nad wnukami.
Jak zatem mówić o ekonomii z feministycznej perspektywy? Zdaniem twórczyni Think Tanku Feministycznego Ewy Charkiewicz potrzebna jest redefinicja pracy – tak, by opieka również zaczęła być do niej zaliczana i odpowiednio waloryzowana. Krytycznym okiem należy spojrzeć zarówno na klasyczną szkołę ekonomiczną, pomijającą społeczną reprodukcję, jak i na ortodoksyjny marksizm, który zdaniem Charkiewicz również bywa ślepy na pracę kobiet. Wykorzystując doświadczenia ekologii politycznej czy społecznie zakorzenionego liberalizmu, należy jej zdaniem pracować nad poszerzeniem świadomości głównego efektu neoliberalizmu – marketyzacji i prywatyzacji, sięgającej również reprodukcji społecznej. Państwo przerzuca w tym modelu koszty reprodukcji na jednostki – w szczególności na kobiety – podczas gdy to od ich dzielenia między jednostki a państwo zależy przetrwanie nie tylko ekosystemów i społeczeństwa, ale także samej gospodarki. W tej optyce specjalne strefy ekonomiczne jawią się nie jako systemowy wyjątek, ale skondensowana przestrzennie norma neoliberalnego porządku, kreującego koszty ekologiczne i społeczne.
Wiedzę o zagadnieniach poruszonych na konferencji „Feministyczna ekonomia polityczna – polskie badania i przegląd debat” poszerzyć można na stronach Think Tanku Feministycznego.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.