Czym zaskoczy nas jutro
Pisaliśmy już na stronie „Zielonych Wiadomości” o programie ekonomicznym SLD. Czas spojrzeć, jakie niespodzianki druga co do wielkości partia opozycyjna w Polsce szykuje w innych dziedzinach.
Prawie 230-stronicowy program Sojuszu Lewicy Demokratycznej nosi tytuł „Jutro bez obaw”. Zacznę od słabych punktów, do których – obok kontrowersyjnych postulatów ekonomicznych – należy jego niejasna struktura. Trudno zrozumieć, dlaczego dokument otwiera akurat dział poświęcony m.in. sądom i służbom mundurowym. Zanim czytelnik dotrze do kwestii socjalnych czy ekonomicznych, może się już nieźle wynudzić. Zwłaszcza, że po lekturze rozdziału „Państwo” nie zapamiętuje się wielu godnych uwagi postulatów. Sojusz dostrzega rosnący poziom inwigilacji obywatelek i obywateli, a nawet widzi konieczność walki z tym procesem. Ale zarazem chce promować monitoring w szkołach (o czym mowa w części poświęconej edukacji). Trudno uznać, żeby to miał być gwóźdź programu.
Europa i polityka zagraniczna
Dalej jest jednak lepiej. Można by się np. spodziewać, że w kwestiach związanych z Unią Europejską i polityką zagraniczną SLD ograniczy się do komunałów i wspominania „starych dobrych czasów”. Okazuje się jednak, że lewicowa wizja jest tu całkiem sprawnie sformułowana i nie odstaje od głównego nurtu europejskiej socjaldemokracji. Mamy tu nie tylko postulat pełnego przyjęcia Karty Praw Podstawowych. SLD proponuje także wprowadzenie podatku od transakcji finansowych, harmonizację baz podatkowych w obrębie UE czy wzmacnianie roli Parlamentu Europejskiego. Martwi natomiast chęć przyjęcia euro bez głębszej refleksji nad obecnym sposobem jego funkcjonowania, symbolizowanym chociażby przez kryteria z Maastricht.
Żadna inna duża formacja polityczna w Polsce nie ma w swoich dokumentach programowych takich kwestii, jak wycofanie polskich wojsk z Afganistanu i zastąpienie misji militarnej cywilną, nastawioną na budowanie instytucji państwowych i poprawę stanu lokalnej gospodarki. (Jedynie Palikot bardzo ogólnikowo poruszał ten temat). Towarzyszą temu takie postulaty, jak większe zaangażowanie Polski w misje pokojowe ONZ (miła odmiana po firmowanych przez Sojusz interwencjach w Afganistanie i Iraku), konieczność zdobycia poparcia Sejmu dla udziału polskich żołnierzy w misjach wojskowych poza granicami kraju, a nawet ogólnikowo zarysowana potrzeba reformy funkcjonowania międzynarodowych instytucji – od Organizacji Narodów Zjednoczonych po Światową Organizację Handlu.
Obiecująco brzmi koncepcja „trójkąta kaliningradzkiego” Berlina, Warszawy i Moskwy. Zacieśnienie współpracy w takim zestawie pomogłoby w przyszłości uniknąć sporów między tymi stolicami. Cieszy chęć rozszerzania stosunków z innymi rejonami świata, jak np. krajami ASEAN (Azja Południowo-Wschodnia) czy też Ameryką Łacińską.
Polityka społeczna
Mocniejszym fragmentem programu są kwestie socjalne. Dlatego aż dziw bierze, że Sojusz nie kwapi się do ich szerszego promowania, skupiając się głównie na obietnicy obdarowania uczennic i uczniów nowoczesnym sprzętem informatycznym. Innym formacjom „wielkiej czwórki” rzadko udaje się widzieć głębsze związki między różnymi kwestiami. A w „Jutrze bez obaw” tak bywa – jak chociażby wtedy, kiedy odrzuca się założenie, że najlepszym lekarstwem na problemy z utrzymaniem płynności finansowej systemu emerytalnego byłoby podwyższanie wieku emerytalnego, proponując w zamian tworzenie nowych miejsc pracy na etat oraz walkę z fikcyjnym samozatrudnieniem.
W „Jutrze bez obaw” podejmuje się problemy przemilczane przez inne partie, jak chociażby kwestię pułapki finansowej, w której znajdują się osoby przechodzące z systemu świadczeń społecznych na rynek pracy. Zamiast natychmiastowego zakręcenia kurka ze świadczeniami, SLD proponuje stopniowe wygaszanie zasiłków, dzięki czemu gospodarstwa domowe mogłyby stopniowo przystosować się do nowych warunków finansowych.
Autorzy i autorki programu nie poprzestają na – skądinąd celnym – punktowaniu Platformy Obywatelskiej za wspólne z PiS obniżenie najwyższej stawki podatku PIT, zawieszenie waloryzacji progów dochodowych, uprawniających do otrzymywania zasiłków pomocy społecznej czy też za podtrzymanie ulgi na dzieci, z której korzystają dziś głównie osoby najbardziej zamożne. Szkoda tylko, że w większości wypadków nie otrzymujemy deklaracji odwrócenia niekorzystnych dla osób o niskich i średnich dochodach zmian. SLD nie zdobył się na obietnicę przywrócenia 40-procentowej stawki PIT. Proponuje za to czasowe podniesienie składki rentowej po stronie pracodawcy, co jednak nie rozwiąże rosnącego problemu umów śmieciowych.
Zdrowie
Również program zdrowotny należy do mocnych stron programu. Kompetencję w tej kwestii widać było chociażby podczas debaty poświęconej kwestiom zdrowotnym i społecznym na antenie TVN 24, w której brał udział były minister zdrowia Marek Balicki. Bezpłatna opieka zdrowotna, zwiększenie roli profilaktyki poprzez utworzenie centrów opieki nad rodziną, wzmocnienie roli pielęgniarek środowiskowych, a także pacjentek i pacjentów w kontraktowaniu świadczeń – to wszystko ważne i dobre propozycje.
Podobnie przyda się określenie maksymalnego pułapu wydatków pacjenta na leki (pada nawet konkretna kwota, chociaż tylko w stosunku do osób w trudnej sytuacji finansowej – 500 złotych rocznie). To ważne w kraju, w którym pacjent pokrywa aż 67% ceny leku (dla porównania w w Niemczech i Wielkiej Brytanii – 25%), co jest szczególnie dotkliwe dla osób starszych. Te z kolei będą mogły dodatkowo liczyć na specjalny subfundusz zdrowotny na koszta pielęgnacyjne, przydatny w obliczu niewielkiego w porównaniu do innych krajów europejskich poziomu wydatków na tę formę opieki zdrowotnej.
Ekologia
Kwestie ekologiczne wypadają nie najgorzej, zwłaszcza w porównaniu do PO czy PiS. W programie pojawia się określenie „zielona gospodarka” oraz postulat dowartościowania ministerstwa środowiska i uczynienia go jednym z ważniejszych resortów gospodarczych. Docenić też należy sprzeciw wobec GMO oraz walkę o porządne oznakowanie produktów zawierających składniki modyfikowane genetycznie. A także akt, że mała retencja góruje tu nad wielkimi wałami. Zestawmy promowanie przez instytucje publiczne energooszczędnych rozwiązań architektonicznych a firmowaną przez PO wizją finansowania systemu emerytalnego z eksploatacji gazu łupkowego, albo unijny podatek klimatyczny z podsycanym przez PiS strachem przez europejską polityką energetyczno-klimatyczną, a będzie jasne, że program SLD jest dużo bardziej ekologicznych niż programy obu partii prawicowych.
Potknięcia zdarzają się jednak i tutaj – jak chociażby w wypadku kolei. Program postuluje wprawdzie zwiększenie nakładów na kolej, jednocześnie jednak dopuszcza prywatyzację spółek kolejowych oraz proponuje budowę kolei dużych prędkości, wobec których coraz bardziej sceptyczna staje się już nawet część PO, jak chociażby minister Michał Boni.
Jak za to zapłacić?
Nie będę rozwodził się nad brakiem wyraźnie wskazanych źródeł finansowania poszczególnych pomysłów. Nie dlatego, bym nie uważał tego za problem.
Przywrócenie Narodowego Funduszu Stypendialnego, stworzenie Narodowej Platformy Edukacyjnej z darmowym dostępem do treści edukacyjnych oraz podręczników, finansowanie kształcenia ustawicznego z Funduszu Pracy, a z innej beczki – coroczna waloryzacja progów uprawniających do świadczeń socjalnych czy opłacanie przez państwo składek osobom rezygnującym z pracy dla opiekowania się bliskimi – to wszystko postulaty nad wyraz szczytne. Trudno jednak uwierzyć, że jedynym źródłem ich finansowania stanie się dajmy na to likwidacja IPN. W programie SLD nie znajdziemy nawet postulatu opodatkowania księży, który nie byłby dla wyborców tej partii kontrowersyjny. Przez lata SLD cierpiał na deficyt wiarygodności, więc – jeśli twierdzenia Grzegorza Napieralskiego o chęci współrządzenia krajem mają być traktowane poważnie – Sojusz powinien przemyśleć strategię machania tabletami dla wszystkich dzieci.
To jednak nie jest tylko problem SLD. W tych wyborach żadna ważniejsza partia nie pofatygowała się przygotować zestawienia kwot potrzebnych do realizacji swoich postulatów i ewentualnych nowych przychodów do budżetu państwa. Kolejne partie zarzekają się, że po wyborach nie podniosą podatków. Kwestia podwyżki podatków stała się swoistym tabu tej kampanii. Zarazem wszystkie partie niemało wyborcom obiecują, i jeszcze chcą przy tym zrównoważyć budżet. Może więc pora wyraźnie sobie powiedzieć, że nie da się jednocześnie zjeść ciastka i mieć ciastka?
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.