This is healthy
Lutowa okładka amerykańskiego Cosmopolitan przedstawia roześmianą kobietę o dużym rozmiarze ciała w sportowym stroju, ćwiczącą jogę. Napis na zdjęciu brzmi „This is healthy” czyli „To jest zdrowe”. Internet zawrzał. Pojawiły się głosy zaniepokojonych o zdrowie publiczne, że to bardzo szkodliwe społecznie prezentować słowo „zdrowe” obok otyłego ciała i że całość działa jak tzw. promocja otyłości.
Chciałam zatem uprzejmie poinformować wszystkich rycerzy i obrończynie zdrowia publicznego (a nie rzeczywistych specjalistów i ekspertki w tej dziedzinie), że na okładce Cosmopolitan nie jest napisane, że otyłość jest zdrowa. Tam jest napisane, że THIS, czyli TO jest zdrowe. A „TO” z pewnością nie jest kobietą na okładce ani nie musi być otyłością. To może być aktywność fizyczna, to może być uśmiech i energia kobiety na zdjęciu. Tak samo jak tzw. modelki plus size (swoją drogą podział przedstawicieli jednego zawodu na grubych i chudych jest okropny), które reklamują odzież sportową, nie promują otyłości i nie mówią, że to jest bardzo zdrowe mieć otyłość lub nadwagę, ale że osoby o dużym rozmiarze ciała mogą być aktywne i nosić wygodną odzież sportową, a nie stare t-shirty i maksymalnie rozciągnięte legginsy. Ponad rok temu firma Nike została oskarżona przez internautów za promowanie otyłości, gdy wprowadziła do swoich sklepów manekiny w rozmiarach plus (a raczej “normal”, ponieważ ogromna liczba kobiet ma właśnie takie ciała i są one normalne).
Reakcje na tę okładkę pokazują, że osoby grube w całej swojej złożonej tożsamości dla społeczeństwa mają jedną etykietkę – otyłość.
Gdyby na okładce była osoba z wirusowym zapaleniem wątroby, schizofrenią, cukrzycą, ale kształtem ciała w kanonie, napis by nie raził, nie wypadałoby oburzyć się napisem „This is healthy”. Jednak w przypadku osoby z otyłością czujemy się w obowiązku przypomnieć jej, że otyłość to choroba. Mimo że nie wiemy czy ta osoba właśnie leczy zaburzenia odżywiania, bierze leki powodujące tycie czy np. jest w trakcie odchudzania i już dużo schudła. Nie wiemy, czy ta osoba akurat wychodzi z dołka i uczy się akceptacji siebie.
Chudnięcie to trudny i wymagający proces. Żeby w ogóle się go podjąć, paradoksalnie niezbędna jest samoakceptacja, miłość własna i przekonanie, że jest się ważnym i wartym poświęceń. Jeśli nienawidzi się i nie akceptuje siebie, to zmiana nawyków, podejmowanie wyzwań i przezwyciężanie trudności jest niemożliwe. Niestety, akceptacja siebie, radość z własnego ciała, wiara, że jest ono ważne i piękne to uczucia, które bywają obce osobom grubym. Nic dziwnego – od dzieciństwa są przezywane, etykietowane, zawstydzane. Słyszą „schudnij”, ale jedzenie jest potężnym narzędziem regulacji emocji i sprawowania władzy w rodzinach, a w szkole nie ma przedmiotu „zdrowie” i jeśli nie ma się wzorców zdrowego stylu życia w domu, to problemem jest samodzielne zdobycie rzetelnych informacji i przebicie się przez diety cud, płatne programy odchudzające, głodówki i debilne porady ciotek i wujów.
Silna wola działa i rozwija się jak mięsień – można ją wzmacniać pomału, drobnymi sukcesami, osłabić brakiem jakichkolwiek wyzwań lub przeciążyć i nadwerężyć tak, że będzie do niczego. Więc kolejne nieudane (supermodne, ale nierealistyczne i nierozsądne) diety powodują, że „mięsień silnej woli” (czyli obszar płata czołowego) się nadweręży i wysiądzie dosłownie w kilka dni. A to z kolei prowadzi do poczucia porażki i daje osobie próbującej schudnąć kolejne argumenty, że nic jej nigdy nie wyjdzie, nic nie potrafi, nie ma nad sobą kontroli. To obniża poczucie sprawczości i kontroli nad własnym życiem.
Zdrowy styl życia to przywilej osób, które mają:
- dostęp do wiedzy (o żywieniu, o składnikach odżywczych, o psychologii, a również o tym, że w reklamach nie mówią prawdy, trzeba czytać etykietki, bo jogurt owocowy dla dzieci i keczup mają cukier, że mleczna kanapka Kinder to nie jest naprawdę kanapka, a słodycz),
- dostęp do bezpiecznej infrastruktury do aktywności fizycznej,
- czas i/lub pieniądze na zdrową żywność, strój i buty sportowe
- wsparcie bliskich, doświadczenia sukcesów w życiu, życzliwość od świata (mówię tu np. o różnicy w postrzeganiu – szczupła objadająca się fastfoodami dziewczyna wygląda pociesznie i słodko, natomiast otyła dziewczyna jedząca normalny posiłek wzbudza śmiech, pogardę, żarty).
Tania, dostępna żywność to zazwyczaj wysokokaloryczne, wysokoprzetworzone węglowodanowo-tłuszczowe produkty bez witamin i błonnika, które uzależniają. W Polsce to jeszcze nie jest tak widoczne, ale spróbujcie w Wielkiej Brytanii i Irlandii zrobić „zdrowe” zakupy w supermarkecie wydając mało pieniędzy. Za tę samą kwotę można kupić symbolicznie kilka świeżych owoców i warzyw lub wielką paczkę mrożonych frytek/gotowej pizzy w takiej ilości, żeby się najeść do syta.
Żeby cokolwiek zmienić w życiu, musi pojawić się motywacja, a o nią ciężko, gdy nienawidzi się i nie wierzy się w siebie. Gdy się wstydzi swojego ciała i gdy zawsze czuje się na nim nieprzyjazne spojrzenia.
Nasze społeczeństwo, niestety, stygmatyzuje mnóstwo cech i chorób. Jednak wiele z nich da się ukryć – choroby zakaźne, łuszczycę, choroby psychiczne, orientację, leworęczność, nawet płeć. Osoby otyłe nie mogą schować swojego „problemu” nigdy. Nie bywają w sytuacjach, w których nie są oceniane przez pryzmat kształtu ich ciała. Nie dostrzega się ich różnych ról życiowych w oderwaniu od ich wyglądu. Z pewnością zdarzało wam się słyszeć lub powiedzieć:
„Nie zatrudnimy grubej baby jako recepcjonistki, chociaż ma najlepsze kwalifikacje.”
„Ale te dzieci mają grubą matkę, biedne, pewnie się jej wstydzą.”
„Szok, że taki gruby, a tak świetnie tańczy.”
„Widziałeś, jaką grubą laskę ma ten koleś? Jak oni uprawiają seks?”
„Ten grubas zaraz złamie ten rower.”
„Taka tłusta psycholożka to chyba sama sobie nie radzi z własnym życiem.”
A lekarze często na każdy problem osoby o dużej masie ciała mają jedno remedium: „proszę schudnąć”, bez skierowania do dietetyka, psychologa, endokrynologa, udzielenia wsparcia czy zapewnienia ważnych informacji.
Rozwijamy się, poszerzamy horyzonty. Mówimy osobom z nowotworem „rak to nie wyrok”, osobom z HIV, że mogą normalnie żyć. Zachęcamy osoby z niepełnosprawnościami do pokonywania ograniczeń ciała. Ale totalnie nie radzimy sobie, gdy osoba gruba chce być aktywna, szczęśliwa, sławna, bogata, mieć udane życie seksualne, uprawiać sport. I pilnie przypominamy, jej i reszcie świata, że:
- otyłość jest chorobą
- pokazywanie osób otyłych jest promocją otyłości.
Często przy punkcie b) pojawia się fatalnie błędny argument, że „otyli są sobie sami winni”, że to co innego niż inne choroby czy niepełnosprawność. Jest jednak mnóstwo innych chorób nabytych, w których tak gwałtownie nie reagujemy, a wręcz mamy inne zdanie. Nie uważamy przecież, że nałogowy palacz z rakiem powinien umierać w zamknięciu, bo promuje raka. Nie sądzimy, że paraolimpijczyk, który stał się niepełnosprawny z własnej nieodpowiedzialności, promuje niepełnosprawność pokazując się publicznie. A internauci nie bulwersują się, gdy uzależniona od alkoholu lub narkotyków modelka jest na okładce gazety, bo to promuje alkoholizm.
Zastanówmy się, czy naprawdę „sama jest sobie winna” młoda dorosła osoba, która np. w domu zamiast zdrowego stylu życia nauczyła się objadać w stresie lub była ofiarą dorosłej osoby, która zmuszała ją do jedzenia do końca, “bo nie wstanie od stołu”, “bo babci będzie przykro, jak wnusia nie zje” (to dość powszechny rodzaj przemocy). Miała beznadziejnych wuefistów, którzy zamiast zachęcać do aktywności, zawstydzali ją przed całą klasą. Próbowała się odchudzać, ale zaliczała porażki (bo nikt jej nie powiedział, że nie musi być na diecie cud lub głodówce), aż jej samoocena i przekonanie o własnej skuteczności spadło do zera. Tak wstydzi się swojego ciała, że z trudem wychodzi z domu, a co dopiero miałaby odważyć się uprawiać sport.
Jeśli wciąż uważacie, że taka osoba jest sama sobie winna, to spróbujcie przez zaledwie 30 dni codziennie robić kilka nowych dla was rzeczy. Na przykład nie zaglądać na social media, nie jeść nic słodkiego ani nic z tłuszczami nasyconymi, nie pić alkoholu, codziennie robić trening, uczyć się języka obcego przez 15 minut, robić wszystko ręką niedominującą. Wprowadzenie choćby jednego nowego restrykcyjnego nawyku w życie jest niebywale trudne. Dlatego zaakceptujcie fakt, że otyłość nie jest czyjąś winą, ale raczej wynikiem genetyczno-społeczno-rodzinnej loterii.
Chcąc pokonać nadwagę lub otyłość, trzeba zgodzić się na życiową rewolucję składającą się z dziesiątek małych rzeczy. Osoba, która zmienia swoje życie, zazwyczaj musi:
- zdobyć motywację, wiarę w siebie, polubić siebie na tyle, żeby zacząć
- zdobyć gigantyczną wiedzę dotyczącą np. aktywności fizycznej i żywienia
- zmienić formę spędzania wolnego czasu
- zwalczyć przywiązanie do cukru lub innych ulubionych potraw (a to bywa bardzo nieprzyjemne na początku, powoduje senność, zmęczenie, ból głowy, rozdrażnienie)
- zwalczyć przywiązanie do soli (odstawienie soli powoduje, że na początku nic nie smakuje dobrze)
- próbować wciąż nowych potraw i smaków, do których nie jest przyzwyczajona (a nie każdy lubi nowości)
- zastanowić się, jak spiąć wydatki na nowy rodzaj żywności, aktywność fizyczną, dietetykę, fizjoterapię w budżecie miesięcznym
- nauczyć się gotować w nowy sposób oraz nabyć nowe nawyki w kuchni i przy stole
- zwalczyć uzależnienie behawioralne od np. podjadania w konkretnych sytuacjach
- znaleźć nową, inną niż jedzenie formę radzenia sobie z emocjami, stresem i trudnościami
- znaleźć nowe, inne niż jedzenie przyjemności w życiu
- pokonać wstyd i zmusić się do pierwszego marszu czy pierwszej gimnastyki
- pokonać trudności rodzinne, np. złośliwość, przemoc, kuszenie (są rodzice i partnerzy, którzy naśmiewają się z grubości i słabej woli, a jednocześnie podsuwają niezdrowe jedzenie albo np. zabraniają korzystać dzieciom z kuchni).
To jest tak trudny projekt, że zazwyczaj podchodzi się do niego wiele razy i jeśli nie ma się naprawdę wspaniałego wsparcia albo pewnych cech osobowości (znów wygranych na genetyczno-wychowawczej loterii), to być może się nigdy nie uda.
Zdrowie to pewne kontinuum, jego definicja jest płynna, zmienia się w czasie i różni się w różnych kulturach. Ale jeśli osoba na okładce Cosmo pokonała traumę, fobię społeczną lub wstyd, to dla mnie THIS IS HEALTHY. Jeśli kocha i akceptuje swoje ciało, bo wie, że dzięki niemu może sobie chodzić, śmiać się, słuchać, pisać, to dla mnie THIS IS HEALTHY.
Nie ma mojej zgody na komentarze osób, które nie mają wiedzy o kampaniach społecznych, promocji zdrowia ani nie śledzą dyskursu na temat definicji zdrowia, że otyłość nie powinna być kojarzona ze słowem „zdrowie”, że „wyszło niefortunnie” i „nieodpowiedzialnie użyto słowa “zdrowie” przy osobie otyłej i to może być fatalne w skutkach, rodzić złe skojarzenia, promować otyłość”.
Wyszło dokładnie tak, jak miało wyjść – osoby o dużym rozmiarze ciała mogły zobaczyć, że mogą mieć zdrowe nawyki, że ich aktywność, ich uśmiech są zdrowe, że nie muszą się wstydzić.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.