Reforma postawiona na głowie
Premier Tusk przedstawił założenia planowanej przez rząd reformy emerytalnej. Do 2040 r. zrównaniu i wydłużeniu ulegnie wiek przechodzenia na emeryturę kobiet i mężczyzn. Stopniowo podnoszony próg 67. roku życia ma być osiągnięty przez mężczyzn w 2020 r., zaś przez kobiety w 2040. Jak do rządowych pomysłów odnoszą się publicystki i publicyści „Zielonych Wiadomości”?
Obciążenie dla budżetu czy prawo człowieka
Bartłomiej Kozek: Jestem sceptyczny wobec pomysłów ekipy Tuska. Rząd zaprezentował dramatyczny scenariusz rozwoju sytuacji demograficznej, zakładając, że niż demograficzny jest nieunikniony. Z taką polityką, jaką proponują, na pewno do niego dojdzie. Nie ma tu poruszanego w „Polsce 2030” tematu migracji zarobkowych do Polski, brak projektu wzrostu dzietności (np. za pomocą rozwijania sieci placówek opiekuńczych, dzielenia urlopu rodzicielskiego między małżonków itp.). Najpierw kolejne rządy obniżały podatki (dla przypomnienia: obniżka CIT z 28 do 19%, PIT z 19, 30 i 40 do 18 i 32%, obniżka składki rentowej i ograniczenie podatku spadkowego), a teraz mówi się „no, brakuje kasy, zatem wybierajcie – pracujecie dłużej albo płaćcie wyższe podatki”. Straszy się nimi oczywiście szarą Nowakową i Kowalskiego, jak w wypadku podwyżki VAT, ale już nie kościół katolicki czy najbogatszych. Do poziomu opodatkowania np. trucicieli środowiska jeszcze w ogóle w debacie publicznej nie doszliśmy.
Agnieszka Grzybek: Uderzyło mnie, że mówi się w kółko o obciążeniu dla budżetu, o tym, jakim to ogromnym ciężarem dla pracujących są emeryci i emerytki (w domyśle darmozjady). O tym, że żerują na państwie i tych, którzy składki wpłacają do systemu (tak jakby emeryci ich nie wpłacali przez całe swoje zawodowe życie!). Zagubiło się pojęcie emerytury jako podstawowego prawa człowieka, jednego z największych osiągnięć cywilizacyjnych. Wypracowanego latami pracy i odkładanych składek prawa do świadczeń, które się otrzymuje wtedy, kiedy wiek już nie pozwala pracować i nie ma możliwości pozyskania dochodów z pracy.
Ewa Charkiewicz: Nie zgadzam się, że zrównywanie wieku emerytalnego jest koniecznością. Problem tkwi w założeniach reformy i powiązaniu wysokości emerytur z rynkami kapitałowymi, co skutkuje odebraniem praw obywatelskich/praw człowieka licznym rzeszom ludzi. W gospodarce kapitalistycznej zakłada się, że inwestorzy ponoszą ryzyko biznesowe i stąd ich wysokie wynagrodzenia. Neoliberalne państwo minimalizuje ryzyko inwestorów (banków, firm inwestycyjnych i funduszy), zapewniając im stały dopływ gotówki ze składek, a koszty ryzyka przerzuca na płacących składki.
Adam Ostolski: Zgadzam się z Ewą, że system kapitałowy oparty na indywidualnych składkach należy zastąpić systemem opartym na solidarności i prawach człowieka. Wydaje mi się jednak, że warto stopniowo zrównywać wiek emerytalny (lub staż uprawniający do emerytury) dla kobiet i mężczyzn. Praca najemna w naszym świecie to nie tylko okazja do wyzysku i ucisku. To również miejsce, w którym nawiązujemy więzi społeczne, rozwijamy swoje kompetencje i, co szczególnie ważne dla kobiet, zyskujemy niezależność od rodziny. Badania dowodzą, że kobiety pracujące zawodowo są przeciętnie zdrowsze i mają wyższą oczekiwaną długość życia niż kobiety pracujące jedynie w gospodarstwie domowym. Oczywiście przy założeniu, że w ogóle mają pracę. Zrównanie wieku emerytalnego miałoby sens tylko przy pełnym zatrudnieniu oraz pod warunkiem wprowadzenia reform poprawiających warunki pracy, włącznie ze skracaniem tygodniowego wymiaru pracy najemnej. I na pewno nie wolno tego robić w sposób paternalistyczny, nie licząc się ze zdaniem zainteresowanych.
ECh: Adamie, to, co mówisz brzmi miło i powabnie, ale polityka odnosi się do życia i do konkretnych doświadczeń. Nawet w obrębie jednego miasta, Warszawy, kobiety z Pragi Północ żyją o 16 lat krócej od kobiet z zamożnego Wilanowa. Panie z Pragi z pewnością chciałyby mieć godziwą pracę, tylko gdzie ją znajdą i na jakich warunkach? Dziś w szkołach zwalnia się sprzątaczki po to, żeby zatrudnić je na nowo przez zewnętrzne firmy za mniejsze pieniądze. Zapominamy też o problemie osób ubogich, w tym kobiet, które nie nabywają świadczeń emerytalnych, albo mają tak małe wynagrodzenia, że nie mogą zgromadzić oszczędności składkowych.
Praca, opieka, bezrobocie…
BK: Jeśli chodzi o poprawę bilansu finansowego ubezpieczeń społecznych, rząd może i powinien zacząć od mniej kontrowersyjnych działań, szczególnie od wzmacniania obecności kobiet na rynku pracy. Dziś 555 gmin w Polsce nie ma żadnej placówki opiekuńczej dla dzieci do lat 6, jedynie ok. 64% dzieci w wieku 3-5 objętych opieką przedszkolną, w tym poniżej 45% na wsi. Nie oczekujmy, że bez rozbudowy tej infrastruktury zwiększy się stopa zatrudnienia kobiet. Obecna sytuacja powoduje, że z rynku pracy wypadają także kobiety w wieku produkcyjnym, które sytuacja zmusza do zaopiekowania się wnukami.
ECh: Nawet w relatywnie dobrym kontekście materialnym godzenie obowiązków opiekuńczych z pracą zarobkową i społeczną odbiera jakikolwiek czas na wypoczynek. W czasie badań w Krośnie jedna z pań, mająca 50 lat, zwolniona z tamtejszej huty szkła i bez szans na nowe miejsce pracy, mówiła, że nie dożyje do emerytury. W odniesieniu do osób żyjących w nędzy, w tym pracujących ubogich i bezrobotnych, problem emerytur jest rozwiązywany przez skracanie im życia. Neoliberalne państwo, które funkcjonuje jak firma, nie dostrzega ludzi i zarządza warunkami naszego życia przez pryzmat kategorii finansowych, takich jak aktywa i pasywa. Sfera opieki czy reprodukcji społecznej (edukacja, ochrona zdrowia, zabezpieczenia społeczne) są marketyzowane czy prywatyzowane, aby zmniejszyć pasywa w planowaniu czy w sprawozdaniach z wykonania budżetu państwa. Wypowiedż ministra Rostowskiego o tym, że na emeryturach ludzie nie powinni żyć zbyt długo, nie jest wypadkiem przy pracy, ale raczej momentem prawdy, pokazuje, że neoliberalne państwo widzi ludzi wyłączne w kategoriach finansowych.
BK: Rząd powinien skupić się na kreowaniu miejsc pracy w sektorach takich jak energetyka odnawialna, energooszczędne budownictwo czy usługi publiczne, zwłaszcza zdrowie i edukacja. Dziś w Polsce pracuje wg Eurostatu 56,3% ludzi w wieku produkcyjnym, przy unijnej średniej 64,1%. Efektywny wiek przechodzenia na emeryturę jest niższy niż ustawowy, ludzie nie wytrzymują kiepskich warunków pracy i mają problemy z jej utrzymaniem – stopa zatrudnienia osób w wieku 55-64 lat wynosi raptem 34%, gorsza sytuacja w UE panuje jedynie na Malcie. To tu tkwi potencjał do poprawy sytuacji, cóż bowiem z tego, że Tusk zadekretuje podwyższenie wieku emerytalnego, jeśli nie będzie miejsc pracy? W celu poprawy sytuacji finansowej Funduszu Ubezpieczeń Społecznych należałoby również jednolicie oskładkować umowy o pracę. Działanie to zwiększyłoby wysokość emerytur, np. dla osób często pracujących na umowę o dzieło, które dziś w ogóle nie odprowadzają składek emerytalnych. Rząd tego problemu nie zauważa.
AO: Zmiana oskładkowania umów pozakodeksowych jest pilną reformą. Ale uważam, że nie powinno ono być równe osładkowaniu umów o pracę, lecz wyższe. Jest to sprawiedliwsze i po stronie przedsiębiorców i po stronie pracowników. Po stronie przedsiębiorców wyższe oskładkowanie umów pozakodeksowych tworzyłoby warunki uczciwej konkurencji. Dziś przedsiębiorca zatrudniający pozakodeksowo ma przewagę nad takim, który proponuje umowę o pracę. Zrównanie składek nie niwelowałoby do końca tej przewagi, bowiem umowa o pracę wciąż oznaczałaby bardziej długofalowe zobowiązanie oraz większe ryzyko dla pracodawcy w przypadku spadku koniunktury. Przedsiębiorca zatrudniający pozakodeksowo nie bierze na siebie tego ryzyka, lecz zostawia je po stronie pracowników i ogółu społeczeństwa. Dlatego powinien odprowadzać wyższe składki. Także z punktu widzenia pracowników, których zatrudnienie i dochody są niepewne, wyższa składka emerytalna oznaczałaby pewną rekompensatę za tę niepewność.
AG: Pracodawcy postulują tymczasem poluzowanie kodeksu pracy i uelastycznienie rynku pracy, co ich zdaniem ma pomóc w zatrudnianiu osób starszych. Pojawia się postulat zwolnienia z części powinności, jeśli pracodawca będzie zatrudniał osoby starsze. Ćwiczyliśmy to już przy okazji programu dla młodych wicepremiera Jerzego Hausnera, kiedy firmy otrzymywały ulgi za zatrudnianie młodych, bo miało to ułatwić zatrudnianie ich na etat. Skończyło się na permanentnym przepływie, bo firmy owszem zatrudniały, ale nowych młodych na staż, by mieć ulgi. Potwierdzają to zresztą badania przeprowadzone w 2011 r. przez ministerstwo pracy i polityki społecznej, z których wynika, że mimo wydanych w 2010 r. 6,4 mld zł na aktywizację bezrobotnych, tylko co druga osoba znalazła pracę dzięki udziałowi w stażach czy szkoleniach. Tak samo może być teraz z zatrudnianiem osób starszych. Reforma emerytalna zaczyna być pretekstem do poluzowania kodeksu pracy, z czym zresztą pracodawcy się wcale nie kryją, twierdząc, że postulaty te zgłaszają „dla dobra kobiet”. W jednej z audycji radiowych Jeremi Mordasewicz, ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych „Lewiatan”, z dumą opowiadał, jak to teraz mając do wyboru zatrudnienie kobiety i mężczyzny 50+, wybiera tego ostatniego, bo jego nie chroni „wiek przedemerytalny” (dla kobiet zaczynający się 5 lat wcześniej), więc łatwiej go zwolnić.
ECh: W Holandii właśnie opublikowano zlecony przez rząd raport o stosunku pracodawców do pracowników w wieku bliskim emerytury i kogo na jakich warunkach zatrudniają na ich miejsce. Okazało się, że w miejsce pracowników przechodzących na emerytury zatrudniane są nowe osoby, ale już na tymczasowych umowach, bez wszystkich uprawnień wynikających z prawa pracy. 13% wszystkich pracowników jest tam zatrudnionych w ten sposób, u nas wskaźnik ten zbliża się do 20%, a w wieku do 35 lat sięga nawet 60%. W kontekście stagnacji gospodarczej i wzrostu stopy bezrobocia (podobne trendy u nas) nowe zatrudnienie będzie ograniczane. Taki raport oparty na empirycznym konkrecie przydałby się także u nas.
Wiek emerytalny czy staż pracy
BK: Po spełnieniu warunków dotyczących reform na rynku pracy Polska moim zdaniem mogłaby rozpocząć zrównywanie do 65. roku życia wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn. Ale powinien to być końcowy element sekwencji zdarzeń. Alternatywnie można zaproponować liczenie obu płciom prawa do emerytury od 40-letniego stażu. Moim zdaniem lepiej odpowiada to różnym sytuacjom. Trudno od rozpoczynającej w wieku 20 lat osoby pracującej fizycznie oczekiwać pracy do 67., a nawet 65. roku życia.
Warto podkreślić, że rząd zamiast malować kolorkami na multimedialnej prezentacji, jak to cała Europa podnosi wiek emerytalny, powinien porównać warunki pracy, życia i politykę społeczną poszczególnych państw, np. politykę rodzinną Polski i Francji, poziom zasiłków socjalnych Polski i Danii etc. Tam możliwości godzenia pracy z życiem osobistym są znacząco wyższe, podczas gdy w Polsce mamy problem z tym, że 2 miliony osób mimo posiadania pracy nadal cierpią z powodu ubóstwa.
AO: W dylemacie wiek emerytalny czy staż pracy uprawniający do emerytury nie ma prostego rozwiązania. Ale najpierw musimy sobie uświadomić, że perspektywa, z jakiej to rozważamy, jest społecznie osadzona. Większość z osób wypowiadających się o systemie emerytalnym wykonuje pracę umysłową różnego rodzaju, często pracę twórczą, nierzadko pracę, którą lubią. Większość ludzi w społeczeństwie nie ma takiego luksusu. Punkt widzenia osób wykonujących pracę fizyczną jest inny, bo inne jest ich społeczne doświadczenie, tak samo, jak różni się społecznie doświadczenie kobiet i mężczyzn. I to jest kłopot w dyskusjach o wieku emerytalnym, bo są one tak samo zagrożone zniekształceniem, jak rozprawianie o problemach ludzkości w gronie samych mężczyzn.
Nie jest to abstrakcyjny problem. Osoby pracujące fizycznie zaczynają często pracę zawodową we wcześniejszym wieku (np. jeśli chodziły do zawodówki, to zaczynały w wieku 15 lat), mają większe ryzyko przedwczesnej umieralności. Niższe dochody lub status społeczny wiąże się też z niższą oczekiwaną długością życia, większym ryzykiem zapadnięcia na wiele chorób itp. Mówi się, że „żyjemy coraz dłużej” i to prawda, ale, jak słusznie wskazała Ewa, nie jest prawdą, że wszyscy żyjemy równie długo.
To by przemawiało za określeniem raczej stażu pracy niż wieku emerytalnego. Ale z drugiej strony żyjemy w epoce strukturalnego bezrobocia i pracy śmieciowej: lata na bezrobociu, a co gorsza lata przepracowane, a nawet przeharowane na umowach śmieciowych nie liczą się do stażu pracy. Można (i trzeba) to zmienić, zmniejszając występowanie umów śmieciowych i/lub wliczając okresy przepracowane na nich do stażu pracy, ale to nie rozwiąże wszystkich problemów. Dlatego najlepszy byłyby system, w którym określony staż pracy uprawniałby do przejścia na emeryturę, ale po osiągnięciu pewnego wieku wszystkim powinna przysługiwać emerytura obywatelska. (Lub szerzej, powszechny dochód gwarantowany, ale przy powszechnym dochodzie gwarantowanym w ogóle zmieniłyby się parametry naszej dyskusji).
AG: Nie jestem do końca przekonana do propozycji stażu pracy jako kryterium, ale nie mówię jej „nie”. Powinno dojść do zwołania okrągłego stołu różnych środowisk, podczas którego omówione zostaną różne propozycje, a na ich poparcie przedstawione zostaną wyliczenia ich wpływu na wysokość świadczeń, budżet itp. Krytycznie jestem nastawiona nie tyle do samego pomysłu stażu pracy jako kryterium uprawniającego do otrzymywania świadczeń emerytalnych, ile do utrzymania 5-letniej różnicy w stażu pracy kobiet i mężczyzn. Ta propozycja, podobnie jak pomysły PSL, aby kobiety pracowały krócej o 3 lata za każde urodzone dziecko, wyrastają z tej samej filozofii „wynagradzania” kobietom trudów związanych z tzw. drugim etatem w domu. Są propozycją z gruntu konserwatywną, nie zakładają bowiem zmiany stanu rzeczy, ale jego zakonserwowanie i dostosowanie się do takich a nie innych uwarunkowań. Wpisują się w myślenie patriarchalne, definiujące kobietę wyłącznie przez jej funkcję biologiczną związaną z rodzeniem dzieci, opiekowaniem się osobami słabszymi, chorymi, a także model neoliberalny, w którym to rodziny ponoszą ciężar opieki, a nie państwo. O jakim „wynagradzaniu” jednak mowa, skoro w efekcie to kobiety będą miały niższe świadczenia?
Można rozważyć propozycję Ryszarda Bugaja, który zaproponował wprowadzenie jednakowego dla kobiet i mężczyzn minimalnego i maksymalnego wieku przejścia na emeryturę. Wtedy osoby, które są w pełni sił, mają ochotę, będą mogły pracować dłużej, a osoby, które takich warunków nie spełniają, będą chronione.
ECh: Moim zdaniem należy domagać się podstawowej, powszechnej emerytury obywatelskiej na poziomie minimum socjalnego (które i tak obliczone jest na bardzo skromne życie). Takie zabezpieczenie ciągle jeszcze jest np. w Holandii, z tym że jedynie dla obywateli i obywatelek tego kraju, dla rezydentów świadczenie wylicza się w proporcji do lat pracy w Holandii. By było to możliwe, konieczne jest zwiększenie stawek CIT w skali UE (w Polsce, Rumunii na Łotwie mamy najniższe stopy tego podatku, np. w Niemczech jest 29,5%, we Francji 33,3% , a u nas 19%). Państwo powinno doprowadzić do sprawiedliwszego podziału kosztów reprodukcji społecznej między firmami a gospodarstwami domowymi. Firmy w Polsce korzystają z przywilejów w postaci zmniejszania kosztów pracy (deregulacja prawa pracy), pomocy publicznej (transfery od europejskich podatników w postaci funduszy strukturalnych), a także ze zwolnień podatkowych (Specjalne Strefy Ekonomiczne), a zarazem mniej świadczą na utrzymanie społeczeństwa niż firmy w Niemczech czy Holandii. Konieczne jest też wprowadzenie podatku bankowego oraz postulowanego przez europejskich Zielonych podatku od transakcji finansowych. Dla neoliberalnego państwa podmiotem politycznym i obiektem troski nie jest obywatelka i obywatel, ani nawet nie przedsiębiorcy, ale inwestor. Dyskusja o emeryturach to także dyskusja o tym, jak odzyskać nasze obywatelstwo.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.