Zielona obietnica demokracji
Co Zieloni sądzą o obecnym zmęczeniu demokracją przedstawicielską? Czy zielona idea włączania większej liczby ludzi na coraz nowe sposoby w proces polityczny może być odpowiedzią na to ogólne rozczarowanie? Rozmowa Ski Keller i Johna Barry’ego.
Zielony Magazyn Europejski: Co jako zieloni politycy sądzicie na temat obecnego stanu demokracji w Europie?
Ska Keller: Jeżeli chodzi o europejską demokrację, ma ona dwa poziomy: jaka jest i jak jest postrzegana. Demokracja w Europie jest postrzegana jako bardzo powierzchowna. I chociaż oczywiście powinno się ją pogłębiać, nie sądzę, aby było tak źle, jak często się uważa. A przynajmniej niekoniecznie jest gorzej niż na wielu innych poziomach, w polityce krajowej czy lokalnej. Ale jest postrzegana jako znacznie gorsza. W celu poprawy stanu demokracji w Europie bardzo ważne jest wzmocnienie Parlamentu Europejskiego, danie mu prawa inicjatywy prawodawczej, wprowadzenia ponadnarodowych list, poprawa Europejskiej Inicjatywy Europejskiej, ponieważ obecnie bariery są zbyt wysokie w stosunku do mizernego wyniku, jaki daje ten instrument. Nie chodzi tylko o poprawę demokratycznych powiązań instytucji, jak rządy, ale o to, by trafić bezpośrednio do ludzi. Jest bardzo ważne, aby wszyscy Europejczycy czuli, że mają w Europie bezpośredni głos, nie tylko poprzez rządy i parlamenty na poziomie krajowym.
John Barry: Mamy do czynienia z ogólną alienacją w ramach rozwiniętych demokracji w Europie i ich formalną polityką. System konkurujących ze sobą partii, parlamenty narodowe i regionalne… Istnieje pewne zmęczenie tym rodzajem rządu przedstawicielskiego i może nad tym powinniśmy debatować jako Zieloni. Nie tylko jak zreformować instytucje demokracji, ale jak efektywnie zbudować politykę demokratyczną na poziomie europejskim, narodowym i prawdziwie lokalnym. Uważam też, że istnieje rosnący kontekst niepewności u wielu ludzi w Europie. Bez wątpienia tak jest w moim własnym mieście, Belfaście, gdzie sytuację pogarsza spuścizna konfliktu w Irlandii Północnej, tworząca niepewność i niepokój. Wpływ polityki zaciskania pasa, globalny kryzys ekonomiczny i poczucie, że globalizacja wymknęła się spod kontroli, dodatkowo pogłębiają tę alienację.
Filar ruchu Zielonych
ZME: Jako Zieloni mamy bardzo silne zobowiązanie wobec demokracji. Czy zgodzilibyście się, że Zieloni postrzegają demokrację nie tylko jako narzędzie, ale jako cel sam w sobie? Czy uważacie, że podejście Zielonych do demokracji jest odmienne niż innych partii?
SK: Oczywiście, demokracja jest niezwykle ważna dla nas, Zielonych, jest wartością samą w sobie, ale jest także narzędziem tworzenia polityk, które są korzystne dla ludzi. Tylko jeżeli tworzy się politykę w demokratyczny sposób, pozwalając ludziom uczestniczyć w jej kształtowaniu, może być ona właściwa. Więc jest wartością samą w sobie, jednak ostatecznie, celem stojącym za nią jest danie wszystkim możliwości uczestnictwa i wysłuchanie głosów wszystkich.
JB: Uważam, że musimy wszyscy pamiętać, że demokracja jest jednym z czterech filarów ruchu Zielonych. Co rzeczywiście odróżnia Zielonych to fakt, że chcemy realnej demokratyzacji. Wyznajemy zasadę, że demokracja powinna poszerzać się na tak wiele obszarów naszego życia społecznego, jak to tylko możliwe. Kluczową kwestią dla Zielonych jest „dlaczego demokracja ma się kończyć na bramie fabryki albo drzwiach biura?”. Zieloni postrzegają obywateli nie tylko jako płatników podatków, nie tylko jako wyborców, raczej zachęcamy ludzi do przejęcia kontroli nad swoim życiem w demokratyczny sposób. Ostatecznie, chcemy stworzyć demokratyczną kulturę i społeczeństwo, a nie tylko formalny demokratyczny system instytucji, który pozwala obywatelom głosować.
ZME: Można argumentować, że w latach 70. i 80., gdy ruch Zielonych rozwijał się, idea demokracji jako szerszy ideał społeczny zamiast formy organizacji instytucjonalnej był bardziej zakorzeniony, podczas gdy w następnych latach nastąpił regres. Co uważacie, że się tu zmieniło? Czy możliwe jest wykształcenie kultury demokratycznego uczestnictwa w dzisiejszym indywidualistycznym społeczeństwie?
JB: Oczywiście, to bardzo ważne, szczególnie że obecnie należy zauważyć, że globalny kryzys ekonomiczny w Parlamencie Europejskim jest także kryzysem demokratycznym. Podobnie ma miejsce kryzys ekologiczny wokół zmiany klimatu, z niezdolnością uwzględnienia przez decydentów, że ma to wpływ na nasze życia. Zielona obietnica demokracji jest ideą, że włączamy więcej ludzi w dyskusję wokół, na przykład, prawdziwego wpływu na nasze decyzje energetyczne. Nie wszystkie problemy można rozwiązać przez więcej demokracji, a demokracja jako procedura podejmowania decyzji nie gwarantuje konkretnego wyniku, ale w równowadze ma szansę wytworzyć bardziej sprawiedliwe, równe i zrównoważone wyniki.
Pośród Zielonych czasem istnieje antypatia wobec idei przywództwa, że jest cokolwiek autorytarna, co zawsze jest zagrożeniem, ale nie powinniśmy bać się dystrybucji przywództwa – przywództwa, a nie przywódców. Obecnie jesteśmy w erze obsesji pasywności mediów, gdzie obywatele zwyczajnie siedzą i postrzegają politykę jako spektakl i myślę, że tym należy się zająć.
SK: Jeżeli spojrzeć na doświadczenie Europy Wschodniej, było wręcz odwrotnie. Widzieliśmy falę ruchów demokratycznych w latach 90. Dlatego odrzuciłabym pogląd, że indywidualizm działa przeciwnie do demokracji. Doświadczyliśmy tego, że nie można mieć demokracji bez zachowania indywidualnych wolności ludzi, ponieważ ta wolność jest potrzebna, aby brać udział, mieć swobodę wyrażania siebie i niezgadzania się z innymi. A zatem bardzo ważne jest, żeby ludzie widzieli wartość siebie i innych i odrzucali pogląd, że indywidualizm działa wbrew wspólnocie. Musimy być zdolni do tego, by postawić jednostkę w centrum tworzenia polityki.
JB: Uważam, że zielony republikanizm może odpowiedzieć na pytanie, jak zrównoważyć całkowite skupienie na wolności i swobodach jednostki z wymogami życia razem z innymi. Demokracja jest nieagresywnym sposobem niezgody i kontestacja jest czasem ważniejsza niż konsensus. Nie powinniśmy od niej się odwracać.
Odwaga sprzeciwu
ZME: W niektórych partiach Zielonych może być obawa przed różnicą zdań, debatą czy niezgodą, ponieważ istnieje strach przed tworzeniem podziałów i konfliktami. Czy widzicie to także w swoich partiach?
JB: Częściowym powodem, dla którego ideał republikański przemawia do mnie, jest to, że pochodzę z kontekstu politycznego, który był bardzo agresywny i napięty, gdzie różnica zdań była właściwie niebezpieczna, więc można sobie wyobrazić, że powinienem iść w przeciwną stronę i nie popierać różnicy zdań czy kontestacji. Ale w rzeczywistości większe poczucie mocy daje mi zielona, mocna wersja demokracji, w której ludzie mają prawo fundamentalnie się nie zgadzać, ale ostatecznie respektują się wzajemnie jako współobywatele. To jest kluczowa kwestia, że indywidualizm, niezgoda i kontestacja mogą być pogodzone na podstawie pewnego stopnia solidarności i wspólnego obywatelstwa. Mamy wspólne życie i wspólne dobro i o to właśnie chodzi w polityce, to nie jest nauka ścisła. Dlatego demokracja jest jedyną drogą naprzód, jeśli zależy nam na debacie i deliberacji.
SK: Każda partia ma swoje tradycje i historię polityczną i żaden system nie jest idealny, także niemieccy Zieloni prowadzili ogromne dyskusje nad demokratyzacją i zawsze istnieją różnice poglądów. Najogólniej, powiedziałabym że działa to całkiem dobrze, ale uczymy się i adaptujemy cały czas i ma miejsce żywa debata. Podczas kampanii wyborczej czasem bardzo utrudnia to sprawy. Jednak jest bardzo ważne, aby istniały żywe debaty polityczne wewnątrz partii. Oczywiście Zieloni są mniej lub bardziej zgodni w kwestii tego, jaki chcieliby widzieć lepszy świat, ale sposób, w który do niego dążymy, jest często przedmiotem dyskusji. Te niezgodności muszą wyjść na powierzchnię i im więcej miejsca damy otwartym debatom, tym mniejsze jest później ryzyko ujawnienia się jakichś ukrytych niezgodności. Jednak demokracja nie jest nigdy idealna, należy ją ciągle poprawiać; tradycje, które niegdyś były efektywne, mogą nie być dziś aktualne. Ludzie się zmieniają, technologie też i musimy być zdolni do adaptacji, ponieważ demokracja żyje tylko wtedy, gdy się porusza.
ZME: Sposób, w jaki demokracja jest praktykowana przez Zielonych w naszych własnych strukturach, mówi wiele o naszych pomysłach na nią. Czy uważacie, że istnieje dziś duży podział w partiach między profesjonalistami, aktywistami i wolontariuszami i czy próbujecie jakoś wzmocnić zaangażowanie aktywistów w proces demokratyczny w ramach waszych partii?
SK: Aktywistki i aktywiści są zawsze najważniejszą częścią każdej partii i zawsze zadziwia mnie, że inne partie zbierają się w środku tygodnia, kiedy jasne jest, że żaden wolontariusz nie przyjdzie i obecni będą tylko zawodowcy. Zebrania naszej partii mają miejsce w weekendy, aby umożliwić wszystkim uczestnictwo. Lokalne grupy partii zależą od pracy wolontariuszy, szczególnie na wschodzie, gdzie nie ma żadnych profesjonalnych struktur, wszystko i cała organizacja zależy od wolontariuszy.
JB: Nasza partia jest względnie młoda i mała, zatem jest znacznie bardziej egalitarna. Mieliśmy już dyskusje wokół kwestii, że debata demokratyczna jest formą uczenia społecznego – musimy się ciągle zmieniać. Jeżeli mam jedną krytykę wobec ruchu Zielonych, którego członkiem jestem już niemal 25 lat, to że jesteśmy zdecydowanie zbyt mili i nie stawiamy sobie nawzajem wyzwań tak często, jak powinniśmy, co często prowadzi do leniwego konsensusu, w którym wszyscy ostatecznie się zgadzamy. Cierpimy w ciszy, co nie tylko buduje niechęć, ale oznacza, że nie uczymy się. Dla mnie częścią demokratycznego procesu podejmowania decyzji jest społeczne uczenie się.
Długofalowe wyzwanie
ZME: Szerszym wyzwaniem społecznym jest niezdolność lub niechęć reprezentantów politycznych i instytucji w naszym obecnym systemie demokratycznym do przyjęcia perspektywy długoterminowej, odniesienia się np. do kryzysu ekologicznego. Istniała propozycja „Senatu dla Przyszłych Pokoleń”, stworzona przez reprezentantów społeczeństwa obywatelskiego. Czy uważacie, że jest to środek zapewnienia, że sprostamy celom zrównoważonego rozwoju?
JB: To jest jedno z największych wyzwań, ale nie jest to tylko kwestia instytucji demokratycznych. Żyjemy w kulturze krótkoterminowej, która jest przeciwieństwem zrównoważonego rozwoju. Na poziomie makro jasno to pokazuje sposób, w jaki działa gospodarka. Ciągle słyszymy w mediach, jak politycy odnoszą się do kwartałów. Z kolei na poziomie mikro istnieje kultura konsumencka, która infantylizuje obywateli, co powoduje, że ludzie chcą ciągłej gratyfikacji. W tym samym czasie system polityczny w najlepszym razie czeka na kolejne wybory, więc trudno zobaczyć, jak równowaga mogłaby być wprowadzona w taki system. W plemieniu Irokezów istniało tzw. „prawo siódmego pokolenia”, które mówi, że obecne pokolenia powinny żyć i pracować w sposób zrównoważony, biorąc pod uwagę, jakie są konsekwencje ich działań dla siedmiu następnych pokoleń. Przy każdej decyzji wobec sieci dróg czy infrastruktury energii musimy zadać pytanie „jaki będzie wpływ tego na trzy, cztery, pięć następnych pokoleń?”. Myślę, że istnieją mechanizmy instytucjonalne, dzięki którym możemy to zrobić, np. druga izba składająca się z ludzi reprezentujących dzieci, świat istot pozaludzkich czy myślenie długoterminowe. Skoro możemy sprawdzać każdą ustawę pod kątem równości, tak jak w Irlandii Północnej, to dlaczego nie ma obowiązkowych wymagań, żeby wielkoskalowe zmiany infrastrukturalne w społeczeństwie były sprawdzane pod kątem zrównoważenia? Istnieje wiele demokratycznych innowacji, które mogłyby pomóc we wprowadzeniu tego długoterminowego myślenia.
SK: Myślenie krótkoterminowe nie jest niczym nowym, nie jest też związane z kapitalizmem. Jest właściwie całkiem naturalne i zrozumiałe z punktu widzenia ludzi, ponieważ trudno przewidzieć, co stanie się za rok czy dziesięć lat. Więc pytanie: jak wziąć pod uwagę konsekwencje długoterminowe? Może potrzebne jest przywództwo, o którym wspomniałeś, aby przekonywać do bardziej długoterminowego myślenia. Ale przecież cała nasza partia była tworzona z uwzględnieniem tej długoterminowej perspektywy, aby patrzyła w przyszłość. Weźmy pod uwagę niszczenie środowiska naturalnego – ma to miejsce z zyskiem krótkoterminowym, ale długoterminowymi stratami. Nasza partia jest dowodem na to, że ludzie mogą zebrać się i powiedzieć „Musimy myśleć długoterminowo”. Nie powiedziałbym, żeby to było proste, jak powiedzenie, że jest to związane z konsumeryzmem. Istnieje też problem w kwestiach wyborczych, np. jeżeli zostajesz wybrany na cztery czy pięć lat, naturalnie będziesz myśleć w tych kategoriach, ale jednocześnie nie byłoby dobrym pomysłem wydłużenie okresów wyborczych do dziesięciu lat.
JB: Tym, co jest tak wyjątkowe w naszej obecnej sytuacji, jest fakt, że wiemy o naszym ciągłym uzależnieniu od węgla, nasze życie jest oparte na zasadzie „zrób, weź i wyrzuć”, co ma swoje krótko- i długoterminowe konsekwencje. W rzeczywistości, w odróżnieniu od poprzednich pokoleń ludzi, którym można było wybaczyć krótkoterminowe myślenie, ponieważ nie mieli wiedzy, my już wiemy, że za 10-20 lat napotkamy poważne problemy ekologiczne, jeżeli będziemy podążać tą ścieżką niszczenia środowiska, tkwiąc w gospodarce opartej na paliwach kopalnych i nieograniczonym wzroście gospodarczym. Przedstawianie tego szerszej opinii to jednak nie lada wyzwanie, gdyż łatwo możemy być postrzegani (i odrzucani) jako „prorocy zagłady”. Musimy zauważyć, że żyjemy w bezprecedensowej sytuacji, że to pokolenie ludzi może w zasadzie dokumentować własny upadek. Nie potrzebujemy dalszych raportów naukowych, aby mówiły nam, co czynimy – dobrze wiemy, co czynimy. Brak nam siły politycznej i wyobraźni, aby coś z tym zrobić.
Zielona definicja wolności
SK: Musimy być ostrożni wobec poszukiwania rozwiązań, jakbyśmy wiedzieli lepiej niż wszyscy pozostali, co jest najlepsze dla ludzi, ponieważ każdy z osobna ma zdolność podejmowania własnych wyborów. Jest to wyzwanie, ponieważ nie da się przekonać wszystkich, nawet dowodami naukowymi, że potrzebujemy mniejszych emisji CO2. Mimo to państwo ma obowiązek regulowania zachowań społeczeństwa. Dlatego mamy podatki, zarówno od różnych dóbr, jak i od rzeczy szkodliwych dla społeczeństwa. Jest to obowiązek, ponieważ państwo potrzebuje dochodów i ma sens nakładanie podatków na to, co może być szkodliwe dla społeczeństwa. Nie można zabronić ludziom działań takich jak latanie samolotem, ale można zwyczajnie powiedzieć, że jeżeli wybierają czynność, która jest szkodliwa dla społeczeństwa, należy przyjąć politykę „zanieczyszczający płaci”. Naturalnie, nie można wycenić jakości życia przyszłych pokoleń, ale można przynajmniej przekonać ludzi do osobistego wkładu. Uważam też, że bardzo ważne jest stawianie wyzwań naszemu pojęciu wolności. Wolność nie polega na posiadaniu domu i ładnego samochodu; chodzi też o wolność do życia w zdrowym otoczeniu, posiadanie przestrzeni dla kreatywności, brak potrzeby pracowania w nadgodzinach – wolność do robienia innych rzeczy w życiu. Powinniśmy stawiać wyzwanie temu pojęciu wolności jako jedynie wolności posiadania i proponować szersze rozumienie tego, co oznacza wolność.
ZME: Czy macie konkretne propozycje instytucjonalne poprawy sposobów uprawiania polityki i zwiększenia partycypacji? Konkretne przykłady?
JB: W Porto Alegre w Brazylii wprowadzono np. tzw. budżet partycypacyjny. Pozwala on zwykłym obywatelom na oddolne, demokratyczne decydowanie o przeznaczeniu publicznych środków. Eksperymentowano nad tym także w innych miejscach. Pokazuje to ludziom, że to są ich pieniądze i powinni mieć wpływ na to, jak są wydawane. Podoba mi się też pomysł spółdzielni pracowniczych, nie tylko dlatego że daje to władzę obywatelom, zwiększając ich świadomość społeczną, ale także dlatego, że są bardziej świadomi środowiskowo i niekoniecznie podążają za wzrostem gospodarczym, ponieważ cenią równowagę między pracą a czasem wolnym. Daje to też robotnikom więcej wolności. Uważam że jako Zieloni powinniśmy promować autonomię w miejscu pracy.
SK: Tak, istnieje wiele przykładów lokalnych inicjatyw, nie wszystkie naturalnie odnoszą sukces, ale ważne jest eksperymentowanie z innymi formami. Jednym z takich obszarów jest budżet lokalny, innym – miejskie planowanie komunalne. Np. jeżeli niszczy się budynek, mieszkańcy zbierają się i decydują, co powinno się wydarzyć. Ostatnio w Berlinie odbyło się referendum dotyczące lądowisk i ludzie zdecydowali, aby pozostawić je wolnymi i dostępnymi dla wszystkich i nie budować więcej domów na nich. Mamy też waluty lokalne i cyfrowe formy partycypacji, które są naprawdę interesującymi formami i powinniśmy być zawsze otwarci na nowe pomysły.
Artykuł The Green promise of democracy ukazał się w „Green European Journal” (Zielonym Magazynie Europejskim). Przeł. Tomasz Szustek.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.