Nowe wizje dla Londynu
W poszukiwaniu nowych trendów ekopolitycznych zaglądamy do stolicy Wielkiej Brytanii. Już 5 maja wybierać będzie swojego burmistrza i radnych.
Jakie szanse mają w tym wyścigu Zieloni?
Zeszłoroczne wybory parlamentarne były dla partii Natalie Bennett umiarkowanie udane.
Z jednej strony znacząco udało się jej zwiększyć bazę członkowską. Pojawiła się szansa na dodatkowy jeden, dwa mandaty w Izbie Gmin, co dla małej partii w systemie większościowym jest sporym wyczynem. Zdarzały się nawet sondaże, w których Zieloni wyprzedzali współrządzących wówczas krajem Liberalnych Demokratów.
Ostatecznie jednak z tych nadziei niewiele pozostało. Bennett nie wypadła najlepiej w debatach telewizyjnych. Po wyborach okazało się, że utrzymanie mandatu Caroline Lucas w Brighton było jedynym wyborczym osiągnięciem – mimo wzrostu poparcia z poziomu 1% w roku 2010 do 3,8%. Wybór Jeremy’ego Corbyna na lidera Partii Pracy i złożona przezeń obietnica przestawienia partii na bardziej lewicowe tory spowodowała odpływ części bazy członkowskiej i elektoratu.
Nie da się zresztą ukryć, że na scenie politycznej zrobiło się ciasno – przede wszystkim ze względu na wzrost znaczenia eurosceptycznej, antyimigranckiej Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP). Formacja pod wodzą Nigela Faraga zdobyła wprawdzie tylko jeden mandat w Izbie Gmin, za to w sondażach nadal potrafi notować poparcie rzędu 15, a nawet 20%.
Bitwa o Londyn
Ma to szczególne znaczenie w tych wyborach, które odbywają się choć w części proporcjonalnie. Dobrym tego przykładem jest Londyn. Cztery lata temu udało się Zielonym Anglii i Walii zdobyć trzeci najlepszy wynik – zarówno w wyborach na stanowisko burmistrza, jak i w głosowaniu do Zgromadzenia Większego Londynu (GLA).
Wówczas starczyło to na utrzymanie 2 miejsc w 25-osobowym Zgromadzeniu – teraz jednak pięcioprocentowy próg wyborczy przekracza również i UKIP, w związku z czym zwiększenie stanu posiadania będzie nie lada wyzwaniem.
Próbując mu sprostać, Zieloni po raz kolejny postawili na kobietę.
Ich kandydatką na burmistrzynię jest Sian Berry – wieloletnia działaczka na rzecz zrównoważonego transportu, która kandydowała już na to stanowisko w roku 2008.
Postawili również na śmiałe pomysły programowe, którym udało się przykuć uwagę mediów. Zamiast walczyć z wiatrakami i przekonywać elektorat, że jego problemy są niczym wobec „ważniejszych tematów”, postawili przede wszystkim na dwie palące kwestie – mieszkalnictwo oraz transport.
Stolica na ludzką kieszeń
Londyn to drogie miasto. Nie brak w nim również konfliktów między lokalnymi społecznościami a inwestorami. By rozwiązać ten problem, Berry i jej ekipa obiecują 200 tysięcy nowych mieszkań, z czego co najmniej połowa byłaby wybudowana przez władze dzielnic, spółdzielnie mieszkaniowe czy małych deweloperów.
Miałoby się to udać dzięki stworzeniu nienastawionej na zysk miejskiej firmy budowlanej, stworzeniu specjalnej komisji przyznającej więcej niż do tej pory gruntów na dostępne cenowo budownictwo, a także przyznania „prawa do rewitalizacji” jako alternatywy dla gentryfikacji – w wizji tej to lokalne społeczności opracowywałyby plany odzyskania przez siebie blasku, po czym miasto przyznawałoby im pieniądze na sfinansowanie projektu.
By z kolei wzmocnić siłę przetargową osób wynajmujących mieszkania na rynku prywatnym, Zieloni w Londynie proponują powołanie stowarzyszenia lokatorów, które udzielałoby porad prawnych, lobbowało na szczeblu centralnym na rzecz umożliwienia samorządom wprowadzania kontroli wysokości czynszów czy demaskowało nieuczciwe praktyki właścicieli wynajmowanych mieszkań.
Równie szeroko zakrojony jest plan ujednolicenia taryf komunikacji miejskiej. Zamiast kilku stref, do roku 2015 całe miasto miałoby być objęte jedną strefą cenową, co zdaniem Zielonych skończyłoby z karaniem słabiej zarabiających osób, których wysokie ceny mieszkań i wynajmu zmusiły do życia w bardziej odległych dzielnicach miasta. Łatwiejsze byłyby również przesiadki między różnymi środkami komunikacji.
Ludzie i środowisko
Priorytety komunikacyjne i troskę o globalny klimat pokazywać ma śmiały projekt zamknięcia lotniska City, które zostałoby zmienione w nową przestrzeń biznesowo-mieszkaniową. Innym proklimatycznym działaniem miałoby być powstanie miejskiej spółki energetycznej, która zamiast na zysk nastawiona byłaby na finansowanie podnoszenia efektywności energetycznej budynków czy walkę z ubóstwem energetycznym, np. poprzez oferowanie taryf socjalnych.
Walka o sprawiedliwość społeczną nie jest dla nich sprzeczna ze wspieraniem lokalnego biznesu.
Wsparcia dla małych i średnich przedsiębiorców miałby udzielać nowo powołany Bank dla Londynu, oferujący im preferencyjne pożyczki.
Większa część zlecanych przez miasto zamówień publicznych trafiałaby do mniejszych firm – pod warunkiem jednak, że swoim pracownikom płacić będą tzw. Living Wage, wyższą niż urzędowa płaca minimalna i umożliwiającą skromne, ale godne życie w stolicy Zjednoczonego Królestwa.
Nie jest to jedyny wątek, poruszany przy okazji zamówień publicznych. Powinny one być przygotowywane w konsultacji z osobami starszymi, rodzicami czy osobami z niepełnosprawnościami, by lepiej uwzględniały one potrzeby tych grup – szczególnie te transportowe.
Partycypacja społeczna nie ograniczałaby się wyłącznie do konsultacji. Zdaniem Zielonych jak najbardziej możliwe jest, by do roku 2020 20% budżetu, pozostającego w dyspozycji Zgromadzenia Wielkiego Londynu, przeznaczonych było na budżet partycypacyjny.
Wyborcza majówka
Czy te ambitne plany będą miały szansę na realizację? Wiele zależy od ostatecznego układu sił w Zgromadzeniu. Od jego powstania w ramach projektów decentralizacyjnych Partii Pracy w roku 2000 żadna z partii nie miała w nim samodzielnej większości.
Na dzień dzisiejszy sondaże wskazują spore prawdopodobieństwo wygrania tych wyborów przez Partię Pracy. Jej kandydat na burmistrza, Sadiq Khan, w ostatnich badaniach opinii publicznej prowadzi z kandydatem konserwatystów, Zakiem Goldsmithem stosunkiem głosów sięgającym nawet 60 do 40 w drugiej turze (po rozdzieleniu preferencji kandydatów z mniejszym poparciem).
A Zieloni?
Walka o trzecie miejsce z Liberalnymi Demokratami oraz UKIP będzie zażarta.
W ostatnich miesiącach Sian Berry notowała poparcie w przedziale 2-6% – tak jak i jej konkurenci, Caroline Pidgeon oraz Peter Whittle. Ostatnimi czasy coraz częściej w tym wyścigu na czoło zaczął wychodzić kandydat UKIP.
Wybory do Zgromadzenia to jeszcze inna kwestia. Tu Zieloni osiągają z reguły lepsze notowania niż w głosowaniu na stanowisko burmistrza. Dla przykładu – w roku 2012 kandydująca na ten urząd Jenny Jones zdobyła 4,5% głosów, podczas gdy w wyborach do GLA Zieloni Anglii i Walii mogli się pochwalić poparciem na poziomie 8,5%.
Całkiem zatem możliwe, że wyścig o tytuł politycznej trzeciej siły w Londynie będzie w tym roku bardziej emocjonujący, niż pojedynek o pierwsze miejsce.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.