Miasta walczą o klimat
Między zakończonym fiaskiem szczytem w Kopenhadze a niejednoznacznym Paryżem na froncie walki ze zmianami klimatu pojawili się nowi gracze.
Wśród nich znajdziemy również miasta z całego świata.
Gra warta jest świeczki. Już ponad połowa globalnej populacji zamieszkuje obszary miejskie. Choć poszczególne państwa zadeklarowały niedawno swoje cele redukcji emisji gazów cieplarnianych, to werdykt jest jasny – na dziś są za mało ambitne.
Brakujące ogniwo?
Od grudnia tego roku wiemy już, że społeczność międzynarodowa chce celować w przedział wzrostu temperatur rzędu 1,5-2 stopni Celsjusza w porównaniu do epoki przedprzemysłowej. Z deklaracji prezentowanych przed i w trakcie szczytu COP21 wyłania się wedle prognoz ocieplenie od 2,7 do 3,3 stopni – dużo za dużo, jeśli chcemy uniknąć wymknięcia się klimatu spod kontroli.
Doceniając zatem wejście do globalnego wyścigu klimatycznego dotychczasowych hamulcowych, takich jak Stany Zjednoczone czy Chiny, a także zmianę politycznej warty w eksportującej węgiel Australii czy korzystającej z pisaków roponośnych Kanady pamiętać należy również o innych niż państwa graczach.
Graczach, których oddolne działania mogą pomóc w domknięciu luki między obietnicami rządów a granicą klimatycznego bezpieczeństwa.
O miastach.
Ich wysiłki w tej materii są coraz lepiej udokumentowane. Proklimatyczne posunięcia burmistrzów z najróżniejszych stron świata zainspirowały Benjamina Barbera do snucia rozważań na temat przyszłości, w której metropolie mają do powiedzenia więcej niż państwa narodowe.
Z każdym rokiem powstają kolejne sieci miejscowości, wymieniających się realizowanymi przez siebie dobrymi praktykami.
Chronić każdy może
Jedną z takich sieci jest C40 Cities, która wraz z duńskim think-tankiem Sustainia, zajmującym się promocją najnowszych trendów w zakresie zrównoważonego rozwoju, przygotowała raport Cities100.
To subiektywny przegląd najciekawszych, zgłoszonych tej organizacji działań, służących ludziom i środowisku, pogrupowanych w 10 kategorii – od energetyki odnawialnej, poprzez budownictwo, transport, aż po partycypację obywatelską i finansowanie działań proklimatycznych.
Warto odnotować, że mówimy tu o działaniach realizowanych nie tylko w wielkich, bogatych metropoliach takich jak Nowy Jork, Londyn czy Paryż, ale też w miejscowościach zmagających się z niemałymi problemami społecznymi. Kair, Dżakarta czy Bogota to tylko niektóre z przykładów, warto je jednak odnotować zanim usłyszymy rytualną mantrę o „ekologii, na którą mogą pozwolić sobie bogaci”.
Kiedy zresztą przejrzymy zaprezentowane w obszernej publikacji przykłady szybko okaże się, że kwestia dbałości o środowisko to dla miast nie żadna fanaberia, ale konieczność. Z jednej strony na własnej skórze doświadczają one skutki anomalii pogodowych, które wzmagają się wraz ze wzrostem globalnej temperatury.
Nowy Jork poniósł w wyniku wielkiego huraganu Sandy straty sięgające 19 miliardów dolarów. Oberwanie chmury, które zdarzyło się w roku 2011 Kopenhadze przyniosło stolicy Danii szkody szacowane na równowartość miliarda dolarów. To ogromne koszty nawet dla zamożnych miejscowości – a nie trzeba dodawać, że klęski żywiołowe przytrafiają się nie tylko im…
Ludzie w centrum
Z drugiej strony działania proklimatyczne coraz częściej wpisywane są w szerszy kontekst rewitalizacji zaniedbanych miejskich dzielnic oraz walki z nierównościami społecznymi.
Tak jest na przykład w walijskim Cardiff, gdzie ambitnemu planowi zejścia z wykorzystaniem zasobów naturalnych do poziomu umożliwiającego ich regenerację („jednej planety”) do roku 2050 towarzyszy m.in. termorenowacja mieszkań osób, zagrożonych ubóstwem energetycznym. Niższe rachunki za prąd mają pozwolić im na poprawę jakości życia, a cieplejsze domy w zimie przyczynić się do poprawy stanu zdrowia.
Inwestycje w zrównoważony rozwój dają szansę na szeroko pojęte pobudzenie lokalnej społeczności. Integracja różnego rodzaju działań proekologicznych może tu przynieść niemałe korzyści – dla przykładu szeroko zakrojony projekt poprawy jakości gospodarki odpadami w hinduskim Bengaluru ma przyczynić się do powstania aż 19 tysięcy miejsc pracy do roku 2016.
Nawet mniej szeroko zakrojone działania mogą przynosić niemałe korzyści. Plan amerykańskiej Atlanty, stawiającej sobie za cel zmniejszenie zużycia energii oraz wody o 20% ma przynieść nie tylko ograniczenie ilości emisji gazów cieplarnianych, ale też przez pierwsze lata jego funkcjonowania przyczynić się do tworzenia do tysiąca nowych miejsc pracy rocznie, np. przy audytach energetycznych.
To, że działania na rzecz ochrony klimatu generują zatrudnienie – a to przy promowaniu samochodów elektrycznych w jordańskim Ammanie, a to przy rozbudowie sieci szybkiego transportu autobusowego (BRT) w miastach całego świata, to jedno. Inicjatywy te mają potencjał do włączania w obręb bezpiecznej, legalnej pracy osoby do tej pory pracujące nieformalnie.
Strona społeczna
Tak też się stało w Bogocie, gdzie program Zero Odpadów wykorzystano do zatrudnienia i zaopatrzenia w niezbędny do bezpiecznego wykonywania zadań sprzęt dotychczasowych zbieraczy śmieci. Wszystko to nie przeszkodziło w obniżeniu średnich kosztów wywózki odpadów dla mieszkańców o 15%.
Nie tylko inkluzja społeczna, ale również demokratyczna partycypacja zaczyna odgrywać w miejskich strategiach (pro)klimatycznych rosnącą rolę. Zamiast oddawać te kwestie w ręce „bezstronnych ekspertów” samorządy zaczynają doceniać znaczenie oddolnej wiedzy.
Seul postawił sobie ambitny plan – do roku 2020 chce ściąć swe emisje gazów cieplarnianych o 25%. Stolica Korei Południowej chce to osiągnąć m.in. dzięki zwiększaniu udziału transportu zbiorowego w ogóle przejazdów w mieście – a tego nie da się zrobić bez poznania potrzeb samych, obecnych i potencjalnych, osób z niego korzystających względem tras czy komfortu przejazdu.
Działania na rzecz bardziej zielonego miasta mogą jak najbardziej służyć integrowaniu lokalnych społeczności. Wolontariusze w Waszyngtonie „ruszyli w miasto”, szczególnie zaś do najbardziej zagrożonych wykluczeniem społecznym okolic i społeczności, by rozmawiać ze swymi sąsiadami o oszczędzaniu wody czy energii.
Ich działania miały na celu pokazanie, że ambitne cele miasta, takie jak zmniejszenie zużycia wody o 40% czy ilości odpadów o 15% nie zostaną osiągnięte wyłącznie przez odgórne działania Ratusza. Oddolna aktywność – nawet gdyby miała pełnić rolę uzupełniającą – pomaga w zwiększeniu świadomości na temat wpływu zmian klimatu na codzienne życie i takie jego aspekty, jak wysokość płaconych przez siebie rachunków.
Aktywny samorząd
Wyłuskać główne trendy z setki inspirujących przykładów z najróżniejszych dziedzin miejskiego życia nie jest sprawą łatwą.
Niewątpliwie cieszy, że łączenie kwestii ekologicznych i społecznych stało się standardem zielonej polityki miejskiej – niezależnie od tego, czy mówimy o wielkich projektach w rodzaju rekultywacji obszarów poprzemysłowych w Sztokholmie czy Wuhanie, aż po rozwój miejskiego ogrodnictwa w Londynie.
Zauważalne staje się również wykorzystywanie zamówień publicznych na rzecz działań przyjaznych ludziom i środowisku. Waszyngton zdecydował się na podpisanie 20-letniego porozumienia, dzięki czemu będzie zaspokajał do 1/3 swojego zapotrzebowania na elektryczność z pobliskiej farmy wiatrowej po cenie o 30% niższej niż „kopalne” alternatywy.
Porozumienie 24 miast pod przywództwem Londynu i Bogoty, które zobowiązały się do kupna 40 tysięcy nowych, przyjaznych środowisku autobusów, wydatnie przyczyniło się do stworzenia odpowiednio dużego, globalnego rynku stopniowo taniejących modeli hybrydowych i elektrycznych.
Zakupy te stanowią zresztą jeden z elementów walki o poprawę jakości powietrza w globalnych metropoliach, która ma niebagatelny wpływ na nasze zdrowie.
Wiatr zmian dotrze do Polski?
W najbliższych latach, o czym zresztą pisaliśmy, czekać nas będzie napływ unijnych pieniędzy na budowę nowej, niskoemisyjnej gospodarki. Nie zabraknie nowych, miejskich dokumentów odsłaniających drogę do jej budowy na szczeblu lokalnym, jak dzieje się to zresztą w Warszawie.
Warto zatem – pamiętając o różnicach w możliwościach prawnych czy finansowych – czerpać z dobrych wzorców, jak chociażby włączenie wypożyczalni rowerów miejskich do systemu miejskiego transportu publicznego w Mexico City.
Czy podobnego, prostego udogodnienia doczekamy się w naszych miastach? Warto będzie obserwować nasze samorządy!
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.