Zielony jestem
Schowaj się za listek –
cisza w dygotaniu
w ich oczach z diamentu
pieni się żółć
[……………………………….]
wyciągnęli ramię cisza
ważą wyrok tak palec nie
dźwignia
przesuwa się w dółKazimierz Hoffman
Na początku grudnia odbył się kongres partii Zieloni 2004, w którym uczestniczyłem jako delegat koła lubelskiego. Było to dla mnie duże przeżycie. Poznałem wielu wspaniałych ludzi, którym jeszcze na czymś zależy, którym przyświecają jakieś ideały, którzy w życiu nie kierują się prymitywnie rozumianym pragmatyzmem. Z niektórymi z nich zgadzam się niemal całkowicie, z innymi trochę różnię się w poglądach, ale najważniejsze, żeby być razem i choćby w niewielkim stopniu przyczyniać się do zmiany tego naszego świata na lepsze. W związku z tym chciałbym podzielić się paroma refleksjami na temat tego, jak pojmuję zielony światopogląd.
Mottem moich rozważań jest fragment wiersza Kazimierza Hoffmana W ich oczach z diamentu. Wiersz ów pochodzi z maleńkiego rozmiarami, ale wielkiego głębokością przemyśleń zbioru Zielony jesteś, który ukazał się w 1964 r. w Wydawnictwie Morskim. Kazimierz Hoffman to jeden z moich najulubieńszych poetów, który swoimi wspaniałymi tomikami poezji (Trzy piętra domu, Rousseau, Drzewo obiecane, Zielony jesteś), przyczynił się do ukształtowania mojego ekologicznego światopoglądu. Piszę o nim, bo jest poetą, o którym nikt właściwie nie mówi, a jednocześnie w podręcznikach szkolnych i wystąpieniach tzw. autorytetów wmawia się domniemaną wielkość różnym drugorzędnym pisarzom. To jest jednak temat na inną okazję.
Wielkim admiratorem twórczości Kazimierza Hoffmana był Artur Sandauer, który w szkicu Samotność z dalekopisem tak pisał o Hoffmanie: „W latach 60. człowiek ląduje na księżycu, kosmiczne sondy docierają do planet. Technika święci tryumfy; zarazem jednak dla życia na globie stanowi to coraz bardziej oczywiste niebezpieczeństwo. I nie o ewentualne zrzucenie bomby atomowej już chodzi, lecz o niewątpliwe a bezustanne zatruwanie przyrody przez przemysł; groźba, którą dopiero ta generacja w pełni sobie uświadamia. Inny rodzaj zagrożenia tworzą – czy może fingują – wiadomości o lądowaniu na Ziemi pojazdów kosmicznych; każą one przeczuwać możliwość techniki doskonalszej niż ludzka. Dwa te niebezpieczeństwa – zatrucia przyrody oraz zagrożenia Ziemi od strony kosmosu – tworzą nowe poczucie solidarności – nie międzynarodowej już, lecz międzygatunkowej – z innymi mieszkańcami planety. Sytuacja jest bezprecedensowa. Po raz pierwszy człowiek czuje się – już nie, jak dawniej, na zasadzie hinduskiego «To jesteś ty», lecz na zasadzie wspólnego niebezpieczeństwa – spokrewniony z przyrodą. «Zielony jesteś» – mówi do siebie debiutant 1964 r. – zielony niczym pełznąca po ziemi i narażona na wypatrzenie przez jakieś czyhające z góry «oczy z diamentu» liszka”.
Niech ten przydługi cytat z najwybitniejszego powojennego krytyka literackiego będzie wyjaśnieniem motta, którym posłużyłem się pisząc ten artykuł, a jednocześnie upomnieniem się o pamięć o tym najwspanialszym polskim poecie ekologicznym, jakim był niewątpliwie Kazimierz Hoffman.
Ktoś kiedyś powiedział, że pierwszym elektronikiem był Tales z Miletu. Ów grecki filozof stwierdził, że potarty bursztyn przyciąga skrawki materii, ale nie potrafił oczywiście poprawnie wyjaśnić tego zjawiska. Gdyby jednak nie Tales i jemu podobni, to nie byłoby zapewne później Popowa, Marconiego i Edisona. W 1907 r. ludzkość wkroczyła na ścieżki nowoczesnej elektroniki. Lee De Forest skonstruował trójelektrodową lampę elektronową. W końcu powstał laser i człowiek nauczył się sterować ruchem fotonów. Elektronika kwantowa, fotonika, sterowanie strumieniami neutrin i mezonów! Wszystko to niesie ze sobą mnóstwo udogodnień, ale kto wie, czy nie jeszcze więcej zagrożeń. Człowiek staje na rozdrożu, na którym jedna droga wiedzie do przyprawiającego o zawrót głowy rozwoju, ale druga jest drogą do katastrofy, do zagłady człowieka i przyrody.
Jerzy Surdykowski w książce Groźba, wyzwanie, nadzieja w latach 70. XX wieku przestrzegał: „Przecież laser może być zarówno świetnym kanałem łączności, przewyższającym znane i stosowane linie mikrofalowe, idealnym narzędziem mierniczym o niezwykłej dokładności, jak też narzędziem niszczenia. Może wzniecać na odległość pożary, niszczyć samoloty i sztuczne satelity, naprowadzać bomby i rakiety. Może wreszcie służyć jako niedrogi i sprawny zapalnik do bomby wodorowej. Wszak właśnie dzięki niemu nawet Izrael, nawet Południowa Afryka, nawet choćby Andora będzie mogła zafundować sobie poręczną, tanią bombę termojądrową, pomijając kosztowny i pracochłonny etap rozbijania atomu”.
Gdy myślę teraz o tych wszystkich szaleństwach ludzkości, o tej całej drodze człowieka do samounicestwienia, o czym tak przejmująco pisał Konrad Lorenz w Regresie człowieczeństwa, to nie wyobrażam sobie ratunku bez pamiętania o kilku najprostszych zasadach. Cały szereg takich właśnie fundamentalnych zasad znajduję w dziełach wielkiego polskiego humanisty Stanisława Ossowskiego. Na mój światopogląd składa się z jednej strony świadomość wyzwań ekologicznych, a z drugiej socjalistyczny humanizm. Tutaj moim nauczycielem jest Stanisław Ossowski, który w pracy Ku nowym formom życia społecznego pisał: „Otóż musimy zdać sobie jasno sprawę, że realizacja demokratycznych postulatów nie da się pogodzić z zachowaniem ucisku względem jakichkolwiek grup. Przy próbach pogodzenia demokracji z jakąś formą ucisku musi się w życiu społecznym rozpanoszyć zakłamanie. Uciskana grupa staje się ropnym miejscem, z którego sączy się jad, zatruwający cały organizm. Nie można wychowywać ludzi na rzetelnych obywateli kształcąc ich równocześnie w tolerowaniu upośledzenia, tolerowaniu krzywdy jakichś obywateli drugiej klasy”.
Humanizmu nie zdeprecjonował ani XIX-wieczny pozytywizm, ani XX-wieczne ideologie przemocy. Potrzeba nam dziś wielkiej humanistycznej idei, która uśmierzy szaleństwa cywilizacji wielkoprzemysłowej i technologicznego sposobu myślenia oraz przywróci wiarę w człowieka. Sprawi też, że człowieczeństwo znów będzie uznawane za wartość nadrzędną. Taką wielką humanistyczną ideę odnajduję w myśli międzynarodowego ruchu Zielonych.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.