Jak trwoga to do… Gminy!
Jeszcze nigdy montaż instalacji fotowoltaicznej nie był tak tani.
Na rynku pojawiają się już oferty 1600 zł netto za kilowatopik, ale to chyba nie koniec jazdy w dół. Zwłaszcza że są już pierwsze przymiarki do sprzedaży instalacji używanych, które można nabyć od syndyków. Tak, producenci energii z dużych farm fotowoltaicznych stanęli u progu bankructwa. Wszystko przez skrajnie niskie ceny oferowane przez państwowych monopolistów, coraz częściej jest to mniej niż 20 groszy netto za kilowatogodzinę, a to dla wielu firm oznacza brak wystarczających środków na spłatę raty kredytu.
Skrócić łańcuch dostaw
Silny stres, graniczący z paniką to częste dzisiaj uczucia u producentów energii elektrycznej z fotowoltaiki. Nic więc dziwnego, że coraz większym zainteresowaniem cieszą się spółdzielnie energetyczne. Możliwość sprzedawania energii lokalnym firmom, samorządom i mieszkańcom bez drogiego pośrednika, jakim jest państwowy monopolista, i z dużym upustem na kosztach dystrybucji pozwala uzyskać większy zysk, a w aktualnej sytuacji to może być jedyny sposób na ocalenie firmy. Najwięcej za prąd płacą firmy, ale te rzadko zakładają spółdzielnie. Zdecydowanie częściej robią to samorządy, gminy wiejskie i wiejsko-miejskie. Co prawda samorząd to znacznie mniejszy klient niż średniej wielkości zakład przetwórczy, ale jego wiarygodność jako płatnika osładza ten fakt.
Przebudzenie w gminach
Ani ostatnie trzy lata istnienia spółdzielni energetycznych, ani programy edukacyjne opisujące korzyści z ich zakładania nie podziałały tak otrzeźwiająco na gminy jak rachunki za energię z początku 2025 roku. To właśnie na tych fakturach widać efekty wprowadzenia rozliczeń prosumenckich w systemie net-billing. Takich instalacji w gminach jest bardzo dużo. Brak faktycznych korzyści z tych inwestycji to zimny prysznic, ale odkrycie, że zakup energii z instalacji fotowoltaicznych w net-billingu jest droższy, niż gdyby tej instalacji w ogóle nie było, przyprawia już o palpitację serca. Jeszcze pół biedy, gdy taka instalacja jest na szkole albo urzędzie, bo te czynne są w dzień, a więc występuje jakakolwiek autokonsumpcja wyprodukowanego prądu.
Znacznie gorzej jest, gdy instalacja znajduje się na stacji uzdatniania wody albo podłączona jest do oświetlenia drogi, gdzie najczęściej nie będzie miała ekonomicznego sensu. Jednak prawdziwy koszmar mają gminy, które wydały miliony i zainstalowały i użyczyły mieszkańcom setki instalacji na ich prywatnych dachach. Net-billing sprawił, że teraz w tych gminach są setki wściekłych rodzin, które szykują się do marszu z pochodniami na urząd gminy, a osoba, która ten marsz poprowadzi, być może będzie nowym wójtem. Gminy PILNIE potrzebują cofnąć czas i zastąpić net-billing wcześniejszym systemem net-metering, a jedynym na to sposobem jest założenie spółdzielni energetycznej.
Energetyczne dożynki
Kiedy gmina już dojrzeje do etapu zakładania spółdzielni energetycznej, dochodzi do nowych wniosków. Pierwszym jest to, że skoro już trzeba nauczyć się na nowo spółdzielczości, to warto wykorzystać ten potencjał w pełni. Nagle się okazuje, że owszem, mamy moce OZE, ale za mało, żeby całkiem przestać płacić za drogą energię czynną.
Trzeba trochę dobudować mocy wytwórczych, zwłaszcza że dotacji jest sporo… program energia dla wsi, środki z BGK czy program B.2.2.2 Ministerstwa Klimatu. Jednak budowy trwają, brakuje warunków przyłączeniowych, a państwowi monopoliści lubią nie wydawać warunków przyłączeniowych, nawet gdy prawo im tego nakazuje. Samo posiadanie fotowoltaiki nie daje też gwarancji, że nie zostanie ona wyłączona w ramach „nierynkowego rozdysponowania”. Oficjalnie chodzi o bezpieczeństwo sieci.
Szkoda tylko, że państwowi monopoliści, dbając o bezpieczeństwo, dziwnie chętnie wyłączają instalacje obce, a praktycznie nigdy nie wyłączają własnych. Tu warto wspomnieć, że Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi zgłosiło postulat zakazu wyłączania mocy wytwórczych społeczności energetycznych. Ma to sens, bo dzięki wysokiej autokonsumpcji takie podmioty stabilizują sieć. Jednak formalnie takiego przepisu jeszcze nie ma.
Lokalna współpraca kluczem do sukcesu
Ryzyko wyłączenia mocy wytwórczej gminnej spółdzielni energetycznej można jednak ograniczyć. Rozwiązaniem może być przyjęcie do spółdzielni lokalnego producenta, najczęściej dużej farmy fotowoltaicznej. Taką instalację też można wyłączyć, jednak to nie jest ryzyko gminy. Jak farma nie dostarczy energii, to nie dostanie pieniędzy. Najwyżej musi wyprodukować więcej poza szczytami. To teraz dla gminy przyjemny partner, który nie wybrzydza. No i najczęściej jest dostępny właściwie „od ręki”. Sukces w postaci niższych wydatków materializuje się bardzo szybko.
Nasze małe ojczyzny mają to do siebie, że informacje podróżują w nich bardzo szybko. Po załatwieniu potrzeb gminy pojawiają się potrzeby mieszkańców i lokalnego biznesu. Znacznie łatwiej jest rozpoczynać takie projekty, mając przetarty szlak. Pojawią się też nowe rodzaje mocy wytwórczych. Te wymagające większych nakładów finansowych i kompetencyjnych, czyli turbiny wiatrowe i biogazownie.
Łukasz Pałucki
Jest specjalistą Zielonych Wiadomości ds. energetyki rozproszonej. Praktyk zarządzający jedną z pierwszych spółdzielni energetycznych. Pomaga też samorządom zakładać spółdzielnie na terenie całego kraju.
UWAGA: Już wkrótce na stronach Zielonych Wiadomości opublikujemy raport na temat samorządowych instalacji fotowoltaicznych, które są rozliczane w systemie net-billing. Będzie to największe w historii badanie dot. OZE w samorządach. Opublikujemy dane z 2373 polskich gmin. Dzięki temu dowiecie się, ile polskie gminy wydały na takie instalacje, jaka jest ich moc oraz ile jeszcze planują zainwestować. Projekt realizowany w ramach Inwestycji G1.1.4 Krajowego Planu Odbudowy i Zwiększenia Odporności: Wsparcie dla instytucji wdrażających reformy i inwestycje w ramach REPowerEU.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.