Goodbye, Kyoto!
Kolejna dyskusja nad wypracowaniem porozumienia, które ma zastąpić protokół z Kyoto, zakończyła się fiaskiem. Uczestnicy zgodzili się na enigmatyczne sformułowanie, że problem będzie ponownie rozważony za kilka lat. Jednak postawa wielu państw, zwłaszcza krajów rozwijających się, nie pozostawia złudzeń. Szanse na nowe globalne porozumienie dotyczące redukcji emisji CO2 są niewielkie. Czy należy żałować? Raczej nie. Tym, co przegrało, jest arogancka koncepcja możliwości wpływu człowieka na zmiany klimatu. Ważne, aby przy okazji nie zatracić celu, jakim jest całościowa ochrona środowiska.
Świat bez Kyoto
Przełomowym momentem dla przyszłości protokołu post-Kyoto była awaria elektrowni w Fukushimie. Japonia zdecydowała się zrezygnować z energetyki jądrowej. Zamknięto 52 spośród 54 działających w Japonii reaktorów. Podpisywane są nowe kontrakty na dostawę gazu płynnego z Bliskiego Wschodu i Australii. Planuje się znaczne, nawet 2,5-krotne zwiększenie zużycia węgla do produkcji energii elektrycznej. Prowadzone są intensywne prace nad wstępną gazyfikacją węgla, pozwalającą podnieść sprawność elektrowni nawet do 60%.
W tej sytuacji jest oczywiste, że Japonia nie podpisze umowy ograniczającej emisje CO2. Podobnie jak inne kraje Azji i szybko rozwijające się kraje Ameryki Łacińskiej. USA zrezygnują nawet z pozornych działań na rzecz redukcji CO2. Kanada już demonstracyjnie wycofała się z udziału w pracach na rzecz porozumienia mającego zastąpić protokół z Kyoto.
Kontynuacja polityki klimatycznej ukierunkowanej przede wszystkim na redukcję emisji CO2 jest więc mało prawdopodobna. Potrzebna jest nowa polityka ochrony środowiska, chroniąca środowisko jak całość. Zamiast oferowanych nam w ramach walki z globalnym ociepleniem, niszczących środowisko programów energetyki jądrowej czy wychwytywania CO2, potrzebujemy spójnych i szeroko zakrojonych działań na rzecz zrównoważonego rozwoju. Potrzeba nam czystych rzek, jezior i niezaśmieconych lasów, nie zaś radioaktywnych odpadów z elektrowni atomowych czy magazynowania milionów ton CO2 pod naszymi domami w ramach technologii „sekwestracji węgla” (CCS).
Wątpliwe technologie
Przez wiele lat zapał wielu organizacji ekologicznych i tysięcy ludzi był kierowany nie na ochronę środowiska, lecz na walkę ze zmianami klimatu poprzez redukcję emisji CO2. Ludzie dobrej woli zaczęli być w praktyce wykorzystywani jako lobbyści przemysłu jądrowego, producentów urządzeń do wychwytywania CO2 czy pseudotechnologii źródeł odnawialnych, jak współspalanie biomasy. Tylko w ramach Energy Recovery Plan w latach 2008-2012 Unia Europejska przeznaczyła ponad 1 mld euro na budowę instalacji wychwytywania dwutlenku węgla. Polska planuje wybudować cztery elektrownie atomowe za ponad 150 mld zł, powołując się m.in. na konieczność redukcji emisji CO2.
Na propagandę elektrowni atomowych ministerstwo gospodarki wyda 22 mln zł społecznych pieniędzy, które można by znacznie lepiej spożytkować, choćby na obiecane dzieciom ze szkół wiejskich laptopy. Może w rewanżu dzieci posprzątałyby trochę okoliczne lasy, do których ich rodzice wywożą tony śmieci?
Przy promocji energii ze źródeł odnawialnych, w polskim wydaniu, około 2 mld zł rocznie przeznacza się na subsydiowanie tzw. współspalania. Polega ono na tym, że w zwykłych elektrowniach węglowych spalana jest dodatkowo biomasa, najczęściej z importu. W teorii powinny być to odpady drewna. W praktyce jest to często pełnowartościowe drewno, mogące dobrze służyć innym celom, np. w przemyśle meblarskim.
Planuje się przeznaczenie części upraw rolniczych na uprawę roślin, które będę spalane później jako biomasa. Dwa lata temu uczestniczyłem w spotkaniu, na którym wysoki urzędnik państwowy zapytał przedstawicieli elektrowni, czy to prawda, że mają opory etyczne przy spalaniu zboża jako biomasy. Prawie nikt się nie odezwał, ale wszyscy mieli. W końcu wychowali się w kraju, gdzie chleb uważa się za świętość. Chlebem wita się prezydenta na dożynkach i nowożeńców. Czy mamy niszczyć wiekowe tradycje, aby wykonać jakieś biurokratyczne plany udziału źródeł odnawialnych w produkcji energii poprzez spalanie biomasy?
Zadania na okres przejściowy
Obecnie jesteśmy w okresie przejściowym. Na układ mający zastąpić protokół z Kyoto nie ma szans. W Polsce trwają dyskusje nad nową ustawą o odnawialnych źródłach energii. Delegacja polska nie chce wyrazić zgody na zwiększenie redukcji emisji CO2 w ramach unijnej polityki klimatycznej. Ważne jest, aby tej przełomowej chwili organizacje, którym zależy na kompleksowej ochronie środowiska, włączyły się do dyskusji. Nowa ustawa powinna stopniowo likwidować przydział zielonych certyfikatów dla współspalania oraz ograniczyć liczbę wydawanych certyfikatów dla dużych zamortyzowanych elektrowni wodnych. Konieczne jest też wprowadzenie współczynników korekcyjnych przydziału certyfikatów dla elektrowni wiatrowych. Certyfikaty jako subsydia powinny być wydawane na określony czas, pozwalający na amortyzację inwestycji z zyskiem na uzasadnionym poziomie 7-10%.
Różnego rodzaje dopłaty w formie certyfikatów: zielonych, czerwonych, żółtych, fioletowych i białych już niedługo wyniosą około 50zł/MWh. Przy cenie energii elektrycznej na rynku hurtowym około 200zł/MWh jest to duży wydatek. Musimy szukać mniej kosztownych rozwiązań, promując rzeczywiście odnawialne źródła energii.
Konieczne jest także opracowanie realistycznego planu rozwoju energetyki, uwzględniającego stan obecny i możliwości inwestycyjne Polski. Jednostronny nacisk na redukcję zużycia węgla przy braku innych realnie dostępnych paliw skutkuje blokowaniem przez Polskę prac w Unii Europejskiej nad działaniami na rzecz środowiska. Blokując prace nad nierealnymi celami redukcji CO2, władze polskie powinny jednocześnie zaproponować własny pakiet polityki ochrony środowiska jako kompleksowego systemu działań, który będzie technicznie i ekonomicznie wykonalny.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.