Belene: atomowy problem Bułgarii
Przypadek bułgarskiej elektrowni atomowej Belene może być dla Polski ostrzeżeniem. Decyzję podjęto w podobnym czasie i warunkach: w kraju postkomunistycznym, bez debaty publicznej, bez doświadczeń w negocjowaniu podobnych kontraktów. Warto prześledzić, jak Bułgaria weszła krok po kroku w pułapkę bez sensownego wyjścia.
Wraz z przyjęciem do wiadomości faktu globalnego ocieplenia zaczęła upowszechniać się koncepcja, że wyjściem z pułapki paliw kopalnych może być tylko energia atomowa. Z czasem cudowna prostota tego rozwiązania zaczęła łączyć się z wiarą w jej bezalternatywność. Wiele osób uwierzyło w ideę bardzo taniej energii, którą można pozyskiwać w zupełnie bezpieczny sposób. Tragedia, jaka wydarzyła się w elektrowni jądrowej w Fukushimie, nadwątliła trochę wiarę w atomowy mit, ale zdaje się być on nadal żywy, szczególnie wśród elit rządzących. Nie budzi to zdziwienia, jeśli weźmie się pod uwagę silną pozycję lobby atomowego w wielu krajach.
Nie inaczej sytuacja wygląda w Bułgarii. Rząd Bojko Borysowa nie zamierza wycofywać się z decyzji o budowie elektrowni atomowej w Belene. Wydaje się, że zamierza doprowadzić inwestycję do końca, mimo, że poparcie dla niej w społeczeństwie bułgarskim spadło ostatnio z 50% do zaledwie 25%.
Skąd Belene? Trochę historii…
Idea zbudowania drugiej (po Kozłoduju) elektrowni atomowej pojawiła się w Bułgarii jeszcze w latach 70. W 1981 r. podjęto decyzję o lokalizacji w Belene i rozpoczęto przygotowania do realizacji projektu. Zaplanowano budowę czterech reaktorów. Pierwsze prace ruszyły w 1985 r. Kres realizacji projektu położyły po 1990 r. przemiany ustrojowe. Wraz z nimi demokratyzacji uległa debata publiczna i możliwe na szerszą skalę stały się protesty wobec kontynuowania budowy elektrowni. Zaczęto podnosić problem umiejscowienia jej w regionie aktywnym sejsmicznie.
Ważnym głosem w debacie na ten temat była „Biała księga” bułgarskiej Akademii Nauk. Zalecała ona porzucenie inwestycji z powodów ekonomicznych, społecznych i z racji zagrożeń dla środowiska naturalnego. Wkrótce rząd Bułgarii ogłosił decyzję o zamrożeniu budowy, a rok później o jej wstrzymaniu. W 1997 r. zapadła decyzja o całkowitej rezygnacji z budowy.
Duży wpływ na bułgarską atomistykę miało przystąpienie tego kraju do Unii Europejskiej. Formalne negocjacje zaczęły się w 2000 r. Jednym z warunków akcesji było wyłączenie czterech najstarszych bloków w elektrowni atomowej w Kozłoduju. Zdaniem UE były one przestarzałe i niosły szereg zagrożeń przy dalszej eksploatacji. Ich zamknięcie wywołało w Bułgarii wzrost cen energii i w konsekwencji protesty. Lobby atomowe do dziś nie może pogodzić się z tą wymuszoną przez UE decyzją.
Budowa rusza
W takiej atmosferze zaczęto ponownie mówić o potrzebie nowej elektrowni atomowej w Belene. Projekt został wznowiony w kwietniu 2004 r.
Początkowo zostało to przychylnie przyjęte przez UE, która czuła się niejako odpowiedzialna za problemy energetyczne w Bułgarii. Realizacja projektu jednak od początku pozostawiała wiele do życzenia. Decyzję o budowie podjęto, zanim przeprowadzono stosowne badania i analizy. Ocenę oddziaływań na środowisko sporządzono bez zachowania procedur, jej wykonawca został wyłoniony bez przetargu. Nie podjęto na szerszą skalę konsultacji społecznych. Nie były to jedyne zaniedbania, do łamania procedur miało dochodzić jeszcze wielokrotnie.
Obywatele mówią NIE
Ważną rolę w nagłaśnianiu nieprawidłowości odgrywają organizacje pozarządowe skupione w koalicji „AEC BeleNE!” (gra słów w jęz. bułg.: EJ BeleNIE). Powstała ona w 2004 r. i tworzą ją zarówno organizacje działające w Bułgarii, jak i poza nią. Nie ogranicza się ona tylko do monitorowania budowy elektrowni w Belene i wskazywania nieprawidłowości. W sposób czynny stara się nie dopuścić do realizacji budowy. Działania te idą dwutorowo.
Po pierwsze koncentrują się na aspektach prawnych. W tym przypadku działalność skupia się na instytucjach państwowych i europejskich. Doskonałym przykładem jest złożenie we wrześniu 2008 r. wniosku do Komisji Europejskiej o zbadanie przetargu na podwykonawców. Jak ogłosiła firma Atomstrojeksport, będąca wykonawcą projektu, 30% umów zawarto bez przetargu, naruszając zdaniem „AEC BeleNE!” prawo europejskie. W lutym 2009 r. do KE wpłynął kolejny wniosek o zbadanie nielegalnej pomocy państwa, które dwukrotnie wsparło inwestycję pieniędzmi z budżetu.
Po drugie koalicja podejmuje działania na odcinku ekonomicznym. Kluczowe dla powodzenia budowy elektrowni atomowej w Belene jest znalezienie źródeł finansowania. Koalicja skutecznie stara się poprzez uczestniczące w niej organizacje pozarządowe wpływać na decyzje banków i firm, które chciałby wziąć w tej inwestycji udział. Pierwszą taką akcją było przesłanie na adresy banków zainteresowanych projektem sporządzonego przez Greenpeace, urgewald, Bankwatch i koalicję „ACE BeleNE!” raportu, w którym przedstawiono szereg zastrzeżeń co do jego zasadności. W wyniku tej kampanii niektóre banki wycofywały swoje zaangażowanie, inne deklarowały, że jest ono możliwe tylko na określonych zasadach. Organizowano protesty przed siedzibami banków i jednocześnie przekonywano o nieopłacalności tej inwestycji. Argumenty ekonomiczne przemawiały do wyobraźni bankowców na tyle skutecznie, że wiele banków wycofywało się sukcesywnie z udziału w projekcie.
Trudno o inwestora…
Obserwując, z jakim trudem idzie zdobywanie funduszy na budowę elektrowni w Belene (i to na długo przed katastrofą w Fukushimie), można zadumać się nad perspektywami dla Polski. Do dziś nie wiadomo, czy Bułgarom uda się pożyczyć konieczną do budowy kwotę. Początkowo inwestycja miała być z finansowana z pieniędzy europejskich. Miało to zapewnić Bułgarii chociaż częściową niezależność energetyczną od Rosji. Planowano, że większościowym udziałowcem w spółce odpowiedzialnej za budowę elektrowni atomowej w Belene będzie bułgarska Państwowa Kompania Energetyczna (NEK).
Po intensywnych poszukiwaniach w październiku 2009 r. na inwestora strategicznego wybrano niemiecki koncern RWE. Dziesięć miesięcy wcześniej podpisano umowę z przyszłym wykonawcą projektu. Został nim… rosyjski Atomstrojeksport. Co ciekawe, już w sierpniu Rosjanie ogłosili, że całkowity koszt budowy elektrowni będzie o 25% większy, niż zakładano. Nigdy nie udało się ustalić, jaka będzie to ostatecznie kwota, Atomstrojeksport podaje sumę 6,4 mld euro, strona bułgarska obstaje przy 5,5 mld euro. Kwestia nadal jest przedmiotem negocjacji.
Poważnym ciosem dla zwolenników budowy elektrowni w Belene było wycofanie się w październiku 2010 r. największego udziałowca zagranicznego, czyli niemieckiego koncernu RWE. Oznaczało to de facto wstrzymanie inwestycji, ponieważ posiadał on aż 49% udziałów w całym przedsięwzięciu. Koncern uzasadnił swoją decyzję niewywiązywaniem się przez stronę bułgarską z jej obietnic oraz niejasnościami związanymi z rentownością przyszłej inwestycji.
W podobnym tonie utrzymana jest korespondencja dyplomatyczna amerykańskiej ambasador Nancy McEldowney, ujawniona przez WikiLeaks na początku 2010 r. Określiła ona projekt jako „kontrowersyjny”, wskazała przy tym na przekraczanie kosztów, opóźnienia w budowie, na niską jakość wykorzystywanych w budowie materiałów oraz na poważne zagrożenia dla bezpieczeństwa w przyszłym jej funkcjonowaniu.
Rząd premiera Bojko Borysowa stara się ratować inwestycję, w listopadzie 2010 r. podpisał memoranda na utworzenie w marcu 2011 r. spółki, która zbudowałaby elektrownię atomową w Belene. Ich stronami oprócz NEK były: rosyjski Rosatom (spółka-matka Atomstrojeksportu), fiński Fortum i francuskie Altran Technologies. Tylko rosyjskie zaangażowanie można traktować poważnie, pozostali udziałowcy nie są jeszcze do końca przekonani, czy wezmą w tym udział. Niewielkie będą również prawdopodobnie ich udziały. Można powiedzieć, że międzyczasie swojsko brzmiące argumenty o potrzebie uniezależnienia się energetycznego od Rosji zdążyły się zdezaktualizować. W podpisanym memorandum Rosja oprócz dostarczenia technologii i wykonania prac inżynierskich staje się również udziałowcem i jednocześnie dostawcą paliwa jądrowego. Wydaje się, że budowa elektrowni atomowej w Belene może wręcz pogłębić uzależnienie bułgarskiej energetyki od Rosji.
Wskutek trzęsienia ziemi w Japonii i awarii elektrowni w Fukushimie powróciło pytanie o zasadność lokalizacji inwestycji w rejonie aktywnym sejsmicznie. Dał temu wyraz unijny komisarz ds. energii Guenther Oettinger, który zasugerował, by Bułgaria raz jeszcze przeanalizowała plany budowy elektrowni atomowej w Belene. Rząd Bojko Borysowa zdecydowanie odrzucił te sugestie i nadal zdecydowanie popiera inwestycję. Wydaje się jednak, że powoli zaczyna dostrzegać możliwość niepowodzenia. Zdaje sobie sprawę, że domaganie się od Rosji dodatkowych zabezpieczeń, które po awarii w Fukushimie wydają się niezbędne, spowoduje tylko dalszy wzrost kosztów inwestycji. Tymczasem Bułgaria ogłosiła w marcu trzymiesięczne memorandum w sprawie budowy elektrowni. Jednocześnie coraz częściej pojawia się wątek rozbudowy elektrowni w Kozłoduju. Bojko Borysow rozmawiał o tym na spotkaniu z przedstawicielami francuskiego giganta energetycznym Areva.
Władze bułgarskie pogodziły się już z myślą o dużym opóźnieniu projektu i – jak się zdaje, ostatnio zaczynają się liczyć jego całkowitym niepowodzeniem. Gdyby tak się stało, byłoby to wielkie zwycięstwo wielu organizacji pozarządowych, nie tylko tych skupionych w koalicji „ACE BeleNE!”.
Przykład bułgarski pokazuje jak mity o opłacalności i bezpieczeństwie atomu są oceniane na rynkach finansowych; banki chyba oprzytomniały. Szczególnie dla Polski powinna to być cenna lekcja.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.