Kiedy trucizna płynie zgodnie z prawem.
Śląskie kopalnie od lat wylewają do Odry i Wisły setki milionów metrów sześciennych słonych ścieków – i robią to całkowicie legalnie. Raport Najwyższej Izby Kontroli ujawnia brutalną prawdę: państwo zezwala na dewastację środowiska w imię interesów spółek górniczych, zamiast chronić wspólne dobro.
Legalne trucie, systemowa bezradność
Kontrola objęła największe państwowe podmioty górnicze – Jastrzębską Spółkę Węglową, Polską Grupę Górniczą i Spółkę Restrukturyzacji Kopalń – oraz Wody Polskie, odpowiedzialne za nadzór i wydawanie pozwoleń. Z 67 analizowanych dokumentów w aż 64% warunki ochrony środowiska zapisano nieprecyzyjnie, a w 36% nie zapisano ich wcale. Innymi słowy: kopalnie dostały od państwa wolną rękę.
Efekt? Między 2020 a 2023 rokiem do rzek trafiło 733 mln m³ wód dołowych z ładunkiem 5,9 mln ton soli. Średnie zasolenie ścieków sięgało 8 g/l – więcej niż w Bałtyku. To właśnie takie warunki sprzyjały zakwitowi tzw. złotych alg, które w 2022 roku wytruły Odrę.
Kontrola bez kontroli
Raport NIK demaskuje pozorność nadzoru nad kopalniami. Wody Polskie bez szemrania akceptowały sprawozdania spółek, nie żądały dowodów, nieraz wydawały decyzje korzystniejsze niż żądały same zakłady. Monitoring jakości ścieków? Raz na dwa miesiące. Przeglądy pozwoleń? Rzadkie i nierzetelne, czasem całkowicie zaniechane.
To państwowe instytucje stworzyły system, w którym górnicze spółki same decydują o tym, jak bardzo zatrują rzeki.
Grosze za katastrofę
Najbardziej oburzająca jest cena, jaką kopalnie płacą za swoje praktyki. 5 groszy za kilogram soli – tyle kosztuje niszczenie wspólnych zasobów wodnych. Rocznie wychodzi 63–70 mln zł – śmieszna kwota wobec miliardowych obrotów sektora. Mało tego: przepisy pozwalają te opłaty jeszcze obniżać, o ile kopalnia jest w stanie chwilowo zatrzymać ścieki.
Zdaniem NIK taki system nie tylko nie zachęca do ochrony środowiska, ale nagradza bierność i minimalizm. To państwo de facto subsydiuje trucie własnych rzek.
Rachunek dla społeczeństwa
W dorzeczu Wisły w ciągu czterech lat znalazło się 469 mln m³ słonych wód i 3,7 mln ton soli. Do Odry – 264,5 mln m³ i 2,2 mln ton soli. W sumie 1,5 mln ton soli rocznie – tyle, co całe przemysłowe wysypisko.
Skutkiem jest trwałe pogorszenie jakości wód, degradacja ekosystemów i zubażanie bioróżnorodności. W wielu miejscach rzeki zaczynają przypominać słonawe estuaria zamiast naturalnych siedlisk.
Ekologia kontra interesy państwa
NIK domaga się zmian prawa wodnego: powiązania ulg w opłatach z realnymi systemami retencyjnymi, zniesienia ulg za symboliczne „podczyszczanie” i wprowadzenia stałego monitoringu jakości wód. Ale raport przypomina też, że ostrzeżenia pojawiały się już w 1999 roku. Od tego czasu zmieniło się jedno – państwo coraz mocniej wiąże się z górnictwem, a zasolenie rzek rośnie.
Śląska katastrofa ekologiczna to nie wypadek przy pracy. To efekt politycznych decyzji, które każą obywatelom i przyrodzie płacić za interesy spółek górniczych. Wszystkie trzy kontrolowane spółki mają dominujący udział Skarbu Państwa. Innymi słowy: rząd sam od lat zatwierdza i legitymizuje system legalnego trucia rzek.
Jeszcze jedna Odra?
Katastrofa na Odrze w 2022 roku była punktem zwrotnym – momentem, w którym Polska na własne oczy zobaczyła skutki dekad zaniedbań. Ale dziś, trzy lata później, raport NIK mówi jasno: nic się nie zmieniło. Rzeki wciąż są zrzutowiskiem dla kopalń. Ryzyko kolejnych katastrof ekologicznych jest nie tylko realne – ono jest nieuniknione.
Pytanie nie brzmi już „czy”, tylko „kiedy” i „kto poniesie koszty”.
Źródło: NIK
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.