ISSN 2657-9596

Kochamy ptaki

Monika Kostera , Joanna Średnicka
05/06/2024

Co roku, kiedy spotykam pierwsze jerzyki macham do nich obiema rękami i pokrzykuję: „dzień dobry! witajcie!” A one odmachują skrzydełkami i odpowiadają. Dopóki są z nami, zdarza mi się dość często gapić się w górę. One wyrażają to, czego ja nie potrafię – radość z bycia tu, wdzięczność za świetlistość, za niebieskość, za bycie w związku z innymi istotami. Dzięki nim lato jest, dla mnie, w całości świętem współistnienia. Czy Ty też masz swoje ulubione ptaki?

Dwugłos o przyrodzie i miłości
Monika Kostera i Joanna Średnicka

M: Teraz, na samym początku maja, jest ten czas, kiedy jak co roku czekam i patrzę w niebo. Gdziekolwiek jestem, spoglądam w niebo, mam kawałek świadomości czuwający w peryferyjnej wizji, w nadziei, że je zobaczę. Choć wcale nie muszę, bo gdy się pojawią, natychmiast je słyszę, nawet siedząc w domu przez zamknięte okno. Ich charakterystyczne nawoływania są dla mnie okrzykami powitania i radości. Co roku, kiedy spotykam pierwsze jerzyki macham do nich obiema rękami i pokrzykuję: „dzień dobry! witajcie!” A one odmachują skrzydełkami i odpowiadają. Dopóki są z nami, zdarza mi się dość często gapić się w górę. One wyrażają to, czego ja nie potrafię – radość z bycia tu, wdzięczność za świetlistość, za niebieskość, za bycie w związku z innymi istotami. Dzięki nim lato jest, dla mnie, w całości świętem współistnienia. Czy Ty też masz swoje ulubione ptaki?

J: Lubię krukowate, choć bywają dość przeraźliwe i groźne.  Wrony, kawki, gawrony. Lubię obserwować jak działają, fascynujące jest jak zbliżyły się do człowieka, przeglądają nasze śmietniki i odpadki, świdrują tym swoim czarnym wzrokiem, jak przyuważą smakowity kąsek. Albo zrzucają orzech pod koła jadących samochodów, by dostać się do zawartości.  Jak dorastałam w Warszawie mój ptasi świat kończył się na nich, szpakach, wróblach, gołębiach, może jeszcze egzotycznych  sikorkach w Łazienkach. Miejskie ptaki, niemal oswojone, w większości , ciemne i ponuro-dostojne. W gęstej zabudowie rzadko widać dużo nieba, rzadko patrzy się w górę, trudno uchwycić przeloty, odloty, sezonowe ptasie podróże.

M: No właśnie, ja chodzę i gapię się w niebo – wyobraź sobie, że po tym ja napisałam o jerzykach, wyszłam na dwór i zobaczyłam moje pierwsze w ty mroku jerzyki! Teraz widzę je często, ale kosztem stresującego pieszego życia, bo ciągle ktoś na mnie wchodzi albo, co gorsza, wjeżdża, muszę uskakiwać w ostatniej chwili przed hulajnogami i rowerzystami wiozącymi pizzę na elektrycznych rowerach. Ale warto! Jerzynie tam w górze machają skrzydełkami, wykrzykują do siebie – i może też do mnie – niebieskie pozdrowienia. Aż sama czuję, że frunę z nimi. Ale lubię też inne ptaki i czasami spotykam je w mieście. Mam moje tajne ścieżki gdzie jest mnóstwo chaszczy i tam rządzą ptaki. Mam zainstalowaną fajną apkę – Merlin, ona pomaga mi rozpoznawać ptaki ale ma tylko angielskie nazwy, więc nie zawsze wiem jak one nazywają się po polsku. Kiedyś spotkałam pustułkę niedaleko mojej pracy i miałam takie prawie nabożne uczucie, że ona wyróżnia mnie będąc tam właśnie wtedy – takie wrażenie fuksa jak pewnie bywa wygrana na loterii ( nie wiem, nigdy nie wygrywam, nawet wtedy gdy połowa losów to losy wygrane).

J: Zawsze jest dobry pretekst i moment by sobie ponarzekać na system edukacji, więc nie oprę się tej  pokusie.  Zastanawiam się od dawna, czemu po z grubsza 8 latach regularnej edukacji biologicznej (nie licząc pierwszych klas podstawówki), nie jestem w stanie sprawnie rozpoznawać szerszego ptasiego grona, całkiem niewiele wiem o ich życiu, podróżach, obyczajach? Przecież to taki fascynujący świat! To tak oczywiste i naturalne, że nie wierzyłam, by ktoś wpadł na pomysł, by biologii, przynajmniej na pierwszym etapie nie uczyć właśnie w terenie, pokazując okoliczne drzewa, ptaki, kwiaty. I wyobraź sobie, że tak właśnie jest zaplanowane w rozporządzeniu dotyczącym podstawy  programowej: „edukacja przyrodnicza, powinna być realizowana przede wszystkim w naturalnym środowisku poza szkołą” ! Co więcej jak pięknie analiza ptasich wędrówek nadaje się na przykład do zgłębiania geografii. Wyobrażałam sobie ostatnio zadziwienie urodzonego na polskim Podlasiu  bociana, który odkrywa w swojej pierwszej afrykańskiej wyprawie konie w paski, czy długoszyje stwory sięgające konarów drzew. Fascynujące, jak idee nie są wcielane w życie, zabijane przez narosłe na nich systemy, przemęczone organizacje, presje (na wynik, tu akurat pewnie na szkolnych  egzaminach?).  Nie starcza czasu na to, co najbardziej sensowne?

M: Strasznie podoba mi się ta wizja – bociana Polaka obieżyświata! Teraz będę tak o nich zawsze myśleć. Nasz rodak pewnego dnia wzbija się w niebo i leci daleko, od świata łaciatych krówek przez kraje gdzie biegają kosmate mangalice, wybrzeża gdzie spacerują żółwie greckie w elegancki wzorek – aż do kraju koni w paski! Wiesz, myślę sobie, że może to właśnie dlatego, że zbyt rzadko uczymy się przyrody w naturalnym środowisku my, istoty ludzkie, potrafimy mieć taki niski poziom empatii wobec innych istot żywych. Wszak uczymy się, że są one tylko zdjęciami i formułkami w książkach!

Miejskie ptaki robią co mogą, żeby być naszymi nauczycielami, krygującymi te błędy formalnej edukacji. Weźmy takie mewy na szwedzkim wybrzeżu – nie tylko cały czas coś tam gadają nad naszymi głowami, ale czasami bezstresowo częstują się naszą bułką z wegańskim hotdogiem – to mi się kiedyś zdarzyło w Göteborgu. Albo wróble, które próbują konkurować z nudnym, brzęczącym budzikiem – często bardzo skutecznie. Często ostatnio jestem im wdzięczna, gdy mnie obudzą przed męczącym sygnałem elektronicznej pobudki. Że już nie wspomnę o zasługach zaokiennego pierwiosnka zwyczajnego, który pilnuje, by nie trzymać studentów za długo w sali wykładowej. Myślę, że ptaki w ogóle uczą nas wielu potrzebnych rzeczy – od patrzenia w górę począwszy, a na lekcji biologicznej empatii skończywszy.

No i bardzo lubię kury. Taki nieromantyczny, domowy ptak, ale z jaką pogodą ducha! Nic dziwnego, że łowicka sztuka ludowa jest pełna obrazów kurek i kogutów. A Ty, czy lubisz też jakieś ptaki domowe?

J: O tak, kury i koguty są świetne. Uwielbiam ten ich – może tylko pozornie? – chaotyczny, nawet lekko neurotyczny  pląs w poszukiwaniu ziaren. Uroczo zmykają też przeganiane przez gospodarzy, gdy wlezą gdzie nie trzeba. Nie wyobrażam sobie wsi, bez porannego piania koguta.  Chyba  jednak jest w tych  kurach trochę romantyzmu?  No i są też gęsi. Od kiedy poznałam historię ich rzymskich zasług i potencjał obronny,  marzę o nobliwej,  wędrującej po ogródku gęsi. Gdyby jeszcze tak lubiła pogryzać trawnik… To by dopiero było coś!


 

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.

Discover more from Zielone Wiadomości

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading