Kochamy ptaki
Co roku, kiedy spotykam pierwsze jerzyki macham do nich obiema rękami i pokrzykuję: „dzień dobry! witajcie!” A one odmachują skrzydełkami i odpowiadają. Dopóki są z nami, zdarza mi się dość często gapić się w górę. One wyrażają to, czego ja nie potrafię – radość z bycia tu, wdzięczność za świetlistość, za niebieskość, za bycie w związku z innymi istotami. Dzięki nim lato jest, dla mnie, w całości świętem współistnienia. Czy Ty też masz swoje ulubione ptaki?
Dwugłos o przyrodzie i miłości
Monika Kostera i Joanna Średnicka
M: Teraz, na samym początku maja, jest ten czas, kiedy jak co roku czekam i patrzę w niebo. Gdziekolwiek jestem, spoglądam w niebo, mam kawałek świadomości czuwający w peryferyjnej wizji, w nadziei, że je zobaczę. Choć wcale nie muszę, bo gdy się pojawią, natychmiast je słyszę, nawet siedząc w domu przez zamknięte okno. Ich charakterystyczne nawoływania są dla mnie okrzykami powitania i radości. Co roku, kiedy spotykam pierwsze jerzyki macham do nich obiema rękami i pokrzykuję: „dzień dobry! witajcie!” A one odmachują skrzydełkami i odpowiadają. Dopóki są z nami, zdarza mi się dość często gapić się w górę. One wyrażają to, czego ja nie potrafię – radość z bycia tu, wdzięczność za świetlistość, za niebieskość, za bycie w związku z innymi istotami. Dzięki nim lato jest, dla mnie, w całości świętem współistnienia. Czy Ty też masz swoje ulubione ptaki?
J: Lubię krukowate, choć bywają dość przeraźliwe i groźne. Wrony, kawki, gawrony. Lubię obserwować jak działają, fascynujące jest jak zbliżyły się do człowieka, przeglądają nasze śmietniki i odpadki, świdrują tym swoim czarnym wzrokiem, jak przyuważą smakowity kąsek. Albo zrzucają orzech pod koła jadących samochodów, by dostać się do zawartości. Jak dorastałam w Warszawie mój ptasi świat kończył się na nich, szpakach, wróblach, gołębiach, może jeszcze egzotycznych sikorkach w Łazienkach. Miejskie ptaki, niemal oswojone, w większości , ciemne i ponuro-dostojne. W gęstej zabudowie rzadko widać dużo nieba, rzadko patrzy się w górę, trudno uchwycić przeloty, odloty, sezonowe ptasie podróże.
M: No właśnie, ja chodzę i gapię się w niebo – wyobraź sobie, że po tym ja napisałam o jerzykach, wyszłam na dwór i zobaczyłam moje pierwsze w ty mroku jerzyki! Teraz widzę je często, ale kosztem stresującego pieszego życia, bo ciągle ktoś na mnie wchodzi albo, co gorsza, wjeżdża, muszę uskakiwać w ostatniej chwili przed hulajnogami i rowerzystami wiozącymi pizzę na elektrycznych rowerach. Ale warto! Jerzynie tam w górze machają skrzydełkami, wykrzykują do siebie – i może też do mnie – niebieskie pozdrowienia. Aż sama czuję, że frunę z nimi. Ale lubię też inne ptaki i czasami spotykam je w mieście. Mam moje tajne ścieżki gdzie jest mnóstwo chaszczy i tam rządzą ptaki. Mam zainstalowaną fajną apkę – Merlin, ona pomaga mi rozpoznawać ptaki ale ma tylko angielskie nazwy, więc nie zawsze wiem jak one nazywają się po polsku. Kiedyś spotkałam pustułkę niedaleko mojej pracy i miałam takie prawie nabożne uczucie, że ona wyróżnia mnie będąc tam właśnie wtedy – takie wrażenie fuksa jak pewnie bywa wygrana na loterii ( nie wiem, nigdy nie wygrywam, nawet wtedy gdy połowa losów to losy wygrane).
J: Zawsze jest dobry pretekst i moment by sobie ponarzekać na system edukacji, więc nie oprę się tej pokusie. Zastanawiam się od dawna, czemu po z grubsza 8 latach regularnej edukacji biologicznej (nie licząc pierwszych klas podstawówki), nie jestem w stanie sprawnie rozpoznawać szerszego ptasiego grona, całkiem niewiele wiem o ich życiu, podróżach, obyczajach? Przecież to taki fascynujący świat! To tak oczywiste i naturalne, że nie wierzyłam, by ktoś wpadł na pomysł, by biologii, przynajmniej na pierwszym etapie nie uczyć właśnie w terenie, pokazując okoliczne drzewa, ptaki, kwiaty. I wyobraź sobie, że tak właśnie jest zaplanowane w rozporządzeniu dotyczącym podstawy programowej: „edukacja przyrodnicza, powinna być realizowana przede wszystkim w naturalnym środowisku poza szkołą” ! Co więcej jak pięknie analiza ptasich wędrówek nadaje się na przykład do zgłębiania geografii. Wyobrażałam sobie ostatnio zadziwienie urodzonego na polskim Podlasiu bociana, który odkrywa w swojej pierwszej afrykańskiej wyprawie konie w paski, czy długoszyje stwory sięgające konarów drzew. Fascynujące, jak idee nie są wcielane w życie, zabijane przez narosłe na nich systemy, przemęczone organizacje, presje (na wynik, tu akurat pewnie na szkolnych egzaminach?). Nie starcza czasu na to, co najbardziej sensowne?
M: Strasznie podoba mi się ta wizja – bociana Polaka obieżyświata! Teraz będę tak o nich zawsze myśleć. Nasz rodak pewnego dnia wzbija się w niebo i leci daleko, od świata łaciatych krówek przez kraje gdzie biegają kosmate mangalice, wybrzeża gdzie spacerują żółwie greckie w elegancki wzorek – aż do kraju koni w paski! Wiesz, myślę sobie, że może to właśnie dlatego, że zbyt rzadko uczymy się przyrody w naturalnym środowisku my, istoty ludzkie, potrafimy mieć taki niski poziom empatii wobec innych istot żywych. Wszak uczymy się, że są one tylko zdjęciami i formułkami w książkach!
Miejskie ptaki robią co mogą, żeby być naszymi nauczycielami, krygującymi te błędy formalnej edukacji. Weźmy takie mewy na szwedzkim wybrzeżu – nie tylko cały czas coś tam gadają nad naszymi głowami, ale czasami bezstresowo częstują się naszą bułką z wegańskim hotdogiem – to mi się kiedyś zdarzyło w Göteborgu. Albo wróble, które próbują konkurować z nudnym, brzęczącym budzikiem – często bardzo skutecznie. Często ostatnio jestem im wdzięczna, gdy mnie obudzą przed męczącym sygnałem elektronicznej pobudki. Że już nie wspomnę o zasługach zaokiennego pierwiosnka zwyczajnego, który pilnuje, by nie trzymać studentów za długo w sali wykładowej. Myślę, że ptaki w ogóle uczą nas wielu potrzebnych rzeczy – od patrzenia w górę począwszy, a na lekcji biologicznej empatii skończywszy.
No i bardzo lubię kury. Taki nieromantyczny, domowy ptak, ale z jaką pogodą ducha! Nic dziwnego, że łowicka sztuka ludowa jest pełna obrazów kurek i kogutów. A Ty, czy lubisz też jakieś ptaki domowe?
J: O tak, kury i koguty są świetne. Uwielbiam ten ich – może tylko pozornie? – chaotyczny, nawet lekko neurotyczny pląs w poszukiwaniu ziaren. Uroczo zmykają też przeganiane przez gospodarzy, gdy wlezą gdzie nie trzeba. Nie wyobrażam sobie wsi, bez porannego piania koguta. Chyba jednak jest w tych kurach trochę romantyzmu? No i są też gęsi. Od kiedy poznałam historię ich rzymskich zasług i potencjał obronny, marzę o nobliwej, wędrującej po ogródku gęsi. Gdyby jeszcze tak lubiła pogryzać trawnik… To by dopiero było coś!
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.