ISSN 2657-9596
Zdjęcie: Canva

„Bezdzietne lambadziary z psiećmi” i „mamuśki żyjące z socialu”

Afra Wierska
16/12/2025

Ostatnio o niedzietności zrobiło się jakoś głośniej. Być może dlatego, że liczba urodzeń w Polsce systematycznie spada, ale przecież to nic nowego – taka tendencja trwa już od wielu lat. Z pewnością spory wpływ na nagłośnienie problemu mają także narastające nastroje ksenofobiczne. Jason Stanley w książce “Jak działa faszyzm?” przedstawia zależność między narastającą paniką demograficzną a narastaniem w siłę ruchów antyimigranckich. Skąd to się bierze?

Chociażby na Marszu Niepodległości w tym roku pojawił się plakat Młodzieży Wszechpolskiej z hasłem “Kotki i psiecka nie zastąpią Ci dziecka. Polski naród wymiera”.  Poza tymi słowami na banerze znalazła się także ubrana nowocześnie kobieta z czerwonym piorunem na skroni (symbol Strajku Kobiet).  Ach ten słynny potwór Gender.

Kobieta pcha wózek, w którym siedzi pies z wyrazem nieszczęścia na pyszczku. 

No tak, autorzy plakatu chcieli wyśmiać kobiety, które ich zdaniem przerzucają swój instynkt macierzyński na zwierzęta. Pokazuje to tylko, że nie mają pojęcia, do czego wózki dla psów służą. Chociaż wózki te przypominają konstrukcją wózki dziecięce, ich przeznaczenie jest zupełnie inne. Wózki, do których można wsadzić psa są pomocne dla opiekunów, szczególnie w miejscach, do których nie można wchodzić z psem. Poza tym są wsparciem dla psiaków z problemami zdrowotnymi: zdarza się, że starszy lub schorowane psy nagle w trakcie spaceru nie są już w stanie iść dalej na własnych łapkach.

W sumie co jest złego w słowie “psiecko”? Oczywiście jest to połączenie słów “pies” i “dziecko”, co może wzbudzać różnorakie reakcje. Ale wyjaśnijmy coś sobie: każdy wie, że pies czy kot to nie jego dziecko. No więc w czym jest problem? Środowiska konserwatywne sprzeciwiają się terminom antropomorfizującym czworonogi. Według nich zacierają one różnicę między zwierzętami a ludźmi. Tradycjonaliści chcący chronić “wartości rodzinne” nie zdają chyba sobie sprawy z tego, że większość psów i kotów mieszka właśnie u osób posiadających potomstwo. Faktem jest jednak, że tzw. zwierząt domowych (weźmy pod uwagę zwierzęta najczęściej wymieniane przez konserwatystów w debatach, czyli psy i koty) jest w polskich rodzinach 15 mln, a dzieci w wieku 0-18 lat zaledwie 7,2 mln. Pytanie tylko, czy jest to aby na pewno problem? Czy poza straszeniem kryzysem demograficznym nie ma miejsca przypadkiem także obawa społeczna o wzrost liczby bezrobotnych w związku z opanowywaniem kolejnych zawodów przez sztuczną inteligencję? 

 “Chodzi o to, że nie lubią takiego stylu życia, obowiązków, odpowiedzialności” – powiedział premier Donald Tusk w wywiadzie dla brytyjskiego „The Sunday Times” o kobietach rezygnujących z własnej woli z macierzyństwa. Z własnej woli – problem bezpłodności i niemożność zajścia w ciążę pozostawiam poza ramami artykułu.

Warto zwrócić uwagę także na publikacje, które ostatnio pojawiają się na rynku, o masie artykułów już nie wspominając. W październiku tego roku ukazała się książka Katarzyny Tubylewicz pt.  “Nie czekam na szklankę wody. O świadomej niedzietności”. Autorka oddała w niej głos kobietom, które dzieci mieć nie chcą lub nie chciały kiedyś. Również jesienią tego roku wyszła  książka “Bezpotomni. Dlaczego nie chcemy mieć dzieci?” autorstwa matek rodzin wielodzietnych, związanych ze środowiskami chrześcijańskimi: Maria Mościcka, Katarzyna Szałajko, Agnieszka Stefaniuk.Miałam okazję uczestniczyć w spotkaniach autorskich wokół obu książek no i wbrew pozorom spotkania te były bardzo podobne. W żadnej z książek nie ma bowiem krytyki w stosunku do “tej drugiej” strony. Dlaczego w ogóle mówimy o jakiś “stronach”?  Porównując postrzeganie społęczne  osób niedzietnych z wyboru z rodzicami małych dzieci  autorki “Bezpotomnych” posłużyły się bardzo trafną w moim przekonaniu metaforą:

“Po jednej stronie ulicy matka z wózkiem, ciężką torbą z zakupami i bananem rozsmarowanym na kurtce. Po drugiej – para z psem, latte i planem podróży po Ameryce Południowej”. 

Trudno dziwić się dorosłemu, który przez całe dzieciństwo słuchał, że jako dziecko stanowi ograniczenie dla swoich rodziców, że sam dzieci nie chce mieć. Jeśli rodzic nie cieszył się swoim rodzicielstwem, a dziecko widziało go tylko zmęczonego i sfrustrowanego, to w sumie po co się pakować w to samo? Cierpienie dla cierpienia? No chyba nie tego ludzie chcą od życia…

W 2024 roku wyszła książka Michała R. Wiśniewskiego “Zakaz gry w piłkę. Jak Polacy nienawidzą dzieci”. Jak sam tytuł wskazuje, autor opisuje polskie społeczeństwo jako wyjątkowo nieprzyjazne najmłodszym. No i dziw się tu człowieku, że młodzi nie chcą zakładać rodziny, gdy słyszą treści w stylu “Nie wiesz, czym jest zmęczenie, póki nie jesteś rodzicem”.

Pytając Polaków i Polki, z jakiego powodu nie chcą mieć dzieci najczęściej się słyszy o braku instynktu macierzyńskiego, niechęci do dzieci, trudnościach ekonomicznych, braku stabilnej pracy, braku mieszkania czy domu, obawie przed utratą niezależności, innych priorytetach, obawach o przyszłość itd. Osoby, które rezygnują z zakładania rodziny ze względu na katastrofę klimatyczną są w rzeczywistości niewielką grupą, podobnie jak antynataliści.

Katarzyna Tubylewicz na spotkaniu autorskim 17 listopada wspomniała także o osobach, które nie decydują się na dzieci z uwagi na to, że wiedzą, jaką krzywdę wyrządzić może nieodpowiedzialne rodzicielstwo. No i niekoniecznie to nieodpowiedzialne rodzicielstwo musiało się wiązać ze złymi zamiarami. No bo jednak często krzywdzimy nieświadomie, nie tylko dzieci. No tylko że o ile po dorosłej osobie może krzywda spłynąć jak po kaczce, to dziecko przez pierwsze lata życia buduje jego podstawy. 

Czy do zwiększenia dzietności zachęci rozwój polityki prorodzinnej, budowa mieszkań socjalnych i ułatwienie łączenia obowiązków rodzicielskich z karierą zawodową? Gdyby odpowiedź była tak, byłoby za prosto. Nie oznacza to jednak, że programy typu 800+ nie są potrzebne, bo potrzebne są bardzo. Należy stanowczo odrzucić pogląd o “mamuśkach żyjących z socialu”. O dziwo wyzywanie innych nie zwiększa przyrostu naturalnego. Zresztą osoby mające dzieci wiedzą o tym, że te zawrotne kwoty nie pozwalają na rezygnację z pracy zarobkowej. Czy program wprowadzony w 2016 roku przez Prawo i Sprawiedliwość zachęcił Polaków do zakładania rodzin? Statystyki demograficzne tego nie potwierdzają. 

Przyjrzyjmy się krajom szczególnie “family-friendly”, np. krajom skandynawskim, gdzie rodzicom przysługują bardzo długie urlopy płatne, mogą liczyć na pomoc państwa zarówno opiekuńczą jak i finansową, a także dba się o równość płci w zakresie opieki nad dzieckiem.  Pomimo tego w krajach takich jak Norwegia, Szwecja czy Dania współczynnik urodzeń na kobietę jest podobny do tego w Stanach Zjednoczonych, gdzie nie ma nawet płatnego urlopu macierzyńskiego!

Powróćmy więc do metafory z “Bezpotomych” o dwóch stronach drogi. Jest ona wręcz podanym na tacy przykładem teorii kategoryzacji społecznych. Kategoryzacja społeczna to proces, za pomocą którego ludzie są w stanie uporządkować sobie postrzeganie świata, ale może być także źródłem wielu problemów.  Według tej teorii jednostki klasyfikują siebie i innych do różnych grup społecznych.Grupa ludzi, z którą się nie utożsamiamy, wydaje nam się jedną masą jednostek, które nie różnią się zbytnio od siebie, więc już przed poznaniem jej reprezentanta/reprezentantki postrzegamy jego/ją przez pryzmat stereotypów. Jeżeli brak chęci do poznania “innego”, to nie ma szans, że dostrzeżemy w nim coś pozytywnego.

Nie dostrzeżemy też podobieństw (i różnic), jakie między nami są. No a to właśnie różnorodność napędza rozwój. Zwróćmy uwagę także na tytuł książki Katarzyny Tubylewicz. Nawiązuje on do tego słynnego pytania stawianego z wyrzutem, które słyszymy, gdy przyznajemy się do braku chęci posiadania dzieci: “To kto ci szklankę wody poda na starość?” jest wręcz kwintesencją egoizmu – no bo czy sprowadzasz na świat służącego/służącą? Nie. Rodzicielstwo to nie transakcja wymienna. A ile jest starszych osób, które pomimo posiadania dzieci, wnuków czy nawet prawnuków, przebywają w domach spokojnej starości? Może to jednak nie o sam fakt “posiadania’ dziecka chodzi, ale o zbudowanie z nim relacji? 

Wskazówka dla polityków i polityczek jest taka, że o dziwo atakowanie kobiet nie zachęca ich do rodzenia dzieci. Nie tylko świata polityki zresztą to się tyczy, ale nas wszystkich. Są ślady prób nawiązania dialogu, właśnie chociażby poprzez te dwie książki. Plus w tym całym “sporze” nie chodzi chyba o same dzieci/dzietność, ale o inny sposób patrzenia na świat, inne wartości, inny styl życia. A może warto jednak poznać tego Innego i pomimo różnic darzyć jego/ją szacunkiem?

 

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.

Odkryj więcej z Zielone Wiadomości

Zasubskrybuj już teraz, aby czytać dalej i uzyskać dostęp do pełnego archiwum.

Czytaj dalej